Reklama

Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Szymon Szczepanik

Autor:Szymon Szczepanik

28 marca 2024, 10:34 • 11 min czytania 2 komentarze

– Tak, to był najtrudniejszy sezon w mojej dotychczasowej karierze szkoleniowej – powiedział nam Thomas Thurnbichler, z którym porozmawialiśmy w Planicy, podczas ostatniego weekendu Pucharu Świata. Trener kadry skoczków odpowiedział między innymi na pytania, jakich zmian w trakcie sezonu dokonał sztab kadry, czy bierze do siebie krytykę, którą pod jego adresem wypowiadali w mediach polscy skoczkowie, a także czy kibice muszą pogodzić się z tym, że ze względu na wiek liderzy naszej kadry nie będą już skakać lepiej. Austriak przeanalizował też, co sprawiło, że polscy skoczkowie w zakończonych rozgrywkach spisywali się znacznie poniżej oczekiwań: – Tak bywa, że czasami próbujesz nowych rzeczy i one nie wychodzą. Tym razem nowe elementy treningu zawiodły, ale to ja ponoszę odpowiedzialność.

Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

SZYMON SZCZEPANIK: To był najtrudniejszy rok w pana trenerskiej karierze?

THOMAS THURNBICHLER: Z pewnością był to dla mnie sezon pełen walki, w którym wydarzyło się wiele rzeczy, a część zbiegła się ze sobą w czasie. Więc tak, to był najtrudniejszy sezon w mojej dotychczasowej karierze szkoleniowej.

Rozłóżmy go nieco, zaczynając mimo wszystko od pozytywów. Dostrzega pan jakieś po tym roku?

Z pewnością zalicza się do nich postawa Olka Zniszczoła, który ma za sobą najlepszy sezon zimowy w karierze. Dodatkowo miał bardzo dobre lato, choć podczas jesieni on także zmagał się z niewielkimi problemami. Jednak wiemy, dlaczego tak się stało. Odbyliśmy wtedy mnóstwo podróży i bardzo ciężko trenowaliśmy. To były powody przez które zaliczyliśmy słabsze wejście w tegoroczną edycję Pucharu Świata. Ale Olkowi udało się bardzo dobrze zarządzić kryzysem formy. Wytrwale ufał procesowi treningowemu. Mamy przy tym naprawdę dobrą relację, widziałem też jaką zaliczył poprawę od Turnieju Czterech Skoczni. Aktualnie jest skoczkiem na poziomie czołowej dziesiątki Pucharu Świata.

Reklama

Z którego weekendu Pucharu Świata jako trener jest pan najbardziej zadowolony?

Bez wątpienia naszym największym sukcesem były podium Olka w Lahti. Poza tym mieliśmy kilka innych niezłych występów jako kadra. Zaliczyliśmy dobre mistrzostwa świata w lotach. Jasne, nie zdobyliśmy tam medalu, lecz Piotr Żyła i Olek pokazali się na nich z dobrej strony [zajęli odpowiednio 6. i 12. miejsce – dop. red].

A co z negatywnymi aspektami sezonu 2023/2024? Mówiąc szczerze, dostrzegam ich więcej, niż pozytywów.

To nie był dobry sezon w naszym wykonaniu i znamy odpowiedź na pytanie, dlaczego tak się stało. Dokonaliśmy zmian w planowaniu niektórych elementów zespołu. W zeszłym roku inaczej podchodziliśmy do przygotowania fizycznego. Przed kolejnym sezonem to wszystko uległo zmianie, której dokonał Marc Noelke. Postanowiłem dać mu wolną rękę w podążaniu obraną ścieżką, ponieważ mu ufałem i uważam za doskonałego eksperta. Koniec końców jego plan okazał się wielkim problemem, co potwierdziło się w postaci słabych wyników. Ja również nie zareagowałem na negatywne zmiany wystarczająco wcześnie.

Stałym problemem polskich skoczków były prędkości najazdowe. Kamil Stoch zawsze miał je niższe ze względu na to, że jest lżejszy. Ale nasi pozostali skoczkowie także nie wyróżniali się na plus pod tym względem.

Reklama

Tak, to była kolejna kwestia z którą musieliśmy się uporać, czasami nasi skoczkowie poruszali się znacznie wolniej od konkurencji. Widzieliśmy, że pod tym względem przede wszystkim Niemcy i Szwajcarzy poczynili spory postęp. Te kadry korzystają z własnego systemu smarowania nart, który nieustannie rozwijają. Obecnie są w stanie dosyć szybko dostarczyć swoim skoczkom odpowiednie mieszanki do nart. Austriacy także korzystają z własnych rozwiązań, przez co od czasu do czasu osiągają dobre prędkości najazdowe. Pod tym względem byliśmy prawie najsłabszą kadrą.

