Mundial się jeszcze nie zaczął, a Bundesliga – już jakiś czas temu – zakończyła granie w 2022 roku. To ostatni gwizdek, by podsumować to, co działo się na niemieckich boiskach w minionych miesiącach. Zabrakło na nich Roberta Lewandowskiego i Erlinga Haalanda, ale i bez tego duetu działo się sporo.
Wybraliśmy najlepszego piłkarza, drużynę oraz transfer. Są również rozczarowania i najgorszy zespół, a także jedenastka jesieni.
Najlepszy piłkarz – Jamal Musiala
Jako nastolatek rozegrał już sto meczów dla Bayernu Monachium. Na mundialu może przekroczyć granicę 20 występów w reprezentacji Niemiec. W klubie ma wkład w zdobywane bramki w niemal co drugim spotkaniu. Tylko w tym sezonie zanotował “piłkarskie double-double”, strzelając 12 goli i asystując 10 razy we wszystkich rozgrywkach. Jest liderem klasyfikacji kanadyjskiej Bundesligi. Tyle mówią suche liczby. Niemniej jednak sam sposób bycia Musiali na murawie już cieszy kibiców. Gra nieszablonowo, jest kreatywny, szuka nawet bardzo trudnych rozwiązań. Oglądając go, ręce same składają się do oklasków. Nawet porównania do Leo Messiego, które coraz częściej pojawiają się w Niemczech, nie są przesadzone i nie biją zbyt mocno po oczach.
– Gdyby zależało to ode mnie i była taka możliwość, przedłużyłbym jego kontrakt, który obecnie obowiązuje do 2026 roku, dożywotnio. Życzę mu, aby nigdy nie założył innej koszulki niż Bayernu. To wyjątkowe i genialne, co ten chłopak potrafi zrobić z piłką. Jeśli kiedykolwiek poczuje chęć gry dla innego klubu, powinien pamiętać o tym wszystkim, co ma w Bayernie. Stabilność od ponad 50 lat, wspaniałe, znajome, a zarazem profesjonalne środowisko – powiedział Lothar Matthaeus na łamach Sky.
Jesienią Musiala najlepiej odnalazł się w nowym systemie Juliana Nagelsmanna. Wyróżniał się nawet w tych meczach, w których Bayernowi nie szło. Do tego trzymał najrówniejszą formę spośród wszystkich ofensywnych zawodników. Jest najjaśniejszą gwiazdą Die Roten, choć wciąż dość skromną. Do niedawna na treningi przywoziła go mama. Ostatnio jeździł z kolegami, którzy nazywają go “Bambi”. Na pierwszy rzut oka nie jest groźny, ale z piłką pozostaje wręcz nie do zatrzymania. Stawia również przed sobą coraz większe wyzwania. Do 2026 roku zamierza zdobyć Złotą Piłkę w barwach Bayernu.
Najlepsza drużyna – SC Freiburg
Poprzednim razem, gdy Freiburg występował w fazie grupowej europejskich pucharów, zajął 14. miejsce w lidze, a w kolejnym sezonie zleciał do 2. Bundesligi. W tym jest inaczej. To rewelacja rozgrywek do spółki z Unionem Berlin. Potrafił jednak utrzymać równą formę przez dłuższy okres, a o tym, że znalazł się w tym zestawieniu, a nie Żelaźni zadecydowało ostatnie spotkanie. To w nim drużyna Christiana Streicha rozbiła 4:1 stołeczną ekipę. Hat-trickiem popisał się Vincenzo Grifo. To dzięki temu triumfowi Freiburg awansował na pozycję wicelidera. Spędzi tam całą zimę i choć co prawda nie będzie pełnoprawnym wicemistrzem jesieni, gdyż rozegrano tylko piętnaście kolejek, to i tak to historyczny wynik. Jeszcze nigdy w historii występów w Bundeslidze Freiburg nie uplasował się na wyższej niż czwarta pozycja. Udało mu się to jeszcze przed reformą rozgrywek, po której za zwycięstwo przyznawano trzy punkty. Przyjmując obecny taryfikator zespół z Fryburga uzbierałby wtedy 27 punkty, czyli o trzy mniej niż obecnie.
