Reklama

Bartnicki: – GKS-u Tychy nie przejmą szejkowie, którzy mogą kupić kogo chcą

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

11 lutego 2023, 09:55 • 16 min czytania 13 komentarzy

Postawa GKS-u Tychy to jedno z większych rozczarowań rundy jesiennej I ligi. Wiosną oczekiwania są większe i nikt w ekipie z ulicy Edukacji nie ukrywa, że celem pozostają baraże o Ekstraklasę. W tle dopinane jest przejęcie klubu przez amerykańskiego inwestora. O tym wszystkim rozmawiamy z prezesem Leszkiem Bartnickim.

Bartnicki: – GKS-u Tychy nie przejmą szejkowie, którzy mogą kupić kogo chcą

Czy wejście do GKS-u Pacific Media Group będzie oznaczało wielkie inwestycje? Kiedy spodziewać się finalizacji przejęcia? Dlaczego letnie okienko było rozczarowujące? Czy nie było szans na zatrzymanie Krzysztofa Wołkowicza i Jana Biegańskiego? Jakie nadzieje są wiązane z zimowymi ruchami kadrowymi? Czy frekwencja w Tychach jest powodem do niepokoju? Zapraszamy. 

Temat, który najbardziej interesuje kibiców, a o którym pewnie najmniej można powiedzieć. Kiedy Pacific Media Group przejmie stery w GKS-ie Tychy?

Temat pozostaje aktualny, nie wydarzyło się nic niepokojącego w tym kontekście. Musimy sobie jednak zdawać sprawę, że to proces bardziej złożony niż kupno kilograma ziemniaków w warzywniaku czy nawet kupno samochodu. Wymaga on naprawdę wielu spotkań, procedowania różnych spraw, ustalenia pewnych zależności – klub zmieni swój status z miejskiego na prywatny. Zmieniają się niektóre uwarunkowania, w których GKS mógł funkcjonować jako klub miejski. Dodatkową trudność stanowi fakt, że w rozmowach biorą udział podmioty z kilku krajów, z różnych stref czasowych, dlatego trochę to trwa. Obu stronom zależy, żeby wszystkie prawne kwestie były dopięte na ostatni guzik. Zmierzamy ku końcowi, natomiast nie jestem w stanie powiedzieć, czy to będzie tydzień, czy cztery tygodnie.

Skoro klub zmieni swój status, chodzi o nabycie większościowego pakietu akcji?

Reklama

Tak.

Kto kogo znalazł?

Gdy w 2019 roku sekcja piłkarska została wyodrębniona jako spółka-córka Tyskiego Sportu, głównym celem było znalezienie nowego inwestora dla klubu. W Polsce wciąż najłatwiej przyciągnąć prywatnego właściciela do klubu piłkarskiego, natomiast GKS jest dość zdrowym podmiotem, nie staliśmy na skraju przepaści, nie potrzebowaliśmy natychmiastowego podania ręki od nie wiadomo kogo, z nie wiadomo jakimi intencjami. Finanse klubu są stabilne, więc chcieliśmy znaleźć możliwie najbardziej wiarygodnego inwestora. Chętnych od początku mojej prezesury było wielu.

Meksykanie, Arabowie, Niemcy.

Chodziło o wiele krajów. Nie dotyczy to tylko GKS-u Tychy. Rozmawiam z kolegami działającymi w innych klubach i wszyscy są zgodni, że najwięcej chętnych jest wśród agencji menadżerskich.

Szukają stref zrzutu dla swoich piłkarzy.

Reklama

Zdajemy sobie sprawę, z czym może się to wiązać. Nie byliśmy pod ścianą, nie musieliśmy oddawać klubu byle komu i obojętnie kiedy. Chodziło o kogoś sprawdzonego, kto będzie miał konkretny pomysł na to, jak rozwijać GKS, żeby zjednoczyć potencjał, który już tu jest z potencjałem zewnętrznym. Nie chodzi tylko o przetrwanie.