Jesteśmy jednak pewni, że nie chodzi tu wyłącznie o kwestie związane z przygotowaniem nart. Prędkości nie są wysokie także przy nieodpowiednich pozycjach najazdowych. To był jeden z naszych kluczowych elementów w pierwszym sezonie pracy, kiedy skupiliśmy się na podstawach skoków. Takich, jak pozycja najazdowa, którą trenowaliśmy w pierwszych miesiącach. Ona pozwoliła osiągać dobre prędkości oraz ustabilizowała formę. Dlatego przed następnym sezonem ponownie skupimy się na podstawach, by zbudować solidne i przede wszystkim spójne skoki.

Jak bardzo odstawaliśmy sprzętowo na początku sezonu? Odniosłem wrażenie, że wtedy przegraliśmy tę rywalizację z innymi kadrami.

Zawsze trudno jest znaleźć odpowiednie rozwiązania sprzętowe w sytuacji, kiedy skoczkowie nie skaczą stabilnie. Na osiąganie konkretnych wyników w skokach większy wpływ ma po prostu przygotowanie samego skoczka. Zanim zaczniesz zmieniać poszczególne elementy sprzętu, musisz ustabilizować formę zawodnika. Jednak z pewnością na początku sezonu mieliśmy problemy z kombinezonami. Staraliśmy się podążać za filozofią, która prawdopodobnie powodowała spadki naszych prędkości osiąganych w fazie lotu. Ale nawet dobrze rozwiązaliśmy ten problem i pod koniec sezonu widzieliśmy, że próby naszych zawodników były bardziej stabilne w locie. Nasze przygotowanie nart także nie było najlepsze pod względem ich balansu i długości. Ale jak powiedziałem, łatwo jest ulepszać sprzęt, kiedy oddajesz powtarzalne, spójne skoki. To trudna sztuka, kiedy tego nie robisz.

Co konkretnie zmieniliście w sprzęcie na przestrzeni sezonu?

Zmianom uległy kroje kombinezonów. Wraz z początkiem Turnieju Czterech Skoczni podjęliśmy spory wysiłek, by poprawić ten element. Pamiętam, że wtedy nasz sztab siedział nad sprzętem całą noc, ale to przyniosło oczekiwany efekt. Zwłaszcza w przypadku Olka, ponieważ on skakał powtarzalnie, więc był otwarty na sprawdzanie nowych rozwiązań. Dokonaliśmy też kilku małych zmian w obuwiu czy wiązaniach nart. Ale to proces, który jest możliwy tylko wtedy, kiedy zawodnik jest na niego otwarty. A skoczek zawsze jest otwarty na nowe rozwiązania wtedy, kiedy czuje się pewnie na skoczni.

Zmiany w przepisach utrudniły wejście ten sezon? Chociażby jeden z modeli butów Nagaba został zakazany, jednak ta kwestia długo się przeciągała, a Polacy wciąż z niego korzystali.

Tak, ale nie wszyscy. Druga kadra skakała w modelu, który został zakazany przez FIS, ale w naszej ekipie tylko Olek i Piotrek korzystali z nowego obuwia. Więc dla Piotrka z pewnością była to sytuacja do której musiał się dostosować. Ponadto zaczęliśmy zmieniać wkładki i piętki, musieliśmy dokonać pewnych adaptacji. Nie były one wielkie, ale w szczególności dla doświadczonych zawodników, którzy od długiego czasu korzystali z określonego sprzętu, małe zmiany mogą okazać się trudne do zaimplementowania.

Bierze pan do siebie słowa skoczków, które ci wypowiadają w mediach pod pana adresem? Na przykład Dawida Kubackiego, który nie krył rozczarowania decyzją o tym, że na moment pójdzie w odstawkę. Skoczkom zdarzało się krytykować decyzje sztabu.

Nie możesz brać takich słów do siebie. Skoczek zawsze chce pokazać swoje najlepsze przygotowanie oraz rywalizować w zawodach. Moja rola jako głównego trenera czasami polega na tym, by podejmować trudne decyzje, z których sportowiec nie zawsze jest zadowolony. Jako trener musisz z tym żyć i zachować profesjonalną relację z podopiecznymi. Taka jest natura naszej pracy, że nasze wybory nie zawsze spotkają się z aprobatą skoczków.

Pytam o to, bo zapewne rozmawiacie ze sobą każdego dnia. Na pana miejscu zacząłbym się zastanawiać, dlaczego zawodnik mówi o jakimś problemie w mediach, a nie bezpośrednio do mnie.

