Reklama

Uśmiech do trójek. Jak Cracovia nie została rewelacją jesieni

Michał Trela

Autor:Michał Trela

12 listopada 2022, 11:16 • 10 min czytania 3 komentarze

Wydawało się, że znowu to zrobił. Znowu przejął zespół Pasów, na który trudno było patrzeć i zmienił go w jeden z najciekawszych w lidze. Kilka razy w trakcie pierwszego roku pracy Jacka Zielińskiego po powrocie do Krakowa można się było dać ponieść temu złudzeniu. Ale to jednak było złudzenie.

Uśmiech do trójek. Jak Cracovia nie została rewelacją jesieni

Druga część pobytu Michała Probierza w Krakowie była na tyle rozczarowująca, że wszystko, co nastąpiło w tym klubie po zdobyciu Pucharu Polski, wrzuca się często do jednego worka. Odsunięcie od drużyny Mateusza Wdowiaka, pięć ujemnych punktów, fatalny sezon pandemiczny, nadwaga Marcosa Alvareza, futbol, od którego bolały zęby i absolutny brak ciekawych młodych piłkarzy rozciąga się w wielu wspomnieniach w jeden okres od lipca 2020, gdy Pasy pokonały w Lublinie Lechię, do listopada 2021, gdy Probierz ostatecznie stracił pracę. To jednocześnie tło, do którego było porównywane wszystko, co robił Jacek Zieliński jako jego następca. Łatwo przy tym zapomnieć, że krajobraz, w którym ten trener zaczynał, wcale tak nie wyglądał.

PROBIERZOWE ZALĄŻKI

Probierz został zwolniony niemal równo rok temu. Ogólnie rzecz biorąc, za całokształt, a konkretnie za kolejne przegrane derby. Jednak chwilę przed nimi Pasy notowały nie tak częstą w warunkach Ekstraklasy serię ośmiu meczów bez porażki. Niepokonane były przez ponad dwa miesiące od drugiej połowy sierpnia do końca października. W jej trakcie spektakularnie ograły na wyjeździe Piasta Gliwice, strzelając mu cztery gole, urwały na wyjeździe punkt Pogoni Szczecin, rozegrały pasjonujące sześciobramkowe spotkanie ze Stalą Mielec i pokonały Wartę Poznań po golach dwóch młodzieżowców Michała Rakoczego i Jakuba Myszora. Cracovia wprawdzie zajmowała po czternastu kolejkach tylko trzynaste miejsce, ale przynależała do bardzo szerokiego wówczas środka tabeli. Punktowo bliżej jej było do piątego Radomiaka niż do szesnastego Bruk-Betu. Odbicie po doprawdy fatalnym sezonie 2020/21 nie było spektakularne, ale jednak nastąpiło już za Probierza. To był punkt startowy Zielińskiego.

SIŁA PIERWSZEJ CRACOVII

Reklama

Kto pamiętał jego poprzedni pobyt w klubie z ulicy Kałuży, miał prawo od razu spodziewać się cudów. Wówczas doświadczony trener przejął zagrożony spadkiem zespół po Robercie Podolińskim i właściwie z dnia na dzień zamienił go w jeden z najsilniejszych i najefektowniejszych w lidze. Drużyna, której jedynym pomysłem było przedtem wrzucanie piłek w pole karne na głowę Miroslava Covilo, okazała się niespodziewanym siedliskiem świetnych środkowych pomocników, których Zieliński starał się mieścić w podstawowym składzie na wszystkich możliwych pozycjach. Covilo, Damian Dąbrowski, Marcin Budziński, Mateusz Cetnarski doprowadzony do życiowej formy i Bartosz Kapustka napawali się możliwością rozgrywania ataków pozycyjnych, dynamiczni i silni Deniss Rakels i Erik Jendrisek nadawali ofensywie pierwiastek bezpośredniej gry. Szczytem tego zespołu było rozbicie 5:2 mistrza Polski z Poznania. Trochę ponad rok po zmianie trenera Cracovia świętowała pierwszy awans do “prawdziwych” europejskich pucharów. Wcześniej zdarzało jej się występować jedynie w Pucharze Lata przemianowanym później na Intertoto.

