Angielscy i francuscy kibice zawiązali przeciwko nim sojusz. W obydwu krajach, tak jak w Danii i Szwajcarii, spuścili swoje kluby z ligi. W Belgii słyszą, że za wielomilionowe długi stracą licencję, a w Holandii ich zespół przegrywa 0:13 i od spadku ratują go tylko przepisy. Paul Conway, Chien Lee i ich Pacific Media Group nie mają najlepszych notowań. Dlaczego GKS Tychy wpuścił inwestorów z takimi CV do klubu i czy na Śląsku mogą mieć jakiekolwiek powody do optymizmu?
Pacific Media Group nazywany jest „Red Bullem w wersji Poundland”. Przydomek ten nadali im Brytyjczycy, u których „Poundland” to rodzaj sklepu w stylu „Wszystko po cztery złote”. Samo to wiele mówi o PMG, które stara się zbudować piłkarskie imperium w stylu potężnych grup, takich jak Red Bull czy City Football Group, wyjątkowo tanim kosztem.
Kupują tam, gdzie inni nawet nie patrzą. Drugoligowiec to dla nich sztuka dziesięć na dziesięć. Nietypowym zakupom towarzyszą tyrady o potencjale, chęci rozwoju i wprowadzaniu innowacyjnych metod. Głośne zapowiedzi kończą się jednak spektakularnymi wtopami, bo Conway i Lee rzadko odnoszą sukces, przynajmniej pod kątem sportowym.
Barnsley wprowadzili do Championship, zagrali nawet w barażach o Premier League, ale już rok później spadli na trzeci poziom rozgrywkowy.
FC Kaiserslautern także zaliczyło awans, ale zasługa PMG w tym żadna — klub kupili tuż przed promocją, w dodatku nabywając ledwie 10% całości.
Teraz jednak PMG melduje się w Polsce, więc czas konkretnie i szczegółowo przyjrzeć się ich działalności.
–
Spis treści
- Pacific Media Group. Kim są nowi właściciele GKS Tychy?
- Dlaczego Pacific Media Group zainwestowało w polski klub?
- KV Oostende. Pacific Media Group prowadzi klub w stronę bankructwa
- As Nancy. Miała być Ligue 1, jest walka o utrzymanie w 3. lidze
- Barnsley FC. Byli krok od Premier League, skończyli w 3. lidze
- Esbjerg fB. Peter Hyballa, chaos i największy upadek od 28 lat
- Pacific Media Group i GKS Tychy. Czy są nadzieje na sukces?
Pacific Media Group. Kim są nowi właściciele GKS Tychy?
– To fundusz inwestycyjny, w który angażuje się wiele różnych osób. Dwie najważniejsze to Chien Lee, człowiek, który dorobił się majątku na rynku hotelarskim w Chinach oraz Paul Conway, który w latach 90. pracował w amerykańskim sektorze bankowym i miał różne biznesy na Dalekim Wschodzie. W pewnym momencie ta dwójka poszła w kierunku mediów, kupowania praw do dystrybucji i gadżetów związanych z dużymi, amerykańskimi filmami na rynek azjatycki — mówi nam Matt Slater, dziennikarz „The Athletic”, który na łamach tego portalu szczegółowo prześwietlił Pacific Media Group i przepytał twarze tego projektu.
Slater w swoim artykule szukał odpowiedzi na istotne pytanie — dlaczego futbol? Co sprawiło, że obaj dżentelmeni postanowili zaangażować się w budowę ogromnej grupy zrzeszającej kluby w całej Europie? Conway twierdził, że pasję do piłki nożnej zaszczepił w nim tata. Nasz rozmówca uważa jednak, że nie jest to wystarczająco dobry argument.
– Mimo że spotykałem się z nimi wielokrotnie, nigdy nie uzyskałem na to jednoznacznej odpowiedzi; argumentu, który przekonałby mnie do siebie. To nie jest jednak niczym złym, po prostu nigdy nie udało się tego w stu procentach wyjaśnić — dodaje Slater.
W każdym razie był rok 2016 i wspólnicy właśnie kupili francuski OGC Nice. Niceę w ogłoszeniu wspomina GKS Tychy, Niceę w wyliczance klubów pod opieką Pacific Media Group pomijają inne źródła. Wszystko dlatego, że Nice było krótką przygodą. Sir Jim Ratcliffe po dwóch latach zapłacił 100 milionów euro i drużyna ponownie zmieniła właściciela. To wtedy powstała idea wejścia w biznes znany „Multi-Club Ownership”.
