Reklama

Barcelona udowodniła, że jest za słaba na Ligę Mistrzów

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

26 października 2022, 23:27 • 5 min czytania 128 komentarzy

Choć Barcelona pogrzebała szanse na wiosenny udział w Lidze Mistrzów już przed dwoma tygodniami, to dziś mogła mieć jeszcze resztki nadziei. Okruchy. Ochłapy wręcz. Zanim wybiegła na Camp Nou dowiedziała się, że za sprawą zwycięstwa Interu nad Viktorią straciła ostatnie matematyczne szanse na awans. A w meczu z Bayernem udowodniła, że jest za słaba na Ligę Mistrzów.

Barcelona udowodniła, że jest za słaba na Ligę Mistrzów

Barcelona 0:3 Bayern. Były klub Lewandowskiego znów triumfuje

Po prostu. Oczywiście w finalnym rozrachunku zobaczymy w 1/8 gorsze drużyny niż „Duma Katalonii”, ale przecież nie takie miały być ambicje tego projektu. Barca miała już teraz atakować te najbardziej ambitne cele, na które jednak nie jest jeszcze gotowa. Może i robi show w meczach ligowych, może i zalicza wielki progres względem poprzedniego sezonu, ale, no coż – do tych największych nie ma jeszcze startu.

Dwa razy przegrała z Bayernem. W obu meczach nie miała zbyt wiele do powiedzenia.

Ugrała jeden punkt w dwumeczu z Interem, z którym miała walczyć o bezpośredni awans.

Gdzieś w międzyczasie przegrała ligowy Klasyk.

Reklama

To nie tak miało wyglądać.

Karny na Lewandowskim?

W zasadzie nie było w tym meczu momentu, w którym pomyślelibyśmy: oho, Barcelona wraca do gry. Może pojawiłby się taki w końcówce pierwszej połowy, gdy sędzia Taylor odgwizdał karny na Lewandowskim. Barcelonie w końcu coś wyszło. Wreszcie dobrze zagrał Dembele (o zgrozo, jak on irytował!). Wreszcie rozpędził się Lewandowski. Potem powalił go de Ligt, który najpierw dzióbnął piłkę, a potem władował się w Polaka. Wydawało się, że nie ma tu żadnego pola do dyskusji.

Ale od czego są powtórki.

A te wykazały, że – owszem – zdecydowane wejście de Ligta miało miejsce, ale zanim do niego doszło, Lewandowski zaatakował obrońcę wyprostowaną nogą. Celowo? Raczej nie. Czy to miało wpływ na reakcję defensora Bayernu? Ciężko stwierdzić, ale koniec końców nie ma to wielkiego znaczenia. Wejście wyprostowaną nogą to coś, z czym zwyczajnie trudno polemizować. Dlatego wydaje się, że angielski arbiter podjął słuszną decyzję odwołując jedenastkę. 

Barcelona mogła się jeszcze wtedy odbić. A przecież ta kontra była odpowiedzią na podwójną setkę, przed którą stanęli kolejno Mane i Musiala. Z potencjalnego 0:3 mogło się zrobić 1:2. 

W meczu o nic też można pokazać klasę

Trochę obawialiśmy się lekko sparingowego tempa tego spotkania. Jakkolwiek spojrzeć, żadna ze stron nie miała już w tym meczu konkretnej stawki (chyba że liczymy to, iż Bayern mógł dziś zapewnić sobie pierwsze miejsce w grupie – co zresztą zrobił). Podczas gdy gospodarze w pierwszych minutach się miotali, być może przeżywając jeszcze rezultat w Mediolanie, Bawarczycy wyszli jak po swoje. Przez pierwsze dziesięć minut nie oddawali rywalom piłki. Aż do momentu, gdy gola zapakował Sadio Mane.

Reklama

PARTNEREM PUBLIACJI O LIDZE MISTRZÓW JEST KFC. SPRAWDŹ OFERTĘ TUTAJ

Asysta Gnabry’ego? Totalna klasa. Piękne, precyzyjne, cięte podanie, z którego taki as jak Senegalczyk zawsze skorzysta. Mając na plecach bagaż jednej bramki Barcelona niby zaczęła coś tworzyć, ale szybko została sprowadzona na ziemię za sprawą Choupo-Mortinga, któremu znów dogrywał Gnabry. Wyszydzany napastnik Bayernu okazał zimną krew, bo choć kąt był względnie ostry, to wykończył akcję pomiędzy nogami ter Stegena.

