Reklama

Rekord Śląska Wrocław: w Polsce nikt nie spadł sezon po sezonie tak nisko, w Europie mało kto

AbsurDB

Autor:AbsurDB

14 maja 2025, 11:47 • 15 min czytania 45 komentarzy

Z drugiego na szesnaste miejsce to nie tylko największy spadek sezon do sezonu w historii polskiej ligi. W XXI wieku w Europie tylko cztery kluby zaliczyły większe tąpnięcia w ciągu jednego roku niż Śląsk Wrocław! A pamiętajmy, że WKS wciąż może zakończyć ligę nawet na osiemnastej pozycji. Analizujemy największe zmiany ligowej pozycji w historii piłki nożnej, by poznać kluby, z których połowa powróciła do wielkiej chwały, a reszta pogrążyła się w marazmie, czasem nawet przestając istnieć. W którym kierunku pójdzie Śląsk? 

Rekord Śląska Wrocław: w Polsce nikt nie spadł sezon po sezonie tak nisko, w Europie mało kto

 

Największe zmiany ligowej pozycji in minus rok do roku w historii polskiej i europejskiej piłki

 

Przeanalizowałem ligowe tabele wszystkich europejskich krajów, by znaleźć przypadki, w których klub spada rok do roku o więcej niż czternaście pozycji, bo o tyle zmieni swoją pozycję w stosunku do poprzedniego sezonu Śląsk Wrocław, jeśli skończy sezon na szesnastym miejscu. A pamiętać trzeba, że może finiszować jeszcze niżej – nawet na osiemnastej lokacie.

Nikt nigdy w Polsce nie zaliczył takiego spadku, a większe tąpnięcia w Europie w XXI wieku zanotowały tylko cztery kluby (ewentualnie pięć, jeśli liczyć karnie zdegradowany Juventus)!

Reklama

 

Monaco 2019: z drugiego na siedemnaste

Monaco w 2017 roku zdobyło mistrzostwo i dotarło do półfinału Ligi Mistrzów. Latem sprzedało Bernardo Silvę i Benjamina Mendy’ego do Manchesteru City i Tiemoue Bakayoko do Chelsea, ale mimo tego w lidze w kolejnym sezonie wyprzedziło ich tylko PSG, do którego oddali Kyliana Mbappe. Ekipa Glika, Subasicia czy Falcao wydawała się być kandydatem do odebrania tytułu paryżanom w sezonie 2018/19. W dodatku rosyjski właściciel szybko dogadał się z CSKA Moskwa na zakup Aleksandra Gołowina za trzydzieści milionów euro.

Sprzedaż Fabinho do Liverpoolu, Moutinho do Wolves, Lemara do Atletico, a przede wszystkim ostateczna sprzedaż Mbappe do PSG osłabiła siłę zespołu z Księstwa, szczególnie w ofensywie. Nikt jednak nie spodziewał się aż takiej katastrofy, choć pewnym ostrzeżeniem mogła być przedsezonowa porażka po rzutach karnych z Wisłą w Krakowie w towarzyskim Pucharze Henryka Reymana.

W superpucharze Paryż wygrał 4:0. W lidze po pierwszej wygranej w Nantes, następna przyszła dopiero na koniec listopada w Caen, a w domowym meczu Czerwono-Biali zwyciężyli dopiero w… lutym, gdy drużynę na powrót prowadzić zaczął Leonardo Jardim, po katastrofalnej kadencji Thierry’ego Henry’ego.

W pucharze ligi i pucharze kraju Monaco wygrało w całym sezonie tylko jeden mecz w ciągu dziewięćdziesięciu minut – z piątoligowcem, a w Lidze Mistrzów zdobyło cały punkt. Portugalski trener ledwo uratował wtedy ligowy byt ekipie Glika, która skończyła zaledwie dwa punkty nad barażami o utrzymanie. Zajęła ostatecznie siedemnastą lokatę. O piętnaście niżej niż rok wcześniej! To chyba najbardziej spektakularny przypadek runięcia zespołu z jednej z pięciu najlepszych lig Europy w ostatnich dekadach.

Reklama

Co było dalej? Nieco lepiej, bo rok później Monaco zajęło dziewiątą pozycję.