Nie chcę mówić o szczegółach, kto kogo znalazł i kiedy, ale od pierwszych rozmów i pierwszych spotkań minęło dużo czasu. Na początku byliśmy jednym z kilku polskich klubów branych pod uwagę przez ten podmiot.

Czytałem o Lechii Gdańsk.

Nie tylko ona była na radarze.

O GKS-ie Tychy w tym kontekście zaczęto pisać w lipcu.

Kontakty nawiązaliśmy wcześniej. Najpierw były to głównie maile, sygnalizowanie wstępnego zainteresowania. Potem, bodajże jeszcze wiosną, doszło do pierwszej wizyty Amerykanów w Tychach. Trwało to długo, ale wierzę, że doprowadzimy sprawę do szczęśliwego finału.

Kibice powinni się spodziewać dużych inwestycji na start czy raczej planu długofalowego rozwoju bez wskakiwania na wyższy poziom finansowy?

Nie jest to ani Nasser Al-Khelaifi z PSG, który w krótkim okresie sprowadza Neymara, Messiego i Mbappe, ani nie jest to City Group, które może ściągnąć kogo chce do Manchesteru City. Chociaż akurat w ostatnich dniach widzimy, że to też czasami może być niebezpieczne (śmiech). Nie chciałbym się wypowiadać za kogoś, nawet jeśli mam pewną wiedzę, ale raczej myślałbym o rozwoju rozłożonym w czasie i sprowadzaniu zawodników, których wartość może rosnąć wraz z klubem. Oczywiście wszyscy zdają sobie sprawę, że jeśli ktoś w Polsce chce zarabiać na futbolu, to na dłuższą metę zdecydowanie łatwiej robić to w Ekstraklasie. Trzeba budować sobie wizję awansu na zdrowych zasadach, będąc do niego dobrze przygotowanym.

Amerykanie wysyłają jakiekolwiek sygnały, że od finalizacji rozmów zależy to, jak drużynie będzie szło na wiosnę?

Nie ma to żadnego związku. Negocjacje trwają od dłuższego czasu. Druga strona zdaje sobie sprawę z wielu rzeczy, więc transakcja nie jest uzależniona od tego, czy w niedzielę wygramy z ŁKS-em, a później z Termaliką. Co nie znaczy, że wiosną składamy broń. Sytuacja w tabeli wygląda tak, że jeszcze wiele może się wydarzyć.

Wie pan, jaka byłaby pana przyszłość w klubie u nowych właścicieli?

Wiem, ale na tę chwilę nie mogę powiedzieć.

Przejdźmy do kwestii sportowych. Rok 2022 spisujecie na straty?

Jeśli chodzi o pierwszy zespół, to bez wątpienia tak. Nie takiego roku się spodziewaliśmy. Gdy wcześniej zajęliśmy trzecie miejsce walcząc do samego końca o bezpośredni awans, a potem po rzutach karnych przegraliśmy baraż z Górnikiem Łęczna, wiedziałem, że kolejny sezon będzie trudny. Ludzie, którzy przerabiali coś podobnego, opowiadali, że jeśli byłeś bardzo blisko osiągnięcia celu i na ostatniej prostej się potknąłeś, to trudno się natychmiast odbić. Osiągnęliśmy wtedy najlepszy wynik GKS-u Tychy od czterdziestu trzech lat, natomiast panowała atmosfera, jakbyśmy co najmniej spadli z ligi. To na nas wszystkich rzutowało, do tego przerwa między sezonami po barażu była wyjątkowo krótka.

Mimo to po rundzie jesiennej zajmowaliśmy szóste miejsce, a i tak wiele osób postrzegało je jako porażkę. Wiosnę 2022 zaczęliśmy całkiem nieźle: siedem punktów w pierwszych trzech kolejkach. Awansowaliśmy jeszcze o jedną lokatę i wydawało się, że znów będziemy w czołówce. Niestety, od porażki w Głogowie nastąpiła koszmarna seria meczów bez zwycięstwa. Gdyby po 23. kolejce ktoś powiedział mi, że do końca sezonu wygramy już tylko raz, nigdy bym mu nie uwierzył. A tak się właśnie stało.

