Dośrodkowuje tak, że jeszcze zanim wrzutka zamieni się w strzał, można widzieć piłkę w siatce. Ogarnia defensywę, piłką operuje jak rasowa “ósemka”. Joel Pereira to jeden z najlepszych ruchów Lecha Poznań w ostatnich latach. Praktycznie znikąd wyciągnięto gościa, który zamiata ligę na swojej pozycji. Warto więc sprawdzić, co za tym wszystkim stoi.
Kariera Joela Pereiry do momentu transferu do Lecha Poznań była niepozorna. Był w szkółce FC Porto, ale wypłynął dopiero w akademii Vitorii Guimaraes. Zaliczył nieudany epizod w Omonii Nikozja. Cypryjski i portugalski średniak — tam rozegrał cały sezon. Młodzieżowa reprezentacja kraju? W teorii co drugi Portugalczyk nastukał w niej naście występów. Pereira jest jednak tym, który w takiej wyliczance ekskadrowiczów rozdziela. Siedem gier w kadrze U-17, w Ekstraklasie nawet Fabio Nunes z Widzewa Łódź i Diogo Verdasca ze Śląska Wrocław nastukali więcej gier dla portugalskiej kadry.
Ba, jego rówieśnik o tych samych inicjałach — Joel Pereira urodzony w Szwajcarii — zanotował 35 gier dla młodzieżówki i wyjazd na Igrzyska Olimpijskie.
A jednak wszyscy ci, którzy dotychczas chełpili się swoim CV przed nosem prawego obrońcy Lecha Poznań, mogą mu dziś zazdrościć. W wieku 26 lat stał się filarem jednej z najlepszych drużyn w kraju i wyróżniającym się zawodnikiem na międzynarodowej arenie. Portugalczycy z Ekstraklasy mogą mieć bardziej imponującą przeszłość, ale teraźniejszość to Joel Pereira. To on jest najdrożej wycenianym piłkarzem z tego kraju w polskiej lidze.
Jak do tego doszło? Co czyni Pereirę tak dobrym, że porównujemy go do najlepszych prawych defensorów w historii naszych rozgrywek?
Boniek: Awans Lecha będzie dużym sukcesem
Spis treści
- Joel Pereira, lider Lecha Poznań. Co sprawia, że gra tak dobrze?
- Henning Berg go skreślił, ekspert z Portugalii stwierdził, że nie potrafi dośrodkować
- Czym Joel Pereira zaskoczył Lecha Poznań?
- Dośrodkowania Joela Pereiry. Jak powstaje majsterszyk
- Joel Pereira potrafi tylko atakować? To nie do końca prawda
- Wymarzony transfer każdego klubu
Joel Pereira, lider Lecha Poznań. Co sprawia, że gra tak dobrze?
– Od zawsze powtarzał mi, że chciałby spróbować swoich sił w lidze zagranicznej. Pamiętam to, bo nie każdy Portugalczyk miał takie podejście, a Joel marzył w zasadzie tylko o tym — mówi nam Bernardo Vasconcelos, menedżer Pereiry i człowiek, który ściągnął go do Lecha Poznań.
Były zawodnik Zawiszy Bydgoszcz poznał się na nim na długo przed wszystkimi. Joel Pereira był jednym z jego pierwszych klientów po zakończeniu piłkarskiej kariery. Na Instagramie gracza Kolejorza znajdziemy nawet stare zdjęcie sprzed lat, gdy po jednym ze spotkań w Portugalii rozmawia ze wspólnikiem Bernardo.
– W tamtym momencie nie miałem jeszcze agencji i szukałem na siebie pomysłu. W międzyczasie po prostu szukałem zawodników w Portugalii i podsyłałem ich do krajów, w których grałem w trakcie kariery. Pewien trener z Cypru poprosił mnie, żebym obejrzał mecz pod kątem innego piłkarza. Joel Pereira grał wtedy w Viseu i tak się złożyło, że też wystąpił w tym spotkaniu. Momentalnie się w nim zakochałem. Miał jednak kontrakt i z klubem, i z agentem. Niedługo potem zobaczyłem jednak, że będzie wolnym zawodnikiem i przyniosłem mu ofertę z Cypru. Zamknęliśmy sprawę z dużym wyprzedzeniem — opowiada nam Vasconcelos.
