Kilka dni temu Ajax Amsterdam oficjalnie ogłosił, że zatrudnił Svena Mislintata na stanowisku dyrektora sportowego. I choć sama informacja przeszła bez większego echa, to można traktować ją tak, jakby Stewart Copeland trafił do Foo Fighters. Człowiek z cienia, który stał za sukcesami Borussii Dortmund, a ostatnio odbudował VfB Stuttgart, trafił do miejsca, gdzie już od lat na masową skalę szkoli się i sprzedaje piłkarskie perełki. Czy coś tu się może nie udać?
Tylko w ostatnich trzech sezonach Ajax Amsterdam zarobił na czysto na ruchach transferowych przeszło 330 mln euro. W dwóch ostatnich latach pracy Svena Mislintata w Dortmundzie Borussia sprzedała zawodników za blisko 400 mln euro. Połączenie obu stron, czyli prężnie działającej akademii ze świetną siatką skautów rozsianych po całym świecie oraz doskonałego dyrektora sportowego z analitycznym i matematycznym podejściem do piłkarzy, mogą przynieść nie tylko astronomiczne zyski, ale również sukces sportowy, który nierozerwalnie łączy się z pracą Mislintata. To dzięki jego narzędziu do analizy piłkarzy Borussia Dortmund osiągnęła największe sukcesy w XXI wieku. Dzięki jego błyskawicznym i trafionym ruchom VfB Stuttgart powrócił do Bundesligi i jako beniaminek walczył o europejskie puchary, a aktualne sukcesy Arsenalu to również wypadkowa jego krótkiej pracy. Kim jest człowiek stojący za tym wszystkim?
Sven Mislintat w Ajaksie Amsterdam
Spis treści
Mislintat nie jest już anonimową postacią w świecie futbolu, ale wciąż dość niepozorną. Kilkudniowy zarost, długie potargane blond włosy i bystre błękitne oczy nie wyróżniają go z tłumu, a w połączeniu z nieco wyciągniętym swetrem i dżinsami dają obraz komputerowego maniaka, a nie wziętego dyrektora sportowego. 50-latek to jednak wzorcowy przykład klasycznego self-made mana. Zawdzięcza wszystko sobie i swojej pasji do futbolu. Talentu do piłki nie miał dużego. Karierę zakończył bardzo szybko, bo chciał zostać trenerem. Dużo lepiej odnalazł się jako skaut i analityk.
Ani piłkarz, ani trener, ani skaut
– Już nie chciałem być dłużej piłkarzem. Jedyne, co chciałem, to stać się trenerem – opowiadał, gdy miał 29 lat, co cytuje “11Freunde”. I zaczął pracować jako asystent w swoim rodzinnym VfL Kamen. Łączył to jednak z pracą analityczną w Borussii Dortmund, której od najmłodszych lat był fanem, a od Westfalenstadion dzieliła go tylko półgodzinna jazda samochodem. Na początku XXI wieku postanowił jednak podjąć studia na kierunku nauk sportowych, co łączył z tworzeniem systemu do kategoryzowania zawodników i oglądaniem treningów oraz meczów BVB. W końcu przyszedł ten dzień, w którym stanął na czele skautów, a zbiegło się to w czasie z najgorszym okresem w XXI-wiecznej historii Borussii. Klubem targały problemy finansowe, zanotował on sportowy zjazd i niewiele zostało już po mistrzostwie Niemiec sprzed czterech lat. Nic nie wskazywało na to, że cztery lata później ponownie znajdzie się na szczycie niemieckiego futbolu.
Wpływ miały na to dwie rzeczy. Zatrudnienie Juergena Kloppa w 2008 roku i wybitne umiejętności skautingowe Mislintata. Może to dziwić, bo skautem nie był. Gdy stał się koordynatorem skautingu, już pierwszego dnia poprosił pozostałych skautów, a każdy z nich był po pięćdziesiątce, by powiedzieli, czym się zajmują, bo on nie miał o tym żadnego pojęcia. Był tylko analitykiem i na piłkarzy patrzył przez pryzmat liczb. Wywiad środowiskowy oddał skautom, a w szczególności Heinzowi Redepenningowi, którego nazwano “Niszczyciel”, bo jego słowo pozostawało ostateczne.
Tak skautował gwiazdy
50-latek pracował na własnym dość chałupniczym narzędziu – Scoutpanel. Dostęp do niego miała tylko ograniczona grupa. Znajdowało się w nim przeszło trzy tysiące nazwisk piłkarzy, których można było sortować jak w Football Managerze. Wystarczyło wybierać odpowiednie cechy, które powinien mieć poszukiwany zawodnik. Dzięki temu systemowi w lawinie graczy Mislintat zdołał wyłowić z Cerezo Osaka Shinjiego Kagawę, Ilkaya Guendogana z drugoligowej Norymbergi czy Roberta Lewandowskiego z Lecha Poznań. Wszystkich piłkarzy wyszukał algorytm, który był stale rozwijany.
W kolejnych latach do Dortmundu trafili m.in. Raphael Guerreiro z Lorient, Ousmane Dembele z Rennes czy Julian Weigl z TSV 1860 Monachium. Wszyscy byli wtedy zupełnie anonimowymi zawodnikami, a w krótkim czasie stali się rewelacyjni. Wszystko dzięki autorskiemu wskaźnikowi Mislintata, który nazwał regularnością. I nie chodziło w nim o to, żeby wyciągać tylko regularnie grających zawodników, bo dość szybko są oni w stanie dojść do sufitu swoich możliwości, ale takich, którzy przeplatają fatalne występy wyśmienitymi, a ich średnia, w dłuższej perspektywie czasu, nie spada poniżej dopuszczalnego poziomu. W polskich warunkach nazwalibyśmy to chimerycznością. Dzięki temu BVB miało wgląd w piłkarzy, zanim osiągali szczyt możliwości i stawali się gwiazdami.
Matchmetrics: od fiaska do sukcesu
Nie było tak, że Mislintat trafiał z każdym transferem, bo na każdego Kagawę, Dembele czy Lewandowskiego przypadał Emre Mor, Mikel Merino czy Adnan Januzaj, ale sukcesy sportowe i finansowe zyski, jakie osiągnęła Borussia Dortmund, skłoniły 50-latka do rozwoju swojego narzędzia. Wspólnie z naukowcem sportowym i specjalistą IT zbudowali program Matchmetrics. Podzielili boisko na 100 kwadratów, wyliczyli wartość każdego z nich i na podstawie istniejących danych meczowych opracowali algorytm, który wystawiał ostateczną ocenę zawodnikowi. Wszystko działało bez zarzutu, dlatego zdecydowano przedstawić to światu. Najpierw zrobiono prezentację przed działaczami Borussii Dortmund.
– Wszystko szło dobrze do momentu, gdy pokazaliśmy najlepszą jedenastkę ligi – powiedział Mislintat cytowany w książce Christopha Biermanna “Piłkarscy hakerzy o rewolucji w futbolu i sztuce zbierania danych”. Do drużyny marzeń trafił Lasse Sobiech i cały plan prysł. Kto teraz pamięta o istnieniu takiego piłkarza jak Lasse Sobiech? A znalazł się on w najlepszej drużynie kosztem m.in. Jerome’a Boatenga. No może w Polsce jeszcze ktoś go pamięta przez polskodźwięczne nazwisko i z powodu treningów w jednym zespole z polskim triem z Dortmundu, ale nic poza tym. Dziś kopie w piłkę w RPA.
Umieszczenie Sobiecha w składzie było wyraźnym błędem systemu. Jednak założyciele Matchmetrics nie poddali się i zrobili to, co robią najlepsi marketerzy. Naprawili błędy, wyciągnęli wnioski, ubrali wszystko w piórka i zaczęli nawijać makaron na uszy. Dla takiego freaka liczbowego jak Mislintat nie było różnicy czy będzie patrzył na piękny design z wyliczeniem algorytmu, czy na dane z Excela. Można powiedzieć nawet, że do tych drugich się już przyzwyczaił, a te pierwsze świeciły mu za bardzo po oczach. Świat działa jednak na odwrót i dopiero po opakowaniu tego w ładne pudełko, zaczęło się sprzedawać. Oprócz społecznego dowodu słuszności przy sprzedaży algorytmu założyciele dorzucili kolejny z cialdiniowskich sposobów na zachęcenie do kupna, a mianowicie zastosowali metodę niedostępności. Matchmetrics udostępniało dane tylko na wyłączność.
