Reklama

Niechciana drużyna. Jak Widzew zbudował zespół do walki o podium

Mateusz Janiak

Autor:Mateusz Janiak

04 marca 2023, 09:42 • 9 min czytania 20 komentarzy

Jeden spadł z ligi jako głęboki rezerwowy. Drugiego w ciągu roku dwukrotnie nie chciano w Ekstraklasie. Trzeciego wypychano z klubu i po złości przesunięto do drugiego zespołu. Czwarty dwa razy odbił się od krajowej elity. Piąty był tak niepotrzebny, że pracodawca sprzedał go za grosze, byle tylko się pozbyć. Szóstego bez żalu oddał przyszły spadkowicz. Z tych zawodników w Widzewie Łódź zbudowano trzon drużyny, która po 22 meczach dotrzymała kroku Lechowi Poznań i Pogoni Szczecin.

Niechciana drużyna. Jak Widzew zbudował zespół do walki o podium

Do 23. kolejki RTS przystępował jako trzecia siła Ekstraklasy, z taką samą liczbą punktów, co Kolejorz i Portowcy – 36, ale lepszym bilansem bramkowym. Kto by to przewidział na starcie sezonu? Oczywiście, pewnie na upartego można szukać tłumaczeń dla tych bogatszych. W końcu zespół z Poznania tuż przed początkiem rozgrywek stracił trenera i od miesięcy łączy krajowe granie z europejskim, a drużyna ze Szczecina po zmianie szkoleniowca poświęca bezpieczeństwo na rzecz efektowności. Jednak ostatecznie i tak ekipa z Łodzi ruszała z najgorszej pozycji – to beniaminek, który awans wywalczył w ostatnim spotkaniu, a polski kręgosłup poskładał z piłkarzy niechcianych w innych klubach.

SERAFIN SZOTA

Sześć, może siedem sekund. Tyle trwała komunikacja Jerzego Brzęczka z Serafinem Szotą. Przez równe cztery miesiące w Wiśle Kraków trener rozmawiał z obrońcą krócej niż najszybsi ludzie świata biegną na 60 metrów. A to było i tak dłużej niż defensor spędził na boisku w Ekstraklasie w całej rundzie wiosennej 2022. Wiedział, że musi uciekać, bo za tego szkoleniowca to w Białej Gwieździe nie pogra…

Prezes Widzewa Mateusz Dróżdż znał się z Szotą jeszcze z czasów Zagłębia Lubin. W grudniu 2021 RTS mierzył się z Wisłą w Pucharze Polski i przy tej okazji pogadali. Szef ówczesnego pierwszoligowca jeszcze nie namawiał do transferu. Tylko opowiedział o klubie, jak to wygląda od środka, jakie mają plany, jakie cele, itd. Dopiero wiosną, kiedy widział, że Szota nie występuje w ekipie z Białej Gwiazdy w ogóle, napisał mu SMS-a: „Szocik, chcemy cię”.

Reklama

I tak temat ruszył. 14 lutego zespół z Krakowa przejął Brzęczek. 14 czerwca Szota oficjalnie został zaprezentowany jako zawodnik Widzewa.

Do 9. kolejki był rezerwowym.

Przychodziłem tutaj po półroczu bez występów, więc nie byłem w świetnej dyspozycji. Nie gwarantowałem niesamowicie wysokiej jakości. Początkowo sam z siebie nie byłem zadowolony. Potrzebowałem czasu na aklimatyzację. By załatwić mieszkanie, poznać się z chłopakami, poukładać to wszystko. Zwyczajnie nie byłem gotowy na podstawowy skład – opowiadał nam.

Najpierw w środku trzyosobowej defensywny grał Bożidar Czorbadżijski, następnie Mateusz Żyro. Kiedy ten drugi doznał urazu, trener Janusz Niedźwiedź musiał wybierać. Szota spisał się solidnie w przegranym meczu Pucharu Polski z KKS Kalisz i to on zaczął potyczkę z Cracovią w Ekstraklasie w podstawowym składzie.

Zawodnicy

Reklama

„Szocik”, okazja – powiedział szkoleniowiec trzy dni przed spotkaniem z Pasami.