– W Nicei PMG chyba zorientowało się, że prowadzenie klubu piłkarskiego nie jest tanią sprawą. Sprzedali klub z zyskiem i zmienili podejście do biznesu. Stwierdzili, że opcją na zarabianie na futbolu jest zawiązanie grupy, w skład której wejdą zespoły z różnych krajów. Paul Conway uznał to za fantastyczny pomysł. To człowiek, który ma wiele ciekawych idei. Być może nie zawsze trafnych, ale o tym, jak zarobić na piłce na różne sposoby myśli przez dwadzieścia cztery godziny na dobę — opowiada Slater.
Problem w tym, że już we Francji objawił się pierwszy „red flag” dotyczący Pacific Media Group. W pewnym momencie właściciele OGC Nice zaciągnęli dziwaczną pożyczkę. Inwestorzy udali się do Luksemburga i wrócili z 22 milionami euro w kieszeni. Swojej kieszeni, bo suma, którą pożyczyli, zdaniem francuskich mediów, pokrywała się z tym, co panowie wyłożyli na stół, przejmując zespół. Spłatą pożyczki, oczywiście obarczonej sporym oprocentowaniem, obarczono już sam klub.
Wróćmy jednak do powstania rzeczywistego PMG. Amerykanin i Chińczyk zaczęli otaczać się ludźmi, którzy poprawiali ich wizerunek. Ich wspólnicy kojarzeni byli z baseballowym “Moneyball” w realnym świecie (Tampa Bay Rays). Sam Paul Conway w „The Athletic” przedstawia się jako wizjoner. Gegenpressing, analityka, zaawansowane dane, promowanie młodzieży.
– Zafascynowała go wizja „Moneyball” w klubie piłkarskim. Stwierdził, że odpowiednie struktury pozwolą mu znaleźć młode talenty przed wszystkimi, wypromować je i sprzedać z zyskiem. Można powiedzieć, że chciał się wzorować na klubach spod szyldu Red Bulla, które premiują technicznych, wybieganych piłkarzy, którzy zyskują na wartości dzięki ofensywnej, opartej na pressingu taktyce. Mając pod sobą grupę klubów z różnych krajów, często takich, które przyciągają skautów z największych lig, miał zyskać przegląd tak wielu rynków, że PMG funkcjonowałaby jak maszyna do znajdywania i sprzedawania talentów — tłumaczy Matt Slater.
Nasz rozmówca przyznaje jednak, że od czasu jego artykułu i początków Pacific Media Group, sporo się zmieniło. Conway i Lee początkowo mogli wyglądać na geniuszy, ich zespoły spisywały się solidnie, Barnsley było o krok od Premier League. Potem jednak zaczęła się czarna seria spadków, złych decyzji i kibicowskich protestów skierowanych przeciwko inwestorom.
GKS Tychy przedstawił nowego inwestora. Pytań wiele, odpowiedzi mniej
Dlaczego Pacific Media Group zainwestowało w polski klub?
Slater twierdzi jednak, że PMG to żadni przebierańcy. – Czy są poważni? Są bardzo poważni. Powiedziałbym po prostu, że ich pomysły i wizja są dość… radykalne. Paul Conway nie przejmuje się tym, że przegra. Jest uparty i trzyma się swojego planu, który uważa za jedyny słuszny. Twierdzi, że spadek to nic takiego, że wyciągnie z tego wnioski i wróci silniejszy. Oczywiście nie chce przegrywać cały czas, co sezon, po prostu nie traktuje tego jako wielką porażkę. Zawsze krytykuje władze ligi za regulacje finansowe. Uważa, że europejska piłka byłaby lepsza w wersji amerykańskiej z salary cap.
Pacific Media Group z pewnością nie jest najdziwniejszym inwestorem, jaki pojawił się w polskiej piłce. Fakt, że spółka zarządzająca klubem została założona w raju podatkowym, nie dodaje im wiarygodności i powagi, jednak przerobiliśmy już przecież Jakuba Meresińskiego, przerobiliśmy Senegalczyków kręcących się przy Koronie Kielce, a i w Tychach pojawił się egzotyczny wątek, kiedy GKS-em zainteresowali się ludzie z Meksyku.
Paul Conway i Chien Lee to jest Vanna Ly 2.0. Być może nie mają dobrej opinii, ale rzeczywiście istnieją, zarządzają klubami w całej Europie. Wszystko w jednym celu.
– Myślę, że ich plan zakłada promowanie młodych zawodników w klubach z krajów niżej notowanych piłkarsko, przesuwanie ich do drużyn wewnątrz grupy, które stoją wyżej w hierarchii, a następnie sprzedawanie 21-, 23-letnich, ogranych w różnych ligach zawodników do — dajmy na to — Premier League, za poważne pieniądze. Kupują mniejsze kluby, żeby nie zderzyć się z wielkimi oczekiwaniami kibiców. Poza tym to nie są miliarderzy, nie mają takich zasobów, żeby szaleć na rynku. Preferują kraje, które wychowują dobrych piłkarzy i są atrakcyjnym rynkiem pod kątem sprzedawania ich. Chcą stworzyć system „farm” do wychowywania i sprzedawania zawodników – uważa Matt Slater.
