Nie regulujcie odbiorników, nie sprawdzajcie, czy to pierwszy kwietnia, nie, nie – to prawda, Stal Mielec wygrała mecz w piłkę nożną. Jedenastu piłkarzy Stali wyszło na boisko i pokonało jedenastu zawodników drużyny przeciwnej. Tak, stało się, w planach jest objazd odkrytym autobusem po Polsce, jak i książka ze wspomnieniami mielczan pod tytułem „Jak wygraliśmy mecz”.
Kiedy ostatnio widzieliśmy takie cuda? Czwartego listopada, kiedy Stal pokonała często pomocne Zagłębie Lubin. Od tego momentu – albo remis, albo w ryj. Była jeszcze zawsze cenna wygrana w sparingu ze Stalą Rzeszów, mocne 1:0, ale coś nam mówi, że nie o to się rozchodzi, by zwyciężać w spotkaniach towarzyskich.
Widzew – Stal Mielec 0:2. Ciepiela na szpicy i znów ten Mak…
Od poprzedniej wygranej Stali minęło więc tyle czasu, że drużyna uznawana za spokojnie utrzymaną, stała się ekipą dość mocno zamieszaną w walce o spadek. Tak to bywa w Stali – jesienią humorki dopisują, wszystko jest fajnie, wiosną jakby ktoś zabrał im talent niczym w Kosmicznym Meczu.
Ale mają to – przełamanie.
Co zdecydowało? Przede wszystkim posadzenie na ławce Sappinena i wstawienie Ciepieli. Adam Majewski chyba zbytnio uwierzył, że z każdego kasztana jest w stanie zrobić piłkarza i forował Estończyka bardzo namiętnie. No, a żeby uznać, iż jest to ogórek nie potrzeba lupy, wystarczą oczy. Do klubu trafił Kiereś, dał szansę Sappinenowi w pierwszym spotkaniu, słusznie uznał, że bez żartów i wystawił w ataku Ciepielę, czyli nominalnego defensywnego pomocnika. A ten odpłacił mu się idealnym uderzeniem w okienko bramki Ravasa, po składnej akcji w trójkącie Mak-Flis-strzelec.
No właśnie: Mak. Jak on jest w formie, to Stali gra się dużo łatwiej, bo to piłkarz jak na warunki Ekstraklasy nieprzeciętny. Technika, wizja, wszystko jest na miejscu – a na przestrzeni dwóch kolejek również skuteczność. Tym razem zgarnął piłkę po złym wybiciu Pawłowskiego i z linii pola karnego pokonał Ravasa. No, ale Mak to nie tylko bramka, bo jak wspomnieliśmy – zaczął akcję z pierwszym łupem, ponadto był naprawdę aktywny i oceny nie przekreśla sytuacja, kiedy w dość mimo wszystko przypadkowej sytuacji spudłował z bliska na pustą już bramkę.
Te trzy punkty dla Stali są jak tlen – pięć oczek przewagi nad strefą spadkową to wciąż nie jest wyjątkowy komfort, ale jednak sytuacja jest dużo lepsza niż przed tą kolejką. Wydaje się, że dwa zwycięstwa i Stal powinna być spokojna o swój byt, a skoro zaraz starcie z Miedzią, to trudno nie być optymistą.
Widzew – Stal Mielec 0:2. Jeden Pawłowski to za mało
Widzew… Ech, pisaliśmy ostatnio, że to nie jest kryzys, tylko powrót na ziemię po fantastycznej jesieni, ale jednak jakichś zwycięstw należałoby od łodzian wymagać. Skoro Stal punktowała tak marnie, to przecież nie przypadkiem i dało się ją pokonać, podobnie Jagiellonię czy Lechię. A jednak Widzewowi nie idzie.
Przez pierwsze dwadzieścia minut wszystko wyglądało konkretnie, ale potem łodzianie nie przekonywali, notując pojedyncze przebłyski. Tak, Pawłowski trafił w słupek, tak, jego strzał został wybity z linii bramkowej, ale właśnie: Widzew to przecież nie tylko Pawłowski. Ewidentnie brakuje temu gościowi wsparcia, a skoro rywal wie, że najgroźniejsze przyjdzie z jego strony, to przecież łatwiej mu się ustawić.
Można odnieść wrażenie, że Widzew w zasadzie skończył sezon. Spadku nie będzie, puchary to przecież za wysokie progi, nawet jeśli strata punktowa nie jest duża – to bardziej świadczy o poziomie klasy średniej tych rozgrywek niż o łodzianach. No a gdyby beniaminek miał skończyć sezon na szóstym miejscu, to przecież fajna sprawa.
Ale jednak przed kolejnym rokiem trzeba zadać sobie pytania – czemu nas tak rozczytali i co musimy poprawić?
WIĘCEJ O POLSKIEJ PIŁCE: