Jeśli Lechia Gdańsk na własnym boisku nie jest w stanie pokonać Śląska Wrocław grającego bez dwóch kluczowych zawodników i kolejnych dwóch istotnych, to nie ma czego szukać w Ekstraklasie. Biało-zieloni mieli przed tym meczem nóż na gardle i… teraz został on do tej szyi dociśnięty. Jeżeli za tydzień Łukaszowi Zwolińskiemu i spółce powinie się noga w Białymstoku, powoli będziemy się mogli nastawiać, że na dole tabeli niewiadomą jest już tylko jeden spadkowicz.
Śląsk do Trójmiasta praktycznie przyjechał bez ataku, bo za kartki pauzowali John Yeboah i Erik Exposito, którzy stanowią z jakieś 80 procent jakości ofensywnej swojego zespołu. Jakby tego było mało, w ostatniej chwili z powodu problemów zdrowotnych Ivanowi Djurdjeviciowi wypadli Nahuel Leiva (piłkarz meczu ze Stalą Mielec) i podstawowy stoper Daniel Gretarsson. Serb kleił skład na gumie do żucia i trudno się dziwić, że jego podopiecznych interesowało głównie zachowanie zera z tyłu.
Lechia Gdańsk – Śląsk Wrocław 0:0. Dużo klepania, efektów brak
Na ławce trenerskiej Lechii debiutował David Badia i niczym nie zaskoczył. Współpracujący z nim na Cyprze Igors Tarasovs zapowiadał nam, że Hiszpan będzie chciał się utrzymywać przy piłce, zmieniać strony i czekać na moment, w którym pojawią się wolne przestrzenie lub możliwość pogrania w przewadze. Jego przewidywania się sprawdziły.
Lechia sobie rozgrywała, Śląsk spokojnie się przesuwał i taki był najczęstszy obraz, który widzieliśmy. Efekty okazały się mizerne. Brakowało przyspieszenia i elementu zaskoczenia, a jak już zaczynały się jakieś próby, przeważnie szybko się kończyły. Zawsze miło, jeśli w Ekstraklasie ktoś chce grać trochę ambitniej, ale mamy wątpliwości, czy Lechia znajduje się w odpowiednim momencie, by podejmować takie próby. Ona na gwałt potrzebuje punktów, widmo spadku poważnie zagląda w oczy, a tu ktoś chce realizować swoje ambitne wizje. Korona Kielce Kamila Kuzery na wdrożenie w życie nowego planu miała całą zimę, Badia miał kilka dni. Dość istotna różnica.
Lechia zrobiła za mało, żeby zwyciężyć, choć przy odrobinie szczęścia mogła oszukać los. Zwoliński powinien wycisnąć więcej po dograniach Terrazzino i Diabate, sam Terrazzino po fajnej solowej akcji nie musiał uderzać prosto do rąk Leszczyńskiego, Friesenbichler i Tobers mogli strzelić jeszcze lepiej z dalszej odległości. Kilka razy dobrze dośrodkowywał aktywny Rafał Pietrzak. Znów jednak należy przypomnieć, że wymieniamy działania drużyny, która ten mecz po prostu musiała wygrać, a po drugiej stronie miała rywala z wyjściową jedenastką na słowo honoru.
Quintana fatalny, Szwedzik jeszcze gorszy
W Śląsku Dennis Jastrzembski szansę wykorzystał, przynajmniej częściowo. Potrafił się odnaleźć w tłoku, minąć trzech zawodników Lechii i wywalczyć rzut wolny z dobrej pozycji. To też jego strzał zza pola karnego zmusił Dusana Kuciaka do największego wysiłku. Za to Caye Quintana jeszcze raz potwierdził, że każdy kolejny miesiąc jego obecności we Wrocławiu jest stratą czasu. Facet gra na intensywności ligi oldbojów, nie prezentuje żadnego konkretnego atutu i większość meczu spędza schowany pod czapką. Nie dajemy mu noty 1 wyłącznie dlatego, że raz przytomnie odegrał do Petra Schwarza, który niecelnie uderzył w niezłej sytuacji.
Za Quintanę wszedł Patryk Szwedzik i… wypadł jeszcze gorzej. Widać było go bardziej, ale zawiódł kompletnie. Gdy wyszedł sam na sam po szybko wykonanym rzucie wolnym przez Samca-Talara, zachował się jak amator, nie kopnął piłki normalnie i Kuciak musiałby się chyba zawczasu zupełnie odsunąć, żeby zaistniało jakiekolwiek prawdopodobieństwo utraty gola przez Lechię. W dwóch innych sytuacjach Szwedzik nie potrafił wypracować sobie pozycji i szybko został skasowany przez obrońców. On przynajmniej jest wciąż w miarę młody i pobiera znacznie mniejszą pensję niż Quintana, więc można liczyć, że prędzej czy później odpali. Z zamulonym Hiszpanem radzimy dać sobie spokój. Skoro przez prawie dwa sezony nie odpalił, to już nie odpali.
Biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, Śląskowi ten remis i tak pasuje. Lechia natomiast jeszcze mocniej ugrzęzła w błocie. Z Jagiellonią za tydzień gra o życie, bo później terminarz jej nie sprzyja (m.in. Pogoń, Raków, Legia, Piast). Są w Ekstraklasie ekipy, które przeciwko wyżej notowanym przeciwnikom spisują się lepiej – Śląsk stanowi tego przykład – lecz w przypadku gdańszczan podobnej zależności nie widać. Benzyna wokół jest już rozlana. Pytanie, kto i kiedy wyciągnie zapałkę.
CZYTAJ WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
Fot. Newspix