ŚWIETNY POCZĄTEK

Zieliński wykazał się wówczas niesamowitą umiejętnością nadawania piłkarzom zupełnie innej twarzy niż ta, którą wcześniej pokazywali. Gdy więc w jego ponownym debiucie Otar Kakabadze popisał się cudownym wolejem w samo okienko bramki Rakowa Częstochowa, wydawało się, że to znów zaczyna się dziać. Zwłaszcza że chwilę później Cracovia ograła też u siebie Legię. Wiosna, w której trakcie Pasy miały przebłyski, ale nie potrafiły ustabilizować formy, miała być tylko zapowiedzią tego, co się wydarzy w tym sezonie. Krakowianie zakończyli rozgrywki na dziewiątym miejscu, czyli idealnie w środku tabeli, ale gdyby nie Probierzowy balast… Nie, gdyby nie Probierzowy balast wciąż byłyby na dziewiątym miejscu. Zieliński nie odmienił Cracovii tak spektakularnie, jak w trakcie pierwszego pobytu i żadne dobieranie faktów pod tezę tu nie pomoże.

LETNIE UNIESIENIA

Kiedy jednak Cracovia w pierwszych trzech kolejkach tych rozgrywek przejechała się po Górniku Zabrze, Koronie Kielce i Legii, można było odnieść wrażenie, że przemiana wreszcie się dokonała. Może nie od pstryknięcia palcami, lecz w miarę sukcesywnej przebudowy zespołu, ale się dokonała. Zadziwiająco bezbolesne było przejście do porządku dziennego nad odejściem Pellego Van Amersfoorta i Sergiu Hanki, dwóch najważniejszych postaci ofensywy ostatnich lat, odgrywających też rolę kapitana i wicekapitana drużyny. Rakoczy i Myszor przestali już być rakami na bezrybiu, a zostali gwiazdami drużyny i wyróżniającymi się postaciami w skali ligi. Karol Niemczycki zaczął nawiązywać do debiutanckiego sezonu w Ekstraklasie. Kamila Pestkę znów zaczęto widzieć w reprezentacji. Mathias Hebo Rasmussen, Otar Kakabadze czy Jakub Jugas przestali już być symbolami zagranicznego szrotu ściąganego przez Probierza, a zostali ciekawymi ligowcami. Patryk Makuch, choć jeszcze nie strzelał, miał zostać nowym Krzysztofem Piątkiem, w końcu Pasy wygrały walkę o niego z Rakowem Częstochowa. Tak, w sierpniu można się było zastanawiać, czy bardziej zadziwiająca jest Wisła Płock, czy jednak Pasy.

Reklama

AMBITNA KLASA ŚREDNIA

Z jednej strony, tamte wczesnosezonowe prognozy nie rozminęły się aż tak drastycznie z rzeczywistością. W końcu krakowianie w najgorszym wypadku zakończą jesień z czterema punktami straty do podium. Jeśli uznać czwarte miejsce za pucharowe, Pasy mają tę pozycję w zasięgu jednego wiosennego meczu. A gdyby trochę lepiej potoczył się im ostatni mecz w Płocku, może nawet same zimowałyby w najlepszej trójce. Z drugiej jednak nie ma przypadku w tym, że, nawet gdy wciąż było to teoretycznie możliwe, Zieliński mówił na konferencji prasowej, że jego zespół ma potencjał na miejsca pięć do osiem. Czyli, jak rok temu, wciąż jest tylko ambitnym średniakiem. Może się zakręcić w okolicach najlepszej czwórki w razie problemów innych i przy sprzyjających okolicznościach, ale potencjałem trudno go zestawiać z Rakowem, Legią, Lechem czy Pogonią. Klasa średnia aspirująca.

TRENER-KAMELEON

To zadziwiające, ale do tego, by zostać rewelacją jesieni, Cracovii zabrakło tego, co cechowało pierwszą Cracovię Zielińskiego. Odrobiny polotu z przodu. Umiejętności gry atakiem pozycyjnym. Kreowania, a nie reagowania. Najstarszy trener w lidze mówi o sobie często, że jest pragmatykiem. Ale to słowo zostało w ostatnim czasie zawłaszczone przez szkoleniowców grających antyfutbol. Nastawionych na destrukcję. Słownikowo jednak pragmatyzm to postawa polegająca na realistycznej ocenie rzeczywistości. I właśnie w tym znaczeniu najlepiej pasuje do Zielińskiego. To na przykładzie jego dwóch Cracovii można zrozumieć, jakim potrafi być kameleonem. Gdy ocenił, że w drużynie, którą dostał w ręce, największy potencjał miała druga linia, oparł na niej zespół. Kiedy ocenił, że najlepsze, co ma, to obrońcy, zbudował zespół defensywny i grający z kontry. Wielu trenerów mówi o dostosowywaniu się do drużyn, ale mało kto potrafi to zrobić w aż takim stopniu jak Zieliński.