Joel miał 22 lata i spełnił swoje marzenia o wyjeździe z Portugalii, choć kierunek nie mógł wzbudzać powszechnego zachwytu. Doxa Katokopias to klub z centralnej części Cypru, który chwilę wcześniej skończył sezon jako czwarty od końca w maleńkiej i niekoniecznie silnej lidze. Z Portugalczykiem w składzie nie było lepiej — Doxa utrzymała się tylko dzięki korzystnemu bilansowi bramek. Natomiast Pereira pokazywał się z najlepszej strony.
Był szóstym najskuteczniejszym dryblerem rozgrywek, duża rzecz dla bocznego obrońcy.
Zanotował pięć asyst. Tu nawinął rywala i posłał piłkę wzdłuż bramki, tam wymierzył dośrodkowanie na piąty metr, innym razem płaskie zagranie zakończyło się efektownym trafieniem piętą.
Reprezentując barwy ligowego marudera posyłał najwięcej progresywnych podań spośród wszystkich zawodników. Oczywistością stał się kolejny transfer.
– W tamtym okresie pytały o niego wszystkie czołowe kluby na Cyprze — przyznaje Bernardo Vasconcelos.
Henning Berg go skreślił, ekspert z Portugalii stwierdził, że nie potrafi dośrodkować
Co z tego wyszło? Omonia Nikozja. Szósta ekipa z ambicjami na miejsce numer jeden, które podsycało zatrudnienie Henninga Berga. Wyszło doskonale, ale tylko dla Norwega, który faktycznie mistrzowski tytuł zdobył. Joel Pereira przesiedział jednak pierwszą część złotego sezonu na ławce rezerwowych. Berg, człowiek znany z tego, że u niego obrońca ma przede wszystkim bronić, nie docenił ofensywnych walorów Portugalczyka. Powagę zakrętu, na jakim znalazła się kariera Joela, podkreśliło wypożyczenie do Spartaka Trnawa.
Dwa mecze w pierwszym składzie, ławka, zmiana, pandemia. Rozgrywki przerwano, a kiedy Słowacy wrócili do gry, Pereira odpoczywał po operacji jelit. Berg rzecz jasna nadal nie widział sensu trzymania go w składzie, więc Joel wrócił do Portugalii. Gil Vicente, typowy solidny ligowiec. Prawy obrońca zadebiutował w rodzimej ekstraklasie i opuścił w niej jedynie dwa spotkania. Efekt? To zależy, gdzie przyłożyć ucho.
– Nie zrobił dobrego wrażenia w pierwszych meczach, szybko stał się obiektem krytyki fanów. Dopiero pod koniec sezonu kibice trochę go polubili. Nie potrafi dośrodkować, myślę, że to jest jego główny problem — tak dziennikarz zajmujący się Gil Vicente opisywał Portugalczyka w rozmowie z „Futbol News”.
Joel Pereira. Nie potrafi dośrodkować. Abstrakcja. Zdanie, po którym słusznym pytaniem jest to, czy ekspert od Gil Vicente ma w ogóle pojęcie o piłce. Bernardo Vasconcelos ma nieco inne zdanie na temat występów swojego podopiecznego w ojczyźnie.
– W Polsce pewnie nie oglądaliście meczów Gil Vicente zbyt często, więc nie mogliście wiedzieć, o jakiej klasie piłkarza mówimy. Byłem pewien, że sporo osiągnie od dawna, od kiedy się z nim związałem, ale sezon w Gil Vicente był dla niego bardzo udany. Był jednym z najlepszych zawodników swojej drużyny i łączono go z przenosinami do silniejszych klubów w Portugalii. Nie mówię, że miał z nich oferty, ale pojawiały się takie informacje. Dlatego byłem przekonany, że poradzi sobie w Lechu Poznań.
