To nie kolejny polski koszykarz, który ma odległe marzenia i jakieś szanse. Jeremy Sochan jest dokładnie takim zawodnikiem, jakiego poszukują kluby NBA. Osiemnastolatek błyszczy wszechstronnością, a znakomite warunki fizyczne łączy z boiskową inteligencją. Już teraz mówi się, że może zostać wybrany w 1. rundzie tegorocznego draftu najlepszej ligi świata. – Jeremy ma coś więcej niż typowi gracze amerykańscy w jego wieku – opowiada nam Bronek Wawrzyńczuk, koszykarski skaut i człowiek, który poznał się na talencie Sochana być może najszybciej.
Po raz pierwszy mogliście usłyszeć o nim w lutym ubiegłego roku. W wieku 17 lat zadebiutował w seniorskiej kadrze Polski, stając się najmłodszym reprezentantem w naszej historii. Przeciwko Rumunii zdobył 18 punktów.
Od listopada syn Anety Sochan, byłej koszykarki Polonii Warszawa, występuje w amerykańskiej lidze akademickiej jako gracz Baylor University. W ekipie aktualnych mistrzów NCAA miał być gościem od brudnej roboty, wsparciem dla bardziej doświadczonych kolegów. I w sumie jest. Tylko ze swoich zadań wywiązuje się doprawdy znakomicie, a potencjał, jaki pokazuje, każe myśleć, że mówimy o kimś więcej niż całkiem zdolnym 18-latku. To talent szyty idealnie pod NBA.
Zdają sobie sprawę z czołowi Polak mógłby w 2022 roku trafić z 21. numerem do Cleveland Cavaliers (to oczywiście subiektywna analiza).
Sochan to już żaden anonimowy zawodnik, ale Bronek Wawrzyńczuk znał go dobre kilka lat przed tym, zanim zaczął robić furorę. Skontaktowaliśmy się ze skautem ratiopharm Ulm (niemiecka Bundesliga) i polskiej federacji, a także założycielem prestiżowego serwisu skautingowego Eurospects.com, aby opowiedział nam o talencie polskiego koszykarza i jego szansach na NBA.
KACPER MARCINIAK: Nie ma już wielu skautów, którzy nie zapisali w notesie nazwiska Sochana.
BRONEK WAWRZYŃCZUK: Myślę, że nie ma już żadnego. Szczerze. Zarówno w Europie, jak i Stanach.
Pojawiają się opinie, że Polak to nawet „pierwszorundowy” [może zostać wybranym w 1. rundzie draftu NBA – przyp. red.] talent.
Dokładnie. Już na początku sezonu dochodziły do mnie opinie osób, które oglądają treningi Baylor w Stanach, że Sochan to naprawdę talent na miarę NBA. Nawet w drużynie, która kumuluje tyle potencjału, jest najlepsza w kraju, broni tytułu w NCAA, Jeremy się wyróżniał. Choć wszyscy myśleli, że będzie projektem na dwa lata.
To znaczy: pierwszy sezon miał potraktować jako przetarcie, okazję do uczenia się akademickiej koszykówki, a w draft celować dopiero w 2023 roku, kiedy liderzy zespołu sami trafią do NBA. Jednak ostatnie dobre występy przeciwko dużym uczelniom sprawiły, że jest na radarze już teraz. I coraz śmielej wspomina się o tym, że nawet w tym roku może myśleć o drafcie.
Trafił do mistrza ligi akademickiej i z miejsca zaczął odgrywać w nim znaczącą rolę. To mówi – duży potencjał.
W kolejnych “mock draftach” [zestawienia ekspertów dotyczące tego, który zawodnik trafi do którego klubu i z jakim numerem – przyp. red.] zapewne będzie pojawiał się w pierwszej rundzie. A w dalszej perspektywie jestem zdania, że potrzebuje – tylko i aż – kilku dobrych meczów głębiej w sezonie, podczas March Madness. Jeśli wtedy obroni się swoją świetną dyspozycją i dojrzałością na boisku, pierwsza runda będzie naprawdę możliwa. Teraz jest szansa, ale jeszcze nie mówimy o pewności.
Czyli w marcu będziemy wiedzieć wszystko w kontekście jego tegorocznych szans na NBA?
