Reklama

Cracovia musi odpowiedzieć sobie na kilka zajebiście ważnych pytań. A Velde? Top!

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

06 maja 2023, 21:08 • 7 min czytania 58 komentarzy

Jeśli mielibyśmy wskazać ekstraklasowe kluby, które w przyszłym sezonie ani nie uwikłają się w walkę o utrzymanie, ani nie grożą im puchary (czyli typową klasę średnią), wskazalibyśmy na Cracovię i nikogo więcej. To stabilny projekt, oparty na sensownych filarach, mający potencjał na wyższą lokatę niż siódma. Ale to także projekt, który przestał się rozwijać. Siedlisko ekstraklasowej stagnacji. Zagłębie ligowego przeciętniactwa. Klub na typowe „nie mam zdania”.

Cracovia musi odpowiedzieć sobie na kilka zajebiście ważnych pytań. A Velde? Top!

Obejrzeliśmy dzisiaj przy Bułgarskiej wiele memicznych momentów, ale jeden szczególnie utkwił nam w głowie. Pierwsza połowa, Oshima próbuje wyprowadzić akcję, ale nie ma do kogo podać, wszyscy pochowani. Holuje więc piłkę w stronę własnej bramki, holuje, dalej holuje, odwraca się, zastanawia, drapie po głowie, układa w sobie w myślach listę zakupów na wieczór i lekko wkurza się na kolegów, którzy zamienili tego dnia futbol na grę w piłka parzy. Sfrustrowany Japończyk, ślamazarnie przeciągający moment na pozbycie się piłki, ma wypisany na twarzy brak pomysłu. W końcu kopie. Po prostu kopie. Absolutnie do nikogo.

Dlaczego została z nami akurat ta akcja?

Lech Poznań – Cracovia 3:0. Trwanie bez postępu

Bo to idealna metafora Cracovii. To jest właśnie to, o czym myślimy pisząc, że to klub na typowe „nie mam zdania”. Ekipa, która nie potrafi się określić. W drużynie „Pasów” znajdziemy naprawdę porządnych i jakościowych piłkarzy, ale ta kadra jest zbyt krótka, by myśleć na poważnie o zaatakowaniu czołówki. Końcówka kolejnego sezonu, który jest dla krakowskiego zespołu trwaniem, nieposuwaniem się do przodu, to czas, w którym Janusz Filipiak i spółka muszą odpowiedzieć sobie na kilka zajebiście ważnych pytań. Każde z nich sprowadza się do jednego, generalnego: co dalej?

Co dalej z Jackiem Zielińskim?

Reklama

Co dalej z Jewhenem Konoplanką?

Co dalej z Karolem Niemczyckim?

Co dalej z Kamilem Pestką?

Czy klub zechce poszerzyć kadrę, by realnie pomyśleć o zaatakowaniu pucharów?

A może obecna polityka kadrowa – solidna, ale minimalistyczna – pozostanie bez zmian?

Iść dalej tą drogą? A może przeprowadzić rewolucję?

Reklama

Lech – Cracovia 3:0. Czy warto przedłużać kontrakt z Jackiem Zielińskim?

To trochę zastanawiające i niepokojące, że Cracovia wciąż nie potrafi się określić, z jakim trenerem będzie szła pod rękę w przyszłym sezonie. Kontrakt Jacka Zielińskiego wygasa w czerwcu. Szkoleniowiec „Pasów” zdradził na przedmeczowej konferencji prasowej, że były wstępne rozmowy, były wstępne deklaracje, ale to tyle, o reszcie niech mówią działacze. Trener, który wrócił do Cracovii w listopadzie 2021, wciąż pali się do pracy i chce kontynuować obraną drogę. Stawia tylko jeden warunek, o którym mówi publicznie: obecna kadra ma zostać nie tylko utrzymana, ale też dodatkowo wzmocniona.

Luk kadrowych jest naprawdę sporo i to główny powód, dla którego Cracovię w obecnym kształcie można postrzegać co najwyżej jako klub klasy średniej. Czy sam Zieliński stanowi dla drużyny „Pasów” wartość dodaną? Niekonicznie. Czy można powiedzieć, że przeszkadza? Też niekoniecznie. Po prostu punktuje na miarę potencjału, na miarę średniaka. Swoją robotę wykonuje bez zarzutu, ale nie oferuje też czegoś ekstra. Nie mami też kibiców kawałkami o wielkich ambicjach czy mocarstwowych planach. Raczej trzeźwo ocenia rzeczywistość, choćby stwierdzeniem, że od tak skonstruowanej kadry piłkarzy nie można wymagać gry o czołowe lokaty.

Ani nas nie zdziwi sytuacja, w której Janusz Filipiak stwierdzi, że chce spróbować nowego nazwiska, ani nie będziemy zaskoczeni, jeśli 62-letni trener przedłuży swoją umowę.

Lech – Cracovia 3:0. Pasy mogą opuścić ważni gracze

Jeśli do tego dojdzie, powalczy o piłkarzy z obecnej kadry. Czterem z nich wygasają kontrakty. Raczej przesądzone jest odejście Michala Siplaka, który wylądował ostatnio w rezerwach (kwestie dyscyplinarne). Spróbować swoich sił w poważniejszym miejscu chciałby zapewne Karol Niemczycki, który dziś trochę przeszarżował z oceną własnych umiejętności (Velde nawinął go jak dziecko przy golu na 1:0, po tym jak bramkarz naiwnie wyszedł z własnej bramki; wypluł przed siebie strzał Douglasa, choć bez konsekwencji; został okiwany przez Karlstroma, lecz ze względu na ostry kąt też bez konsekwencji). Wątpliwe wydaje się także pozostanie Kamila Pestki, zwłaszcza po mocnym pojeździe Filipiaka po agencji obrońcy.

Największą niewiadomą stanowi Jewhen Konoplanka, którego Zieliński widziałby w kadrze na przyszły sezon, jeśli miałby pracować dalej przy Kałuży. Klub chyba niezbyt podziela optymizm szkoleniowca.
–  Nie wiem, czy zostanę w Cracovii, nie rozmawiałem o tym z klubem. Nie wiem więc nic w sprawie mojej przyszłości. Nie ja będę o tym decydował, nie mogę, mój kontrakt obowiązuje do 30 czerwca. Klub niczego mi nie zakomunikował – żalił się ostatnio ukraiński piłkarz. Choć zdarzają mu się przebłyski, to znacznie częściej miewa taką formę jak dziś. Ślamazarną. Zblazowaną. Nieco leniwą. I niewiele wnoszącą.

Konoplanka pewnie mógłby być dalej w miarę sensowną opcją na pozycję ofensywnego pomocnika, takim dwunastym piłkarzem w wewnętrznej hierarchii, który raz wyjdzie w pierwszym, raz zacznie na ławce. Cracovii byłoby pewnie łatwiej o propozycję nowej umowy, gdyby przy okazji też zarabiał jak zawodnik z miejsca numer dwanaście. Chyba nikt w krakowskim zespole nie miał dziś tak długo piłki pod nogami na połowie rywala jak Ukrainiec. Ale co z tego, skoro to wszystko było takie powolne, takie pozbawione idei, takie nijakie, takie „weź już może nie truj dupy”?

Ordynarnym brakiem pomysłów raczej nie załatwia się nowego kontraktu.

Lech – Cracovia 3:0. Bardzo łatwa wygrana Kolejorza

Jeśli Janusz Filipiak wciąż się zastanawia, i każdy kolejny mecz stanowi jakąś weryfikację, to notowania Zielińskiego drastycznie spadły. Cracovia przegrała dziś strasznie łatwo, strasznie lamersko. Oglądaliśmy zwykły, ekstraklasowy, w miarę wyrównany mecz, aż nagle padły dwie bramki dla Lecha. Gdy ten dołożył przed przerwą trzecią, było już pozamiatane.

„Kolejorz” osiągnął trzybramkowe prowadzenie wykręcając zaledwie 1,09 współczynnika xGoals. To naprawdę niewiele. Gdy już gospodarze mieli na swoim koncie dwa trafienia, ani przez moment nie mieliśmy wrażenia, że „Pasy” mogą nawiązać jeszcze jakąś walkę.

Wróć, wróć, wróć.

Mieliśmy. Gdy Hoskonen dostał na głowę ciasteczko i nawet nie trafił w bramkę.

Fiński obrońca wyglądał dziś jak jakiś eksperyment społeczny. Już pal licho tę zmarnowaną setkę, dzięki której jego drużyna mogła złapać kontakt. Największy dramat obserwowaliśmy w obronie. Gość był ociężały jak ci kibice, o których mówił kiedyś Filipiak, że walą wódę i schabowe. Choć przy golu na 1:0 Velde startował z przegranej pozycji, to zdemolował go szybkościowo, by na końcu stoper odpuścił sobie akcje. Identycznie było przy drugim trafieniu, gdy Marchwiński wbiegł przed niego z ogromną łatwością. Hoskonen sprawiał wrażenie gościa, który tak się boi popełnienia faulu, że woli nie zrobić nic i nie kusić losu.

Absurd.

Absurdalne zawody zagrał też Oshima, czyli piłkarz, który generalnie ma zadatki na ciekawą ósemkę. On również ma swoje nieocenione zasługi przy dwóch bramkach. Najpierw został zapalnikiem, który próbował zagrać piłkę klatką na środku boiska, i zrobił to tak, że ta trafiła do Sobiecha, który wypuścił kolegę sam na sam. Przy trzecim trafieniu dał się z kolei bardzo łatwo ograć przy linii bocznej, co było kluczowym momentem całej akcji.

Pokraczny był Ghita. Ratował się faulami i oddał uderzenie w… aut. Jaroszyński wyglądał jak gość, który transfer do Serie A wylosował w czipsach. Kallman? Bez błysku. Rakoczy? Podobnie. Cracovia ruszyła z mocniejszymi atakami dopiero w końcówce meczu i koniec końców wykręciła przyzwoitą statystykę strzałów (13 prób). Ale ten zryw, napędzony przez Myszora czy Bochnaka, odbył się zdecydowanie za późno. Jeszcze w 60. minucie meczu „Pasy” próbowały odbierać piłkę w średnim pressingu, co mający dobry wynik i trudny mecz w perspektywie Lech przytomnie wykorzystywał.

Nie forsował tempa. Utrzymywał się przy piłce w bezpiecznych sektorach. Przegrywał akcje przez stoperów. Przerzucał. Rozgrywał, rozgrywał, rozgrywał… I nie przemęczał się.

Lech – Cracovia 3:0. Velde? Top

Bohaterem meczu, a pewnie i całej kolejki, zostaje Kristoffer Velde, który, jak widać, jest w stanie zagrać koncert także i w Ekstraklasie. Norweg maczał palce przy każdej z bramek, jedną sam strzelił, przy dwóch asystował. Podanie do Marchwińskiego to prawdziwe cudeńko. Precyzyjna, wypieszczona, świetnie zagrana fałszem piłka. Polskie gazety z 2005 roku napisałyby pewnie, że to Quaresma z Bułgarskiej. Byłoby to o tyle sensowne, że drugą z asyst również zaliczył zewnętrzną częścią stopy. Tu samo podanie nie miało jednak tak dużego znaczenia jak ogranie Oshimy, które napędziło całą akcję.

Przejechaliśmy się ostatnio po Lechu, który ma problem z meczami domowymi. Dziś poznaniacy zagrali jak zespół, któremu zależy jeszcze na walce o trzecią pozycję. Teoretycznie były to idealne warunki dla Cracovii, która lubi przecież grać z zespołami, które atakują i dominują. Dziś byli bierni, nudni i bez planu B. Po co „Pasy” w ogóle pojechały do Poznania? To jedna z zagadek XXI wieku.

 

 

WIĘCEJ O CRACOVII: 

Fot. FotoPyK

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

58 komentarzy

Loading...