Patrząc na suche liczby, agent zawodnika jest bliższy prawdy. Tylko Palhinha, eksgracz Sportingu, miał wyższy procent skutecznych dryblingów w całej lidze (Pereira wykręcił 70%). Joel Pereira był także w czołówce klasyfikacji prostopadłych podań, dośrodkowań (chodzi o liczbę, nie skuteczność), zaliczył solidny wynik jeśli chodzi o przejęcia, posłał najwięcej progresywnych podań w całej lidze.
Nie był to piłkarz, który aspirował do miana gwiazdy ligi portugalskiej, nie był to też jednak zawodnik słaby. W porównaniu z Fernando Fonseką, którego zastąpił i który był uwielbiany przez kibiców, nie wyglądał gorzej. Jeśli mówimy o jakimś problemie, to mógł nim być fakt, że Pereira był usposobiony bardzo ofensywnie, stąd najczęstszy błąd, jaki popełniał przy bramkach dla rywali, to spóźnione krycie. Tyle że to, co rodziło kłopoty w portugalskim średniaku, nie musiało być niczym złym w kontekście Lecha.
– Chyba każdy może stwierdzić, że jego najlepszą stronę oglądamy, kiedy jest przy piłce. Dlatego kluby, które dominują na boisku i dają mu okazję do gry piłką, są dla Joela najlepszym wyborem. Wiedzieliśmy, że jeśli dołączy do topowego zespołu w danym kraju, będzie miał duży wkład w jego grę — tłumaczy Vasconcelos.
Czym Joel Pereira zaskoczył Lecha Poznań?
Kolejorz długo się nie zastanawiał. Andrzej Juskowiak, ekspert od tamtejszego rynku, dostał sygnał, że Joel Pereira chętnie zmieni klub, definitywnie opuszczając Omonię, z której był wypożyczony i pozytywnie zapatruje się na transfer do Polski. Był na tak, podobnie jak sztab Lecha, który prześwietlił zawodnika. “WP Sportowe Fakty” informowały, że kwota transferu zamknęła się w 400 tysiącach euro. Niedużo, ale też nie ukrywajmy: Joel trafił do Wielkopolski z tak skromnym CV, że nikogo nie zdziwiłoby, gdyby trafił np. do lubującego się w sprowadzaniu jego rodaków Radomiaka.
To oczywiście ocena zupełnie powierzchowna, pierwsze wrażenie. Od wewnątrz już od początku wiele klocków do siebie pasowało. W Lechu zachwycili się dośrodkowaniami Pereiry. Wiąże się z nimi pewien niuans. Joel posyła mnóstwo piłek w pole karne rywala i mniej więcej co trzecia z nich jest zaliczana jako skuteczna wrzutka. Nie jest to statystyka wybitna, jednak kluczem jest co innego. Praktycznie co sezon prawy obrońca wykręcał świetne wyniki, jeśli chodzi o dośrodkowania na piąty metr, w najgroźniejszą strefę. Brzmi jak śmiercionośna broń na rywali.
Poznaniacy, jako zespół dominujący w Ekstraklasie, szukali kogoś, kto świetnie czuje się z piłką przy nodze — to niekoniecznie musiało łączyć się z byciem zabijaką w defensywie. Obydwie strony znalazły więc coś w rodzaju „perfect match”. Lech mógł skorzystać z atutów Pereiry, Joel mógł pokazać się z najlepszej strony. W Wielkopolsce i tak byli jednak zaskoczeni pewnymi umiejętnościami Pereiry.
– Wszyscy wiedzieli, jakim dośrodkowaniem dysponuje. Zaskakujące było jednak to, jak umiejętnie porusza się bez piłki i jak dobrze rozumie grę. Odnajduje się w wolnych sektorach, robi przewagę. Tego nie było aż tak bardzo widać w poprzednich zespołach — zdradzają nam, gdy pytamy o Joela w Poznaniu.
Inteligencja boiskowa — to rzecz, za którą Portugalczyk jest chwalony najczęściej. Podkreślają to trenerzy Lecha, dostrzegają analitycy. O sekrety stojące za tak udanymi występami Pereiry pytamy Marka Mizerkiewicza, analityka Górnika Łęczna.