Polski rynek kusił Conwaya i Lee od dawna. Rozglądali się za klubem w Ekstraklasie. Rozmawiali z Lechią Gdańsk, negocjowali z Piastem Gliwice. Uważali, że miasta z południa kraju mają największy potencjał. Gliwice to jedno, ponoć po głowie chodziło im także Zabrze. Stanęło na pierwszoligowcu, w dużej mierze dlatego, że Tychy do siebie zapraszały, w pewnym momencie trącając nawet desperacją.
GKS szukał pieniędzy i inwestora. Kiedy działacze usłyszeli o opcji amerykańskiej, zwietrzyli szansę i postanowili zrobić wszystko, żeby Pacific Media Group przejęło klub. Skąd aż tak silna chęć sprzedaży? Nie ma jednoznacznej odpowiedzi, bo choć PMG przejęło 75% udziałów, miasto wciąż ma wykładać pieniądze na klub, więc nie chodziło o to, żeby pozbyć się drużyny piłkarskiej z listy płac. Tu i ówdzie słyszymy, że tyszanie po prostu bali się, że drugi raz chętnego nie znajdą.
Bo, trzeba sobie powiedzieć, wcale nie jest to łatwy temat. Zagraniczne firmy kusimy ogromnym kontraktem telewizyjnym, zapewniającym solidne podstawy finansowania w Ekstraklasie. Odstraszamy zaś tym, że stadiony są miejskie, że miejskie są całe kluby, co często oznacza użeranie się z lokalnym politykierstwem, co dla poważnych inwestorów jest wrzodem na tyłku. Nie przez przypadek Phillip Platek analizował różne opcje, nie przez przypadek zdecydował się na ŁKS, który jest w prywatnych rękach.
PMG też miało się przekonać, że polityka odgrywa w sporcie istotną rolę. W pewnym momencie zamieszanie przy dealu było spore, ale ostatecznie GKS złapał — pytanie, czy pana Boga za nogi, czy raczej wróbla w garść? W Tychach są przekonani do opcji numer jeden. Nowi właściciele mieli być dokładnie prześwietleni przez prezesa Leszka Bartnickiego, który nie miał wątpliwości co do ich kompetencji i podejścia.
Czy słusznie? Zabierzemy was w przejażdżkę po podupadłym imperium Pacific Media Group w różnych zakątkach Europy i sami odpowiecie sobie na to pytanie.
Bartnicki: – GKS-u Tychy nie przejmą szejkowie, którzy mogą kupić kogo chcą [WYWIAD]
KV Oostende. Pacific Media Group prowadzi klub w stronę bankructwa
Belgia, Oostende. Dorsza nie będzie, powodem strajk. Goście meczu miejscowego KV z Anderlechtem, ci z wyższej półki, bo skrei to najlepsza możliwa wersja tej ryby, ze znaczkiem norweskiej jakości, musieli być rozczarowani. Nie tylko oni, smakosze złocistego trunku także musieli znosić niedogodności, a jak wiadomo — nie ma futbolu bez alkoholu.
Problemy z dostawą piwa czy brak luksusowej ryby w menu to jednak żaden powód do żartów. Powodem cateringowych kłopotów KV Oostende są bowiem piętrzące się długi. “DeMorgen”, belgijski portal, poinformował, że władze klubu nie potrafiły wywiązać się z umowy, więc browar odmówił dostawy towaru, z kolei restauratorzy zamienili wykwintnego dorsza na tanią rybę, żeby zmniejszyć straty.
Wspomniane media rozszerzają temat finansów ekstraklasowicza.
- piekarnia czeka na pieniądze za przygotowanie kanapek
- hotele nie doczekały się płatności za pobyt drużyny
- Yves Vanderhaeghe i jego współpracownicy ze sztabu szkoleniowego o 500 tysięcy euro będą walczyć przed sądem
- Jack Hendry, były zawodnik, liczy na odzyskanie zaległych kilkuset tysięcy euro
- sztab medyczny KV od dawna nie widział pensji
- trenerzy z akademii zostali poinformowali o możliwych opóźnieniach w płatnościach, klub przesunął pieniądze z sektora młodzieżowego do pierwszej drużyny
Jest niedobrze, jest gorzej niż źle. Pierwsze dwa sezony pod nowymi rządami De Kustboys spędzili w bezpiecznej strefie tabeli. Trzeci, czyli obecny, to już przedostatnie miejsce w lidze. W międzyczasie klub zarobił ponad 17 milionów euro na transferach, jednak mimo to długi szacowane są na 4-5 milionów w europejskiej walucie.
