Reklama

Z ziemi amerykańskiej do polskiej. Podziemski będzie błyszczał nie tylko w NBA?

Kacper Marciniak

Autor:Kacper Marciniak

29 czerwca 2023, 16:36 • 9 min czytania 3 komentarze

Liczba zawodników z polskim obywatelstwem w NBA wkrótce może wzrosnąć do dwóch. Brandin Podziemski, nowy gracz Golden State Warriors, sam zadeklarował, że w prawdopodobnie w przyszłym roku zagra w reprezentacji Polski. Kim jest ten gość? I czy na horyzoncie znajdziemy innych zawodników z polskimi korzeniami, którzy będą mogli grać z orzełkiem na piersi? Na te oraz parę innych pytań postaramy się odpowiedzieć.

Z ziemi amerykańskiej do polskiej. Podziemski będzie błyszczał nie tylko w NBA?

Dlaczego kosztem Slaughtera?

Kiedy w ubiegłym roku zapytaliśmy Bronka Wawrzyńczuka o utalentowanych polskich graczy wychowanych poza granicami naszego kraju, koszykarski skaut nie wymienił wcale Brandina Podziemskiego. To nie przypadek – 20-latek nie ma bowiem żadnych papierów, które wskazywałyby na jego związek z Polską. Jego rodzice też nie są Polakami, a on sam urodził się oraz wychował w Stanach Zjednoczonych.

Nazwisko jednak nie wprowadza nas w tym przypadku w błąd. Podziemski faktycznie ma dalekie polskie korzenie. Zdaje sobie też z tego sprawę i jest widocznie zainteresowany grą z orzełkiem na piersi. – Oczywiście mam polskie pochodzenie. Sporo rozmawiałem z Jeremym Sochanem i prawdopodobnie w przyszłym roku zagram w reprezentacji. Jestem dumny z tego, skąd pochodzi moja rodzina – mówił po drafcie w 2023 roku.

Możemy tylko spekulować, kiedy Podziemski otrzyma polskie obywatelstwo. Biorąc pod uwagę jednak, że determinacji nie brakuje zapewne też w szeregach PZKosza – powinno stać się to prędzej czy później. A wówczas Podziemski…  niejako zastąpi w kadrze AJ Slaughtera, który polskie obywatelstwo otrzymał w 2015 roku.

Reklama

Czemu akurat jego? Zasady FIBA uznają za „krajowych” zawodników tylko tych, którzy stali się obywatelami danej nacji do 16. roku życia. Jakiekolwiek korzenie (nawet bliższe niż u Podziemskiego) nie mają zatem znaczenia, jeśli przekroczy się ten limit wiekowy.

Podziemski będzie zatem mógł grać w rozgrywkach międzynarodowych tylko na tych samych zasadach co wspominany Slaughter w Polsce, Anthony Randolph w Słowenii czy Shane Larkin w Turcji. Inna sprawa, że w 99 procentach przypadków naturalizowani zawodnicy reprezentujący europejskie kraje to… zawodnicy grający w Europie. A Podziemski to jednak od niedawna gracz NBA.

Droga Podziemskiego do gwiazd

Co ciekawe, Brandin przez większość życia wcale nie uchodził za talent, który jest skazany na grę w najlepszej lidze świata. Jego występy na licealnych parkietach zapewniły mu 79. miejsce w rankingu prestiżowej strony „247sports” w swoim roczniku (ESPN oceniło go natomiast jako 31. najlepszego gracza na swojej pozycji). Inaczej mówiąc: nie był kimś, o kogo zabijały się amerykańskie uniwersytety.

Trafił jednak do całkiem dobrej drużyny, jaką jest Illinois. I przez pierwszy sezon… kompletnie w niej nie grał. Trudno tu powiedzieć coś więcej – po prostu nie wzbudzał zaufania trenera. Z tego powodu zdecydował się na „transfer” – do drużyny Santa Clary, z której do NBA odszedł Jalen Williams (obecnie znakomicie rokujący gracz Oklahoma City Thunder). Podziemski miał go poniekąd zastąpić.

