Reklama

Ilu piłkarzy musi ściągnąć Śląsk Wrocław?

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

29 czerwca 2023, 11:18 • 10 min czytania 25 komentarzy

Skoro wyeksponowaliśmy na tytuł takie a nie inne pytanie, to zapewne domyślacie się, że dyrektor sportowy WKS-u nie leży właśnie na plaży z drinkiem, a ma ręce pełne roboty. Ilu piłkarzy musi ściągnąć latem Śląsk Wrocław? Wielu. Naprawdę wielu. Ich liczba powinna zakręcić się w okolicach dziesięciu, jeśli prowadzony przez Jacka Magierę zespół chce spełnić minimum przyzwoitości i uniknąć sytuacji z zeszłego sezonu, gdy w obliczu walki o utrzymanie dysponował czternastoma zawodnikami i przywracał do pierwszego składu Mariusza Pawelca. Nie dość, że jedną z jego największych bolączek zeszłego sezonu była wąska kadra, to jeszcze rozpoczął tegoroczne przygotowania od kilku mniej lub bardziej znaczących odejść. Skoro zwalniają, to znaczy, że będą zatrudniać. Opisujemy, jakie ruchy musi latem przeprowadzić Śląsk Wrocław.

Ilu piłkarzy musi ściągnąć Śląsk Wrocław?

Mistrzowie w sprzątaniu

Jacek Magiera chce postawić na piłkarzy, którzy są zdeterminowani i gotowi do poświęceń, czego dowodem jest przesunięcie do rezerw Victora Garcii i Diogo Verdaski. Choć koncepcja trenera WKS-u jest chwalebna i trudno jej nie przyklasnąć, podobnie jak trudno kłócić się z odpaleniem dwójki południowców, złośliwi powiedzą, że jeśli ma zamiar uparcie trzymać się swojej filozofii akurat w tym klubie, to zostanie na placu boju sam.

Taki to już klimat Śląska Wrocław.

Klub ze stolicy dolnośląskiego słusznie diagnozuje, których piłkarzy należy odpalić, bo daleko się z nimi nie zajedzie. Już przed sezonem 22/23 próbował wstrząsnąć szatnią, dziękując za grę doświadczonym i wypalonym zawodnikom. Odeszli więc ci, których albo przerastała rola lidera, albo dopadał syndrom zekstraklasowienia: Sobota, Mączyński, Pich, Tamas, Stiglec czy Putnocky. I, dodajmy, każde z tych odejść się jak najbardziej broniło.

To w czym problem? Żadną sztuką jest skreślanie piłkarzy, jeśli nie ściąga się na ich miejsce godnych następców. Dino Stiglec może nie był najlepszym lewym obrońcą ligi, ale wciąż lepszym niż wakat, bo na jego miejsce nie przyszedł nikt. WKS o transferach przychodzących zapomniał. Zakontraktował sześciu zawodników, podczas gdy jego szeregi opuściło aż dwunastu. Luki w składzie chciał załatać młodymi piłkarzami, którzy utrzymali się wówczas z drugoligowymi rezerwami i mieli płynnie przejść do pierwszego zespołu. Praktycznie żaden z nich jednak nie odpalił, w efekcie czego Śląsk ani nie miał graczy godnych najwyższego poziomu rozgrywkowego, ani nie poradził sobie w drugiej lidze (wydrenowane rezerwy spadły). Do tego syndrom zekstraklasowenia wciąż panoszył się po szatni, kołdra okazała się znacząco za krótka.