Pięć, czyli tyle, ile Oostende zapłaciło za najdroższe wzmocnienie w erze Pacific Media Group, Mickaela Birona. Albo raczej „wzmocnienie”, bo reprezentant Martyniki stał się bohaterem ordynarnego przypadku transferu wewnątrz PMG. AS Nancy sprowadziło go za darmo, sprzedało do Belgii za pięć baniek i… od razu go wypożyczyło. Fakt, że to Oostende zarobiło później na oddaniu piłkarza do RWD Molenbeek (2,5 miliona euro) nie poprawia sytuacji. De Kustboys zarobili krocie, kibice pytają: gdzie są te pieniądze? De Kustboys mieli inwestora, który wyłożył na klub cztery miliony euro, kibice pytają: ile zainwestowała Pacific Media Group.
Zero złotych, zero euro, podpowiada “DeMorgen”. – Już w roku finansowym 2021-2022 klub poniósł stratę w wysokości pięciu milionów euro. Pieniądze, które zarobiono na transferach, zostały w dużej mierze zmarnowane — czytamy w artykule belgijskiego portalu.
Matej Rodin został wykupiony przez Oostende z Cracovii
KV Oostende może jeszcze uratować ligowy byt, strata do bezpiecznej strefy wynosi cztery punkty. Nie ma to jednak wielkiego znaczenia, bo obecnie szanse na otrzymanie licencji są znikome. Belgowie informują, że przed bankructwem drużynę może uratować jedynie dosypanie siedmiu milionów euro do budżetu. Gdy w mediach pojawiły się informacje o tym, że PMG chętnie klub odsprzeda i że prowadzi nawet rozmowy na ten temat, okazało się, że grupa oczekuje 10 milionów euro, żeby pozbyć się balastu.
Sprzedać będzie ciężko, ale bawić się też nie ma za co. Gauthier Ganaye, który zarządza klubem w imieniu Pacific Media Group — notabene radzimy zapamiętać to nazwisko — niedawno musiał odwołać prywatny samolot zarezerwowany dla nowego piłkarza, Mateo Baraca. Okazało się, że 25 tysięcy euro zaliczki, o jaką poprosił przewoźnik, okazało się ciężarem nie do udźwignięcia.
As Nancy. Miała być Ligue 1, jest walka o utrzymanie w 3. lidze
Francja, Nancy. Gdzie pan jest, panie Ganaye? Albo raczej: gdzie jesteś, tchórzu? Kibice zasłużonej drużyny nie przebierają w słowach, gdy słyszą nazwisko człowieka, który pełni rolę prezesa klubu. Pełni rolę, a nie nim jest, bo Gauthier stoi w rozkroku między Belgią a Francją. W teorii zarządza i Oostende, i Nancy. W praktyce nie widują go ani tu, ani tam.
– Rezerwy Nancy oraz drużyny młodzieżowe zostaną ukarane ujemnymi punktami, jeśli klub oficjalnie nie poinformuje o zmianach trenerskich wewnątrz akademii. Dokumenty zostały wysłane do FFF, jednak brakuje jeszcze podpisu Ganaye, bez którego nic nie może zostać zatwierdzone. Prezes AS Nancy jest jedyną osobą upoważnioną do parafowania pism, jednak nie wiadomo, kiedy to zrobi — pisały francuskie media, a kibice dorzucali, że młody działacz zniknął z radarów wiele miesięcy temu.
Sprawa jest poważna, bo Nancy leci na łeb, na szyję. Pacific Media Group chciało wprowadzić klub do Ligue 1, Nancy jest na najlepszej drodze do drugiego spadku z rzędu i znalezienia się na czwartym poziomie rozgrywkowym. Nieaktywnością prezesa zajął się nawet prezydent miasta, który nie może już przyglądać się degrengoladzie w klubie i apeluje do inwestorów o pilną interwencję.
Gauthier Ganaye to zausznik Paula Conwaya i Chiena Lee, sterników całej grupy. Zaczynał jako 25-latek w dziale prawnym RC Lens, drogą otwartej rekrutacji trafił do Barnsley, jeszcze przed wejściem PMG do klubu. Zaskarbił sobie jednak zaufanie nowych właścicieli.
– Conway i Lee byli przekonani do skuteczności swojego podejścia. Kierowali się liczbami, stawiali na młodzież i wysoki pressing. Pozyskiwali pieniądze od nowych inwestorów w grupie. Ganaye zajęć nie brakowało, PMG przesunęło go do Nicei, potem został zaangażowany w proces poszukiwania klubów na kolejnych rynkach — pisał o nim „The Athletic”.