– Jest bardzo inteligentnym zawodnikiem, który potrafi dostosować się do wielu sytuacji w trakcie meczu. Wydaje mi się, że Lech Poznań najczęściej w lidze prowadzi ataki pozycyjne, w związku z tym szybkość tych ataków jest też pewnie najniższa i potrzebny jest zawodnik, który na małej przestrzeni, gdy przeciwnicy są w niskim bloku, będzie umiał wpłynąć na grę i otworzyć furtkę innym poprzez samo zajęcie pozycji.
Prawy obrońca ma rzecz jasna swoje słabsze strony. Pod względem motoryki jest solidny, jednak niekoniecznie wybitny. Znajdziemy bocznych defensorów, którzy są od niego szybsi, którzy mają większe predyspozycje do gry w stylu box to box. Propiłkarskie nastawienie i chęć do rozprowadzania ataków (Pereira to piąty zawodnik obecnego sezonu Ekstraklasy pod względem liczby podań/90 minut; rok temu był szósty) to atut, który potrafi zmienić się w problem z powodu sporej liczby strat. Bywają mecze, w których Pereira traci piłkę na własnej połowie ponad 10 razy. Rekordowa liczba strat w ogóle to 23 – w meczu z Miedzią Legnica.
Szczęście w nieszczęściu, że za tymi pomyłkami rzadko idą stracone bramki. Jedyny gol stracony przez Lecha bezpośrednio po niecelnym podaniu Joela Pereiry to właśnie mecz z Miedzią i trafienie Luciano Narsingha. Cóż, da się przeżyć.
Dośrodkowania Joela Pereiry. Jak powstaje majsterszyk
Przede wszystkim jednak Joel Pereira kojarzy nam się z kapitalnym dośrodkowaniem, często z nieoczywistego miejsca na boisku — nie ze strefy bezpośrednio sąsiadującej z polem karnym, a z oddali. Mizerkiewicz, który niespełna rok temu analizował dla nas mistrzowską drużynę z Poznania, już wtedy zwracał uwagę, że cztery z siedmiu bramek Kolejorza po wczesnych dośrodkowaniach to właśnie zasługa podań Portugalczyka.
“Pereira rozegrał fenomenalny sezon i był motorem napędowym Lecha, pomimo tego, że w mediach znajdował się w cieniu Ishaka, Amarala czy Kamińskiego. Warto zwrócić uwagę na fakt, że wśród wszystkich bocznych obrońców „obsługiwanych” przez StatsBomb, Pereira, biorąc pod względem skuteczności dośrodkowań w pole karne, znajduje się w bardzo wysokim 84. percentylu danych. Co więcej, jego „deep progressions” (podania, dryblingi i wejścia z piłką w ostatnią tercję boiska) są na najwyższym możliwym poziomie – 99. percentyl!”
Mistrzostwo w oparciu o jakość, ale i taktyczny sznyt. Analiza Lecha Poznań
W Lechu Poznań chwalą się, że nikt nie potrafi dośrodkować piłki lepiej niż Joel Pereira. Pod względem wspominanych już przez nas wrzutek na piąty metr Portugalczyk jest drugi w Ekstraklasie, ustępując tylko Filipowi Mladenoviciowi. Co prawda “WyScout” zalicza mu w obecnym sezonie tylko jedną asystę, co przy sześciu ostatnich podaniach w poprzednich rozgrywkach wypada blado, jednak jego współczynnik xA wskazuje na to, że powinien mieć ich ciut więcej, gdyby koledzy byli skuteczniejsi (2,92).
Dodatkowym plusem jest tu oczywiście stały fragment gry. Nie ma przypadku w tym, że aż 27% wszystkich dośrodkowań ze stojącej piłki Lecha to dzieło Pereiry. Co czwarte z nich kończyło się strzałem na bramkę rywala. 40% wszystkich uderzeń piłkarzy z Poznania po SFG to efekt wrzutek i podań Joela.
