Reklama

Z nieba do piekła, a następnie znów do nieba. Lech sam się prosił o nerwy

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

06 listopada 2022, 19:59 • 3 min czytania 109 komentarzy

Przedziwny był to mecz. Jeden z najdziwniejszych w tym sezonie. Lech oddał 30 strzałów na bramkę Korony, prowadził już 2:0 i wydawało się, że wszystko ma pod kontrolą. A tu nagle sprezentował gościom dwa głupie rzuty karne i zapachniało dziadowską stratą punktów przez Kolejorza. Bohaterem mistrzów Polski okazał się jednak Filip Szymczak, który w doliczonym czasie gry zapewnił gospodarzom zwycięstwo.

Z nieba do piekła, a następnie znów do nieba. Lech sam się prosił o nerwy

Rozbawił nas nieco Miłosz Trojak podczas wywiadu w przerwie, gdy stwierdził, że remis byłby bardziej sprawiedliwy, bo Korona coś tam sobie stworzyła, a o prowadzeniu Lecha 1:0 zadecydował rzut karny. Sęk w tym, że Korona do przerwy pełniła jedynie rolę statystów dla Kolejorza. Poznaniacy oddali blisko 20 strzałów, Zapytowski był cały umorusany od rzucania się na murawę, Ishak strzelił gola po strzale z wapna (swoją drogą – rzeczony Trojak na moment zapomniał, że nie jest bramkarzem). Generalnie ta pierwsza połowa wyglądała bardziej na jakieś 3:0 niż na „sprawiedliwy remis”.

Mecz układał się w taki sposób, że pewnie każdy obserwator był przekonany, że kolejne trafienia dla lechitów są kwestią czasu. Van den Brom od początku postawił na Sousę i Amarala, szansę dostał Citaiszwili, nieźle wyglądała ta cała ofensywna trójka, ale brakowało skuteczności. Albo brakowało, by Zapytowski nie był dzisiaj w tak znakomitej formie, bo facet bronił niemal wszystko.

A gdy tuż po przerwie Amaral po stracie Więckowskiego i podaniu Rebocho przyłożył z dystansu i zrobiło się 2:0, to już pewnie wielu bukmacherów zamknęło w zakładach na żywo opcje obstawiania Kolejorza, bo tutaj tylko kataklizm mógł doprowadzić do nerwówki miejscowych kibiców. Korona – mimo, że już bez Ojrzyńskiego – wciąż grała tak, jak nas do tego przyzwyczaiła. Czyli defensywka, murowanie, z przodu niewiele argumentów.

Argumenty zatem kielczanom dostarczyli lechici. Najpierw Śpiączka powalczył o piłkę, nabił odstawioną od tułowia rękę Karlstroema, sędzia Frankowski długo stał przy monitorze, ale ostatecznie wskazał na wapno. Łukowski pewnie trafił i zrobiło się 2:1. Niby nic takiego, bo przecież Lech do tej pory tłamsił Koronę. Ale po golu pękł. Swój moment miał beniaminek, Bednarek został zmuszony do większego wysiłku, kotłowało się w polu karnym poznaniaków. I przyniosło to skutek, bo Sousa w nieroztropny sposób sfaulował Szpakowskiego, Frankowski znów nasiedział się przy monitorze, ale ostatecznie jeszcze raz odgwizdał wapno dla kielczan. Tym razem pewnym egzekutorem okazał się Podgórski.

Reklama

Korona miała jeszcze dwa słupki, Korona miała nadzieję na trzeci rzut karny, gdy Milić starł się z Deją, ale ostatnie słowo należało do Lecha. Przez te wszystkie VAR-y doliczone zostało aż dziewięć minut i właśnie w doliczonym czasie Czerwiński dograł do Szymczaka, ten wyprzedził Trojaka (co uratował Zapytowski, to w tym starciu zawalił Trojak) i zgrabnym strzałem głową zdobył swoją pierwszą bramkę w Ekstraklasie.

Z jednej strony – można Lecha pochwalić, bo tydzień stracił bramkę na wagę zwycięstwa w doliczonym czasie gry, a tym razem to on zrewanżował się rywalom tym samym. Ale patrząc na ten mecz tak przekrojowo – dziadostwem było doprowadzenie do takiej nerwówki na własne życzenie. Trochę ten mecz przypomina nam starcie z Vikingurem w Lidze Konferencji. Wtedy też niby był awans, ale jakim kosztem. Dzisiaj niby są trzy punkty, tak ważne dla Lecha goniącego czołówkę, ale można było po nie sięgnąć w zdecydowanie spokojniejszej atmosferze.

Tak czy siak: poznaniacy tracą punkt do podium, mają mecz zaległy i mogą zimować w TOP3 przy dobrym układzie meczów. To są dobre wiadomości dla Lecha. Złe są takie, że Raków nie wygląda na zespół, który miałby zacząć seryjnie przegrywać.

WIĘCEJ O LECHU POZNAŃ:

Reklama

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Liga Mistrzów

Stadion Narodowy walczy o finał europejskich rozgrywek. Wielcy rywale w grze

Patryk Stec
0
Stadion Narodowy walczy o finał europejskich rozgrywek. Wielcy rywale w grze
Hiszpania

Thibaut Courtois kontuzjowany. Nie zagra w El Clasico?

Patryk Stec
5
Thibaut Courtois kontuzjowany. Nie zagra w El Clasico?

Ekstraklasa

Liga Mistrzów

Stadion Narodowy walczy o finał europejskich rozgrywek. Wielcy rywale w grze

Patryk Stec
0
Stadion Narodowy walczy o finał europejskich rozgrywek. Wielcy rywale w grze
Hiszpania

Thibaut Courtois kontuzjowany. Nie zagra w El Clasico?

Patryk Stec
5
Thibaut Courtois kontuzjowany. Nie zagra w El Clasico?

Komentarze

109 komentarzy

Loading...