Reklama

Choć w Śląsku jest już inny dyrektor sportowy, inny prezes, a za chwilę być może też inny właściciel, my możemy mieć lekkie deja vu. WKS bowiem też rozpoczyna okienko transferowe od odejść. Z pierwszą drużyną pożegnali się już lub za chwilę to zrobią…

  • John Yeboah (walczy o transfer)
  • Diogo Verdasca (przesunięty do rezerw, nie pasuje do koncepcji Magiery)
  • Victor Garcia (przesunięty do rezerw, nie pasuje do koncepcji Magiery)
  • Daniel Leo Gretarsson (sprzedany do duńskiego Sonderjyske Fodbold).
  • Adrian Łyszczarz (jego kontrakt wygasł)
  • Maksymilian Boruc (odszedł do Hibernian FC)
  • Przemysław Bargiel (związał się z Wieczystą Kraków)

Śląsk wziął na pokład czeskiego bajeranta? „W Czechach nie ma dla niego miejsca”

A na tym się nie musi skończyć, plotkuje się przecież o ofertach, jakie otrzymuje Erik Exposito. Los Verdaski i Garcii podzielił w końcówce zeszłego sezonu Caye Quintana i w jego sytuacji nic się nie zmieniło (wciąż nie jest brany pod uwagę). Śląsk dał trójce odpalonych zawodników wolną rękę w poszukiwaniu klubów i z otwartymi ramionami przyjmie każdego, kto zechce odciążyć go od kontraktów południowców. Rok temu przejechał się na tego typu praktykach i przez pół roku musiał płacić kontrakt Krzysztofowi Mączyńskiemu, który niechętnie zapatrywał się na ideę przedterminowego rozwiązania umowy (i to nawet na całkiem korzystnych dla niego warunkach).

Ilu piłkarzy ma już Śląsk Wrocław?

Przeanalizowaliśmy pozycja po pozycji głębię składu WKS-u. Wygląda ona następująco:

Reklama

Wygląda to…

Strasznie mizernie.

Liczba piłkarzy w kadrze Jacka Magiery jest w rzeczywistości większa niż na grafice, nie braliśmy jednak pod uwagę młodzieżowców, którzy trenują z pierwszym zespołem, ale wciąż nie odegrali jeszcze w Ekstraklasie znaczącej roli i nie wiadomo, czego się po nich spodziewać. Należą do nich między innymi Gerstenstein (minuta w Ekstraklasie), Kurowski (bez debiutu), Michalski (bez debiutu), Lutostański (42 minuty w ESA w barwach Jagi), Stawny (102 minuty) czy Bałdyga (33 minuty).

A teraz spójrzmy na skład.

Bramka to jedyna pozycja, na której WKS może mieć nadkomplet. W świetle kryzysu kadrowego pozyskiwanie kolejnego bramkarza, przy solidnych Szromniku i Leszczyńskim, może wyglądać jak fanaberia, ale Śląsk chce w ten sposób zadbać o pozycję młodzieżowca. Inne realne opcje na dziś to Borys i Bukowski, a więc wypożyczony golkiper zapewne dostałby miejsce w składzie z urzędu, z kolei ktoś z dwójki Leszczyński-Szromnik poszuka sobie nowego pracodawcy.

Prawa obrona? Elegancko, do niczego nie można się przyczepić. Ale już na lewej jest jedno wielkie nic. Przesunięty do rezerw Garcia był jedynym piłkarzem na tej pozycji. Śląsk przebujał się tak cały poprzedni rok, a gdy nie mógł zagrać Hiszpan, to lukę łatali Bejger lub Janasik. Nawet jeśli według wielu Bejger lepiej radzi sobie na boku niż w środku, to nie ma przeproś: trzeba podpisać dwa kontrakty.

Środek obrony. Daniel Leo Gretarsson może nie był partaczem pierwszej klasy, ale nikt nie będzie za nim wzdychał, podobnie jak za Verdaską (no, chyba że Kamil Wilczek). Zostają nam do rotacji Bejger, Poprawa i Lewkot, który wraca z wypożyczenia do Górnika Łęczna, okrzyknięty niegdyś pupilkiem trenera. Żaden z nich nie jest dla szkoleniowca gwarancją bezstresowego oglądania meczu. Michal Jerabek, którego WKS właśnie testuje, też na takiego nie wygląda (o nim piszemy TUTAJ).

Środek pomocy wygląda sensownie – tak jakościowo, jak i ilościowo. W całej formacji, dorzucając do tego skrzydła, brakuje jednak kreatywności potrzebnej do kreowania akcji. Samiec-Talar? Toporny wyrobnik. Jastrzembski i Żukowski? Piłkarze bazujący na szybkości. Zostaje tylko chimeryczny Nahuel. O ile akurat mu się zachce.