Warto zwrócić uwagę, że głównym bohaterem obu akcji był Hector Bellerin. Najpierw w zasadzie nie podjął walki biegowej z Sadio Mane. Nie dlatego, że mu się nie chciało – był po prostu ze dwa razy wolniejszy, Senegalczyk szybko wbiegł przed niego i tyle było z dalszej obrony tego ataku. Przy drugim trafieniu złamał linię spalonego. Miał jeszcze szereg innych nieudanych zagrań – za ten mecz nota jeden i to taka z wykrzyknikiem. Oczywiście w hiszpańskiej, a nie niemieckiej skali.

Mniej więcej wtedy było już wiadomo, że Barcelonę nie czeka dziś nic dobrego. Na jej spektakularny powrót niewiele wskazywało, znacznie więcej na śrubowanie wyniku przez monachijską ofensywę (skończyło się 3:0, w ostatniej minucie doliczonego czasu gry gola po rzucie rożnym dorzucił Pavard). Bramka mogła paść jeszcze w momencie, gdy firmową akcję z dawnych lat duetu Xavi – Dani Alves (wiecie, wysokie podanie na pole karne z głębi pola) zaprezentowali Kimmich i Gnabry. Ten drugi zgasił piłkę, przełożył do lewej i załadował po długim, lecz arbiter dopatrzył się niewielkiego spalonego. No i jeszcze dodajmy do tego tę podwójną setkę Mane i Musiali. To naprawdę mogło skończyć się piątką.

Bezradna „Blaugrana”

Barcelona? No niby próbowała, ale to wszystko jak krew w piach. Słabo funkcjonował Lewandowski, potwierdzając swoją łatkę piłkarza, który nie odnajduje się w wielkich meczach „Dumy Katalonii”. Gdy miał wolnego, trafił w mur. Gdy mógł dobijać po wolnym, źle ułożył sobie piłkę i nie miał z czego uderzyć. Gdy w polu karnym utrzymał się na nogach w gąszczu przeciwników, strzelił w jednego z nich. No cóż, w Bayernie byłoby mu łatwiej gonić dorobki strzeleckie Messiego i Ronaldo. No i… uciekać przed Karimem Benzemą.

Ale najbardziej irytował – wielkie zaskoczenie! – Dembele. Jak już przedryblował kilku i miał wyłożyć do Pedriego, to zrobił to nie w tempo. Jak koledzy wypuścili go sam na sam, to najpierw zbyt wolno się zabrał z piłką, a potem się przewrócił. Jak Lewandowski wyprowadził mu akcję, to zachciało mu się założyć dziurkę (stracił). Podawał nonszalancko – albo za lekko, albo za mocno, często w najprostszych sytuacjach. Fajnie, że próbował, że był aktywny. Znów na nic się to jednak nie przełożyło.

Barcelona wróci więc do Ligi Mistrzów za rok. Czy silniejsza? Nie wiadomo, bo w ostatnich tygodniach pojawiło się nad tym projektem kilka znaków zapytania. Teraz przed „Dumą Katalonii” mecz pocieszenia z Viktorią Pilzno i puchar pocieszenia w postaci wiosennej Ligi Europy.

Chociaż… może to właśnie Liga Europy odzwierciedla jej obecny poziom?

FC Barcelona – Bayern Monachium 0:3 

Mane 10′, Choupo-Moting 31′, Pavard 90+4′

Czytaj więcej o Barcelonie:

Fot. newspix.pl

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Trela: Gotowi na czarną godzinę. Dlaczego kluby muszą dać sobie prawo do gorszego sezonu

Michał Trela
0
Trela: Gotowi na czarną godzinę. Dlaczego kluby muszą dać sobie prawo do gorszego sezonu
Francja

Bajka z happy endem. Był pół centymetra od śmierci, za moment wróci do gry

Szymon Piórek
0
Bajka z happy endem. Był pół centymetra od śmierci, za moment wróci do gry

Liga Mistrzów

Komentarze

128 komentarzy

Loading...