I zrobił to doskonale. Nie tylko nie był głębokim rezerwowym, ale stał się zdecydowanym liderem całej drużyny – zdobywał niemal 20 punktów, 9 zbiórek, 4 asysty oraz 2 przechwyty na mecz, przy 48.3% skuteczności z gry oraz 43.8% za trzy.

Reklama

To sprawiło, że znalazł się na radarze NBA. Ale do najlepszej ligi świata wciąż było mu jednak stosunkowo daleko: patrząc na to, że nigdy nie budził zachwytu skautów i nie miał specjalnie okazałych warunków fizycznych oraz atletyzmu. Inaczej mówiąc: jeszcze w marcu Brandina uważano co najwyżej za „drugorundowy talent” w drafcie NBA.

Co się zatem zmieniło w ciągu kolejnych miesięcy? Podziemski wziął udział w Draft Combine – testach dla zawodników, którzy rozpatrują grę w najlepszej lidze świata. Podczas nich okazało się, że niepozorny, biały obrońca ma wyskok dosiężny wynoszący aż 99 centymetrów – czego trudno było się spodziewać, patrząc na jego grę. Przede wszystkim jednak: Podziemski „pozamiatał” podczas sparingowych gierek z innymi zawodnikami.

Podczas jednej z nich zbliżył się do „triple-double”, notując 10 punktów, 8 asyst i 7 zbiórek. Dało się zauważyć, że to zawodnik grający bardzo twardo, inteligentnie, dobrze czujący się w warunkach rywalizacji. Potem przyszły natomiast prywatne testy w klubach NBA – podczas których Podziemski też podobno robił świetne wrażenie.

Tym samym gracz, o którym w sezonie 2021/2022 słyszeli wyłącznie najbardziej zapaleni miłośnicy uczelnianej koszykówki, stał się pewniakiem do wyboru w pierwszej rundzie draftu. Mogliśmy znaleźć zestawienia, w których Podziemski znajdował się w TOP10 swojego „rocznika”. Ostatecznie jednak został wybrany z numerem 19. Do Golden State Warriors.

Co to oznacza dla reprezentacji Polski?

Nie ma co ukrywać, że Podziemski trafił do najlepszej organizacji w NBA w ostatnich dziesięciu latach. Warriors od 2015 roku aż sześciokrotnie grali w finałach NBA, z których wygrali cztery. Inna sprawa, że takie „zwycięskie” środowisko nie zawsze jest idealne pod kątem rozwoju młodych zawodników. Na dodatek klub z Oakland znajduje się obecnie w dość burzliwym okresie.

Do zmian doszło choćby w strukturach klubu. Ze stanowiska generalnego menadżera odszedł Bob Myers, człowiek odpowiedzialny za budowanie mistrzowskich składów Warriors. W tej roli zastąpił go Mike Dunleavy Jr – i to właśnie on postawił na Brandina Podziemskiego. Jak sam podkreślił: nie miał żadnej wątpliwości. Zawodnik o polskich korzeniach był numerem jeden na jego liście, w momencie, gdy w drafcie 2023 przyszła kolej na wybór Golden State. Takie słowa oczywiście pozwalają myśleć pozytywnie o przyszłości Podziemskiego.

Czy jednak Brandin będzie mógł liczyć na sporo minut w drużynie Steve’a Kerra? Sporo zależy od tego, jak gotowy będzie na gry w NBA. W Warriors nie zostanie raczej Donte DiVincenzo, wszechstronny zawodnik o podobnych warunkach fizycznych do Podziemskiego. Trzeba jednak pamiętać, że Golden State to jeszcze przez kilka lat będzie drużyna Stephena Curry’ego oraz Klaya Thompsona. A teraz tę dwójkę będzie uzupełniał Chris Paul, który został pozyskany przez Warriors w wymianie za Jordana Poole’a. Generalnie zatem: na pozycjach obwodowych, na których występuje Podziemski, jest w jego nowym klubie bardzo ciasno.

Steve Kerr mówił o nim jednak: – Cóż, przede wszystkim, byliśmy podekscytowani, że w ogóle mogliśmy go wybrać. Był jednym z tych graczy, na których wybór najbardziej liczyliśmy. Dlaczego? Bo ma dobre „narzędzia”. Potrafi dryblować, podawać, rzucać. Niczego się nie boi, ma dobre warunki fizyczne, potrafi wchodzić pod kosz i kończyć akcje blisko obręczy.