Jacek Magiera preferował grę z podwieszonym napastnikiem, który biegał przy pressingu równo z Exposito, a w ataku był wolnym elektronem (tę rolę pełnił Yeboah). Jeśli ktoś z obecnej kadry miałby być szykowany do tej roli, to nie wróżymy powodzenia. Najbliżej wydaje się być Marcel Zylla, o którym najwięcej mówi liczba minut rozegranych w zeszłym sezonie Ekstraklasy (piętnaście). Na szpicy będzie względny spokój, jeśli zostanie Exposito (choć przydałoby mu się sensowniejsze zastępstwo niż Szwedzik). Jeśli Hiszpan odejdzie, a wiele na to wskazuje, sytuacja stanie się nieciekawa.

A zatem…

Piłkarze, których bez obaw wystawilibyśmy w Ekstraklasie: Leszczyński, Szromnik, Trelowski (?), Konczkowski, Schwarz, Olsen, Exposito (?).

Piłkarze, którzy mogą poszerzyć kadrę: Janasik, Poprawa, Bejger, Rzuchowski, Borys, Bukowski, Żukowski (?), Nahuel, Jastrzembski, Szwedzik.

Do odpalenia: Lewkot, Zylla, Hyjek.

A więc Śląsk ma siedmiu zawodników gwarantujących przewidywalny i stabilny poziom w Ekstraklasie. Słabo. A nawet bardzo słabo, skoro w tym gronie jest trzech bramkarzy, a przecież może zagrać maksymalnie jeden. Niektórych wcisnęliśmy bez stuprocentowego przekonania: za Konczkowskim blady sezon, Schwarz również nie gra tak, jak kiedyś w Rakowie. Do tego zestawu mógł aspirować jeszcze ewentualnie Nahuel, ale nie dajmy się zwieść końcówce sezonu – niech najpierw złapie regularność.

Innymi słowy: zaledwie na pięciu pozycjach Śląsk ma piłkarzy, co do których ma względną pewność, że nie zawiodą.

Mało.

Cholernie mało.

Punkt wyjścia: dobrze sprzedać Yeboaha

Mało kto w lidze tak dobitnie przekonał się, że jeśli przychodzi za jakiegoś piłkarza konkretna, kilkumilionowa oferta, to należy sprzedawać zanim kupiec się rozmyśli, bo mimo że nasz eksportowy zawodnik bryluje właśnie na polskich boiskach, to za chwilę może przygasnąć i drugi raz takiej sumy już nie zobaczymy. Tak było w przypadku Exposito, za którego WKS miał zgarnąć trzy miliony euro. Saga transferowa trwała miesiąc, a na przeszkodzie przeprowadzki do Chin stanęły finalnie kwestie formalno-proceduralne. Transfer upadł, ale Śląsk teoretycznie nic nie tracił: wciąż miał przecież zawodnika, którego mógł spieniężyć w kolejnych oknach. W praktyce napastnik znacząco obniżył loty i już nigdy nie zbliżył się do kwoty trzech milionów euro.

Mniej więcej do takiej ma dobić John Yeboah, którego Śląsk musi dobrze sprzedać, by zapewnić sobie środki na ruchy podczas letniego okienka transferowego. Cała saga wokół Niemca przypomina powoli rozdział z poradnika „Jak nie poruszać się na rynku transferowym”. Skrzydłowy nie wrócił do Wrocławia na start przygotowań, bo dostał zgodę na wyjazd do francuskiego klubu, który wyrażał zainteresowanie jego usługami. Do dziś nie wiadomo, po co odbyła się ta wycieczka (celowo używamy akurat tego słowa), skoro Śląsk nie zaakceptował oferty klubu z Ligue 1. Gdy dawał Yeboahowi zgodę na wycieczkę, liczył na to, że jakoś z Francuzami się dogada. No, ale się nie dogadał, a rozbieżności były podobno całkiem duże, więc w efekcie wszyscy stracili czas.