Francuz od lat jest bliskim współpracownikiem Amerykanina i Chińczyka, jednak ich stosunki ostatnimi czasy chyba się pogorszyły. Gauthier z końcem sezonu straci pracę w obydwu klubach. Podobno zaczął narzekać na brak zaangażowania ze strony inwestorów, znudziła mu się rola piniaty, która obrywa za kolejne porażki. Nic dziwnego, bo kibice Nancy są wyjątkowo upierdliwi w swoim niezadowoleniu. Zawiązali sojusz z ekipą Barnsley, jednocząc się w ruchu anty-PMG. Organizują marsze przeciwko właścicielom, twarz Ganaye służy im za maskę, podobnie jak wizerunki Conwaya i Lee. Wszyscy są obklejeni banknotami. Fani domagają się nawet, żeby Romain Molina, słynny dziennikarz odsłaniający hochsztaplerstwo we francuskiej piłce, zajął się „tym szkodnikiem Gauthierem”.
Kibice AS Nancy w prześmiewczych maskach podczas protestu przeciwko właścicielom klubu (Fot. Fans of Nancy/Twitter)
Ganaye, który, co by nie mówić, spędził wiele lat w prestiżowych szkołach, zgłębiając tajniki biznesu i piął się w hierarchii piłkarskiego środowiska, takiej reklamy nie chce i nie potrzebuje, choć też przesadnie od niej nie ucieka, skoro uparcie trzyma się stanowiska. Jest współwinnym powolnego tonięcia AS Nancy, tak jak Max Kothny, kolejny zaufany człowiek Pacific Media Group, który miał pełnić rolę dyrektora sportowego, który rzekomo był już we Francji i wszystkiego doglądał, a teraz wylądował w Tychach. Jego także wszyscy mają serdecznie dość, tak jak trzeciego człowieka PMG, Vikrama Suda, syna indyjskiego wspólnika Conwaya i Lee, którego umieszczono w klubie, żeby wszystkiego doglądał.
Nancy na zmianach dobrze nie wyszło. PMG wdrażała swój model: czyściła szatnię, w końcu pozbyła się trenera i oczywiście sięgnęła po człowieka z niemieckiego rynku. Zafascynowani gegenpressingiem działacze powtarzają ten scenariusz niemal w każdym miejscu. Austrię lub Niemcy w CV miało do tej pory dziewięciu trenerów, jakich w różnych klubach zatrudniali nowi inwestorzy. Dziesiątym lada moment zostanie Tomasz Kaczmarek, którego Conway miał poznać w Gdańsku, gdy robił podchody pod Lechię. Niedoszły asystent Fernando Santosa obejmie drugoligowy holenderski Den Bosch, który stracił szkoleniowca po wstydliwej porażce 0:13.
Wracając jednak do Francji — Daniel Stendel nie zabawił w zespole długo, bo nie wygrał żadnego z dziesięciu meczów na starcie sezonu (za taką samą serię wyleciał wcześniej z Barnsley). Nie pomógł mu nawet Elliot Simoes, skrzydłowy-symbol rządów Pacific Media Group. Symbol, bo Niemiec spotkał go w Barnsley i twierdził, że jest zbyt słaby, żeby grać. Dlaczego w takim razie zabrał go do Nancy? Albo raczej: kto go zabrał i kto kazał go wystawiać?
Odpowiemy cytatem z Tadeusza Sznuka: nie wiem, lecz się domyślam.
Barnsley FC. Byli krok od Premier League, skończyli w 3. lidze
Anglia, Barnsley. Być może od tego miejsca powinniśmy zacząć, to na Oakwell skierowali się inwestorzy myślący o rozwoju swojego imperium. Grudzień 2017 roku miał zacząć nową erę w dziejach The Tykes, którzy od lat krążyli między drugim a trzecim poziomem rozgrywkowym na Wyspach Brytyjskich. Kilka miesięcy po przejęciu klubu przez PMG dotrzymali zresztą tradycji i zlecieli do League One. Rok później awansowali, odmienieni przez wspomnianego już Stendela. Wtedy jeszcze geniusza, który ustanowił klubowy rekord – 91 punktów w pojedynczym sezonie ligowym.
Barnsley utrzymało się w Championship, Barnsley ściągnęło Michała Helika, Barnsley zaatakowało Premier League, dostając się do baraży. Być może gdyby wtedy The Tyke mieli więcej szczęścia, nie wpakowaliby się w problemy w następnym sezonie, ale to już gdybanie. Z drugiej strony na brak szczęścia narzekać było głupio, bo nawet ludzie związani z klubem dostrzegali, że sukces był wynikiem ponad stan. Barnsley grało brzydko, mordowało futbol. Natomiast ok, oddajmy Pacific Media Group co królewskie. To był moment ich peaku, powód, dla którego „The Athletic” w ogóle zainteresowało się tym, jak działa pomysł Conwaya i Lee.