Szota okazję wykorzystał. Miał słabszy moment (starcie z Górnikiem Zabrze), ale generalnie prezentował się dobrze i utrzymał miejsce w wyjściowej jedenastce. Na początku wiosny zagraniczni skaucie przyjeżdżali oglądać Ernesta Terpiłowskiego oraz właśnie 23-letniego stopera.

Stopera, który według Brzęczka nie zasługiwał ani na rozmowę, ani na posłanie na boisko.

PATRYK STĘPIŃSKI

Patryk Stępiński

Patryk Stępiński nie miał złudzeń. Letnie okno transferowe zamknięte, przed nim kilka miesięcy oglądania Ekstraklasy z ławki rezerwowych lub telewizji. Nie będzie grał i szkoda oszukiwać samego siebie. Widział, że u Radosława Sobolewskiego w Wiśle Płock nie powinien liczyć na skład i w tym wypadku wzrok go nie mylił. Nie zagrał u niego ani przez minutę.

Ostatniego dnia lutego Stępiński rozwiązał umowę z Nafciarzami, wsiadł w auto i pojechał do Poznania, by podpisać kontrakt z Zielonymi. Jeszcze w poniedziałek wystąpił przeciwko nim w sparingu. Ale w stolicy Wielkopolski też nie znalazł swojego miejsca na ziemi – co prawda drużyna trenera Piotra Tworka awansowała po barażach do Ekstraklasy, jednak defensor miał minimalny wkład (siedem występów) i po sezonie wskazano mu drzwi.

Bezrobotny był prawie miesiąc. 4 sierpnia oficjalnie Warta wydała komunikat o zakończeniu współpracy. 1 września pierwszoligowy Widzew oznajmił, że Stępiński po latach wraca na Aleję Piłsudskiego.

W zespole trochę dziwili się nowemu koledze. W tamtym momencie na prawej obronie pewniakiem był Łukasz Kosakiewicz. W środku rywalizowali Michał Grudniewski, Krystian Nowak, Sebastian Rudol i Daniel Tanżyna. A na lewą szykowano młodzieżowca – Filipa Bechta. W teorii – nie było przestrzeni dla Stępińskiego. W praktyce – znalazła się, bo młody nie dojechał (obecnie kopie w Unii Skierniewice). Tyle że znów jako prawonożny musiał hasać po przeciwnej flance.

Często prezentowałem się na tej lewej stronie najkorzystniej z piłkarzy, który akurat byli w drużynie, więc trenerzy mnie tam wystawiali. Z perspektywy czasu wydaje mi się, że to mnie ograniczało. W defensywie nie robi mi różnicy, na której flance mam występować, ale inaczej jest w fazie ataku. Mimo że dużo ćwiczyłem lewą nogę, siłą rzeczy szukałem prawej, co komplikowało granie – wyjaśniał nam.

Wszystko zmieniło się po przejęciu RTS-u przez Niedźwiedzia i zmianie ustawienia na trzech stoperów. To było to.

Słyszałem opinie, że to pozycja stworzona dla mnie. W trójce mój wzrost nie ma takiego znaczenia jak w czwórce, a mogę korzystać ze swojej mobilności, umiejętności wyprowadzenia, dynamiki. Często w trakcie meczu wahadłowy podchodzi wyżej, a ja przesuwam i staje się tak naprawdę prawym obrońcą. Ktoś wyższy, mocniej zbudowany mógłby mieć kłopoty z zabezpieczeniem tej przestrzeni – mówił kapitan Widzewa.

Bez ryzyka można napisać, że 28-letni Stępiński tak dobrze na poziomie Ekstraklasy nie grał nigdy i należy do czołowych środkowych obrońców ligi.

BARTŁOMIEJ PAWŁOWSKI

– Byłoby fajnie, gdybyś do nas dołączył…

– Okej. Przyjdę.

– Ale poważnie mówię.

– No tak, przyjdę.

– Nie żartujesz?

– No nie.