 

Unirea Urziceni 2011: z drugiego miejsca i Ligi Mistrzów na siedemnaste

Historię rumuńskiego meteoru, który zniknął jeszcze szybciej, niż się pojawił, najlepiej oddaje nasz reportaż o Unirei sprzed prawie dziesięciu lat:

 

Urziceni. Senna miejscowość, w której nie dzieje się nigdy nic. We wszystkich wzmiankach o miasteczku przewija się wyłącznie katastrofa lotnicza, która zdarzyła się dekady temu nieopodal – raczej słaba rekomendacja turystyczna.

 

Unirea była natomiast typowym klubem z miejscowości, w której nie dzieje się nigdy nic. Ot, trzecia, czwarta liga, jak ktoś kopnie piłkę prosto, to burmistrz ogłasza święto. Sukcesem wcześniej była 1/16 pucharu Rumunii w 1988, gdzie przegrali z Corvinulem Hunedoara. Ambicje? Zerowe. Ale jakie mają być, skoro tu po prostu nie ma gruntu pod dobry futbol? Nie ma zainteresowania, nie ma sponsorów, nie ma nic.

A jednak to właśnie ten klub został użyty za pistolet w napadzie na kasę z UEFA. Być może należy powiedzieć: właśnie dlatego. Gdzieś, gdzie byliby kibice – w tym wpływowi kibice – i tradycje, nie można by potraktować klubu jak zabawki, którą fajnie jest się pobawić, ale którą można bezceremonialnie wyrzucić na śmietnik, gdy się znudzi.

Dumitru Buscaru, który przejął Unireę na początku zeszłej dekady, nie był jeźdźcem na białym koniu – o tym wiedzieli wszyscy. Nie było tajemnicą, że pod koniec lat osiemdziesiątych siedział w pace. Pieniędzy dorobił się na deweloperce, a raczej na umiejętnym wykorzystaniu zmiany ustrojowej – schemat znacie też z Polski. Facet ukończył – jak to się ładnie mówi – uniwerek życia, to człowiek mądrości ulicznej, cwaniak, który znalazł się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie, a szansę umiał wykorzystać.

Do osiągnięcia swojego celu zaangażował Dana Petrescu, który nie tylko zdobył z maleńkim klubem mistrzostwo Rumunii, ale także całkiem nieźle spisał się w Lidze Mistrzów. Wygrał z Sevillą i Rangersami. Nie udało się to tylko ze Stuttgartem, którego bramkarz Lehmann poszedł się w czasie meczu wysikać:

W grudniu 2009 Petrescu zrezygnował z pracy, a klub skończył sezon na niezłym drugim miejscu. Potem jednak wszystko się rozsypało. Pieniądze za Ligę Mistrzów trafiały nie do klubu, a do szemranego właściciela, który zadłużył klub na grube miliony. Musiał oddać podstawowych zawodników, a rezerwowi zajęli w lidze siedemnaste miejsce. O piętnaście lokat niżej niż rok wcześniej. W pomieszczeniach biurowych niedawno wyremontowanego stadionu urządzili sobie noclegownię bezdomni, a klub został zlikwidowany.

 

Juventus 2006: z pierwszego na dwudzieste

W 2006 roku Juventus przegrał jedno z trzydziestu ośmiu spotkań w Serie A. Inter zdobył o piętnaście punktów mniej od Starej Damy, a mimo tego zajęła ona dwudzieste miejsce w lidze, po tym jak rok wcześniej wywalczyła mistrzostwo. Tylko raz w historii klub spadł sezon po sezonie o więcej niż dziewiętnaście lokat, o czym za chwilę. We Włoszech miejsce Juventusu nie wynikało jednak z nagłego drastycznego pogorszenia wyników sportowych, tylko z podsłuchanych rozmów dyrektora generalnego Juventusu, który pozyskiwał dla swojego klubu życzliwość sędziów. Karna degradacja to jednak zupełnie inna sytuacja, niż taka, gdy klub nagle pogarsza swoje miejsce w tabeli, bo nagle przestaje umieć grać w piłkę, więc pomijam pozostałe tego typu scenariusze.

Juventus z karą poradził sobie bez większych problemów. Już po roku awansował, a zaraz po tym wskoczył na podium Serie A, choć na odzyskanie tytułu czekał aż do 2012 roku.