– Angielski kibic lubi narzekać i oczekuje ciągłego szastania pieniędzmi. Conway się z tego śmieje, bo to nie w jego stylu. Być może powinien bardziej dbać o opinię kibiców, próbować ich zadowolić, ale z założenia ma przecież rację. Angielska piłka jest przeinwestowana, opiera się na biznesmenach, którzy z czasem opuszczają kluby, zostawiając je w słabej sytuacji finansowej. Barnsley to nie jest wielki klub, to klub, który w zasadzie cały czas spada i awansuje, spada i awansuje. Kiedy Conway kupił drużynę, nie była w idealnej sytuacji, miała problemy, także ze stadionem, który należy do miasta. Pacific Media Group popełniła błędy, choćby zatrudniając złego trenera — ocenia Matt Slater.
Michał Helik to jeden z najlepszych transferów Pacific Media Group w Barnsley. Kibice wielokrotnie wybierali go najlepszym zawodnikiem zespołu
Barnsley nie poszło za ciosem i dwanaście miesięcy po play-offach zajęło ostatnie miejsce w Championship. Wtedy frustracja kibiców kipiała już na całego. Fani odwoływali karnety i żądali odejścia PMG. Pytali retorycznie, gdzie są inwestycje, gdzie jest rzekoma chęć rozwoju, bo widzieli tylko zmieniające się nazwiska na ławce trenerskiej (Barnsley przerobiło sześciu trenerów od 2018 do 2022 roku). Atmosfera gęstniała, Lee i spółka ukrywali się przed kibicami. W końcu na jaw wyszła kuriozalna prawda.
W maju 2022 roku okazało się, że Pacific Media Group tak naprawdę nie posiada tak wielkich udziałów, jak sądzono i jakimi sami zainteresowani się chwalili. W rzeczywistości PMG rządziła w imieniu innych inwestorów. Poprzedni właściciele, rodzina Cryne, skrzyknęła sojusz, wykupiła stosowną część udziałów i wykopała amerykańsko-chińską bandę ze wszystkich istotnych stanowisk. Lista zarzutów wobec Conwaya i jego wspólników dotyczyła nie tylko fatalnego zarządzania, ale też skłócenia całego środowiska skupionego wokół Barnsley.
– Chien Lee nadal ma największy indywidualny pakiet udziałów, ale on i Conway nie mają już żadnego realnego wpływu na klub i na to, co się z nim dzieje. Pacific Media Group była w konflikcie z poprzednimi właścicielami i z miastem. Połowa kibiców stwierdziła w ankiecie, że nie odnowi karnetu na kolejny sezon, głównym powodem był bojkot działań inwestorów. Po spadku zostawili w budżecie lukę w postaci 7-8 milionów funtów — tak zmiany w klubie opisywał portal „The Chronicle”.
Esbjerg fB. Peter Hyballa, chaos i największy upadek od 28 lat
Dania, Esbjerg. “Jebać PMG”. Krótko, zwięźle i na temat. Taką formę przekazu wybrali kibice duńskiego Esbjerg fB, klubu, który właśnie leciał z ligi. Fani wywiesili transparent wspomnianej treści i opuścili trybuny, nie chcąc patrzeć na to, jak stacza się ich ukochany zespół. Owszem, Esbjerg to żadna potęga, zespół często spadał z duńskiej ekstraklasy. Teraz jednak żegnał się z jej zapleczem, zajmując przedostatnie miejsce w stawce.
Jeszcze gorsze było to, że w klubie panowała absolutna pożoga. Przed startem sezonu zmieniono trenera, nowym został Peter Hyballa. Po nim w Esbjergu pracowało jeszcze trzech innych szkoleniowców. Gegenpressing ponad wszystko nie wypalił. Hyballa stał się bohaterem głośnej afery, miał maltretować zawodników.
– Gracze mają wyznaczone godziny pracy – zaczynają wcześnie rano, kończą późno wieczorem. Poddawani są przy tym ponoć przemocy psychicznej i fizycznej. B.T cytuje rzekoma słowa Hyballi do jednego ze swoich podopiecznych: – „Masz cycki większe niż twoja żona” – pisaliśmy na Weszło, raportując, co słychać u szalonego Niemca.
Hyballa zraził do siebie klubowego lekarza, który oskarżał go o łamanie praw człowieka. Ściągnął klub śledztwo federacji. Twierdził, że opór stawiają leniwe jednostki, a potem ponad dwudziestu zawodników podpisało się pod listem otwartym, w którym oskarżano go o znęcanie się fizyczne (wykręcanie sutków) i psychiczne (do graczy kierował słowa w stylu “jesteś żartem”). Właściciele stali po jego stronie, twierdzili, że piłkarze nie mogą sobie wybierać trenera i ustalać składu.