Arsenal: wzorowi nie odmawiasz
Sukces Matchmetrics wyznaczył koniec Mislintata w Dortmundzie. W Borussii pracował nieprzerwanie od 1998 roku, ale gdy przychodzi po ciebie Arsenal, który na samym początku pracy był twoim wzorem, nie odmawiasz. Ciężko powiedzieć, by ponad roczna przygoda z londyńskim klubem obfitowała w spektakularne triumfy, ale Niemiec przekazał w Anglii swoją wiedzę na temat skautowania zawodników, ich odpowiedniego sortowania i wybierania najlepszych opcji spośród zbioru wielu danych, czego owocem są takie transfery, jak ten Jakuba Kiwiora, czyli piłkarzy nieznanych, ale którzy w krótkim okresie mogą okazać się strzałami w dziesiątkę.
Co ma Laos do Kiwiora? Jak Arsenal znalazł Polaka i kiedy da mu szansę
Gdy 50-latek odchodził z Arsenalu w lutym 2019 roku, stało się jasne, że będzie łakomym kąskiem na rynku. Nikt się jednak nie spodziewał, że trafi do drugoligowego VfB Stuttgart. Mislintat podjął się jednak zadania podniesienia z kryzysu tego zasłużonego klubu ze Szwabii. Wspólnie z Thomasem Hitzlspergerem i Pellegrino Matarazzo stworzyli triumwirat, który stanął na czele odbudowy zespołu pod względem sportowym, wizerunkowym i finansowym.
Odbudował VfB Stuttgart
W sezonie 2019/20 Stuttgart awansował do Bundesligi. Dokonał tego dzięki świetnym ruchom transferowym. Klub pozyskał Silasa Katompa-Mvumpę, Sasę Kalajdzicia, Atakana Karazora, Gregora Kobela, Wataru Endo czy Tanguya Coulibaly’ego, którzy do dziś albo stanowią o sile (obecnie wątpliwej) Stuttgartu albo występują już w dużo lepszych klubach, a samo VfB zarobiło na nich spore pieniądze. Tylko ze sprzedaży Nicolasa Gonzaleza, Kobela, Kalajdzicia, a także Orela Mangali i Naouirou Ahamady zainkasowało przeszło 80 milionów euro.
Jako beniaminek Stuttgart do końca walczył o europejskie puchary. Poprzedni sezon był już jednak gorszy. Ponownie problemem nie była drużyna, a klub i działacze. Stopniowo rozbijano triumwirat. W marcu zeszłego roku odszedł Hitzlsperger, a prezesem został Alexander Wehrle. W międzyczasie zatrudniono Samiego Khedirę, Philippa Lahma i Christiana Gentnera, a chwilę później zwolniono Matarazzo. Mający coraz większe obawy związane ze zmniejszeniem kompetencji Mislintat odszedł z klubu w listopadzie, co pokazało też gorszą stronę 50-latka.
Kłótnie i nieomylność
Jego ambicja zmieniła się świadomość swojej nieomylności. Mislintat zaczął idealizować swoje metody i uważał je za jedyne słuszne. W ostatnim etapie pracy w Stuttgarcie skłócił się z wieloma osobami, choć miał za sobą kibiców.
– Czego klub nauczył się ze swojej najnowszej historii od 2007 roku? – pytał retorycznie, co cytuje “11Freunde”. – I do czego to doprowadziło?
Aktualnie VfB Stuttgart zmierza do kolejnego spadku z Bundesligi, w czym swój udział ma Mislintat. Do samego końca walczył o swoje ideały. Nie chciał iść na kompromisy. Stale w mediach bronił się stwierdzeniami, że słabszy okres to jedynie pochodna kontuzji i nieobecności. Z drugiej strony to on budował kadrę i tego typu rzeczy nie powinny wpływać tak mocno na cały zespół. Na sam koniec wypalił, że problemem nie jest drużyna, a osoby siedzące w gabinetach.
– Mieliśmy zbyt wiele problemów, które mają charakter polityczny i nie mają nic wspólnego z piłką nożną – powiedział Mislintat, który miał ogromne wsparcie fanów. Przeszło 10 tysięcy osób podpisało petycję, by pozostał w VfB.
Diamentowy Ajax
- Trela: Nagelsmann alert. Najmłodszy trener w Niemczech bije wszelkie rekordy
- Z getta na salony. Bayer stał się za mały dla Moussy Diaby’ego
- Holenderska wtyka odżyła w Bawarii. De Ligt znowu może być wielki
Fot. Newspix