Nie tylko prezes Paweł Tomczyk i rzeczniczka prasowa Paulina Maciążek są ofiarami Goncalo Feio w Motorze Lublin. Teraz w rozmowie ze Sport.pl suchej nitki na portugalskim trenerze nie zostawia jego były już współpracownik Martin Bielec.
Dołączył on do sztabu Motoru 23 lutego. Pełnił rolę asystenta i trenera przygotowania motorycznego. Ostatnio jednak po cichu odszedł z klubu, który nawet nie wydał komunikatu w tej sprawie. Już po niewiele ponad miesiącu poszedł na zwolnienie lekarskie ze względu na załamanie nerwowe związane z zachowaniami Feio, czyli mobbingiem i przemocą psychiczną.
– Nie jest łatwo mówić o tym publicznie, ale zdarzały się sytuacje, w których przy całym sztabie zarzucał mi brak kompetencji, poniżał mnie, krzyczał, miał ataki agresji – mówi Bielec dla Sport.pl.
– Zachowania Goncalo Feio w normalnym świecie są nie do zaakceptowania – dodaje.
Bielec w pewnym momencie wyprowadził się z mieszkania, które było wynajmowane na nazwisko prezesa Tomczyka. – On je wynajął w imieniu klubu, więc nie czułem się w nim bezpiecznie. Zwłaszcza że Feio mówił o powiązaniach z grupą kibiców przy wszystkich członkach sztabu. Chwalił się, że jednym telefonem może dużo zmienić. Że jeden telefon i “Paweł Tomczyk nie będzie miał wjazdu do miasta”. To dokładny cytat. Ja z takimi ludźmi nie chcę mieć nic wspólnego – stwierdza.
Wyraża też przekonanie, że uderzenie tacką w głowę prezesa Tomczyka nie było przypadkowe i nie można go zaliczyć do działania w afekcie.
CZYTAJ WIĘCEJ O GONCALO FEIO:
- Tomczyk o sprawie z Feio: Całe moje życie sportowe i zawodowe zostało oplute [WYWIAD]
- Feio winny. Ale PZPN czeka na to, aż znów komuś przypieprzy
Fot. Newspix