Nie od dziś problemem polskiej piłki są prowokacje. Zazwyczaj dotyczą one kiboli, których natrętnie prowokują służby mundurowe (np. tym, że stoją). Podobną sytuację obejrzeliśmy dziś w Warszawie, gdzie Legia Warszawa świętowała po zwycięstwie w Pucharze Polski. Wielkim poszkodowanym mógł okazać się dziś Filip Mladenović, któremu Raków chciał uprzykrzyć życie. Ale finalnie okazał się zwycięzcą. I to trzech walk. Z rzędu!
Niby przedstawiciele Rakowa nic nie zrobili. Na pierwszy rzut oka – stali i kryli twarze w rękach udając, że chodzi o smutek po zmarnowanym rzucie karnym przez Mateusza Wdowiaka. Ale nie dajcie się zwieść, to oczywiście klasyczna prowokacja, skrupulatnie przygotowana zresztą przez częstochowskich zazdrośników, którzy w ten małostkowy sposób chcieli odpłacić się któremuś z legionistów. Tuż po ostatnim rzucie karnym, obronionym przez Kacpra Tobiasza, obejrzeliśmy na Narodowym prawdziwy wybuch euforii. Teoretycznie powinna to być dla Filipa Mladenovicia cudowna chwila, zwłaszcza że – kto wie? – być może właśnie żegna się ze stołecznymi kibicami.
Wdzięczność?
Wzruszenie?
Łezka cieknąca po policzku?
Nic z tych rzeczy. Wszyscy związani z Rakowem wiedzieli, jak istotny jest to dzień dla serbskiego wahadłowego i postanowili bezczelnie go zepsuć. Od czego się zaczęło? Ano od tego, że drużyna Rakowa – zarówno sztab, jak i piłkarze – stała przy swojej ławce w objęciach. Ta niecodzienna czynność działa się dokładnie w momencie, gdy Wdowiak podchodził do swojej próby w konkursie jedenastek. Niestety dla Rakowa – spartaczył ją. Co robią sztab i piłkarze? Chowają głowę w dłoniach. Udają rozpacz. Odwracają się w kierunku trybun. Obserwują wbiegającą na murawę Legię. No i przede wszystkim stoją. W komplecie. W objęciach.
Oczywista bezczelność.
To nie numery, na które pozwoli sobie tak stary wyjadacz jak Filip Mladenović. Serb wie, że to oczywisty brak szacunku ze strony rywala, który w tak bezczelny sposób kpi sobie z niego i jego kolegów z szatni. Stanie przy linii? Okazywanie smutku? Nie na oczach tylu kibiców i kamer. By powstrzymać tę grubą przesadę, do jakiej dopuściły się “Medaliki”, serbski zawodnik żwawo podbiegł w kierunku ławki częstochowian i zaprezentował gesty powszechnie uznane za obraźliwe.
(tak, wiemy, na screenach niewiele widać)
Po takiej zniewadze mógł zrobić o wiele więcej, lecz nie od dziś wiadomo, że Mladenović to ostoja cierpliwości i trzeba naprawdę mocno się napocić, by wytrącić go z równowagi (czego dowodem są chociażby kartki: Serb obejrzał na ligowych boiskach zaledwie 45 napomnień). A dziś? No cóż, sfrustrowany i rozgoryczony Raków próbował dalej. Zanim Mladenović zdążył pobiec do swoich kibiców, to wcześniej wbiegł w Wiktora Długosza i zdzielił go łokciem. Legionista nie miał już ochoty na kolejne zaczepki i uderzył następnego rywala – Marcina Cebulę. Należało się – on także prowokował, jak cały Raków zresztą.
Nad zawodnikami Rakowa przejęły kontrolę duma i małostkowość. Kolejny gracz częstochowian chciał wyrównać rachunki z Mladenoviciem, ale dostał po twarzy.
Dobrą passę serbski piłkarz zakończył na Jeanie Carlosie, który także ośmielił się na chamską prowokację i podobnie jak reszta dostał po twarzy, co było już – jak się później okazało – ostatnim ciosem ze strony Mladenovicia.
Wszystko odbyło się na przestrzeni kilku sekund. Jeśli będziecie potrzebować bodyguarda, dzwońcie na Łazienkowską. Serb może nie wygląda szczególnie groźnie, ale skuteczności nie można mu odmówić.
Tyle osób przeciwko niemu. Tyle prowokacji. Tyle prześladowań. Tyle kłód pod nogami. A jeszcze – z tego, co słyszeliśmy – całkiem gorąco było pod szatniami, czego nie zarejestrowały kamery.
A on dał sobie radę.
Prawdziwy wojownik.
Niby potulny ligowiec, z którym jednak nie warto zadzierać.
Ostoja cierpliwości, która wytrzymała i zarządzanie Lechii, i Adama Mandziarę, i Dariusza Mioduskigo, i komentatorów Polsatu, ale zniewagi nie wytrzyma.
“Walnął, to walnął, nie ma co drążyć”, mówi powiedzenie. A tak serio, to jest, ale to już nie nasza broszka, zajmą się tym stosowne organy. Filip, dziś pokazałeś wysoką formę. Jeszcze ze trzy takie występy i Piotr Świerczewski zaprasza do oktagonu.
https://twitter.com/gikiewiczlukasz/status/1653445297014554626?s=20
WIĘCEJ O PUCHARZE POLSKI:
- 120 minut mordęgi dla wszystkich. Legia z Pucharem Polski
- Nerwy na ławkach i presja na Lasyka. Na finale iskrzyło między sztabami Rakowa i Legii
- Długo wyczekiwany moment triumfu. Kosta Runjaic wreszcie z pucharem na koncie
Fot. FotoPyK