Niemiec odszedł sam, obrażony na cały świat. Ale co w ogóle strzeliło PMG do głowy, że zatrudnili go tuż po tym, jak w podobnej atmosferze opuszczał Wisłę Kraków? Inwestorzy później tłumaczyli się podobno chęcią dokonania czystek w klubie. Mieli potrzebować twardej ręki, która odstrzeli niechcianych zawodników, często mających jeszcze długie kontrakty, chcących zakończyć karierę w Esbjergu i — zdaniem właścicieli — wstrzymujących rozwój klubu.
Do czystek i tak doszło, tyle że z powodu pierwszego od 28 lat spadku do trzeciej ligi. Esbjerg obecnie walczy o powrót, który jest całkiem realny. Nic dziwnego — to największy klub na tym poziomie rozgrywek.
It’s widely reported that Pacific Media Group, who own Barnsley FC, use a 📊driven approach to finding their next coach
So how does 🇦🇹Markus Schopp fit the mould?
📊below shows #BarnsleyFC consistently select coaches that focus on high pressing/counterpressing🏃♂️ pic.twitter.com/3KIcZlCurT
— Ai Abacus (@AiAbacus) June 30, 2021
Pacific Media Group i GKS Tychy. Czy są nadzieje na sukces?
Moglibyśmy, może nawet powinniśmy, zajrzeć w kilka innych miejsc. Na przykład do Den Bosch, gdzie zawiedziony jest mniejszościowy udziałowiec i były prezes klubu, który wytyka Pacific Media Group niespełnione obietnice.
– Początkowo wszyscy byliśmy nastawieni optymistyczne, ale za czasem to wygasło. PMG ma kilka klubów, jednak nie widać konkretnych działań. Filozofia oparta na pracy na zaawansowanych danych, nie została nadal wdrożona w życie. W zasadzie nie mamy pojęcia, w którą stronę zmierzamy, nikt o tym nie mówi. To nie pomaga w dokładaniu do tego biznesu. Conway nie jest złym gościem, często pojawia się w Den Bosch, ale to wizyty objazdowe. Wpada tu, wpada do Oostende, wsiada do samolotu i leci dalej — mówił holenderskim mediom Jan-Hein Schouten.
Czas jednak zająć się GKS-em Tychy. W klubie i mieście są przekonani, że tym razem będzie inaczej, że tym razem PMG wyciągnie wnioski. Prezydent Andrzej Dziuba podczas konferencji prasowej mówił, że miasto wciąż będzie miało przedstawiciela w radzie nadzorczej, który będzie nadzorował inwestorów. Zapewniał, że dołożono wszelkiej staranności, żeby prześwietlić Paula Conwaya i Chiena Lee. Od rozmów z Ryszardem Komornickim (pracował w Kaiserslautern), przez analizy finansowe (to ciekawe, bo dotychczas w żadnym miejscu właściciele nie chcieli zdradzić i nie przedstawiali źródeł finansowania), po zapewnienia o wyciągnięciu wniosków i zabezpieczenia wpisane w umowę.
Leszek Bartnicki także był pewny swego. Bajdurzył o tym, że Esbjerg może i spadł, ale jest w czołówce, więc pewnie awansuje. Że FC Thun może i od lat nie może wrócić do ekstraklasy w Szwajcarii, ale wyprzedza w tabeli FC Vaduz, który przecież rok temu grał w pucharach (jako zwycięzca Pucharu Liechtensteinu). Że Oostende wciąż może się utrzymać, a tak w ogóle to ściąga wyróżniającego się w Ekstraklasie Mateja Rodina. Takich frazesów i zapewnień było sporo, także ze strony przedstawicieli Pacific Media Group, jednak w obliczu tak poważnych znaków zapytania, wszyscy liczą na konkrety.
Żeby je poznać, musieliśmy podrążyć temat w Tychach. Nasze źródła pomogły nam ustalić kilka istotnych spraw. Prosiliśmy wcześniej o zapamiętanie nazwiska Maxa Kothnego — to ten człowiek ma doglądać spraw sportowych w GKS-ie i odpowiadać za transfery. Z tego co słyszymy, Niemiec od dawna jest w Polsce, jeździ na mecze, układa plan na przyszły sezon. Plan, który ma się opierać o rodzimych piłkarzy. Pacific Media Group nie chce wydać całości z 1,5 miliona euro, które wpłaci do klubu. “Wyciągnie wniosków” z porażek opiera się na kilku podstawach:
- Trenerem ma być człowiek, który zna ligę i polskie środowisko. Stąd Dariusz Banasik, którego styl gry — bezpośredni, ale ofensywny — pasuje właścicielom,
- Transfery mają być lokalne i podparte współpracą z osobami dobrze znającymi polską piłkę,
- Klub ma rozwinąć się jeśli chodzi o marketing i reklamę, zacząć budować własną markę.