Jesienią tego sezonu też liczyliśmy na trochę więcej. Różne czynniki się na to złożyły, ale, reasumując, jeżeli przez cały 2022 rok odnieśliśmy zaledwie dziewięć ligowych zwycięstw, ten okres musimy uznać za mocno nieudany. W międzyczasie zdarzały się miłe akcenty – również jeśli chodzi o rozwój niektórych młodych zawodników. Sporo naszych wychowanków zadebiutowało w I lidze, rezerwy wygrały swoją grupę IV ligi. Kiedy jednak w grudniu siedzieliśmy z zespołem na wigilii klubowej, życzyliśmy sobie, żeby takie lata jak rok 2022 już się nie powtórzyły.

Letnie okienko transferowe na tę chwilę trzeba ocenić na minus. 

Chcieliśmy postawić na zawodników, którzy dadzą nam jakość i w swoich poprzednich klubach mieli już jakieś dokonania. Do ataku wzięliśmy Patryka Mikitę, który w spadającym do II ligi Stomilu Olsztyn strzelił 11 goli i zaliczył 5 asyst. Początek sezonu w Tychach należy uznać w jego przypadku za nieudany. Druga połowa rundy była już lepsza.

Szybko znalazł się na cenzurowanym wśród kibiców.

Ze względu na cieszynkę po swoim pierwszym golu. Obyśmy mieli tylko takie problemy, jak zawodnicy cieszą się po zdobytych bramkach, choć oczywiście nie pochwalam reakcji, które mogą kogoś dotknąć. Myślę, że pewne rzeczy zostały potem wyjaśnione i Patryk w kilku późniejszych meczach podniósł swoje notowania. W zimowych sparingach, mimo że gola nie strzelił, moim zdaniem prezentował się dobrze, dużo dawał z przodu.

Jeżeli chodzi o Mateusza Radeckiego, kluczowym czynnikiem była kontuzja, której doznał pod koniec sierpnia. Słowo „kontuzja” pewnie jeszcze kilka razy się w tej rozmowie pojawi, bo to jeden z głównych powodów tego, że obecnie tracimy pięć punktów do strefy barażowej zamiast się w niej znajdować.

Z drugiej strony, patrząc na historię Radeckiego, trudno być zaskoczonym, że ma problemy zdrowotne.

Okej, ale gdyby nie wcześniejsze urazy, pewnie nie grałby dziś w I lidze. Po transferze do Śląska Wrocław do momentu kontuzji spisywał się dobrze. Inna sprawa, że ostatnio miał już tych przejść mniej. Wiosną regularnie występował w Radomiaku. Jakieś ryzyko oczywiście było, ale przed podpisaniem kontraktu przeszedł bardzo dokładne badania. Wierzę jednak, że jeszcze będziemy mieli z niego pociechę. Mateusz chociażby z Termaliką czy Wisłą Kraków pokazywał, że na wiele go stać. To były bardzo udane mecze dla całego zespołu.

Co do Antonio Domingueza, chcieliśmy więcej techniki i jakości w środku pola. I „momenty” w jego grze były. Jak już strzelał, to dwa razy zostawał autorem gola kolejki. Musi mieć jednak świadomość, że oczekujemy od niego większej regularności.

Petr Buchta? To zawodnik z dużym doświadczeniem, rozegrał ponad 200 spotkań w wyżej notowanej czeskiej ekstraklasie. Poniżej pewnego poziomu nie schodzi, ale nawet sam fakt, ile goli straciliśmy, sprawia, że liczymy na coś lepszego w jego wykonaniu.

Adrian Kostrzewski był trochę transferem „medycznym”, last minute. Musieliśmy szybko znaleźć nowego bramkarza, gdy Konrad Jałocha złamał rękę, bo zostaliśmy bez doświadczenia na tej pozycji. Adrian w kilku występach wypadł całkiem nieźle. Po drodze pewne błędy mu się przytrafiały, ale myślę, że jeszcze może nam sporo dać. Jego przypadek rozpatrywałbym oddzielnie.

Zgadzam się, że po pierwszej rundzie nasi nowi piłkarze generalnie nie zachwycili. Na papierze każdy z tych transferów się bronił. Nie przypominam sobie, żeby któryś z nich wywoływał szczególnie negatywną reakcję, ale w praktyce oczekiwaliśmy czegoś więcej. To samo dotyczy jednak całego zespołu.

Nawet patrząc na podstawowe liczby, dostrzeżemy, co jest główną bolączką GKS-u Tychy. Z jednej strony, najlepsza ofensywa w I lidze razem z trzema innymi zespołami. Z drugiej, druga od końca defensywa razem z Chojniczanką i Resovią. 

A sporo osób mówi, że przydałby nam się nowy napastnik. Ofensywa nie jest naszym problemem. Z obroną paradoks polega na tym, że dwóch naszych obrońców dostało teraz propozycje z Ekstraklasy.

Nemanja Nedić i kto jeszcze?

Tu mam na myśli Krzysztofa Wołkowicza, który od 1 lipca będzie piłkarzem Stali Mielec. Nie zgodziliśmy się na jego odejście już w tym okienku. Mimo że straciliśmy 30 goli, nasi zawodnicy defensywni byli zimą najbardziej rozchwytywani. Generalnie nasza postawa w grze obronnej jest dużym rozczarowaniem. Chcąc walczyć o czołowe lokaty, często trzeba się w pierwszej kolejności opierać na uporządkowanej grze w tyłach. Nie bez powodu mówi się, że atak wygrywa mecze, ale to obrona zdobywa trofea.

Drużyny z szalonymi bilansami typu 64:60 raczej nie sięgają po mistrzostwo lub nie świętują awansu.

Zdecydowanie, jest co poprawiać, natomiast złożyło się na to wiele rzeczy. Od kontuzji Jałochy tuż przed startem ligi począwszy, a skończywszy na tym, że w ostatnim meczu z Chojniczanką nie zagrał żaden nominalny stoper. Ani Nedić, ani Buchta, ani Szymura nie mogli wystąpić.

Wołkowicz był nie do zatrzymania?

Krzysiek jest już u nas trzeci sezon, ma 28 lat i na pewno marzył o tym, by jeszcze posmakować Ekstraklasy, w której dotychczas nie grał. Dostał od nas bardzo dobrą propozycję przedłużenia umowy, ale wybrał ofertę Stali. Musimy zdawać sobie sprawę, że w aspekcie finansowym nie jesteśmy w stanie konkurować z klubami z elity.

Powrót Janka Biegańskiego do Gdańska stanowił zaskoczenie czy można się było tego spodziewać?

Biorąc pod uwagę to, jak się u nas odbudował, jak głośno zrobiło się o nim po pięknym golu z Portugalią w kadrze U-20 i bramce z ponad połowy boiska ze Skrą Częstochowa, można było się spodziewać takiego obrotu wydarzeń. Janek na pewno dużo u nas zyskał. Wracał tutaj jako zawodnik z reprezentacji U-20, a odchodził jako czołowa postać reprezentacji U-21 w spotkaniach z Turcją i Chorwacją. Nie chciałbym wchodzić w pewne kwestie co do tego, jak teraz może wyglądać jego przyszłość w Gdańsku, zwłaszcza że okienko trwa i kto wie, co się wydarzy w temacie Janka.

Ponowny powrót? 

W tym sezonie może grać tylko w dwóch klubach: w Lechii i GKS-ie. Obserwujemy jego sytuację. Z Wisłą Płock w środku pola Lechii zabrakło Jarosława Kubickiego i Janek wszedł na 20 minut. Z Górnikiem Zabrze już nie podniósł się z ławki. Ostatnio u Romana Kołtonia selekcjoner młodzieżówki Michał Probierz też zwracał uwagę, że chłopak nie gra. Janek na pewno wie, ile dała mu regularna gra jesienią w Tychach. Cały czas jesteśmy w kontakcie, ale karty w pierwszej kolejności rozdaje Lechia Gdańsk.