Ponieważ dziennikarze to pierwszy partner w komunikacji zaraz po oddanym skoku. Wtedy sportowcy zawsze mają swoje opinie, które są wypowiadane w emocjach – zarówno pozytywnych po sukcesie, jak i negatywnych w przypadku rozczarowującego wyniku. To dlatego czasami słyszymy takie, a nie inne wypowiedzi, ale to nie dotyczy tylko naszej kadry, bo tak jest wszędzie. Nie winię o te wypowiedzi skoczków. Przeciwnie, kiedy oni uważają, że podążamy w złym kierunku, w rozmowie staram się im wytłumaczyć swoją perspektywę danego problemu.

Spodziewał się pan aż takiej presji, kiedy zaczynał pracę? Że każde słowo skoczków będzie analizowane przez media i kibiców?

Wiedziałem, że moje stanowisko wiąże się z ogromną presją. Polska to wspaniała nacja w skokach narciarskich, w której zainteresowanie tą dyscypliną przez kibiców i media jest największe na świecie. Ale z pewnością czasami trochę w tym wszystkim przesadzacie. (śmiech)

Cofnijmy się nieco do przygotowań przed tym sezonem. Wyjazd na Cypr to był błąd, kiedy ocenia pan go z perspektywy czasu? Może w listopadzie, kiedy do początku Pucharu Świata zostało kilkanaście dni, powinniśmy skupić się na innych elementach skoków.

Podstawowym założeniem wyjazdu na Cypr było to, by dać skoczkom odpocząć. Mieli oni zresztą pozwolenie na to, by zabrać ze sobą rodziny, choć oczywiście tam również trenowaliśmy. Problem w naszych przygotowaniach nie polegał wyłącznie na wyjeździe na Cypr. My ogólnie odbyliśmy wtedy zbyt dużo podróży. Nawarstwienie kolejnych wypraw i treningu okazało się po prostu zbyt wielkie.

ZWROT 50% DO 500 zł – BEZ OBROTU W FUKSIARZ.PL!

Z kadry dochodziły głosy, że nasi skoczkowie są zajechani.

I zgadzam się z tym zarzutem. Rozmawiałem na ten temat osobiście z każdym z naszych skoczków, w Planicy mieliśmy też na ten temat spotkanie w grupie, na którym obecni byli zawodnicy i każdy członek sztabu. Wszyscy zastanowiliśmy się, co w tym roku poszło nie tak i stało się dla nas jasne, że przesadziliśmy w okresie przygotowawczym. Tym razem chcieliśmy osiągnąć z zawodnikami szczytowy poziom przygotowania fizycznego. Ale okazało się, że przekroczyliśmy limit ich wytrzymałości. Trzeba być bardzo delikatnym w założeniu jak dużo obciążeń treningowych możesz nałożyć zawodnikowi.

Na przestrzeni sezonu w sztabie doszło do ważnej zmiany. Marca Noelke zastąpił Wojciech Topór. Dlaczego zdecydowaliście się na taki krok?

Odbyłem rozmowę z Markiem i podjąłem decyzję o zastąpieniu go Wojtkiem Toporem, który w mojej opinii jest jednym z najlepszych polskich trenerów. Dodatkowo kadrowicze w pełni ufają jego metodom – w szczególności Kamil, Dawid oraz Maciej Kot, którzy mieli okazję pracować z nim na co dzień. Muszę jednak powiedzieć, że Marc Noelke to naprawdę znakomity fachowiec, który ma na koncie sporo sukcesów w Austrii. Jesteśmy bardzo wdzięczni za pracę, którą dla nas wykonał w poprzednim sezonie. On również był częścią naszych sukcesów.

Mówi pan o Niemcu w superlatywach, ale decyzja o pożegnaniu się z nim wyglądała jak wskazanie winnego.

W tamtym momencie była to zmiana, której kadra potrzebowała, Marc także zrozumiał moją decyzję. Nie powiedziałbym, że Noelke jest winny temu, jak wyglądał obecny sezon, bo na samym końcu odpowiedzialność ponosi trener główny. To ja mogłem zareagować i odpowiednio wcześnie zmienić niektóre elementy treningu, ale tego nie zrobiłem, bo zaufałem metodom Marca. Tak bywa, że czasami próbujesz nowych rzeczy i one nie wychodzą. Tym razem nowe elementy treningu zawiodły, ale to ja ponoszę odpowiedzialność. Nie chcę teraz zrzucać całej winy na Marca.

A może my jako kibice po prostu nie możemy pogodzić się z tym, że nasi liderzy się starzeją i to naturalna kolej rzeczy, że zaliczą obniżkę formy?