Do sytuacji, w której widujemy Freiburg wysoko w Bundeslidze, należy się stopniowo przyzwyczajać. Klub od wielu lat jest budowany mądrze na trwałych fundamentach. Jednym z nich pozostaje wieloletni trener Christian Streich. Innym mierzenie sił na zamiary i nieporywanie się z motyką na słońce. Nie ma tam bogatego inwestora. Nikt też nie szasta kasą na prawo i lewo, nie licząc się z długami. Zdrowe warunki, które przyniosły naturalne, dorodne owoce. Freiburg traci cztery punkty do lidera – Bayernu Monachium i choć tabela podpowiadałaby, że to Die Roten byli jesienią najlepszą drużyną, to z przekory postawiliśmy na Breisgau-Brasilianer. Właśnie ze względu na możliwości, ale również ograniczenia. W końcu mając takie zaplecze, Bawarczycy nie utrzymywali się wcale najdłużej na szczycie Bundesligi. Współdzielą ten tytuł z Unionem, który również zasiadał na fotelu lidera przez siedem kolejek. Freiburg pierwsze miejsce zajmował tylko przez jedną serię gier, co przeszło do historii tego klubu.
Najlepszy Polak – Jakub Kamiński
Po odejściu Roberta Lewandowskiego z Bundesligi rozpoczęła się rywalizacja o status najlepszego Polaka w Niemczech. Jest ich zaledwie siedmiu. Czterech nie przekroczyło nawet granicy pięciu występów: Marcel Lotka, Jacek Góralski, Tymoteusz Puchacz, Marcin Kamiński. Pozostała trójka, czyli Robert Gumny, Rafał Gikiewicz i Jakub Kamiński zagrała przeszło dziesięć razy. Najwięcej meczów zanotował ostatnich z nich i to właśnie on wyrósł na następcę Lewandowskiego w kategorii najlepszego Polaka w Bundeslidze.
“Kamyk” nie ma co prawda najlepszej noty, biorąc pod uwagę wspomnianą trójkę. Mało tego, w “Kickerze” posiada najsłabszą z ocen – 3,85 wobec 3,7 Gumnego i 2,82 Gikiewicza. Niemniej jednak to, jak były zawodnik Lecha Poznań radzi sobie w pierwszym sezonie po transferze do Niemiec, jest imponujące. Rzucany po różnych pozycjach przez trenera Niko Kovaca, sumiennie wywiązywał się ze swoich zadań. Pozostaje bardzo odpowiedzialny za defensywę i realizację zadań taktycznych. Wciąż brakuje mu jeszcze imponujących statystyk ofensywnych, bowiem jesienią zdobył tylko jedną bramkę, zanotował trzy asysty i kilka asyst drugiego stopnia, a jego efektywność strzałów wynosi -2,4, w wyniku czego plasuje się na 332. miejscu w Bundeslidze, lecz żaden z ostatnio pozyskanych przez niemieckie kluby polskich zawodników nie miał takiego wejścia do Bundesligi.
Kamiński wciąż nie opanował do końca języka, mimo to dobrze porozumiewa się z kolegami. Chwalą go zarówno trener, jak i dyrektor Joerg Schmadtke. W październiku nominowano go do nagrody najlepszego młodego piłkarza miesiąca w Bundeslidze. Wygrał rywalizację na skrzydle, gdzie może występować nawet siedmiu innych zawodników. Choć Gikiewicz imponował obronami, Gumny trzymał poziom w defensywie, grał na odpowiedzialnych pozycjach, dołożył również swoje w ofensywie, to zawodnik Wolfsburga ekscytował najmocniej. Ani bramkarz, ani obrońca nie mieli takiego dobrego wejścia do Bundesligi, właśnie dlatego doceniliśmy Kamińskiego.
>>Jakub Kamiński: Jestem stworzony do trudnych wyzwań<<
Największe zaskoczenie – Eric Maxim Choupo-Moting
Gdyby Lewandowski dalej występował w Monachium, nikt nie pomyślałby, że Kameruńczyk byłby w stanie zdobyć 11 bramek we wszystkich rozgrywkach. Wieczny rezerwowy, człowiek od atmosfery – tak nazywano napastnika. Jednak sytuacja latem odwróciła się o 180 stopni. Najpierw Polak wylądował w Barcelonie. Później system z rotacyjną czwórką ofensywną Bayernu, którą wymyślił Nagelsmann, przestał działać. Drużyna zaczęła regularnie tracić punkty. Wszystkie problemy rozwiązał Eric Maxim Choupo-Moting. Nie tylko zdobywał ważne bramki, ale dawał również wytchnienie obronie, uczestniczył aktywnie w akcjach pozycyjnych, często korzystano z zagrania “na ścianę”. Okazał się wręcz kompletnym napastnikiem na aktualne problemy Bayernu.