Jeśli chodzi o zimowe ruchy kadrowe, tylko Kacpra Skibickiego należy traktować jako piłkarza na tu i teraz, do wyjściowego składu?

Absolutnie nie. Przed tym okienkiem postawiliśmy sobie dwa podstawowe cele. Jednym z nich było dodanie szybkości na skrzydłach. Mieliśmy trzech kandydatów, z którymi rozmawialiśmy. W temacie Skibickiego pomógł fakt, że w grudniu zmierzyliśmy się z Legią sparingowo. Temat zaczął się wcześniej, ale była okazja bezpośrednio się spotkać i porozmawiać. Kacper zagrał przeciwko nam i mogliśmy się naocznie przekonać o jego możliwościach szybkościowych na tle naszego zespołu. Sparingi pokazały, że powinien być dużą wartością dodaną dla GKS-u. Praktycznie w każdym meczu kreował sobie kilka sytuacji. Dwie z nich zamienił na gole, miał jeszcze, jeśli dobrze pamiętam, trzy słupki. Cieszę się, że cała transakcja została tak przeprowadzona, że mamy zapewnione prawo pierwokupu i ustalone warunki umowy Skibickiego na kolejne dwa lata w razie skorzystania z tej opcji. Sporo sobie obiecuję po tym ruchu.

To samo jednak dotyczy Jakuba Tecława. W mojej opinii był jesienią najlepszym stoperem II ligi i jeszcze jako bonus zapisał przy swoim nazwisku osiem goli. W I lidze też już trochę pograł, choć mało na pozycji stopera. Gdy jako zawodnik Stomilu w 2020 roku strzelał nam gola, występował jako „dziesiątka”. Stopniowo był wycofywany.

Czyli pewnie dobrze wyprowadza piłkę.

Bardzo dobrze. Właśnie takiego zawodnika szukaliśmy, bo chcemy dużo akcji budować od linii obrony. Kuba wciąż jest zawodnikiem w wieku rozwojowym, rocznik 1999. W ofensywie może być dodatkowym atutem. Spodziewam się, że będzie toczył pełnoprawną rywalizację o występy na środku defensywy.

Jeśli chodzi o Radka Tuleję, nie mamy w akademii lewego obrońcy, który mógłby dziś walczyć o skład. Jest niezwykle utalentowany Miłosz Krzak z rocznika 2007, który pojawia się już na treningach pierwszej drużyny i gra w czwartoligowych rezerwach, ale to jeszcze nie jest piłkarz na I ligę. Szukaliśmy alternatywy na przyszłość dla Krzyśka Wołkowicza i Radek może nią być. Dziś pewnie trudno będzie mu o wyjściową jedenastkę. Jest to jednak zawodnik, który grał w zespole lidera II ligi. Gdy Kotwica Kołobrzeg miała passę dziewięciu zwycięstw z rzędu, był jedną z podstawowych postaci. Wiemy też dobrze, jak wcześniej prezentował się w rezerwach Lechii Gdańsk. Sporo rozmawiałem na ten temat m.in. ze Sławomirem Wojciechowskim, z którym znamy się jeszcze z czasów pracy w telewizji. Radek przyjechał do nas na kilka dni, wystąpił w sparingu z GKS-em Katowice i zdecydowaliśmy się na niego. Zwiększa pole manewru wśród młodzieżowców. Nadejdzie czas, w którym będziemy mieli z niego sporo radości.

Jakieś transfery musicie jeszcze przeprowadzić czy ewentualnie możecie?