Tak. Choć myślę, że Jeremy powinien i zgłosi się do draftu, bo przecież zawsze może się z niego wycofać. W marcu my będziemy na temat jego szans wiedzieć więcej, ale najwięcej będzie wiedział sam Jeremy. Przez swoją kadrę trenerską czy agenta, jeśli go zatrudni. Bo podczas procesu przeddraftowego dostanie „feedback” od decyzyjnych ludzi w NBA. Dowie się, czego mu brakuje, w jakim przedziale draftu go widzą.
Wtedy będzie mógł podjąć decyzję, czy opłaca mu się zostać w drafcie, czy może walczyć – poprzez dalszą grę w lidze akademickiej – o lepszą pozycję w drafcie w 2023 roku.
Nie zapominajmy, że Jeremy ma 18 lat. Wielu koszykarzy w tym wieku, nawet bardzo wysoko notowanych w liceum, początkowo nie daje rady w NCAA.
Bez wątpienia. Jeremy ma coś więcej niż typowi gracze amerykańscy w jego wieku. Przeszedł cały przekrój rozwoju koszykarza. Był gwiazdą na poziomie lokalnym w Anglii. Później spróbował gry w – elitarnym koszykarsko – liceum w USA. Co już przygotowywało go do gry w NCAA, gdzie zawsze chciał trafić i to zrobił. Natomiast wrócił jeszcze na rok do Europy, zostając zawodnikiem Ulm.
Dzięki temu ma w sobie wartości gracza europejskiego. O jakich rzeczach mówimy? Zawodnicy z Europy są zazwyczaj bardziej zaawansowani taktycznie, bardziej nastawieni na współpracę drużynową. To widać u Sochana. W Niemczech trenował z zawodowcami, którzy grają teraz w Eurocup, to doświadczenie procentuje. Powiedziałbym, że to dołożona przez nas cegiełka, dzięki której bardzo dobrze radzi sobie w młodym wieku na wysokim poziomie.
Jeremy jest typem zawodnika, jakiego szczególnie szukają zespoły w NBA. Wysoki, atletyczny, potrafiący “bronić kilku pozycji”, a także inteligentny na parkiecie.
NBA jest zbudowana wokół tych wszechstronnych graczy, którzy mają około 203 cm wzrostu – a Jeremy ma jeszcze więcej – potrafią rzucać, bronić i są sprawni z piłką w ręce. Kiedy budujesz zespół, potrzebujesz tego typu zawodników, gdyż stanowią idealne uzupełnienie gwiazd, sprawdzają się w różnych ustawieniach, składach personalnych.
Jeremy ma dodatkowo „dobrą zbiórkę”. Musi poprawić rzut i będzie praktycznie stanowił definicję gracza, który świetnie rozumie taktykę, pomaga gwiazdom, ale może sam dorzucić trochę punktów, a także bronić najlepszych graczy z drużyny przeciwnej.
To wszystko odróżnia go od ostatnich Polaków, o których też mówiliśmy w kontekście NBA. Przemka Karnowskiego oraz – choć on ma jeszcze szansę – Olka Balcerowskiego. Za środkowymi kluby się specjalnie nie oglądają.
Tak, to jest różnica między nimi. Sochan pasuje do NBA na maksa – stylowo, osobowościowo, pod względem atletyzmu.
Czytałem, że w NBA może grać też jako właśnie środkowy, w niektórych fragmentach meczów. Zgadzasz się z tym?
Jak najbardziej. Teraz występuje na pozycjach 4 [silny skrzydłowy – przyp. red.] i 5 [środkowy]. Myślę jednak, że jest niedoceniany, jeśli chodzi o swoją wartość jako niski skrzydłowy. My często w Ulm go tak wystawialiśmy. I on jest w stanie grać na tej pozycji, szczególnie jeśli będzie trafiał więcej rzutów za trzy. Już teraz potrafi kozłować wystarczająco dobrze, umie też bronić każdego skrzydłowego, może wykorzystywać swoją przewagę fizyczną.
Zatem jeśli chodzi o występowanie jako środkowy – to raczej w konkretnych ustawieniach, nastawionych na granie niską piątką. W sytuacjach, kiedy drużyna przeciwna nie ma dominującego podkoszowego.
A widzisz podobieństwo między Sochanem a jakimś konkretnym graczem w NBA?
Trudno powiedzieć. Słyszałem kilkukrotnie, że jest podobny do Kelly’ego Oubre Juniora, lecz chyba wpływa na to kwestia wyglądu i nie do końca się z tym porównaniem utożsamiam. Zawodnik Charlotte jest w dużej mierze nastawiony na zdobywanie punktów i jest lepszym atletą. Jeremy ma za to wyższe boiskowe IQ.