– Jego dośrodkowania często są zagrywane między obrońców a bramkarza, co oczywiście utrudnia im podjęcie decyzji o tym, kto ma do piłki wyjść. Skuteczność jego dośrodkowań wynika także z tego, jak rozmieszczeni są jego koledzy. W poprzednim sezonie często było tak, że Mikael Ishak wbiegał w strefę między obrońcami a bramkarzem i wyskakiwał zza stopera. W drugiej strefie, między obrońcami a pomocnikami, był z kolei drugi zawodnik, który często wbiegał w tak zwaną strefę czternastą. To były dwa główne punkty, o których Pereira wiedział i był świadomy, że jeśli pośle tam podanie, stworzy na największe zagrożenie — wyjaśnia Marek Mizerkiewicz.
Dośrodkowania Pereiry – ósmy cud świata
W Poznaniu mówią nam, że z dobrze ułożonej nogi Portugalczyka i jego umiejętności posłania celnej piłki niezależnie od sytuacji, można korzystać na różne sposoby. Umiejętność kapitalnego dośrodkowania z półprzestrzeni, ulubionego miejsca Joela, to jedno. Pereirę nazywają obrońcą tylko z nazwy i twierdzą, że wystawienie go w środku pomocy nie byłoby problemem, bo Joel gra trochę jak Oleksandr Zinczenko: nie trzyma się kurczowo linii bocznej boiska, szuka nieoczywistych dla piłkarzy grających na jego pozycji miejsc na murawie. Mizerkiewicz także podkreśla ten atut.
– W otwarciu gry od bramki często jest ustawiony szeroko, w bocznym sektorze, gdy trójkę z tyłu tworzy bramkarz z dwoma środkowymi obrońcami. Im bardziej Lech rozwija swoje ataki, przechodząc w wyższe strefy, tym częściej widzimy go bliżej środka boiska. Często znajduje się w półprzestrzeni, a szerokość po jego stronie zapewnia skrzydłowy. Środkowy pomocnik, na przykład Sousa, wbiega między bocznego i środkowego obrońcę, tworząc trójkąt: Pereira – Sousa – Ba Loua. Jeśli Pereira jest bliżej środka, to ustawienie Lecha przypomina często 2-3-5 bądź 3-2-5. Jeden ze środkowych pomocników schodzi między stoperów, a jego miejsce zajmuje Pereira.
– Jeśli chodzi o technikę, zwróciłbym uwagę na to, że ma bardzo nisko ustawiony środek ciężkości, przy czym potrafi jednak zagrać bardzo celną i mocną piłkę do boku, będąc zwróconym pionowo w stronę bramki, czyli tak naprawdę trochę nienaturalnie. To niekonwencjonalne zagranie, ciężkie do wykonania — dodaje nasz rozmówca.
Joel Pereira potrafi tylko atakować? To nie do końca prawda
Joel Pereira wykręca kapitalne liczby ofensywne. W sezonie, w którym grał w Gil Vicente, potrafił zaliczyć tyle samo kluczowych podań, ile reżyser gry Benfiki, Pizzi. W Ekstraklasie okupuje fotel lidera lub przynajmniej podium wielu rankingów indywidualnych, od skuteczności prostopadłych podań po progresywne piłki. Wszystko to widzimy także w Europie, gdzie w tym sezonie spisuje się wybitnie.
W Lidze Konferencji, wliczając w to także eliminacje, jest czwartym najlepszym asystentem, to o czymś świadczy. Wciąż mówimy jednak o ofensywie, a co z grą w obronie? Henning Berg właśnie przez to go skreślił, co jednak nie oznacza, że Pereira jest totalnym lebiegą, jeśli chodzi o defensywę. “WyScout” jako najlepszych bocznych obrońców/wahadłowych w polskiej lidze wyróżnia Filipa Mladenovicia, Pawła Wszołka, Jana Grzesika, Dawida Abramowicza czy Patryka Kuna. “InStat” pozwala zaś zestawić nam ich liczby ze statystykami Portugalczyka z Lecha. Efekt?