Jeżeli pojawi się okazja na jakiś złoty strzał, pewnie będziemy chcieli z niej skorzystać. Jesteśmy po słowie z Polakiem występującym za granicą, ale jego klub nie chce go teraz puścić. Podstawowe cele udało się już zrealizować. Oby tylko jakaś kontuzja nie spowodowała, że będziemy musieli kogoś sprowadzić, aczkolwiek czasami czyjś pech może też przynieść w ogólnym rozrachunku coś pozytywnego. Rok temu pewniakiem do gry w środku pola był Miłosz Pawlusiński. W przedostatnim sparingu, z Opawą, zerwał więzadła krzyżowe i tuż przed startem rundy musieliśmy zmienić plany i znaleźć nowego środkowego pomocnika. Padło na Mateusza Czyżyckiego, który jest aktualnie najlepszym strzelcem GKS-u Tychy w tym sezonie.

W ubiegłym sezonie GKS Tychy znajdował się na dnie klasyfikacji Pro Junior System, dziś jest na jej szczycie. Rozumiem, że to nie przypadek?

Zdecydowanie nie. Przypomnę, że 2-3 lata temu też przez dłuższy czas byliśmy w czołówce PJS. Za sezon 2019/20 z tego tytułu na klubowe konto wpłynęła znacząca kwota. Mieliśmy bardzo dobrych młodzieżowców z roczników 1999 i 2000, a potem była „dziura”. Ostatnio wypłynęły zdolne roczniki 2003 i 2004. Nasz zespół U-17, oparty o rocznik 2004, rywalizował z powodzeniem w Centralnej Lidze Juniorów. Ci chłopcy w zeszłym sezonie jeszcze nie byli gotowi, żeby ławą wchodzić do pierwszej drużyny. Teraz już są i mam wrażenie, że to nie będzie jednorazowy wystrzał. Krzysiek Machowski pozostanie młodzieżowcem przez następne półtora roku, Miłosz Pawlusiński, Michał Ploch i Natan Dzięgielewski przez dwa i pół roku. Nikogo nie ciągniemy za uszy ze względu na wiek, to po prostu wyszło przy okazji. W większości meczów graliśmy dwoma młodzieżowymi wychowankami, czyli Biegańskim i Machowskim, bo dobrze wyglądali. To samo zimą działo się w sparingach z Machowskim i Pawlusińskim. Fajnie byłoby utrzymać pierwsze miejsce w PJS, klub latem miałby z tego blisko dwa miliony złotych.

Co z frekwencją? Mecze poniżej 3 tys. kibiców od dawna nie są rzadkością przy Edukacji.

Średnia frekwencja z ostatniej rundy w Tychach to 3900 widzów na mecz. To bodajże piąty wynik w całej stawce. Chcielibyśmy, żeby te liczby były jeszcze lepsze, ale to nie tak, że frekwencja nam spada, bo za ostatni okres było odwrotnie. Widać wyraźny progres w porównaniu z zeszłym sezonem. Liczba kibiców na stadionach to generalnie problem większości klubów. Ktoś powie, że jestem minimalistą, ale musimy pamiętać o specyficznym położeniu Tychów. Tu niewiele osób z miejscowości ościennych przyjedzie nas wspierać, bo są tam inne sympatie kibicowskie. Przychodzą w większości mieszkańcy samego miasta. Gdybyśmy procentowo popatrzyli, jaką część mieszkańców Tychów stanowi frekwencja pod 4 tys., nagle okazałoby się, że chodzi o co trzydziestego mieszkańca Tychów. Co nie znaczy, że mnie ten wynik zadowala.

Punktem odniesienia zawsze będą pierwsze dwa sezony na nowym stadionie.

Taki efekt nowego obiektu jest wszędzie. Ale na dłuższą metę to bardzo złożony temat. Mamy świadomość, że musimy wychowywać nowych kibiców, to podstawa, żeby poprawić frekwencję. W ostatniej rundzie intensywnie rozwijaliśmy sektor rodzinny, było sporo atrakcji dla najmłodszych. Chcemy wytworzyć w młodszym pokoleniu zwyczaj chodzenia na mecze. Nasze pokolenie trochę inaczej do tego podchodziło. Mecz piłkarski w każdym mieście był świętem. Dziś sam jestem ojcem, więc wiem, jak wiele alternatyw dla piłki świat dziś oferuje najmłodszym.

