To miał być szalenie wyrównany mecz. Taki, przy którym można było nastawiać się na trzysetowy bój. W końcu spotkały się w nim zawodniczki, które podczas tegorocznych WTA Finals nie oddały rywalkom ani jednej partii. Ale Iga Świątek ponownie nas zaskoczyła. Kolejny raz pokazała, że jest tenisistką wybitną. Najlepszą na świecie, bo przecież dziś Polka walczyła także o odzyskanie pozycji liderki rankingu WTA z rąk Aryny Sabalenki. I udowodniła to wszystko w najlepszy z możliwych sposobów, wręcz zmiatając z kortu Jessicę Pegulę – piątą rakietę kobiecego tenisa – w równo godzinę! Oddając jej zaledwie gema w meczu i deklasując pod każdym względem. Proszę państwa, tak gra najlepsza tenisistka sezonu 2023!
Faworytką tego starcia u bukmacherów była Polka, aczkolwiek wielu ekspertów przestrzegało przed lekceważeniem Amerykanki. W końcu ona też grała świetne zawody. W Cancun, podobnie jak Świątek, nie straciła ani jednego seta. Ponadto, chociaż lepszy bilans ich wszystkich rozegranych spotkań posiadała Iga, to Jessica w tym sezonie pokonała ją dwa razy, ponosząc przy tym jedną porażkę.
Jeżeli zatem ktokolwiek zakładał, że ujrzy jednostronne widowisko na korzyść Polki, to mógł się w swoich przewidywaniach srogo przeliczyć. Niemniej jednak to Świątek grała o nieco większą stawkę od Peguli. Wprawdzie tenisistka z Raszyna od kilku miesięcy jak ognia unikała rozmów o rankingu WTA, ale ten aspekt grzał opinię publiczną równie mocno, co potencjalny triumf w turnieju wieńczącym sezon. A przecież wygrana w Meksyku, poza pierwszym w karierze zwycięstwem w WTA Finals, dawała Polce także powrót na pozycję liderki rankingu WTA. Na tej czaiła się jeszcze Sabalenka, lecz z niewielką przewagą.
TO MIAŁ BYĆ WYRÓWNANY FINAŁ?!
Meczowi – jak zresztą wszystkim w Cancun – od początku towarzyszył jednak delikatny niepokój, a wszystko przez fatalną organizację turnieju. Korty do gry w tym miejscu powstały na ostatnią chwilę i za samą jakość nawierzchni zebrały mnóstwo krytyki. Pogoda co chwilę krzyżowała szyki organizatorom. W finale na szczęścia i pogoda, i nawierzchnia problemów raczej nie sprawiały. Za to na moment – na samym początku spotkania – zepsuł się automatyczny system wywoływania autów, ale szybko przywrócono go do sprawnego działania.
Dla Świątek najważniejsze było jednak to, że usterka, nie wpłynęła na jej postawę na korcie. Nasza rodaczka była tak samo znakomita, jak w półfinale z Białorusinką. W dodatku wydawało się, że żywiołowi fani z Meksyku bardziej deprymują jej rywalkę.
A w szczególności Pegulę wybiło z rytmu ich… spóźnialstwo. Oto bowiem, kiedy kibice, którzy od początku nie oglądali finałowej rywalizacji z trybun, zaczęli być na nie wpuszczani po trzecim gemie, Amerykanka nieco rozkojarzyła się ich ciągłym ruchem. Popełniła kilka błędów, co szalenie skupiona Świątek bezlitośnie wykorzystała.
Po raz kolejny Polka pokazywała, jak znakomitą jest zawodniczką. Górę wzięła jej konsekwencja i doświadczenie w grze o największą stawkę. Finał w Cancun był jej dwudziestym pierwszym, który zagrała w tourze. Do tej pory przegrała zaledwie cztery. Dziś nie zamierzała dopuścić do tego, by ostatnia z wymienionych liczb uległa zmianie i w pierwszym secie pokonała tenisistkę z USA 6:1.
SPRAWDŹ: PROMOCJA W FUKSIARZ.PL DLA NOWYCH GRACZY. 100% BEZ RYZYKA DO 300 ZŁ
NAJLEPSZA NA ŚWIECIE
W drugim secie Pegula wciąż wyglądała przy Świątek niczym tenisistka zagubiona. Taka, która jest zdolna urwać faworytce pojedyncze punkty, postraszyć w paru akcjach. Ale nic więcej. Bo cóż z tego, że Jessica miała okazję dobrze wejść w drugą partię, skoro Polka stłamsiła jej marzenia fantastycznie zagranym returnem?
Owszem, Świątek także popełniała niewielkie błędy. Ale paradoksalnie, one finalnie wpływały jeszcze gorzej na postawę psychiczną Amerykanki. To wszystko wyglądało bowiem tak, jakby Iga rzucała rywalce jakąś nitkę nadziei. Rzecz w tym, że za każdym razem, gdy Jessica łapała się na grę, Polka ową nić przecinała dosłownie po chwili. A to znakomitą wymianą. To świetnym zejściem do siatki. Albo innym zagraniem, które tylko ona mogła wymyślić i skutecznie zrealizować.
To był tenis dwóch różnych jakości. Świątek stłamsiła Pegulę pod każdym względem. Także mentalnym, bo Amerykanka w pewnym momencie była tak zestresowana, że rzucając z niechęcią rakietą, nieopatrznie uderzyła się nią w głowę.
To był tenis, który, będąc w najwyższej formie, potrafi grać tylko i wyłącznie Iga Świątek.
Wreszcie, to był tenis pierwszej rakiety świata. Pani Aryno, mamy nadzieję, że miło było zajmować miejsce na czele rankingu WTA. Oraz, że się pani do niego za bardzo nie przyzwyczaiła, gdyż należy ono do Polki.
Iga Świątek – Jessica Pegula 2:0 (6:1, 6:0)
Fot. Newspix
Czytaj więcej o tenisie: