Borussia miewała lepsze momenty w swojej historii. Krytycy zarzucali zespołowi nie tylko co najwyżej mierną formę sportową, ale także rozbicie szatni, jakie miało panować na Signal Iduna Park. Jedną z centralnych postaci schizmy miał być Marco Reus, który jednak pragnąc zaprzeczyć tym plotkom, zabrał wreszcie głos.
Źle się dzieje w Dortmundzie. Ekipa Edina Terzicia sprzeciętniała na każdej płaszczyźnie. W zeszłym sezonie do samego końca biła się o mistrzostwo Niemiec, które, choć frajersko przegrała, to jednak było wyraźnie w jej zasięgu. Aktualnie natomiast drżeć musi o udział w Lidze Mistrzów. Zagrożenie brakiem udziału w najważniejszym europejskim turnieju figuruje nie tylko na papierze – tegoroczna rywalizacja o czołowe pozycje stoi na najwyższym poziomie.
Co przeszkadza Borussii w osiągnięciu pułapu wyznaczonego przez nie tylko Bayern, ale także Vfb Stuttgart czy Bayer Leverkusen? Już od dłuższego czasu z gabinetów niemieckiego klubu miały dochodzić pogłoski o konflikcie na linii trener-zawodnicy. Terzić nie dał się poznać podczas swojej kariery jako trener rządzący żelazną ręką. Ma dość swobodne relacje z drużyną przez niego prowadzoną, co miało nie podobać się klubowej starszyźnie. Wśród niezadowolonych pozycję lidera miał objąć Marco Reus.
W wywiadzie ze “Sport1” Niemiec bardzo ostro odżegnuje się od zarzutów nieposłuszeństwa wobec trenera, jego zdaniem wyraźnie napompowanych przez media:
– Nie było żadnej próby zamachu stanu. Ani przeze mnie, ani przez innych zawodników. Wiele przeszedłem w swojej karierze i nie jestem typem, który pozwala, aby negatywne nagłówki zbliżały się do ciebie. Granica została dla mnie przekroczona i dlatego nie chcę tego tak zostawiać – zaczął, by chwilę później nawiązać do swojej niedawnej reakcji na zmianę w meczu dokonaną przez jego szkoleniowca.
W zremisowanym 1:1 meczu z Augsburgiem niemiecki menedżer zdecydował się zdjąć klubową legendę z boiska. Ta odpłaciła się fochem. 34-latek nawet nie spojrzał w stronę trenera, co natychmiastowo podchwyciły media. Sam zainteresowany jednak wyraźnie twierdzi, że nie ma żadnej złej krwi między nim a szkoleniowcem.
– Oczywiście byłem rozczarowany, że musiałem opuścić boisko. I nie powinnam była okazywać swojego rozczarowania w ten sposób, to nie było dobre. W takich chwilach muszę mieć większą kontrolę nad swoimi emocjami. Mamy jednak bardzo dobre relacje. Dużo ze sobą rozmawiamy – zakończył.
WIĘCEJ O BUNDESLIDZE:
- Sahin, Bender, Sancho – powrót do przeszłości w Dortmundzie. Ale po co?
- Awantura o inwestora. Dlaczego niemieckie trybuny znów płoną?
- Dawid Kownacki odejdzie z Werderu Brema?
fot. Newspix