Podsumowując: czujecie, że presja sukcesu, presja awansu jest większa niż w poprzednich latach?

W jakimś stopniu sami na siebie nakładamy tę presję. Czasami pewnie nasze oczekiwania związane z awansem w skali makro nie są tak realne, jak wydaje nam się w skali mikro. Gdyby ktoś spojrzał na to wszystko globalnie, po raz ostatni Ekstraklasa w Tychach była w 1977 roku – nie licząc epizodycznego eksperymentu z Sokołem Tychy. GKS nie jest stałym elementem ekstraklasowego krajobrazu. Moim zdaniem w dużej mierze tę presję nakłada piękny stadion. Nie oszukujmy się, to czynnik, który zawsze rozbudza oczekiwania.

W Motorze Lublin było to samo, o czym się pan przekonał.

Tak to po prostu działa. W 2021 byliśmy bardzo blisko, co dodatkowo rozbudziło nasze nadzieje. Musimy zdawać sobie sprawę, że I liga naprawdę staje się coraz mocniejsza. Przybywa dużych marek, przybywa nowoczesnych stadionów. W najbliższej przyszłości nowe obiekty otworzą Zagłębie Sosnowiec, GKS Katowice, Odra Opole, Sandecja Nowy Sącz. Popatrzmy, ile tytułów mistrza Polski mają niektórzy dzisiejsi pierwszoligowcy. Są kolejki, w których hity pierwszoligowe budzą większe zainteresowanie niż mecze Ekstraklasy i nieraz są od nich ciekawsze. Wisła Kraków spadła, mogło się wydawać, że suchą stopą przebrnie przez ten pierwszoligowy czyściec, a widzimy, jakie ma problemy z punktowaniem. Losy spadkowiczów też często przekonują, że nie tak łatwo rywalizować w I lidze. Mamy jednak swoje ambicje, każdy z nas chciałby się pokazać na najwyższym szczeblu i grać przeciwko największym polskiej piłki. Jednocześnie cały czas rozwijamy – dzięki pomocy władz miasta – bazę infrastrukturalną.

Przed startem wiosny tracimy pięć punktów do strefy barażowej i mamy osiem punktów przewagi nad strefą spadkową. Nikt nie zamierza spaść, a zapewne 13 klubów myśli jeszcze co najmniej o barażach, nie będzie meczów nieważnych. Początek rundy na papierze czeka nas trudny, bo gramy kolejno z ŁKS-em, Termaliką, Podbeskidziem, Zagłębiem Sosnowiec i Wisłę Kraków. Przed nami wymagające sprawdziany, aczkolwiek w tej lidze czasami trudno wskazać faworyta.

Nieraz łatwiej gra się z drużynami nastawionymi na otwarty futbol, co w Ekstraklasie pokazują ostatnio Górnik Zabrze czy Śląsk Wrocław.

Różne rzeczy mogą się wydarzyć. Musimy jak najszybciej zapewnić sobie spokój z tyłu i później patrzeć mocno do przodu. Naprawdę nie uważam, żebyśmy byli słabsi kadrowo od niektórych zespołów znajdujących się wyżej w tabeli. Liczę, że zachowamy poziom gry w ofensywie i wyraźnie poprawimy się w defensywie. No i chciałbym jednocześnie utrzymać rozwój naszej młodzieży. Pod względem wiekowym cały czas mamy zespół rokujący na przyszłość. W sparingu z GKS-em Katowice wystawiliśmy w pierwszym składzie tylko jednego zawodnika z trójką z przodu, którym był 30-letni Petr Buchta. Jest na czym budować.

rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK

CZYTAJ WIĘCEJ O I LIDZE:

Fot. Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

1 liga

Komentarze

13 komentarzy

Loading...