Reklama

Nie było to wielkie widowisko. Liverpool ogrywa Napoli

Arek Dobruchowski

Autor:Arek Dobruchowski

01 listopada 2022, 23:21 • 3 min czytania 2 komentarze

Liverpool chciał się zrewanżować za klęskę w Neapolu (1:4). I wygrał na Anfield Road. Napoli poniosło pierwszą porażkę w tym sezonie. Jednak nie był to dobry mecz. Niewiele się działo, choć obejrzeliśmy dwie bramki. Piotr Zieliński pojawił się na boisku na ostatnie kilka minut.

Nie było to wielkie widowisko. Liverpool ogrywa Napoli

Przed ostatnią serią gier wiedzieliśmy, że jeśli Liverpool chce jeszcze zająć pierwsze miejsce w grupie A i być rozstawiony przed losowaniem 1/8 finału Ligi Mistrzów, musi pokonać Napoli różnicą czterech bramek. Biorąc pod uwagę obecną dyspozycję obu zespołów, taki scenariusz był nierealny. Do dzisiaj neapolitańczycy nie zaznali smaku porażki na żadnym froncie w tym sezonie, a The Reds są cieniem samego siebie z poprzednich kampanii – popełniają fatalne błędy w obronie, charakteryzują się nieskutecznością w ofensywie i ciągle borykają się z problemami kadrowymi.

PARTNEREM PUBLIACJI O LIDZE MISTRZÓW JEST KFC. SPRAWDŹ OFERTĘ TUTAJ

Mecz bez większych emocji

Jurgen Klopp jest znany ze swoich “mind games” i na przedmeczowej konferencji prasowej podkreślał, że Napoli jest mocnym kandydatem do gry w finale tej edycji Ligi Mistrzów. Niemiec wychwalał pod niebiosa drużynę z Neapolu. Wiedział, że czeka ich bardzo trudny mecz. Zaznaczał, że pokonanie takiej mocnej drużyny różnicą czterech bramek będzie piekielnie trudne. Z kolei Luciano Spalletti podkreślał, że Anfield Road to trudny teren, na którym Liverpool jest zawsze groźny. Kurtuazyjne gadki. Wzajemny szacunek.

I od pierwszych minut ten wzajemny szacunek był nad wyraz widoczny. Liverpool miał świadomość, że nie może się otworzyć, bo Napoli ich skarci szybkim kontratakiem. A neapolitańczykom się nie spieszyło, bo oni nic nie musieli. Plan na mecz był prosty – koncentracja w tyłach i wyczekiwanie na błędy gospodarzy. W teorii wydawało się, że podopiecznym Kloppa będzie mocno zależało na tym, żeby szybko strzelić pierwszą bramkę, a później ewentualnie następne.

Reklama

Tego nie było. W pierwszej połowie gra toczyło się głównie w środku pola. Raz na 10 minut mogliśmy zaobserwować jakieś efektowne zagranie jednego z zawodników obu ekip, ale nic z tego nie wynikało. Nie oglądaliśmy za wielu strzałów na bramkę. Kwaracchelia dwa razy zerwał się na lewej stronie boiska, bawiąc się z Trentem Alexandrem-Arnoldem, ale finalnie była to tylko sztuka dla sztuki.

Za pierwszym razem chciał wymusić rzut karny, a jego druga akcja, którą ubarwił ładnym podaniem do Ndombele, zakończyła się lekkim strzałem Francuza. Liverpool sprawiał wrażenie drużyny bardziej aktywnej na boisku, ale brakowało konkretów. Co ciekawe w pierwszej połowie nie oglądaliśmy żadnego rzutu rożnego. W skrócie wiało nudą.

VAR długo analizował spalone

Po zmianie stron obraz gry niewiele się zmienił, ale przynajmniej coś się działo pod bramkami obu ekip. Napoli szybko zdobyło gola, który finalnie nie był uznany. Rzut wolny z lewej strony boiska. Odległość do bramki ok. 25 metrów. Mocna wrzutka w pole karne gruzińskiego skrzydłowego, a piłkę do siatki pakuje Ostigard. Nastąpiła przerwa w grze. Sędziowie VAR dobre kilka minut analizowali potencjalnego spalonego. Długo im to zajęło, ale najważniejsze, że była to słuszna decyzja.

Gdy wydawało nam się, że mecz zakończy się bezbramkowym remisem, pomocną dłoń Liverpoolowi wyciągnął Alex Meret, który wypluł z rąk piłkę po strzale głową Darwina Nuneza. Salah z metra dobił do pustej bramki. The Reds wygrali 2:0. Drugą bramkę zdobył urugwajski napastnik. Początkowo sędzia uznał, że Nunez był na ofsajdzie, ale po analizie VAR wyszło, że linię spalonego minimalnie złamał… Piotr Zieliński. Polak na boisku pojawił się w 83. minucie. Był niewidoczny (no, poza tym momentem).

Liverpool pokonał Napoli, ale to ten drugi zespół wygrywa grupę A.

Reklama

Liverpool – Napoli 2:0 (0:0)

Salah 85′, Nunez 90+8′

WIĘCEJ O LIDZE MISTRZÓW:

Fot. Newspix

Entuzjasta młodzieżowego futbolu. Jest na tym punkcie tak walnięty, że woli oglądać Centralną Ligę Juniorów niż Ekstraklasę. Większą frajdę sprawia mu odkrywanie nowych talentów niż obserwowanie cały czas tych samych twarzy, o których mówi się, że są „solidnymi ligowcami”. Twierdzi, że szkolenie dzieci i młodzieży w Polsce z roku na rok się prężnie rozwija, ale niestety w Ekstraklasie dalej są trenerzy, którzy boją się stawiać na zdolnych młodych chłopaków. Aczkolwiek nie samą juniorską piłką człowiek żyje - masowo pochłania również mecze Premier League, a w jego żyłach płynie niebieska krew sympatyka londyńskiej Chelsea.

Rozwiń

Najnowsze

Liga Mistrzów

Komentarze

2 komentarze

Loading...