Reklama

Cracovia jest przewidywalna w swojej nieprzewidywalności

Mateusz Janiak

Autor:Mateusz Janiak

05 marca 2023, 20:57 • 3 min czytania 7 komentarzy

Na stadionie przy Kałuży zagrano kino akcji. Niestety – ostatnich akcji, bo dopiero w ostatnim kwadransie aktorzy zorientowali się, że już są na scenie i trzeba dać show. Ale losu już nie zdążyli oszukać. Remis był przeznaczony temu spotkaniu i właśnie remis obejrzeliśmy.

Cracovia jest przewidywalna w swojej nieprzewidywalności

Cykl życia produktu to wprowadzenie na rynek, wzrost sprzedaży, nasycenie/dojrzałość, spadek sprzedaży.

Cykl życia projektu to planowanie, identyfikacja, opracowanie, finansowanie, wdrożenie i ewaluacja.

Cykl życia wiosennej Cracovii to wygrana, przegrana, remis. Pasy stały się tak nieprzewidywalne, że aż przewidywalne. I mogą się szarpać, wierzgać, wyrywać, a koniec końców przeznaczenia nie oszukają.

Cracovia – Śląsk Wrocław 1:1

Bęben maszyny losującej jest pusty, następuje zwolnienie blokady i rozpoczynamy losowanie, w jaki sposób zaprezentują się zespoły Ekstraklasy! Nieważne, co było tydzień czy dwa wcześniej. Tu decyduje los!

Reklama

W zasadzie każdą kolejkę można by tak zapowiadać (rzecz jasna z nielicznymi wyjątkami – jak Raków Częstochowa czy ostatnio Legia Warszawa) i generalnie za cholerę nie sposób przewidzieć, co też tym razem szykuje dzielnym ligowcom przeznaczenie, ale nawet w tym chaosie da się dostrzec metodę – co widać na przykładzie Cracovii w 2023 roku.

Pokonanie Górnika Zabrze, porażka z Koroną Kielce i remis z Legią. Następnie pokonanie Stali Mielec, porażka z Piastem Gliwice i remis ze Śląskiem. Prosty schemat. Dlatego Warta Poznań powinna już szykować się na lanie, Raków na świętowanie zwycięstwa, a Widzew Łódź na podział punktów.

I w związku z tym może wcale nie ma co czepiać się Virgila Ghity, że tak wybijał, iż asystował Łukaszowi Bejgerowi? Ani Benjamina Kallmana czy Dennisa Jastrzembskiego za spartolenie dogodnych okazji? W końcu tak naprawdę byli bezwolnymi narzędziami w rękach losu…

A gdyby jednak się czepiać, to tak naprawdę pierwsze 70 minut, może 75 nadaje się do kosza (poza dwoma bramkami, naturalnie). Mało akcji, mało strzałów, mało sytuacji. Wszystkiego mało.

Lepiej późno niż wcale

Jaki jest Mateusz Bochnak? Przede wszystkim cierpliwy. Z drużyny Pogoni Szczecin, z którą w czerwcu 2016 zdobywał wicemistrzostwo Polski juniorów starszych U-19, aż siedmiu zawodników zadebiutowało w Ekstraklasie szybciej od niego. W kolejności alfabetycznej – Gracjan Jaroch, Sebastian Kowalczyk, Marcin Listkowski, Damian Pawłowski, Krystian Peda, Jakub Piotrowski oraz Michał Walski. Siedmiu. A Bochnak czekał, czekał i czekał…

Reklama

W pewnych momentach miał pełne prawo pomyśleć, że w sumie to siedzi i wypatruje pociągu, który nigdy nie nadjedzie.

Choćby pod koniec sezonu 2016/17, kiedy usiadł w rezerwie Portowców podczas potyczki z Wisłą Kraków i właściwie na tym zakończył karierę w pierwszej drużynie granatowo-bordowych.

Albo w rozgrywkach 2018/19, gdy niby występował regularnie w Pogoni Siedlce, ale koniec końców zapracował na przenosiny do rywalizujących również w drugiej lidze Błękitnych Stargard.

A już szczególnie w kolejnym sezonie, bo w ekipie spod Szczecina to głównie przesiadywał w rezerwie i jako 22-latek finiszował ligowy wyścig z ledwie dwoma spotkaniami w podstawowym składzie. Dwoma. Na trzecim szczeblu. Jako 22-latek.

Ale cierpliwość została nagrodzona. W następnych rozgrywkach zaczął strzelać gole dla Błękitnych, potem poziom wyżej dla Chrobrego i po półtora roku przyszła oferta z Cracovii. Wreszcie, tuż przed 25. urodzinami Bochnak zadebiutował w Ekstraklasie.

Jaki jeszcze jest Bochnak? Skuteczny. Do dzisiejszego meczu w czterech występach zebrał 30 minut i po 54 rywalizacji ze Śląskiem zaliczył premierowe trafienie. Nie zrobił nic wielkiego – po prostu znalazł się w odpowiednim miejscu i odpowiednim czasie, by dołożyć nogę do piłki odbitej przez Rafała Leszczyńskiego, ale był tam, gdzie powinien.

W sumie 84 minuty wystarczyły pomocnikowi do zdobycia pierwszej bramki w elicie. Bramki cennej, bo ratującej zespołowi punkt. To nie tak, że szczecinianin wjechał do ligi z buta, ale kto wie, może utrzyma się dłużej na powierzchni niż Jaroch, Pawłowski, Peda i Walski? Bo kto ich jeszcze pamięta?

Puenta? Jeśli masz 22 lata i bolą cię cztery litery od siedzenia na ławce gdzieś w drugiej lidze, nie musisz się martwić. Jeszcze jest dla ciebie nadzieja.

WIĘCEJ NA WESZŁO:

foto. Newspix

Rocznik 1990. Stargardzianin mieszkający w Warszawie. W latach 2014-22 w Przeglądzie Sportowym. Przede wszystkim Ekstraklasa i Serie A. Lubi kawę, włoskie jedzenie i Gwiezdne Wojny.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Mbappe wraca z dalekiej podróży. Taki Real kibice chcą oglądać

Patryk Stec
3
Mbappe wraca z dalekiej podróży. Taki Real kibice chcą oglądać
Koszykówka

Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark

Michał Kołkowski
3
Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark

Ekstraklasa

Hiszpania

Mbappe wraca z dalekiej podróży. Taki Real kibice chcą oglądać

Patryk Stec
3
Mbappe wraca z dalekiej podróży. Taki Real kibice chcą oglądać
Anglia

Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Radosław Laudański
5
Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Komentarze

7 komentarzy

Loading...