W jakiej roli natomiast moglibyśmy zobaczyć Podziemskiego w reprezentacji Polski? Cóż, na ten moment oczywiście trudno wróżyć z fusów, bo prawdziwa kariera Brandina dopiero się zaczyna i wciąż nie możemy być pewni, z jakim dokładnie graczem mamy do czynienia. Jeśli jednak 20-latek będzie sprawdzał się jako pełnoetatowy rozgrywający, to właśnie taką funkcję pełniłby zapewne w drużynie Biało-Czerwonych. Po zakończeniu kariery przez Łukasza Koszarka oraz przy nieuniknionym odejściu AJ Slaughtera, Igorowi Miliciowi może brakować gracza, który będzie odpowiedzialny za „opiekowanie się” piłką.

Co warte podkreślenia – o ile Podziemskiego w kadrze zobaczymy najwcześniej w 2024 roku, tak Jeremy Sochan powinien wrócić do niej już za kilka tygodni, podczas sierpniowych prekwalifikacji do igrzysk w Paryżu. W ostatnich dniach głośno było też o Aleksandrze Balcerowskim, za sprawą którego moglibyśmy mieć już nawet polskie trio w NBA. 22-latek otrzymał bowiem zaproszenie od Boston Celtics na grę w Lidze Letniej. W tym wypadku powinniśmy jednak hamować emocje. W przeszłości w międzysezonowych rozgrywkach najlepszej ligi świata grali przecież już Mateusz Ponitka, Przemek Karnowski, Tomasz Gielo czy Olek Czyż – a żaden z nich ostatecznie nie był bliski do zatrzymania się w NBA na dłużej.

Filipowski, Sunday, Wrzeszcz – czyli u kogo jeszcze znajdziemy polskie korzenie?

Zawodników wychowanych za granicami naszego kraju, których wypatrzyli przedstawiciele PZKosza, jest oczywiście więcej. Dobry przykład to Jakub Urbaniak (wcześniej – Coulibaly), który urodził się w Wałbrzychu, ale dorastał i uczył się grać w koszykówkę w Hiszpanii. Dzięki sprawnym działaniom Związku ten gracz trafił do młodzieżowej reprezentacji Polski, a w ubiegłym roku otrzymał nawet powołanie na zgrupowanie kadry seniorów. Obecnie jest natomiast graczem Trefla Sopot, gdzie zbiera doświadczenie na profesjonalnym poziomie, a dzisiaj został… wybrany w drafcie G-League (zaplecze NBA).

Dalej możemy wspomnieć o Anthonym Wrzeszczu, który urodził się w 2004 roku w Kanadzie. Rok temu został wypatrzony przez naszą reprezentacją i zagrał w biało-czerwonych barwach w mistrzostwach Europy do lat 18, gdzie na dobrą sprawę był najlepszym strzelcem drużyny. Jeśli natomiast chodzi o „klubowe” barwy: od poprzedniego sezonu występuje na uczelni Sam Houston State.

Wrzeszcz wyróżnia się na tle rówieśników z polskiego środowiska atletyzmem – mimo tego, że pełni funkcję rozgrywającego i ma „tylko” 193 cm wzrostu, jest w stanie agresywnie wchodzić pod kosz i kończyć akcje wsadami. To oczywiście profil zawodnika, którego od zawsze brakowało nam w dorosłej reprezentacji. Problem leży jedynie w tym, że kariera Wrzeszcza nie rozwija się na tyle dynamicznie, żeby można było mówić o nim jako o przyszłym reprezentancie (o NBA nawet nie powinniśmy wspominać). W pierwszym sezonie w Sam Houston State (nie jest to czołowy zespół uczelniany w Stanach) Anthony był głębokim rezerwowym i zdobywał zaledwie 2.6 punktu na mecz.