Myślę, że pod względem fizycznym Sochanowi jest bliżej do graczy typu Jabariego Parkera czy Ruiego Hachimury. Biorąc pod uwagę wszechstronność, drużynowość, inteligencję boiskową oraz wpływ w obronie – przypomina nieco Nicolasa Batuma, który jednak zaczynał karierę jako niski skrzydłowy i ma lepszy rzut za trzy.
Gdybym zatem miał wskazać jednego konkretnego zawodnika chyba skłaniałbym się ku Chumie Okeke, który jest ważną postacią w Orlando Magic.
Jak wyglądało ściągnięcie Sochana do Niemiec?
Zacznijmy od tego, że pierwszy raz oglądałem go cztery i pół roku temu, we wrześniu 2017 roku. Był na obozie z WKK Wrocław i potem zagrał z nimi na turnieju. Już wtedy zapisałem sobie jego nazwisko do notesu. I kiedy tylko dostałem pracę w Ulm, to stał się on pierwszym graczem, nad którym pracowałem. Odezwałem się do niego na Instagramie, potem zdzwoniłem się z jego ojczymem, Wiktorem. Niedługo później był u nas na wizycie i niewiele brakowało, żeby podpisał kontrakt.
Rodzice stwierdzili jednak, że nie jest jeszcze gotowy na wyjazd za granicę. Znaleźli mu inną akademię w Anglii. Natomiast cały czas pozostawaliśmy w kontakcie. Kiedy wybuchła pandemia przedstawiliśmy nasz projekt dotyczący rozwoju Jeremy’ego.
I rodzice stwierdzili, że to jednak może mieć sens, że fajnie byłoby, żeby wrócił na rok do Europy, pograł na wysokim poziomie. I zostawił sobie furtkę na koszykówkę dorosłą albo powrót do Stanów. Ostatecznie wybrał to drugie.
A jakie masz wspomnienia z jego początków? Miał talent, ale był surowy?
Tak, był surowy. Jednak, jako skauci, przylepiamy pewne łatki graczom. On wychował się koszykarsko w Anglii. A tam, wiadomo, jest spory potencjał ludzki, ale kiepskie struktury. Masz wielu zawodników z fajnymi sylwetkami, którzy słabo rozumieją koszykówkę i mają po prostu niskie umiejętności.
Ale Jeremy, jako zawodnik z tego środowiska, od zawsze wyróżniał się wysokim IQ czy kozłem. Tu trzeba przypisać zasługi jego mamie, Anecie, która go od zawsze trenowała. Widać było, że ma w sobie coś więcej niż jego rówieśnicy. Jeśli nauczył się tyle w takich warunkach, w Anglii, to było jasne: tak, ten gość ma potencjał.
Myślisz, że debiut w seniorskiej kadrze Polski w wieku 17 lat, treningi ze starszymi reprezentantami, mu trochę pomogły?
Wiesz, to tylko jeden mecz. Jeśli już – ta przygoda w kadrze mogła mu pomóc zyskać pewność siebie. Jednostki treningowe na kadrze są akurat dość specyficzne – masz krótkie okienka, jest sporo taktyki, mniej grania. Myślę zatem, że bardziej chodzi o obcowanie z zawodnikami z wysokiego poziomu. Ogranie takich na treningu może dać do myślenia – jestem tak młody, a niedużo mi do nich brakuje.
Gracz staje się wtedy pewniejszy siebie oraz wie, że zmierza w dobrym kierunku. Myślę zatem, że tego typu rzeczy mogły mieć znaczenie w przypadku Sochana.
Rozmawialiśmy o zawodniku z rocznika 2003, ale oczywiście zajmujesz się już jeszcze młodszymi graczami. Jest na horyzoncie kolejny polski koszykarz, który może zrobić zamieszenie?
Bardzo chciałbym powiedzieć, że tak i nie chcę nakładać żadnej dodatkowej presji na Jeremy’ego, lecz jeśli on nie trafi do NBA, to będziemy musieli czekać następne parę ładnych lat na następną osobę z realnymi szansami. Talentu takiej skali jak Sochan, w kontekście sprawdzonych roczników, czyli kilku następnych, nie mamy.
Warto jednak już teraz zapamiętać nazwisko Teo Milicica, który jest synem trenera naszej kadry seniorskiej i obecnie występuje w… Ulm. Ma jednak dopiero niespełna czternaście lat.
KACPER MARCINIAK
Fot. Newspix.pl