Nie jest łatwo cały czas znajdować się w dobrej formie, kiedy jesteś coraz starszy. Jednak Dawid, Kamil i Piotr wciąż mogą osiągnąć na tyle wysoki poziom, by znajdować się w czołówce Pucharu Świata. Kibice są bardzo rozpieszczeni znakomitymi wynikami, które ta trójka osiągała w ciągu ostatnich dziesięciu lat, a nawet w zeszłym roku. Ale brak cierpliwości to coś, co często wyróżnia fanów. Oglądają skoki, bo chcą zobaczyć Polaków osiągających sukcesy. Jednak widzę po naszych najstarszych skoczkach, że kiedy dobrze przepracujemy okres przygotowawczy, damy im więcej regeneracji, to wciąż będą mogli walczyć z najlepszymi, a nasze skoki dalej będą odgrywały ważną rolę na świecie.

Jednocześnie musimy teraz skoncentrować się na młodym pokoleniu skoczków, lecz w tej kwestii Polacy muszą być bardzo cierpliwi. Zmagamy się z problemami, które w ciągu ostatnich lat nie zostały rozwiązane. PZN długo nie podejmował kroków, które były konieczne do zrobienia już pięć-sześć lat temu, by nowa generacja skoczków mogła wejść do tego sportu bez przeszkód. Ale wciąż mamy dobrych zawodników w grupach młodzieżowych, Polacy w wieku 16-17 lat mogą wskoczyć do czołowej dziesiątki Pucharu Kontynentalnego, przywożą medale z młodzieżowych igrzysk olimpijskich. Teraz musimy zadbać o to, by w dobrym stylu przenieść ich na poziom seniorów i pierwszej kadry. Bo oczywiście, ich nagły przeskok do seniorskiego skakania może się wydarzyć, ale nie będzie wynikał z opracowanego planu.

Co stało się z tak zwaną drugą linią naszych skoczków? Wprawdzie Aleksander Zniszczoł osiągnął przy panu szczyt formy. Ale Paweł Wąsek już nie wykonał następnego kroku po niezłym poprzednim sezonie.

Paweł w zasadzie miał dobre momenty tej zimy. Jednak on także trenował w pierwszym zespole, więc jemu też zabrakło świeżości. Dodatkowo dotknęła go nerwowa atmosfera panująca w kadrze. To jeden z tych sportowców, którzy potrzebują dobrego klimatu w grupie, poczucia pewności siebie. Oczywiście, to nie był jego najlepszy rok, ale ostatecznie zakończył go zwycięstwem w konkursie Pucharu Kontynentalnego.

Martwi pana to, co działo się w kadrze B, będącej zapleczem pana reprezentacji? Jan Habdas w Pucharze Kontynentalnym wywalczył zaledwie 41 punktów w 21 startach. Tomasz Pilch właściwie zniknął. Do tego głośno było o konflikcie zawodników ze sztabem Davida Jiroutka.

Owszem, dla nich też był to ciężki rok. Jednak muszę powiedzieć, że poprzedni sezon w wykonaniu kadry B nie był wiele lepszy, choć nie mam przed sobą statystyk, by to porównać. Liczyliśmy na to, że w tym roku kadra B zanotuje poprawę rezultatów. Ale sportowcy także są odpowiedzialni za wyniki. Kiedy analizowałem niektóre fizyczne aspekty ich przygotowania, to jasno wynikało z nich, że nie wszyscy przykładali się do treningów. W szczególności Janek mógł czuć się rozczarowany, że nie zdecydowałem się dołączyć go do pierwszego zespołu, ale dla mnie było jasne, że nie mogę tego zrobić, bo miał problemy z kolanem i nie chciałem go spalić. Dlatego dałem mu ten rok na to, by spokojnie doszedł do pełni zdrowia. W przeciwnym wypadku jego problemy mogłyby się tylko nasilić.

Ostatnie pytanie, jakie zmiany w przygotowaniach do następnego sezonu Pucharu Świata poczyni kadra A?

Ponownie będę miał zespół w swoich rękach. Teraz wszyscy dostaną sporo wolnego czasu ponieważ chcę, żeby wrócili głodni skoków i treningu. Zajęcia będą też bardziej zindywidualizowane. Nawet do kwestii występów na poszczególnych zawodach podejdziemy w bardziej spersonalizowany sposób. Ponownie będziemy chcieli wypracować te podstawy, które dawały nam sukces.

ROZMAWIAŁ SZYMON SZCZEPANIK

Fot. Newspix

Czytaj więcej o skokach:

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Komentarze

2 komentarze

Loading...