Amatorka.

Każdy w miarę rozgarnięty obserwator piłki wie, że takie rzeczy dogaduje się PRZED wyjazdem zawodnika na testy (bo inaczej testy mogą nie mieć sensu, tak było w tym przypadku).

Odejście tego zawodnika jest już w zasadzie pewne. Yeboah wykazał się w końcówce sezonu nienagannym charakterem, bo to on ciągnął drużynę WKS-u do utrzymania w lidze, a przecież już wtedy wiedział, że chce spróbować swoich szans w lepszym środowisku. Utrzymał się ze Śląskiem, przez co będzie mu trudniej odejść, bo polski klub czeka na zadowalającą ofertę. W 1. lidze Śląsk trzymałby po prostu słabsze karty w rękach.

Po obu stronach widać dużo emocji. Śląsk chciał karać piłkarza za każdy kolejny dzień, w którym nie stawi się w klubie. Niemiec z kolei bardzo długo przebywał we Francji, mimo że rozmowy nawet nie zmierzały ku finalizacji, dając całym sobą do zrozumienia, że interesuje go wyłącznie jak najszybszy transfer. Obie strony muszą wykazać się wzajemnym zrozumieniem, bo obie mają spieniężeniu skrzydłowego swój niezaprzeczalny interes, którego osiągnięcie oddala się wraz z każdym głupim i nieprzemyślanym ruchem, tak z jednej, jak i drugiej strony tego biznesu.

Jeśli Śląsk sprzeda Yeboaha, dostanie pokaźny zastrzyk gotówki, który będzie mógł przeznaczyć na transfery. W innym przypadku… albo zadłużanie się, albo pusta micha w zoo, albo autostrada do pierwszej ligi.

Powielane błędy, które niszczą Śląsk Wrocław

Kogo ściąga Śląsk Wrocław?

Kacper Trelowski, który rozwiązuje problem na pozycji młodzieżowca, burząc jednocześnie hierarchię na jedynej pozycji, na której Śląsk ma dwóch równorzędnych i solidnych zawodników. Pewnie można było pomyśleć o tym, jak jednym ruchem zażegnać problem z młodzieżowcem oraz problem z obsadą konkretnej pozycji (np. lewej obrony), ale nie bądźmy zbyt wymagający. Do tego Mateusz Żukowski (newsa o tym transferze podał Sebastian Staszewski), o którym można powiedzieć dużo, lecz z pewnością nie to, że po wyjeździe z Lechii Gdańsk gra w piłkę. No bo…

Wiosna 22/23: 69 minut w Lechu Poznań (i gra w rezerwach).
Jesień 22/23: 180 minut w rezerwach Glasgow Rangers.
Wiosna 21/22: 90 minut w Glasgow Rangers.

I do kompletu Michal Jerabek, o którego wyczynach pod swoją bramką pisaliśmy wczoraj (na szczęście prawo do oceny jego przydatności ma jeszcze Jacek Magiera).

Potrzeby są znacznie większe.

Dwóch lewych obrońców. Jeden lub dwóch stoperów. Dwóch ofensywnych pomocników (lub ew. jakiś skrzydłowy zamiast jednej dziesiątki). Jeden lub dwóch napastników. I to przy założeniu, że klub zakontraktuje Trelowskiego, Żukowskiego i Jerabka.

Dziewięciu graczy, jeśli Śląsk zechce ograniczyć się do opcji „absolutne minimum”.

Jedenastu, jeśli kadra WKS-u ma być w miarę pełna.

To naprawdę wymagające okno. Okno, które może zdefiniować obraz tego klubu na lata. Skala trudności zadania nakazuje z jeszcze większą uwagą spojrzeć na postać Davida Baldy, za którym ciągnie się nieszczególna sława. Kilka historii stawia pod znakiem zapytania wiarygodność dyrektora sportowego WKS-u. 32-latek może obronić się przed nimi ciekawymi ruchami, a nie testami Michala Jerabka.

WIĘCEJ O ŚLĄSKU WROCŁAW: 

Fot. FotoPyK

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

25 komentarzy

Loading...