Nic więc dziwnego, że włodarze Die Roten planują przedstawić mu przedłużenie umowy. Muszą się jednak spieszyć, bowiem w kierunku snajpera spogląda Manchester United. Coś, co jeszcze kilka miesięcy temu wydawało się niemożliwe, stało się faktem. Napastnik, który jest jednym z uczestników największej XXI-wiecznej klęski Stoke City, który mając piłkę na linii bramkowej, spudłował, który przez problemy z faksem musiał spędzić pół roku w rezerwach, a innym razem nie pojechał na zgrupowanie reprezentacji Kamerunu, w końcu dorobił się statusu zawodnika wyjściowego składu. To właśnie największe zaskoczenie Bundesligi.
>>Pechowy szczęściarz. O drodze Choupo-Motinga do składu Bayernu<<
Najlepszy transfer – Randal Kolo Muani
Wyciągnięty za darmo z Nantes. Eintracht Frankfurt nie “przekupił” go wcale większymi pieniędzmi, bo Kanarki oferowały mu lepszą pensję, a wizją klubu, rozwoju i występami w europejskich pucharach. Od razu wpisał się w system nowego zespołu. W ligowym debiucie strzelił gola Bayernowi Monachium. Później było jeszcze lepiej. Orły, pozyskując 23-latka, myślały, że otrzymają skutecznego snajpera, a dostali napastnika, skrzydłowego, dryblera, asystenta. Randal Kolo Muani jesienią zanotował więcej asyst niż zdobył bramek, choć i tych posiada sporo. Jest wicelidera klasyfikacji kanadyjskiej Bundesligi.
Rozwija się w takim tempie, że znalazł się w naszpikowanej gwiazdami kadrze reprezentacji Francji na mundial. Co prawda skorzystał na urazie Christophera Nkunku, ale sam fakt jest wart uwagi. Debiut dla Les Bleus ma już bowiem za sobą. Trener Oliver Glasner ceni go głównie za przebojowość. Niestrudzenie dąży do zdobycia bramki w nawet najgorszym położeniu. Wygrywa wiele pojedynków jeden na jeden dzięki doskonałej szybkości. W tym sezonie osiągnął prędkość 35 km/h. Nad rywalami góruje również warunkami fizycznymi, mierzy blisko 190 cm. Podobno ma również poukładane w głowie i zakończył okres buntu oraz imprez. Można rzecz, że Orły pozyskały niemal piłkarza kompletnego.
– To piłkarz z krwi i kości. Ma wszystko: szybkość, powtarzalność, chęć pracy, jest wysoki, a do tego technicznie bardzo, bardzo dobrze usposobiony. Do poprawy pozostaje gra tyłem do bramki, ale gdy to dopracuje, stanie się jeszcze bardziej zabójczym napastnikiem w polu karnym. Jego wielką zaletą jest jego wszechstronność. Potrafi zajmować wszystkie pozycje z przodu, dostosowuje się do okoliczności. Nie jest samolubny. Gra dla drużyny. Powiem nawet więcej: w skomplikowanej sytuacji, kiedy był w ostatnim roku kontraktu, mając już podpisaną umowę z innym klubem, mógł odstawiać nogę, by uniknąć kontuzji. Nie robił tego. To prawdziwy wzór, dlatego podziwiam go zarówno jako piłkarza, jak i mężczyznę – stwierdził Antoine Koumbare, trener Nantes w rozmowie z Ouest France.
>>Imprezowicz, który wyszedł na prostą dzięki Polakowi, podbija Bundesligę<<
Największe rozczarowanie – Bayer Leverkusen
O to mało zaszczytne miano walczyła jeszcze Borussia Dortmund, która przegrała tyle samo spotkań, co trzynasta w tabeli Kolonia, ale jeszcze gorszy pod tym względem był Bayer Leverkusen. Poniósł siedem porażek. Odpadł z Pucharu Niemiec. Zwolniono trenera Gerardo Seoane, który przed sezonem pozostawał nietykalny. Zawodziły największe gwiazdy jak Patrik Schick, który na potęgę marnował dogodne okazje bramkowe. Strzelił dwa gole mniej niż wskazuje jego wskaźnik expected goals. Rzutem na taśmę Die Werkself uratowali natomiast europejskie puchary, zajmując trzecie miejsce w fazie grupowej Ligi Mistrzów, co jest jedyną pozytywną informacją w Leverkusen.