Pereira jest:
- trzeci pod względem odzyskanych piłek (4,3/mecz; Abramowicz 4,6; Grzesik 4,8)
- drugi pod względem odzyskanych piłek na połowie rywala (1,02/mecz; Grzesik 1,46)
- drugi pod względem skuteczności w pojedynkach (ma ich jednak najmniej; 56% – Abramowicz 58%)
- trzeci pod względem odbiorów (2,3/mecz; Mladenović i Kun 2,8)
- trzeci pod względem przejęć (5/mecz; Abramowicz 5,8; Grzesik 6)
Marek Mizerkiewicz mówi nam, co jest ewidentnym plusem Joela w aspekcie jego gry w obronie.
– Nie kojarzę żadnej sytuacji, w której Joel Pereira wyraźnie przegrałby jakiś pojedynek na skrzydle, po którym przeciwnicy stworzyliby jakąś sytuację. Zwróciłbym uwagę na to, że często podchodzi blisko skrzydłowego w bocznym sektorze, ale nie na tyle, żeby ten mógł go łatwo minąć. Bardzo istotne jest też to, że kiedy wyskakuje szeroko do przeciwnika, wie, że będzie miał asekurację tej półprzestrzeni ze strony defensywnego pomocnika. To w dużym stopniu wpływa na to, że może być skupiony na przeszkodzeniu przeciwnikowi.
Krótko mówiąc: jeśli ktoś powie, że Portugalczyk ciągnie Lecha Poznań tylko w ofensywie, nie jest to prawda. Prawa strona mistrzów Polski jest dzięki niemu solidnie zabezpieczona.
Wymarzony transfer każdego klubu
To jest jego miejsce i jego czas. Joel Pereira jest w najlepszym wieku dla zawodnika — ma 26 lat i za moment może się znaleźć w ćwierćfinale europejskich pucharów. Dla zawodnika, który jeszcze parę lat temu błąkał się po boiskach drugiej ligi portugalskiej, jest to spory wyczyn. Portugalczyka z pewnością określimy mianem jednego z najlepszych ruchów transferowych ostatnich lat w Ekstraklasie. Nie tylko z powodu tego, jak gra, ale także dlatego, skąd go wyciągnięto, jak świetnie dopasowano do zespołu.
Jego droga do obecnej pozycji także zasługuje na pochwałę. Rok temu na prawej obronie Kolejorza był tłok jak w pociągu z New Delhi na prowincję. Alan Czerwiński, Tomasz Kędziora, gdzieś jeszcze wplątał się w to Lubomir Satka. Portugalczyk irytował się, że nie gra wszystkiego od deski do deski, ale złość pokazywał w sposób pozytywny, kipiąc ambicją. Konkurencję po prostu pozamiatał, wywalczył sobie rolę niekwestionowanego numeru jeden.
Jego charakter to kolejny plus, o którym nie wolno zapomnieć. Na wstępie wspomnieliśmy, że Pereira jest stały w uczuciach, jeśli chodzi o menedżera. Tak samo wygląda jego życie prywatne. Od lat jest związany ze swoją partnerką, rodzina jest dla niego najważniejsza. Trzyma się z rodakami, ale świetnie mówi po angielsku i nie ogranicza się do portugalskiej grupki, gdy mówimy o życiu szatni. Brzmi to banalnie, ale czy nie o takim transferze marzy każdy klub?
Spokojny, ambitny gość, który potrafi grać w piłkę i nie męczą go kontuzje, który ma przed sobą kilka lat peaku kariery i dobrze czuje się w miejscu, w którym w końcu może pokazać się z najlepszej strony. Lech Poznań trafił z tym ruchem tak, że aż nie chce się dać wiary, że nie ma w tym wszystkim jakiegoś haczyka.
WIĘCEJ O LECHU POZNAŃ:
- Jesper Karlstroem. Od zapchajdziury w Djurgarden do kadrowicza z Lecha
- Janczyk: Pucharowa przygoda Lecha lekiem na mdłości wywołane polską piłką
- Puchary nie kłamią. Czas na Murawskiego w reprezentacji Polski
- Skały. Siła obrony Lecha Poznań
SZYMON JANCZYK
fot. Newspix, źródło danych: WyScout, InStat, materiały analityczne dzięki uprzejmości Marka Mizerkiewicza