Wiek oczywiście działa na jego korzyść, więc pozostaje mieć nadzieję, że Wrzeszcz w kolejnych latach będzie dynamicznie się rozwijał. Coś podobnego możemy powiedzieć o Silasie Sundayu. To chłopak, którego matka jest Polką, ojciec nigeryjskim kickboxerem, a on sam… wychowywał się w Irlandii, a urodził w Mediolanie.

Sunday na boisku pełni rolę środkowego, a jego warunki fizyczne przywołują na myśl Przemka Karnowskiego – ma 215 cm wzrostu oraz waży w okolicach 115 kilogramów. Jego sytuacja ostatnio była jednak podobna do Wrzeszcza. Debiutancki sezon w uniwersyteckich rozgrywkach spędził na grzaniu ławy, co też zmotywowało go do zmiany barw „klubowych”. Za kilka miesięcy zadebiutuje w barwach uczelni Hofstra. Jego trenerem będzie Speedy Claxton – były gracz NBA – który również sam studiował na tym uniwersytecie. Pozostaje mieć nadzieję, że pod jego ręką Silas „rozkwitnie”.

Prawdziwą perełką w gronie koszykarzy z polskimi korzeniami jest też na pewno Kyle Filipowski. To gracz, który z niemal stuprocentową pewnością zagra w NBA. Tylko i wyłącznie z własnej woli zdecydował się parę miesięcy temu zostać na dodatkowy rok na uczelni Duke, choć prognozowano, że powinien zostać wybrany w pierwszej rundzie draftu najlepszej ligi świata.

Tu jednak pojawia się dość spory zgrzyt: Filipowski reprezentował już barwy młodzieżowych reprezentacji USA (co prawda w koszykówce 3×3, ale zawsze). Jego związek z naszym krajem też jest dość słaby: nie ma żadnych polskich papierów, a nazwisko odziedziczył po jednym ze swoich pradziadków. Gdyby zatem i tak zawędrował do reprezentacji Polski, byłby przez FIBA traktowany jako „gracz naturalizowany”. I trenerzy musieliby decydować: czy lepiej powołać Kyle’a, czy jednak Brandina?

Warto w tym miejscu przytoczyć też historię Paolo Banchero z Orlando Magic. Najlepszy debiutant poprzedniego sezonu w NBA deklarował (po otrzymaniu obywatelstwa w 2020 roku), że będzie grał w reprezentacji Włoch. Ale w momencie, gdy zainteresowała się nim kadra USA, zmienił zdanie. I wkrótce weźmie udział w mistrzostwach świata jako reprezentant Amerykanów.

Mówimy o chłopaku, który nie urodził, ani nie wychował się we Włoszech, a po raz pierwszy odwiedził ten kraj w tym roku. W przypadku graczy z takim tłem i takiego talentu „reszta świata” musi zatem myśleć realistycznie. Jeśli zadzwoni telefon z kadry USA, to druga ojczyzna jest skazana na porażkę. Dlatego też zapewne nie powinniśmy „nakręcać się” na Filipowskiego, który również może w przyszłości zostać reprezentantem seniorskiej kadry Stanów Zjednoczonych.

Czytaj także:

Fot. Newspix.pl

Na Weszło chętnie przedstawia postacie, które jeszcze nie są na topie, ale wkrótce będą. Lubi też przeprowadzać wywiady, byle ciekawe - i dla czytelnika, i dla niego. Nie chodzi spać przed północą jak Cristiano czy LeBron, ale wciąż utrzymuje, że jego zajawką jest zdrowy styl życia. Za dzieciaka grywał najpierw w piłkę, a potem w kosza. Nieco lepiej radził sobie w tej drugiej dyscyplinie, ale podobno i tak zawsze chciał być dziennikarzem. A jaką jest osobą? Momentami nawet zbyt energiczną.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Koszykówka

10 lat na wygnaniu. Dlaczego nikt nie tęskni za Donaldem Sterlingiem?

redakcja
10
10 lat na wygnaniu. Dlaczego nikt nie tęskni za Donaldem Sterlingiem?
Koszykówka

Czy Warriors zeszli już na dobre z parkietu? O przyszłości Golden State

redakcja
3
Czy Warriors zeszli już na dobre z parkietu? O przyszłości Golden State

Komentarze

3 komentarze

Loading...