Do ósmej ligowej kolejki Bayer zdobył tylko pięć punktów i znajdował się w strefie spadkowej. Był to najgorszy start w historii jego występów w Bundeslidze od 40 lat. W sezonie 1982/83 uzbierał o punkt mniej i okupował ostatnią lokatę. Zawodziła przede wszystkim skuteczność i mentalność. Jeden stracony gol zupełnie rozbijał drużynę od środka. Kolejne marnowane okazje nie budowały również pewności siebie zawodników. Swoje zrobiły też liczne kontuzje.
Jeszcze przed końcem roku Die Werkself powrócili jednak na właściwe tory. Nowy trener – Xabi Alonso poukładał drużynę na nowo. Wymienił wadliwe elementy i dodał wiary swoim piłkarzom, którzy wygrali trzy ostatnie ligowe spotkania, awansując ze strefy barażowej na 12. miejsce. Jest ono jednak i tak rozczarowaniem, dlatego w perspektywie całej rundy Bayer zawiódł najmocniej spośród wszystkich niemieckich drużyn.
Najgorsza drużyna – Schalke 04
Nie był jednak najgorszą drużyną. To miano należy się Schalke. Choć początkowo nie szło mu najgorzej i kibice Die Koenigsblauen mogli pomyśleć, że może gra nie jest najlepsza, ale są punkty, tak później nie było ani jednego, ani drugiego. Zespół z Gelsenkirchen prezentował wręcz prymitywny futbol. Przez całą rundę utrzymywał się najmniej czasu przy piłce – 43%. Pomimo tego, że stwarzał sobie niewiele okazji bramkowych – czwarty najgorszy wynik, to marnował najwięcej w lidze. Bilans wskaźnika expected goals za jesień wyniósł dla Schalke +3,92, co oznacza, że powinien mieć o cztery trafienia więcej niż dotychczas.
To nie był jednak największy problem klubu. Po raz kolejny dyrektor sportowy Rouwen Schroeder nie trafił z wyborem trenera. Zwolnił Franka Kramera, za którego przyszedł Thomas Reis, a chwilę później dyrektor sam stracił posadę. Problemy wewnętrzne są czymś, co trawi klub z Gelsenkirchen. W drużynie dalej brakuje jakościowych zawodników, co spowodowane jest cięciami budżetowymi, które nastąpiły po spadku z Bundesligi i zakończeniu współpracy Gazpromem.
Schalke okupuje ostatnie miejsce w tabeli i nikogo to nie powinno dziwić. Utrzymywali się wyżej wyłącznie za sprawą gorszej postawy rywali. Jednak kiedy i oni zaczęli punktować, Die Koenigsblauen osunęli się na dno. Przegrali siedem meczów z rzędu. Nie wygrali żadnego wyjazdowego spotkania, przywożąc do Gelsenkirchen zaledwie dwa punkty. Mimo to aż trzy razy w tym sezonie zapełnili stadion. Wiara fanów z kolejki na kolejkę jednak malała i ostatnie ligowe starcie obejrzało cztery tysiące kibiców mniej niż wynosi pełne zapełnienie obiektu.
Największy miszmasz, czyli zbitka statystyk i ich liderów:
Najszybszy piłkarz – Moussa Diaby – Bayer Leverkusen (36,52 km/h)
Najwięcej bramek samobójczych – Benno Schmitz – 1.FC Koeln (2)
Najwięcej wygranych pojedynków – Jude Bellingham – Borussia Dortmund (245)
Największy pokonany dystans – Joshua Kimmich – Bayern Monachium (171,6 km, przybliżony dystans w linii prostej z Monachium do rodzinnej miejscowości Kimmicha – Rottweil)
Najwyższa skuteczność podań – Nico Elvedi – Borussia Moenchengladbach (94,9% na 834 podania)
Najwięcej intensywnych biegów – Mario Goetze – Eintracht Frankfurt (1307)
Najlepsza efektywność strzałów – Sheraldo Becker – Union Berlin (+4,9)
Najgorsza efektywność strzałów – Jonathan Burkardt – FSV Mainz (-3,4)
Najlepsza jedenastka Bundesligi:
Gregory Kobel – najlepszy bramkarz Bundesligi według magazynu “Kicker”. W wielu meczach ratował Borussię Dortmund przed stratą goli. Zatrzymał średnio 3,36 strzałów na mecz, co daje mu miejsce w ligowej czołówce. W co drugim spotkaniu zachował czyste konto. To, jak wiele znaczy dla BVB, było widać, gdy z powodu kontuzji musiał opuścić skład. Obronie dortmundczyków brakowało ważnego ogniwa.