Mniej więcej tak brzmiał dialog Bartłomieja Pawłowskiego z Dróżdżem na początku 2022 roku (pierwszy raz przytoczony na kanale Foot Truck). Zawodnika nie chcieli w Śląsku Wrocław. Jacek Magiera nie widział w nim ofensywnego pomocnika w ustawieniu 3-4-3, więc początkowo starał się zrobić z niego wahadłowego, a następnie w styczniu przesunął do rezerw i nie zabrał na obóz do Turcji. Pawłowski zarabiał dobrze i starano się wypchnąć go z ekipy z Dolnego Śląska, by zwolnioną kasę przeznaczyć na kogoś innego. Co prawda jesienią zebrał ponad 900 minut na murawie, tyle że mimo to nie mieścił się w planach szkoleniowca. Nie i już.

Z tych okoliczności skorzystano przy Alei Piłsudskiego.

Pawłowski pochodzi ze Zgierza, już występował w Widzewie przez kilka miesięcy 2013 roku, za czasów gry w Koronie Kielce jeździł na spotkania RTS-u w czwartej lidze jako kibic. Dlatego zdecydował się obniżyć oczekiwania finansowe, byle tylko dołączyć do drużyny Janusza Niedźwiedzia i pomóc w powrocie do Ekstraklasy. Jak sam przyznał, zadecydował sentyment.

W 30 meczach po powrocie do czerwono-biało-czerwonych strzelił 13 goli i zanotował pięć asyst. Czasem grał jako jeden z ofensywnych pomocników, a czasem jako napastnik. Okazało się, że jednak można znaleźć miejsce Pawłowskiemu w systemie 3-4-3. Wbrew przekonaniom Magiery.

DOMINIK KUN

Do trzech razy sztuka. To powiedzenie sprawdziło się w przypadku Dominika Kuna i Ekstraklasy, choć pewnie na początku sierpnia 2020 wierzył w to już tylko sam pomocnik. Rozegrał cały sezon na zapleczu krajowej elity w Sandecji Nowy Sącz, ale zapracował jedynie na ofertę przedłużenia kontraktu w ekipie z Małopolski lub podpisanie nowego w Puszczy Niepołomice. Aż tu nagle zatelefonowano z Łodzi.

Dwa tygodnie przed początkiem sezonu 2020/21 dołączył do klubu z Alei Piłsudskiego.

Kun w mediach przyznał, że nie zastanawiał się ani sekundy. W szatni opowiadał, że propozycja Widzewa spadła mu z nieba, bo tak naprawdę nic wielkiego to nie miał. A na pewno nic z dobrym widokiem na trzecią próbę podboju Ekstraklasy.

Za pierwszym razem nie zawojował Szczecina. Niby uzbierał 36 spotkań w Pogoni, ale gdyby zapytać, ile dobrych… Pewnie do policzenia wystarczyłyby palce jednej ręki. Za drugim to samo – 19-krotnie wystąpił w Wiśle Płock, tyle że po sezonie go pożegnano. I jak się okazało, Ekstraklasa nie wpuszczała Kuna do siebie przez kolejnych pięć lat.

Być może potrzebował czasu. Być może potrzebował ustatkowania się. A być może po prostu potrzebował zmiany pozycji, na co wpadł Niedźwiedź. Przez zdecydowaną większość kariery Kunowi kazali hasać po skrzydłach, a obecny trener Widzewa wymyślił go na nowo i przesunął do środka pola. To okazał się strzał w dziesiątkę.

Kun jako środkowy pomocnik błyszczał w pierwszej lidze i zdobył bramkę na wagę awansu w potyczce z Podbeskidziem Bielsko-Biała, a po awansie wreszcie prezentował się w Ekstraklasie tak, że da się go z czegoś zapamiętać.

Tak jak w przypadku Stępińskiego – 29-letni Kun generalnie gra najlepiej w karierze, choć akurat wiosną stracił miejsce w wyjściowej jedenastce na rzecz Juliusza Letniowskiego.