Luciano Moggi – główny bohater afery Calciopoli

Barry Town 2004: z pierwszego na siedemnaste

Barry Town z niewielkiego miasta na południu Walii zostało w 1995 pierwszym profesjonalnym klubem ligi walijskiej. Oczywiście Swansea, czy Cardiff zyskały ten status prawie sto lat wcześniej, ale występują one w angielskim systemie ligowym. Klub o wdzięcznej ksywie „Makolągwy” zaczął seryjnie zdobywać mistrzostwo kraju. W latach 1996-2003 tylko raz był drugi. Czasem przekraczał sto zdobytych punktów i sto goli różnicy bramek. W 2002 roku zostali pierwszym klubem walijskim, który wyeliminował rywala w eliminacjach Ligi Mistrzów. Po pokonaniu azerskiego Szamkir, nagrodą było starcie z wielkim FC Porto. W pierwszym meczu przegrali co prawda aż 0:8, ale rewanżowa wygrana 3:1 przeszła do historii, szczególnie, że w portugalskim klubie grali Ricardo Carvalho, Helder Postiga, czy Dmitrij Aleniczew.

Nowy właściciel zaangażował pod koniec 2002 roku na stanowisko prezesa Johna Fashanu i był to początek końca. Ten były piłkarz Wimbledonu (wybrany do grona pięćdziesięciu najgorszych zawodników Premier League) obiecał kontrakty telewizyjne z Chińczykami oraz sprowadzenie najlepszych piłkarzy z Nigerii.

Przeszło mu, gdy otrzymał ofertę udziału w telewizyjnym reality show, w którym musiał walczyć o przetrwanie w niedostępnych rejonach Australii. Sezon zakończył się jeszcze mistrzostwem, ale latem 2003 roku klub ogłosił upadłość i musiał sięgnąć po zawodników z piątej ligi. Skończyło się zajęciem ostatniego, siedemnastego miejsca w lidze, czyli spadkiem o szesnaście lokat w stosunku do mistrzowskiego sezonu.

Do elity Makolągwy wróciły dopiero w 2017 roku po tym jak długą batalię o ich istnienie stoczyli wierni kibice. Co ciekawe, jeszcze większe tąpnięcie zaliczył grający w pobliskim Port Talbot klub Afan Lido. W 1995 został wicemistrzem Walii, by rok później zająć… dwudzieste miejsce. Spadek o osiemnaście lokat był najgorszym wynikiem w Europie od 1938 roku!

 

Celta Vigo 2004: z czwartego na dziewiętnaste

Celta Vigo w 2003 zajęła najwyższą lokatę w La Liga od ponad pół wieku. Była czwarta – nad Barceloną, a szczególnie dobrze spisywał się Pablo Cavallero, który Puchar Zamory dla najlepszego bramkarza. Następnie awansowała do Ligi Mistrzów, w której doszła aż do 1/8 finału. Nieco uśpiło to czujność władz klubu, które cały czas czekały na choćby trzy mecze z rzędu bez porażki. Drużynę przejął Radomir Antić, jednak to nie wystarczyło i Celestes zajęli dopiero dziewiętnaste miejsce w lidze i spadli do Segunda Division. W rok przeskoczyli zatem o piętnaście pozycji. Bez większych problemów sezon później powrócili jednak do elity.

 

W XXI wieku tylko cztery europejskie kluby (Monaco, Unirea, Barry Town i Celta Vigo) zaliczyło zatem spadek o więcej pozycji niż Śląsk, czyli o czternaście. Choć pamiętajmy, że wrocławianie wciąż jeszcze mają szanse się „poprawić” pod tym względem i runąć o piętnaście, a nawet szesnaście lokat.

Dokładnie ten sam wyczyn, co WKS, czyli spadek o dokładnie czternaście miejsc zaliczyły ponadto: Parma w 2015, Villarreal w 2012, Sampdoria i rumuński Sportul Studentesc w 2011, Hertha w 2010, Tuluza w 2008 i Chievo Werona w 2007. Można więc ironicznie podkreślić, że dzięki rekordowi wrocławian, Ekstraklasa dołącza do najlepszych lig kontynentu, takich jak hiszpańska, włoska, niemiecka, czy francuska, w których takie katastrofy zdarzały się w bieżącym stuleciu.

 

Rekord Polski, czyli pechowa trzynastka

Gdyby ktoś miał wątpliwości, to odpowiedź na pytanie: „Czy ktoś kiedyś w Ekstraklasie pogorszył swoją lokatę w rok o czternaście pozycji” brzmi: „Nie”. Śląsk ustanawia rekord Polski.