Benjamin Pavard – średnio na mecz notuje 2,5 odbioru i 1,5 przechwytu. Do tego świetnie czuje się w ofensywie, czego owocem są cztery trafienia, a także co najmniej jedno kluczowe podanie na spotkanie. Mimo większej konkurencji w obronie, dobrze sobie radzi. Widać było jego brak w meczach, w których nie grał.
Mats Hummels – przeżywał jesienią renesans formy. Jego koronnymi występami były mecze przeciwko Manchesterowi City. Grał jak profesor. Czuł się wyśmienicie zarówno w przechwycie, odbiorze, jak i pojedynkach powietrznych. Lat i swojej powolnej natury już nie oszuka, ale pozostawał jednym z filarów chybotliwej defensywy BVB.
Matthias Ginter – powrócił do macierzystego klubu, w którym czuje się bardzo dobrze. Z marszu stał się filarem drugiej najszczelniejszej defensywy ligi. Jego przyjście załatało dziurę po Nico Schlotterbecku.
Jude Bellingham – jeden z nielicznych zawodników BVB z pola, który imponował. Walczył w każdym spotkaniu do samego końca. Wygrał najwięcej pojedynków w lidze. Z dziewięcioma trafieniami jest najlepszym strzelcem drużyny. Nie wiadomo, ile czasu Borussia Dortmund będzie w stanie go zatrzymać.
Daichi Kamada – na przestrzeni ostatnich lat Japończyk przeżył największą metamorfozę. Glasner ustawia go niżej w pomocy, a mimo to Kamada zaczął strzelać więcej goli. Paradoks jest tym większy, że w jednej rundzie zdobył więcej bramek (12) niż przez całe sezony w poprzednich latach dla Orłów. Jest najlepiej ocenianym piłkarzem przez magazyn “Kicker”
Randal Kolo Muani – o Francuzie zostało już wiele powiedziane, dlatego przedstawimy jego statystyki. Osiem goli i 11 asyst w 23 meczach mówią same za siebie.
Jamal Musiala – podobny zabieg zastosujemy przy reprezentancie Niemiec. 12 goli i 10 asyst w 22 meczach.
Sheraldo Becker – miał lepszy początek niż koniec w Unionie Berlin, ale właśnie ze względu na ten dobry start, trafił do najlepszej jedenastki. Powoli dojrzewał pod okiem Ursa Fischera. Był najlepszym piłkarzem jednej z rewelacji Bundesligi. Zdobył siedem bramek, choć według wskaźnika expected goals powinien o pięć mniej. Do tego dołożył cztery asysty.
Niklas Fullkrug – jedna z ofensywnych rewelacji sezonu. W dość przeciętnym Werderze Brema zdobył 10 bramek. Był przez dłuższą chwilę liderem klasyfikacji strzelców. Prawdziwy lis pola karnego, których pozostało niewielu w Bundeslidze. Ma być tajną bronią Niemców na mundial.
>>Naznaczony przez urazy 29-latek podbija Bundesligę. I może pojechać na mundial<<
Christopher Nkunku – ponownie udowadnia, że Bundesliga stała się już dla niego za mała. Prowadzi w klasyfikacji strzelców, choć ciężko o nim powiedzieć jako klasycznym snajperze. Nie zatracił skuteczności pomimo powrotu innego skutecznego snajpera – Timo Wernera.
WIĘCEJ O BUNDESLIDZE:
- Złote dziecko z zimną gębą. Youssoufa Moukoko wkracza na wielką scenę
- Gumny: – Nie myślę o kozakach, z którymi gram, bo narobiłbym w majtki
- Stworzony do trenerki. Xabi Alonso zaczął rządy w Leverkusen
Fot. Newspix