SZCZĘŚLIWA SZCZELNOŚĆ

W tym, że Cracovia straciła tylko dwanaście goli w siedemnastu meczach, ma jedną z najszczelniejszych defensyw w lidze, liczbą czystych kont przegrywa tylko z Rakowem i pod względem obronnym rozegrała najlepszą rundę w swojej ekstraklasowej historii, jest element szczęścia. Statystyki goli oczekiwanych wskazują, że Cracovia miała mnóstwo farta pod własną bramką — straciła o siedem goli “za mało” – i pod względem szans, do których dopuszczała rywali, jest w środku tabeli, ale często ratował ją statystycznie jeden z najlepszych bramkarzy ligi. Według wyliczeń WyScouta tylko Vladan Kovacević, Bartosz Mrozek i Filip Bednarek wybronili swoje drużyny przed większą liczbą niemal pewnych bramek niż Karol Niemczycki.

GŁĘBIA DEFENSYWY

Pomijając jednak same liczby, nawet na papierze głębia defensywy Pasów jest niespotykana w skali ligi. W bramce bardzo dobry Niemczycki i solidny oraz doświadczony Hrosso. Prawe wahadło — Kakabadze i Cornel Rapa. Lewe — wypadł Pestka, był Paweł Jaroszyński, wypadł, wskoczył Michal Siplak. Środek obrony – w idealnym wariancie Jakub Jugas, Matej Rodin, Virgil Ghita – ale przecież dobrze potrafią tam grać David Jablonsky, Siplak i Rapa. Jaka by nie była konfiguracja, zawsze w obronie Pasów była piątka zgrana (w tym roku kalendarzowym doszli tylko Ghita i Jaroszyński, z tym że akurat on znał już zarówno klub, jak i Zielińskiego), doświadczona i obyta w lidze. Znamienne, że nawet wobec szpitala panującego w zespole w końcówce rundy, gdy lista nieobecnych co tydzień była bardzo długa, tylko raz w defensywie musiał zagrać ktoś spoza żelaznego zestawienia, czyli Michał Stachera, który wskoczył na mecz z Jagiellonią (1:0) i nie zaszkodził defensywnym wysiłkom całej reszty. Nawet mimo kilku kontuzji, Zieliński nie musiał eksperymentować, wpuszczać debiutantów, zmieniać zawodnikom pozycji. Głębia kadry wystarczyła.

TRANSFERY BEZ WTOP

Przy takiej obronie wiadomo było już przed sezonem, że Cracovia nawet przy wyrównanej stawce nie zaplącze się w walkę o utrzymanie. Ale jeśli miała grać o coś więcej, potrzebowała być przynajmniej równie mocna także od pasa w górę. I to właśnie tam, w drugiej linii oraz w ataku, rozstrzygnęło się, że krakowianie mają potencjał tylko na miejsca 5-8. To tam brakuje im postaci wyróżniających się ponad przeciętność w skali ligi. Jeśli spojrzeć na indeksy statystyczne WyScouta, z którymi, jak ze wszystkimi całościowymi indeksami trzeba uważać, okaże się, że Cracovia ma jednego z najlepszych bramkarzy w lidze (Niemczycki) i czołowych stoperów (Rodin i Ghita), ale na tym koniec.

Pasy na rynku transferowym już od jakiegoś czasu nie notują spektakularnych pomyłek. Piłkarze tacy jak Makuch, Jaroszyński, Benjamin Kaellman czy Takuto Oshima przebili się do podstawowej jedenastki i można ich uznać za pożytecznych, podobnie jak ściągniętego w zimie Ghitę. Jewhen Konoplanka nie okazał się wzmocnieniem na miarę oczekiwań, ale też nie został jakimś spektakularnym niewypałem i zwłaszcza w drugiej części jesieni był na ogół wyróżniającym się punktem ofensywy. Z transferów z ostatniego okna Probierza obronili się też raczej Jugas, Rasmussen, Kakabadze czy Knap. Ostatnie naprawdę nieudane ruchy, które kompletnie nic nie wniosły, Pasy przeprowadziły półtora roku temu, pozyskując Filipa Balaja oraz Kamila Ogorzałego. A to w polskich warunkach naprawdę niezły wynik. Zwłaszcza w klubie, w którym jeszcze przed chwilą na kamieniu rodzili się Sadikovicie, Sierdierowy czy Cecaricie.