Dotąd wynosił on trzynaście lokat i ten wyczyn dzieli aż pięć klubów. Pierwszym był klub, który na początku lat siedemdziesiątych zaliczył piorunujący start. GKS Tychy powstał w 1971 roku, a już dwa lata później awansował do II ligi, a po roku do Ekstraklasy. Tam pierwszy sezon był jeszcze spokojny – dziesiąta lokata, ale tylko punkt przewagi nad strefą spadkową.

W kolejnym Eugeniusz Cebrat, Jerzy Ludyga, Lechosław Olsza i Roman Ogaza zdobyli wicemistrzostwo. Cała czwórka zagra potem w reprezentacji Polski. Jednak w 1976/77 tyszanie grę w europejskich pucharach, w których zmierzyli się z naszpikowanym mistrzami świata FC Koln, kiepsko łączyli z grą w lidze. Ostatecznie zajęli piętnaste miejsce – o trzynaście niżej niż rok wcześniej i w efekcie spadli do II ligi. Do dziś do niej nie powrócili, choć są co sezon są tego coraz bliżej w 1. lidze.

Na otwarciu nowego stadionu w 2015 GKS Tychy znów zmierzył się z FC Koln

GKS w pucharze UEFA zastąpił wtedy trzeci w tabeli Górnik Zabrze, który jak się okazało wyrównał już rok później osiągnięcie tyszan. Zbyt trudnym zadaniem okazało się dla niego wtedy nie tylko przejście Aston Villi, ale nawet wyprzedzenie choć jednego rywala w lidze! Brązowy medalista, mający w składzie takie gwiazdy, jak Jerzy Gorgoń, Zygfryd Szołtysik, Henryk Wieczorek czy Stanisław Gzil wygrał tylko sześć meczów i zajął ostatnie, szesnaste miejsce w lidze z dużą stratą do bezpiecznej pozycji. Był to drugi z rzędu sezon, w którym jakiś klub pogorszył swoją lokatę o trzynaście miejsc.

 

Na kolejną taką historię trzeba było czekać aż dwadzieścia lat i przygodę Hutnika Kraków. Szczegółowo opisał ją kilka lat temu Michał Kołkowski:

Jeden z najciekawszych przypadków spadku bezpośrednio po sezonie zakończonym na podium to Hutnik Kraków. W 1996 roku podopieczni Jerzego Kasalika – wcześniej ligowy średniak, typowy zespół środka tabeli – nieoczekiwanie uplasowali się na trzecim miejscu w ówczesnej I lidze. Ich strata do dwóch najlepszych ekip tamtych rozgrywek – Widzewa Łódź oraz Legii Warszawa – była gigantyczna, wynosiła odpowiednio 36 i 33 punkty. Łodzianie zresztą ukończyli tamten sezon bez ani jednej porażki, z kolei “Wojskowi” zdobyli aż 95 bramek. Zupełnie inny poziom. Hutnik okazał się najlepszy jeżeli chodzi o – ujmijmy to – resztę stawki. Co też ma swoją wartość.

Problem polega jednak na tym, że przed startem sezonu 1996/97, w którym nowohucka ekipa miała reprezentować Polskę w Pucharze UEFA, zespół poważnie się osłabił. Kmita wycofał się z już z aktywnej działalności w Hutniku, zakręcił kurek z forsą. Do Belgii odszedł Bukalski, postać absolutnie fundamentalna dla sukcesu z poprzednich rozgrywek. Gdyby szukać porównań do obecnych czasów, Bukalski był dla Hutnika chyba nawet kimś więcej niż Dominik Furman dla Wisły Płock. Na Majorce wylądował z kolei Zakari Lambo. Oczywiście w zespole nadal nie brakowało mocnych postaci, takich jak Szypowski, Kaliszan, Zając, Ozimek czy niezapomniany (i niesforny) Moussa Yahaya, ale na pewno nie była to paka, po której ktokolwiek mógł oczekiwać skutecznych występów na wielu frontach.

Mimo wszystko, na europejskiej arenie Hutnik zdecydowanie nie przyniósł wstydu. A wręcz przeciwnie, zaprezentował się nadspodziewanie dobrze. W pierwszej rundzie Pucharu UEFA klub z Nowej Huty bezproblemowo rozprawił się z Chazri Buzowną Baku. U siebie podopieczni Kasalika powieźli Azerów aż 9:0, a jednego z goli zdobył Szypowski. Na wyjeździe było już tylko 2:2, lecz nie miało to naturalnie większego znaczenia.

