Skoki w Planicy to przede wszystkim niepowtarzalna atmosfera, zwykle poparta mocno świecącym słońcem i odczuwaną w powietrzu wiosną. Dziś jednak było inaczej, bo gdy skoczkowie pojawili się na Letalnicy o 15, konkurs miał nieco inną oprawę. Wspomniana atmosfera w pełni obecna będzie od jutra – gdy zawodnicy latać będą jeszcze przed południem, jak to w Słowenii od zawsze bywało. Święto miejscowi kibice rozkręcić mogli jednak już dzisiaj – bo na najwyższym stopniu stanął Peter Prevc. Ten sam, który pojutrze skończy karierę.
Pero! Ku radości miejscowych fanów… a nawet rywali
Największa legenda słoweńskich skoków? Miłośnicy dawnego latania pewnie powiedzą, że Primoż Peterka, który w latach 90. miał moment, gdy dla rywali był nieosiągalny, dwukrotnie wygrywając Puchar Świata. Peter Prevc – który wystrzelił z wielką dyspozycją niemal 20 lat po swoim poprzedniku – Kryształową Kulę ma tylko jedną. Ale do tego, przywołując tylko indywidualne sukcesy, dwa medale olimpijskie z Soczi, dwa medale mistrzostw świata, złoto mistrzostw świata w lotach i triumf w Turnieju Czterech Skoczni. Do tego rekordy: choćby ten największej liczby zwycięstw w konkursach w jednym sezonie Pucharu Świata, którego – co wiemy już od tygodnia – nie pobije nawet Stefan Kraft, wybitny w trwającym sezonie.
Peter jakiś czas temu ogłosił, że skończy karierę po sezonie. I w sumie nie mogło to dziwić.
Co prawda Słoweniec nie jest jeszcze aż tak starym zawodnikiem – we wrześniu skończy 32 lata. Ale, podobnie jak jego bracia, do skoków zawsze podchodził rozsądnie. A od kilku lat widział, że nie lata na takim poziomie, na jakim robił to w przeszłości. Po swoim wielkim sezonie 2015/2016, gdy nie było na niego mocnych, na podium zawodów PŚ stanął przecież ledwie 13 razy. Mniej niż podczas tamtej jednej, niesamowitej zimy. A jedyne zwycięstwo w tym okresie zaliczył w sezonie 2019/20. Dawno, naprawdę dawno temu, jak na klasę Słoweńca.
ZWROT 50% DO 500 zł – BEZ OBROTU W FUKSIARZ.PL!
Od ogłoszenia końca kariery coś jednak się zmieniło. Przed dzisiejszym konkursem czterokrotnie stanął na podium. Przez 13 ostatnich zawodów tylko dwukrotnie wypadł poza TOP 10, a ani razu poza TOP 15 zawodów Pucharu Świata. Jakby w momencie, gdy już zdecydował się na ten krok, zniknęła jakaś mentalna blokada, która mu ciążyła i Peter poczuł, że znów może latać. Już kilkukrotnie w ostatnim czasie był bliski zwycięstwa, ale się nie udawało. Aż do dziś. Aż stanął przed swoimi kibicami. Aż dwa razy poleciał fantastycznie i najpierw był drugi (po skoku na 237.5 metra), a potem – doskonałym lotem na 231 metrów, najlepszą odległość w drugiej serii – wyprzedził Daniela Hubera.
Gdy okazało się, że wygra, gratulowali mu wszyscy. W tym choćby szeroko uśmiechnięty Kamil Stoch, który przecież przez lata z Peterem rywalizował. Nie dziwi, że rywale doceniają Słoweńca, to świetny gość, który właściwie nie ma żadnych wrogów w świecie skoków. Wszyscy zdają się go lubić, a on lubić wszystkich. Z tego powodu nawet rywale Słoweńca – ba, nawet Austriacy, których zawodnika przecież wyprzedził – cieszyli się z jego triumfu. W tym i Stefan Kraft, któremu Pero… może zabrać jeszcze triumf w Pucharze Świata w lotach. Przed niedzielnym, ostatnim indywidualnym konkursem PŚ w tym sezonie, przewodzi tej klasyfikacji o 34 punkty. A drugi jest właśnie Słoweniec.
Kto wie, czy w niedzielę miejscowi fani nie ucieszą się więc podwójnie. I w sumie im tego życzymy. Stefan swoje w tym sezonie wygrał, niech Pero na koniec kariery dopisze jeszcze jedno trofeum do wielkiej kolekcji.
Uśmiechnięty Kamil
Skupiliśmy się w tym tekście na Prevcu i musicie nam to wybaczyć – to po prostu wydarzenie dnia. Ale poza jego triumfem na Letalnicy działo się jeszcze trochę. Przede wszystkim – Polacy. Poza rozczarowującym skokiem Dawida Kubackiego, który nie wszedł do drugiej serii, latali całkiem nieźle. Najlepszym z Biało-Czerwonych był Kamil Stoch, który ostatecznie zajął 11. miejsce i dwa razy polatał tak, że nawet nieco uśmiechnął się pod nosem po lądowaniu. Zresztą on też osiągnął dziś historycznego, bo jako pierwszy skoczek w dziejach ponad 250 razy w oficjalnych zawodach przekroczył granicę 200. metra – lądował odpowiednio na 213. i 218.5 metrze.
Niżej od niego – choć po pierwszej serii był o sześć lokat przed Stochem – zawody skończył Olek Zniszczoł, któremu nie wyszedł drugi skok, ale na 14. miejsce tej zimy i tak przesadnie nie możemy narzekać. Piotr Żyła, który zachwycił wszystkich wczoraj, skokiem na 241 metrów, dziś był słabszy, zawody zakończył na 23. miejscu.
Co jeszcze warto podkreślić? Dobre loty niespodziewanych bohaterów, choćby Jewhena Marusiaka z Ukrainy (15. miejsce) czy Noriakiego Kasaiego, który od powrotu do Pucharu Świata regularnie zgarnia po kilka punktów. Dziś Japończyk dopisał do swojego dorobku dwa oczka za 29. miejsce w klasyfikacji konkursu. Świetnie latał też młody Erik Belshaw ze Stanów Zjednoczonych, ostatecznie ósmy, a punkty niespodziewanie zgarnął też Maksim Bartolj, reprezentant gospodarzy (21.).
Jutro w Planicy czeka nas rywalizacja drużynowa, w niedzielę konkurs indywidualny na zakończenie Pucharu Świata.
Fot. Newspix
Czytaj też: