Żyjemy w XXI wieku. Latamy w kosmos. Podróżujemy po kontynentach. Dostęp do wiedzy jest darmowy i dzieli nas od niego kilka kliknięć myszki. Człowiek neandertalski wyginął tysiące lat temu. Tak przynajmniej przekonuje historia, bo kiedy tylko chwalimy się cywilizacyjnym dorobkiem ewolucyjnym, jakaś grupa pseudokibiców potrafi brutalnie pobić normalnego fana drużyny przeciwnej, byle tylko zedrzeć z niego koszulkę w innych barwach. Tym razem w rolę kretynów i chuliganów wcielili się „prawilniacy” z Warszawy.
Finał Pucharu Polski. Dzień Flagi. Brama wejściowa numer 2 przy Stadionie Narodowym. Trójka zbłąkanych fanów Rakowa trafia w rój kibiców Legii. Sytuacja może nieco niefortunna, bo nieprzypadkowo miasto zaprzęgło do boju całe kordony policji, a zwolennicy obu drużyn zwykle nie mieszają się ze sobą i wchodzą na obiekt przez oddzielne strefy, ale… całkiem normalna sprawa, nie dajmy się zwariować. Przed meczem zagadywali nas zresztą różni przyjezdni z Częstochowy i przekonywali, że nie muszą ukrywać szalików w plecakach, trykotów pod bluzami, a sympatii w skrytości serc.
Cóż, zdarzają się jednak patologiczne wyjątki.
Bo tej zbłąkanej trójce fanów Rakowa porządnie się dostało. A właściwie jednemu facetowi w trykocie Medalików. Momentalnie obeszło go bowiem czterech chuliganów w barwach Legii. Popychanie, szarpanie, zrywanie koszulki. Gość stracił t-shirt, wylądował na ziemi, a wtedy objawił się największy debil z całej prawilnej grupy – ten, który leżącemu, zasłaniającemu się i atakowanemu fizycznie człowiekowi, jakby nigdy nic wymierzył kopniaka w głowę. Całą sytuację zarejestrował Super Express.
Wszystko w akompaniamencie sakramentalnych „kurew”, po tym barbarzyńskim kopniaku pojawiły się też jakieś „ejjjj” i stanowczo spóźniona interwencja policji. Dzicz. Dla takiej akcji nie ma żadnych usprawiedliwień. Powstaje pytanie: co miał w pustym łbie koleś, który postanowił wymierzyć bezbronnemu chłopakowi brutalnego „soccera kicka”? Przecież to mogło skończyć się trwałym uszczerbkiem na zdrowiu, absolutnie tragicznym finałem.
Takie coś samo w sobie jest karalne.
Mało? Co osiągnąć chciała cała ta grupa troglodytów? Chwałę, że w kilku skroili niewinnego gościa, że podarli mu koszulkę, że są tacy super, fajni i męscy? Bez jaj. To nawet nie mieści się w ramach prymitywizmu. Najciemniejsza ciemnota. Mistrzostwo debilizmu. Idiotyzm nad idiotyzm.
Czy nas to dziwi?
Niespecjalnie.
I to smutne.
Wojny kibiców są w tym środowisku na porządku dziennym. Nienawiść panoszy się na stadionach. Stała się kulturą. Plantowanym, uznawanym, akceptowanym i szanowanym zwyczajem. Charakter piłki nożnej tylko temu sprzyja. Ludzie jednoczą się w tłumie, który potęguje każdą najmniejszą emocję i ucieleśnia najprostszy z możliwych podziałów: „my” i „oni” na każdym poziomie. Sprzyja to nie tylko barwnemu dopingowi pozytywnemu, ale też nadawaniu „im” gęb, których samemu się nie znosi.
W konsekwencji stadionowa nienawiść jest bardzo powszednia. Obrażają wszyscy – dziadkowie, ojcowie i synowie, babcie, matki i córki. Piłkarzy, trenerów, dyrektorów, prezesów i właścicieli swoich i cudzych. Sędziów „sprzedajnych”. Związek „jebany”. No i kibiców – zawsze „tamtych”.
Jest to na swój sposób zabawne, bo wszelkie badania i analizy wykazują, że model polskiego fana powszedniego jest dosyć spójny. I niezbyt zaskakujący, bo po prawdzie nie trzeba było zaprzęgać metod rodem ze statystyki i socjologii, żeby domyślić się, że na rodzime stadiony lgną głównie mężczyźni w wieku średnim o poglądach konserwatywnych i tradycjonalistycznych. Zazwyczaj odróżniają ich tylko kolory koszulek. KOLORY KOSZULEK, jak to w ogóle żałośnie brzmi?
To najwyższy czas, żeby zrozumieć, że mecz piłkarski nie jest pretekstem do zapominania o ludzkich odruchach, do bicia ludzi, do zrywania z nich koszulek w nieznanych sobie kolorach (sic!) i zakłócania ich spokoju, bo ktoś ośmielił się przejść nie przez tę strefę, przez którą teoretycznie powinien. Nie może być tak, że tylko futbolowe widowiska są w tym kraju wyłączone nie tylko z rygoru zasad kodeksu prawnego, ale też odpowiedzialności za swoje czyny w sensie czysto ludzkim.
Jak to może być odbierane przez niedzielnego kibica piłki nożnej, który idzie sobie na finał Pucharu Polski, żeby spędzić miłe popołudnie na Stadionie Narodowym? Czy naprawdę polski futbol akceptuje już tylko człowieka neandertalskiego, który w gatunku ludzkim dostrzega tylko prosty podział: biały-czerwony, nie bić-bić?
Nie cofajmy się w rozwoju.
Dopingujmy swoim. Pobuczmy i pozłorzeczmy na rywali. Ale kibicowanie nie musi polegać przecież na szerzeniu tępej nienawiści. A jeśli polega, czy to na pewno jest jeszcze kibicowanie? Odpowiedzmy, bo tu chyba faktycznie trzeba prosto: nie, to już nie jest kibicowanie, to jest karalny debilizm.
Czytaj więcej o Pucharze Polski:
- Tu biją, tam płaczą. Reportaż z finału Pucharu Polski
- 120 minut mordęgi dla wszystkich. Legia z Pucharem Polski
- Nerwy na ławkach i presja na Lasyka. Na finale iskrzyło między sztabami Rakowa i Legii
- Długo wyczekiwany moment triumfu. Kosta Runjaic wreszcie z pucharem na koncie
- Złoty medal i trzy walki. Mladenović wygranym dnia…
Fot. Super Express