W kolejnym starciu HKS zaskoczył jeszcze bardziej, wyrzucając za burtę Sigmę Ołomuniec – wicemistrzów Czech. Pierwsze starcie zakończyło się zwycięstwem rywali 1:0, w rewanżu podopieczni Karela Brucknera również bardzo szybko wyszli na prowadzenie. Wydawało się, że kwestia awansu jest już rozstrzygnięta. Ale nowohucka drużyna nie odpuściła. Wyrównał Yahaya, a potem fenomenalnego gola zapisał na swoim koncie Michał Stolarz.

Kolejny etap rozgrywek – pierwsza runda właściwego Pucharu UEFA – przyniósł już zaporowego przeciwnika. AS Monaco – z Barthezem, Scifo, Petitem, Andersonem, Henrym czy Ikpebą w składzie – zakończyło pucharowy sen Hutnika. Ale porażka 1:4 w dwumeczu z późniejszym półfinalistą rozgrywek na pewno nie była powodem do wstydu.

W lidze szło znacznie gorzej, między 9. a 25. kolejką Hutnik wygrał zaledwie jeden mecz. Nowohuckiej ekipie zdarzyła się nawet seria siedmiu meczów bez strzelonego gola w lidze. Stało się jasne, iż w tym sezonie niedawny pucharowicz będzie się musiał ostro boksować z rywalami w walce o utrzymanie w najwyższej klasie rozgrywkowej.

https://weszlo.com/2020/11/20/spadek-z-ligowego-podium-prosto-na-zaplecze-bywaly-juz-takie-przypadki/

Ostatecznie klub z Suchych Stawów zajął rok po medalowym sezonie szesnaste miejsce i spadł z Ekstraklasy, do której do dziś nie powrócił.

 

Wyjątkowa jest historia Ruchu Chorzów sprzed dwunastu lat, bo został on pierwszym polskim klubem, który pogorszył swoją ligową lokatę o trzynaście pozycji, a mimo tego się utrzymał. Stało się tak dlatego, że w 2013 roku szósta Polonia Warszawa ze względu na zadłużenie nie otrzymała licencji na grę w Ekstraklasie, co pozwoliło na uniknięcie spadku przez piętnasty w tabeli Ruch, który jeszcze rok wcześniej przegrał mistrzostwo ze… Śląskiem zaledwie o jeden punkt. W Lidze Europy przegrał w dwumeczu aż 0:7 z Viktorią Pilzno, a w lidze przez cały sezon tylko przez jedną kolejkę zajmował lokatę wyższą niż dziesiąta.

Tyle szczęścia nie miała dekadę później Lechia Gdańsk. W 2022 roku zajęła czwarte miejsce w lidze , a już rok później Rafał Pietrzak, Łukasz Zwoliński, Dusan Kuciak, Michał Nalepa, Flavio Paixao pod wodzą  czterech różnych trenerów (Tomasza i Marcina Kaczmarków oraz Macieja Kalkowskiego i Davida Badii) uplasowała się na siedemnastej pozycji spadając do 1. ligi.

Rekord Europy

Śląskowi daleko jednak do rekordu wszech czasów. Padł on w Anglii, w której takie tąpnięcia były przez pierwsze 75 lat istnienia ligi właściwie normą. Do 1963 roku spadek o co najmniej czternaście lokat zdarzył się tam aż trzydzieści cztery razy. Apogeum był rok 1928, kiedy to liczącą dwadzieścia dwie drużyny ligę wygrał Everton przed Huddersfield, a w czołowej szóstce były jeszcze Bury oraz Cardiff. Tymczasem rok później dwa ostatnie z wymienionych zespołów spadły z Football League, wicemistrz zajął szesnaste, a Everton był osiemnasty!

Indywidualny rekord to jednak rok 1937. Mistrzostwo zdobył wtedy Manchester City trafiając aż sto siedem razy do bramki rywali – o prawie pięćdziesiąt (!) więcej od drugiego Charltonu. Rok później umiejętnościami strzeleckimi Citizens wciąż przewyższali rywali. Trafili „tylko” osiemdziesiąt razy, ale oznaczało to najlepszy atak w lidze. W obronie było dużo gorzej. Siedemdziesiąt siedem straconych bramek było trzecim najgorszym wynikiem Football League, ale wciąż dawało dodatni bilans goli. Niestety został on osiągnięty głównie dzięki pojedynczym wyskokom w wygranych 6:1 i 7:1 meczach z Derby, czy też 6:2 z Leeds.