Za ostatnią ze spraw najpewniej odpowiadać będzie Averi Seelig, córka jednego z inwestorów związanych z Pacific Media Group, dotychczas związana z handlem i hotelarstwem. Za drugą wspomniany już Kothny, człowiek o barwnym życiorysie. Zawodową karierę zaczynał od smażenia steków. Jak sam przyznał, plany życiowe zweryfikował po rozmowie kwalifikacyjnej w McDonald’s. Chciał spróbować czegoś innego, otworzył firmę konsultingową z branży IT, pomagał znajomym z Turkgucu Monachium zbudować stronę internetową, działał w mediach społecznościowych.
Max Kothny, człowiek, który ma odpowiadać za transfery GKS-u Tychy
Trzecioligowiec z czasem wciągnął go na tyle, że został jedną z najważniejszych osób w klubie. Miał doświadczenie skautingowe, był zajawkowiczem, ale też współpracował ze znajomymi agencjami. W Turkgucu snuł mocarstwowe plany, chciał, żeby zespół z Monachium postawił się TSV i został drugą siłą w mieście. Pięć lat jego pracy nie przybliżyło go do tego celu. Zamiast awansu do drugiej Bundesligi, był spadek do czwartej. W dodatku w połączeniu z bankructwem.
– To nie koniec, to szansa — zapewniał Kothny, jednak sam zmył się do Nancy. Wcześniej próbował wciągnąć PMG do klubu tureckiej mniejszości, zatrudnił tam nawet Petera Hyballę, dziwnym trafem świeżo po jego odejściu z Esbjerg fB.
Max Kothny, według opinii, które zebraliśmy, nie jest człowiekiem z przypadku. Na ile jego wiedza i spostrzeżenia przydadzą się w opiniowaniu transferów z Ekstraklasy, pierwszej i drugiej ligi — to już inna kwestia. Wszak Niemiec zna głównie swój rodzimy rynek. To on będzie jednak twarzą sportową projektu Pacific Media Group. Paul Conway ma to tylko nadzorować, zapewniać finansowanie, czuwać, żeby GKS Tychy pilnował się jego wizji futbolu. Prezesem pozostanie jednak Leszek Bartnicki, była to sprawa nie do negocjacji, żeby zachować kontrolę nad tym, jak działa klub.
Pytanie, jak duża to kontrola i w jakim stopniu można mieć pewność co do zmiany, jaka zaszła w inwestorach spod szyldu PMG. W Esbjergu, Oostende, Nancy i Barnsley grupa wrzucała nowego trenera po pięciu miesiącach od przejęcia, pozostaje więc wierzyć, że Dariusz Banasik rzeczywiście ma błogosławieństwo nowej władzy, bo jeśli nie, to wymiana może nie skończyć się jedynie na nowej twarzy na trenerskim stołku.
Pacific Media Group rzecz jasna marzy o Ekstraklasie, bo tam są pieniądze. Wszyscy jednak tłumią oczekiwania. Prezes Bartnicki mówi, że liga będzie silna i wyrównana. PMG zapowiadając brak dużych inwestycji, też nie stawia GKS-u w roli zdecydowanego faworyta. W zasadzie tylko trener Banasik mówi wprost: przyszedłem tu, żeby zrobić awans. Szkoleniowiec ma w swoim CV wpadki, ale na dziś to on jest największym gwarantem sukcesu. Bartnicki awansu nie zobaczył ani w Lublinie, ani w Chojnicach, ani w Tychach. Amerykańsko-chiński inwestor ogląda głównie spadki.
Jeśli awansem odmieni los całej grupy, może wypromuje i siebie. Ale skoro największym argumentem GKS-u ma być trener, to sprowadzenie nowych inwestorów nie okazało się chyba takim hitem, na jaki się zapowiadało.
WIĘCEJ O 1. LIDZE:
- “Bogdanka” przejmuje Górnik Łęczna. Obiecuje Ekstraklasę
- Nikitović: Sukces na miarę Górnika Łęczna? Sprzedanie Śpiączki dwa razy
- Słonie skradają się po cichu. Bruk-Bet Termalica walczy o Ekstraklasę w cieniu znanych marek
- Czy pierwszoligowcy polują na Luisa Fernandeza?
- Nocne rozbiórki, brak wody i naruszenie prawa. Absurdy na budowie stadionu Sandecji Nowy Sącz
- Ruch Chorzów i Ekstraklasa. Czy to może się wydarzyć?
SZYMON JANCZYK
fot. Newspix, FotoPyK