NIESTABILNE MŁODE GWIAZDY

Jednocześnie jednak już od dość dawna Pasy nie zaliczyły spektakularnego transferowego strzału w rodzaju Saida Hamulicia ze Stali Mielec. By takie znaleźć, trzeba by się chyba cofnąć do początków Van Amersfoorta czy Hanki, ewentualnie Janusza Gola czy Airama Cabrery, a więc już naprawdę dawno. Świeża krew nie zaniża poziomu tej drużyny, ale też niespecjalnie go podnosi. W tym kontekście najbardziej można żałować Rakoczego i Myszora, bo piłkarze własnego szlifu mogli Cracovii dać to, czego klub nie potrafi znaleźć na rynku. Obaj mieli spektakularne momenty w tej rundzie, obaj w dobrym dniu zaliczają się do czołówki ligi na swoich pozycjach. Jednak na przykładzie obu widać, że opieranie całej ofensywy na barkach dwóch 20-latków bywa ryzykowne.

Gdy dopadły ich problemy zdrowotne czy naturalne dołki formy, brakowało na ławce kogoś, kto mógłby wejść w ich buty. Nie dziwi, że przez całą rundę tylko jednego gola dla Cracovii strzelił rezerwowy. Odejście Hanki czy Van Amersfoorta nie pozbawiło ofensywy Pasów siły, ale pozbawiło ją głębi. Na wielu pozycjach z przodu skład często wybierał się trenerowi sam. A co ważne, nawet jeśli liczbowo wszystko się zgadzało, różniły się profile zawodników. Myszor z Rakoczym ustawieni za plecami napastników naturalnie dynamizowali grę swoim ciągiem na bramkę i chęcią połykania przestrzeni. Gdy w ich miejsce zaczęli grać Makuch i Konoplanka, niekoniecznie ucierpiała ogólna jakość, ale akcenty przeniosły się bardziej w stronę rozgrywania i pojedynków powietrznych. Nie było w ostatniej tercji zadziorności i parcia po kolejne metry, które dawali obaj młodzieżowcy.

ADEKWATNE MIEJSCE

Trener Zieliński znów zapowiedział na najbliższą zimę tylko pojedyncze transfery. To dobrze, bo Cracovia po roku jego pracy nie jest projektem, który nadawałby się do wyrzucenia przez okno. Widać w tej drużynie ręce i nogi. Jest kręgosłup, na którym można budować. W przeciwieństwie do kilku innych zespołów z górnej połowy tabeli, w przypadku Pasów trudno mieć poczucie, że znalazły się tam ponad stan i że to chwilowe, bo wiosną wszystko runie.

Trudno też jednak mieć poczucie, że Cracovia ma jakiś tłumiony potencjał, który zaraz eksploduje, gdy naoliwi się wszystkie tryby. W lidze, w której od zawsze ci, którzy nie walczą o puchary, walczą o utrzymanie, Pasy stanowią jakąś enklawę względnego spokoju. Po jesieni ani nie skaczą z radości, ani nie płaczą z rozpaczy. Mają powody do uśmiechu, ale nie od ucha do ucha. W tabeli za cały rok pracy Jacka Zielińskiego w Krakowie Pasy zajmują siódme miejsce, co dobrze oddaje cały okres postprobierzowy w tym klubie, w którym skończyło się miotanie od ściany do ściany. Może zespół nie daje kibicom wielu uniesień, ale przynajmniej rzadziej trzeba się za niego wstydzić.

Czytaj więcej o Cracovii:

Fot. Newspix

Patrzy podejrzliwie na ludzi, którzy mówią, że futbol to prosta gra, bo sam najbardziej lubi jej złożoność. Perspektywę emocjonalną, społeczną, strategiczną, biznesową, czy ludzką. Zajmując się dyscypliną, która ma tyle warstw i daje tak wiele narzędzi opowiadania o świecie, cierpi raczej na nadmiar tematów, a nie ich brak. Próbuje patrzeć na futbol z analitycznego dystansu. Unika emocjonalnych sądów, stara się zawsze widzieć szerszą perspektywę. Sam się sobie dziwi, bo tych cech nabywa tylko, gdy siada do pisania. Od zawsze słyszał, że ludzie nie chcą już czytać dłuższych i pogłębionych tekstów. Mimo to starał się je pisać. A później zwykle okazywało się, że ktoś jednak je czytał. Rzadko pisze teksty krótsze niż 10 tysięcy znaków, choć wyznaje zasadę, że backspace to najlepszy środek stylistyczny. Na co dzień komentuje Ekstraklasę w CANAL+SPORT.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

3 komentarze

Loading...