Problem w tym, że ekipa z Maine Road przegrała aż dwadzieścia spotkań (z czego połowę jedną bramką) i będąc obrońcą tytułu, drużyną z dodatnim bilansem bramek i największą liczbą strzelonych goli… spadła z ligi zajmując dwudzieste pierwsze miejsce. Spadek o dwadzieścia lokat w ligowej tabeli jest dziś nie do powtórzenia.

Ostatnim (poza wspomnianym wyżej Afan Lido) klubem w Europie, który zaliczył regres o więcej niż szesnaście pozycji (czyli wynik, jaki wciąż jeszcze może nabić w tym roku Śląsk) był Sedan w 1971 roku, gdy po trzecim miejscu spadł na dwudziestą lokatę.

 

Co dalej?

Wydawało się, że spadek Manchesteru City w 1938 roku był przypadkowy i pechowy oraz że lada chwila wróci on do elity. Tak się jednak nie stało nie tylko ze względu na braki sportowe, ale także wybuch drugiej wojny światowej. W pierwszej lidze zagrał on dopiero w 1947 roku, a powrót do wielkiej chwały, poza jednym tytułem w 1968, przyniosło mu dopiero pozyskanie inwestora dysponującego gigantycznymi pieniędzmi z Emiratów.

Śląsk ma szczęście do posiadania inwestora, którego zasoby są praktycznie nieograniczone. Jest lepszy niż szejk znad Zatoki Perskiej, bo włoży w klub każde pieniądze dopóki ma w nim udziały (a pewnie i nawet po tym, jak je sprzeda), nie obrazi się za słabe wyniki i nie odejdzie, bo chce zbijać na tym kapitał polityczny. To gmina Wrocław, która zabiera się do sprzedaży klubu tak, żeby tylko się to przypadkiem nie udało.

Wicemistrzostwo było raczej niezasłużone, pewnie podobnie, jak ten spadek, do którego w razie braku licencji Lechii może nawet nie dojść. Podejrzewam, że kibice woleliby piąte miejsce rok temu i piętnaste teraz. Ich szkoda najbardziej, szczególnie, że mają ciężki okres. Koszykarze nie weszli nawet do playoffów, a piłkarze ręczni są na ostatnim miejscu w lidze. Ich wsparcie będzie niezbędne w 1. lidze, bo na pustym czterdziestotysięczniku odechce się grać najbardziej charakternym zawodnikom.

WKS jest zgodnie z rankingiem Elo najmocniejszym spadkowiczem od 2003 roku, gdy leciało Zagłębie Lubin i Ruch. Z powrotem do Ekstraklasy nie powinno być problemów, choć system barażowy oznacza, że można mieć świetny cały sezon i odpaść po jednym meczu z drużyną, która w całym sezonie zdobyła o dwadzieścia punktów mniej.

Najbliższe dwanaście miesięcy pokaże, czy wrocławianie pójdą drogą Hutnika Kraków, GKS-u Tychy, Unirei Urziceni i Barry Town, czy też ścieżką Manchesteru City, Górnika Zabrze, Celty Vigo i Juventusu. Dla dobra nas wszystkich lepiej, by odbyło się to już pod rządami nowego prywatnego właściciela.

CZYTAJ WIĘCEJ O ŚLĄSKU WROCŁAW NA WESZLO:

 

Fot. Newspix.pl

Kocha sport, a w nim uwielbia wyliczenia, statystki, rankingi bieżące i historyczne, którymi się nałogowo zajmuje. Kibic Górnika Wałbrzych.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Ostatni raz więcej klubów Ekstraklasy miało trenera z zagranicy w… 1929 roku

AbsurDB
34
Ostatni raz więcej klubów Ekstraklasy miało trenera z zagranicy w… 1929 roku
Ekstraklasa

Czy Edward Iordanescu to trener na miarę potencjału Legii?

AbsurDB
35
Czy Edward Iordanescu to trener na miarę potencjału Legii?
Ekstraklasa

Goncalo Feio: europejski doktor Jekyll, ligowy pan Hyde

AbsurDB
32
Goncalo Feio: europejski doktor Jekyll, ligowy pan Hyde

Komentarze

45 komentarzy

Loading...