JULIUSZ LETNIOWSKI

Nie tak to miało wyglądać. Po rundzie jesiennej w Widzewie nieoficjalnie mówili, że w zasadzie to traktują go jak swojego zawodnika, choć był tylko wypożyczony z Lecha. Oficjalnie zapowiadali po prostu skorzystanie z prawa wykupu, które obowiązywało do ostatniego dnia maja. Tymczasem był 18 czerwca, a on siedział po cywilnemu na trybunie Stadionu Miejskiego w Poznaniu i oglądał sparing miejscowych z gośćmi z Łodzi…

Juliusz Letniowski do Lecha trafił w 2019 roku po dobrym sezonie w pierwszej lidze w Bytovii. Tyle że w Kolejorzu nie dają długoterminowych kredytów zaufania – albo szybko spłacasz, albo do widzenia. Karierę przy Bułgarskiej zaczął od poważnego urazu kolana, w sumie w Ekstraklasie wystąpił ledwie pięciokrotnie i już nikt na niego tam nie liczył. Najpierw odesłano pomocnika Arki Gdynia i nawet bardzo udane rozgrywki (10 bramek i pięć asyst) nie wystarczyły do drugiej szansy. Kolejne wypożyczenie, tym razem do Widzewa.

W RTS-ie zaczął imponująco, nie ma co się dziwić, że jeszcze w październiku przy Alei Piłsudskiego wszyscy byli przekonani, co do Letniowskiego. Wykup? Formalność. Tym bardziej że była mowa o naprawdę niewielkich pieniądzach (według jednego z naszych źródeł chodziło o 50 tysięcy euro). Jednak jak dopadły go kłopoty zdrowotne, tak nie puściły do końca.

Taka jest nasza decyzja. Mieliśmy czas do wczoraj, nie wykupiliśmy go, chociaż nie zamykamy rozmów. Przechodzimy do planu B, szukamy zastępstw, a co będzie z Julkiem, to zobaczymy – powiedział Dróżdż 1 czerwca.

Słowem, Widzew miał zapłacić niewiele, ale i tak uznano, że za dużo. Dlatego Letniowski wrócił do Poznania, jednak tam nikt na niego czekał. Szanse na występy w pierwszym zespole? Mniej więcej takie, jak na wylądowanie telemarkiem po skoku z dziesiątego piętra.

RTS targował się z Kolejorzem i ostatecznie osiągnięto porozumienie. Letniowski był tak niepotrzebny w stolicy Wielkopolski, że przystano na naprawdę niewielką kasę.

24-latek może nie rozgrywa wielkiego sezonu, ale często ma miejsce w wyjściowej jedenastce drużyny Niedźwiedzia, a we wszystkich wiosennych spotkaniach występował kosztem Kuna.

ERNEST TERPIŁOWSKI

Skoro nadarzyła się okazja, trzeba ją wykorzystać. Tak pomyślano przy Alei Piłsudskiego na początku 2022 roku, kiedy pojawiła się szansa sprowadzenia Ernesta Terpiłowskiego z Bruk-Betu Termaliki Nieciecza. Mieli w planach podjąć próbę ściągnięcia młodzieżowca do Widzewa dopiero po sezonie, ale nie było co czekać. Przyda się w walce o Ekstraklasę.

Terpiłowski trafił do Małopolski w lipcu 2019 z Lechii Dzierżoniów, która właśnie spadła do czwartej ligi, ale finalnie nigdy nie stał się kluczową postacią. Co prawda jesienią 2021 po awansie do Ekstraklasy grał w miarę regularnie, jednak nie na tyle dobrze, by próbować go zatrzymać.

Półtora roku później 21-latka obserwują skauci Bolognii. I to od dobrych kilku miesięcy. Po wstępnej weryfikacji na pierwsze wiosenne starcie z Pogonią Szczecin do Łodzi przyleciał już sam szef skautów Rossoblu. Kto wie, być może po sezonie pomocnik przeniesie się do Serie A?

WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:

foto. Newspix

Rocznik 1990. Stargardzianin mieszkający w Warszawie. W latach 2014-22 w Przeglądzie Sportowym. Przede wszystkim Ekstraklasa i Serie A. Lubi kawę, włoskie jedzenie i Gwiezdne Wojny.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

20 komentarzy

Loading...