Mocno pod górkę w tej ogólnie bardzo ciekawej kolejce Ekstraklasy miały drużyny z czołówki. Śląsk zremisował w Chorzowie, Jagiellonia przegrała w Szczecinie (tu Pogoń jest wyjątkiem), Lech stracił dwa punkty na Cracovii, Legia skompromitowała się ze Stalą, Zagłębie dostało z Radomiakiem. Do grona umęczonych faworytów dołączył Raków, który przed własną publicznością nie potrafił pokonać Widzewa – wypoczętego w obliczu przełożonego meczu z Ruchem Chorzów.
Chciałoby się rzec, że gdzieś to już widzieliśmy: Raków w pierwszej połowie nie gra na swoim optymalnym poziomie, ma problemy i dopiero korekty oraz uwagi od sztabu w przerwie sprawiają, że w drugiej odsłonie następuje poprawa. Właśnie tak wyglądało też niedzielne starcie.
Raków Częstochowa – Widzew Łódź 1:1. Mocny początek gości
Gospodarze zaczęli od falstartu, błyskawicznie dali się zaskoczyć rozegraniem rzutu wolnego i dośrodkowaniem Milosa, które efektownie wykończył Mateusz Żyro. Był on dziś liderem łódzkiej defensywy, zaliczył kilka kluczowych interwencji, dlatego plus przy jego nazwisku możemy spokojnie postawić za całokształt. Nawet kontuzja Juana Ibizy i wejście Luisa Silvy nie zaburzyło obrony Widzewa na tyle, żeby został zmuszony do powrotu z pustymi rękami.
Raków przy lepszej skuteczności i tak powinien wygrać. Ante Crnac zabrał asystę Bartoszowi Nowakowi. Dwukrotnie ze zgrań głową na dalszy słupek mogły wyjść bramki – raz Ravas byłby już absolutnie bezradny, ale wybiciem piłki z linii uratował go Hanousek. Dość często kotłowało się w polu karnym gości i brakowało centymetrów czy wejścia o pół tempa szybciej, żeby oddać strzał z dobrej pozycji. No ale futbol to często gra szczegółów, prawie również w tym świecie robi dużą różnicę.
Samo wyrównanie wzięło się z potężnego chaosu, trzeba jednak oddać Jeanowi Carlosowi, że zachował się bardzo przytomnie i w tym tłoku uderzył niezwykle precyzyjnie.
Słabi zmiennicy
Widzew może żałować przede wszystkim zmarnowanej sytuacji Kuna tuż przed przerwą, gdy mając mnóstwo miejsca i czasu na linii pola karnego strzelił prosto do rąk Kovacevicia oraz kilku źle rozegranych kontr w drugiej połowie. Na boisku zrobiło się więcej miejsca, zawodnicy idący do przodu mieli granie 1 na 1, ale zawsze czegoś brakowało. Łodzianie mogą też mieć pretensje do sędziego, który słusznie nie podyktował rzutu karnego za to, że Shehu został trafiony piłką w rękę, tyle że aby skonsultować się z wozem VAR przerwał drużynie Daniela Myśliwca obiecująco zapowiadający się atak, zamiast poczekać na przerwę w grze.
Poza Koczerhinem wszyscy rezerwowi spisali się poniżej oczekiwań. W Rakowie zawiódł zwłaszcza Fabian Piasecki, który przez ponad pół godziny zanotował ledwie pięć kontaktów z piłką i w żaden sposób nie przydał się zespołowi. W Widzewie niewiele po wejściu wniósł Jordi Sanchez. Wracający po kontuzji Fran Alvarez kilka razy ładnie rozprowadził kontry, lecz przy straconym golu to on mógł zrobić najwięcej. Najpierw nie zdołał dobrze wybić piłki głową, a później spóźnił się z blokowaniem strzału Carlosa.
Raków paradoksalnie po tym remisie i tak co nieco zyskał, bo odskoczył na punkt Legii i odrobił punkt do Jagiellonii, jednocześnie nie pozwalając zwiększyć dystansu Lechowi i Śląskowi. Nie zmienia to faktu, że również po “Medalikach” widać pewne zmęczenie materiału. Widzew pokazał, że nie tracił czasu podczas trzech tygodni przerwy w graniu o stawkę.
CZYTAJ WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- ZEZŁOMOWANI. Legia upokorzona przez Stal
- Udana inauguracja Ruchu na Stadionie Śląskim – na boisku i na trybunach [REPORTAŻ]
Fot. Newspix