Powiedzmy sobie wprost: to miała być formalność. Najlepiej w formule “zapakuj trzy sztuki w 45 minut, a potem włącz tryb eko”. Pamiętamy przecież, że tydzień temu, gdyby nie popisy Dante Stipicy między słupkami, Pogoń zapewne skończyłaby mecz na zero z tyłu, a zatem można było sobie wyobrazić, że bez baboli w defensywie jest w stanie zrobić to dzisiaj. Nic jednak bardziej mylnego. Co prawda tak rażących błędów indywidualnych nie odnotowaliśmy, ale na tym awansie do dalszej fazy eliminacji Ligi Konferencji pojawiła się rysa, obok której nie da się przejść obojętnie.
Nie zrozumcie nas źle. Nie chcemy pastwić się nad Pogonią, która wykonała swoje zadanie, zebrała nam punkty do rankingu i zapracowała na kontynuację przygody w Europie. Sęk w tym, że strata czterech goli w dwumeczu z Linfield – ekipy z Irlandii Północnej wartej tyle, co trzech strzelców bramek dla Portowców – po prostu nie może napawać optymizmem. To jest łyżka dziegciu w beczce miodu, nie oszukujmy się.
I naprawdę można było zmartwić się choćby obrazem pierwszej połowy, kiedy Pogoń nie dość, że straciła gola na 0:1, to jeszcze sama emanowała bezradnością. Oczywiście miała komfort w postaci trzech bramek przewagi, lecz na boisku niepotrzebnie zrobił się smród, który…
No właśnie. Trochę pokazuje, w jakim miejscu nadal jest Pogoń, jeśli chodzi o bronienie własnego pola karnego. – Męczyliśmy się. To nie tak miało wyglądać. Pozwalaliśmy im grać swoją grę i to był nasz problem. Strata czterech goli boli – powiedział Mariusz Malec po meczu, stoper szczecińskiego zespołu.
Z przodu – ekstra. Taki Koutris, lewy obrońca, notuje dziś dwie asysty, a Wahlqvist po drugiej stronie ładuje bramkę po jednym z podań Greka. Tego typu współpraca skrajnych defensorów bardzo nam się podoba, bo pachnie europejskim standardem rodem z najlepszych klubów w topowych rozgrywkach. Ale, jak to bywa w przypadku szczecinian, nie może być za dobrze.
SUPER PROMOCJA W FUKSIARZ.PL! MOŻESZ ODEBRAĆ 100% DO 300 ZŁ
Można by nawet pokusić się o stwierdzenie, że wspomniany już Koutris, który za konkrety w ofensywie mógłby zasłużyć na MVP spotkania, jest odbiciem dzisiejszej Pogoni Szczecin. Czyli: fantazja z przodu, dużo szumu, z którego zawsze coś wpadnie do sieci, a na tyłach luzy, które każdy lepszy rywal wykorzysta. Ba, Linfield przecież do takich nie zaliczamy, dlatego trochę obawiamy się rywalizacji Portowców w następnej rundzie eliminacji. Łatwiej nie będzie.
Ale wróćmy do pozytywów, żeby nie było, że tylko narzekamy. Owszem, powody do zmartwień są, natomiast kibice Pogoni znów powinni uśmiechnąć się na myśl, że mają napastnika z prawdziwego zdarzenia. Zaznaczymy to wyraźnie: Efthymios Koulouris zagrał swój czwarty mecz w barwach Portowców i w każdym z nich strzelił gola. Jeśli to nie robi na kimś wrażenia, szczególnie po różnych nieudanych transferach na tę pozycję, to nie wiemy, czego trzeba więcej. Wow, po prostu wow. I to samo dało się wykrzyknąć, kiedy Biczachczjan w przepiękny sposób przylutował z dystansu, dając Pogoni zwycięstwo. Niby już wszystko było pozamiatane, ale dobrze, że trener Gustafsson nie wstrzymywał swoich podopiecznych, którzy w ostatnich minutach mieli jeszcze dużą ochotę na poprawę wyniku.
A czy to wszystko, co prezentuje do tej pory Pogoń, wystarczy na KAA Gent, z którym najprawdopodobniej przyjdzie jej się zmierzyć w trzeciej rundzie? Nie chcemy być defetystami, ale następne wyzwanie dla akurat tej polskiej ekipy może być gorzką pigułką. No, chyba że absolutnie każda formacja zagra na miarę swojego potencjału. Poczekamy, zobaczymy.
POGOŃ SZCZECIN – LINFIELD 3:2 (0:1) (dwumecz 8:4)
Koulouris 49′, Wahlqvist 58′, Biczachczjan 75′ – Mulgrew 16′, McClean 51′
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Dymkowski: Śmierć stoi z boku. Niech ostrzy kosę, aż ją stępi
- Raków konsekwentnie nie sprzedaje swoich liderów i teraz to daje efekty
- Każdemu według zasług. Dlatego brawo Tomasz Rząsa
- Wyluzowany, pewny siebie, odporny na stres. Jak Zwoliński dorastał do gry w mistrzu Polski
- Podział wpływów w PZPN. Kto rządzi i kto za kim stoi? Sytuacja w związku po ostatnich aferach
Fot. Newspix