Po wczorajszej porażce z Górnikiem Zabrze, Śląsk Wrocław nie ma już w zasadzie żadnych szans na utrzymanie w Ekstraklasie. Wicemistrzom Polski pozostały bowiem do rozegrania zaledwie dwa mecze, a do bezpiecznych lokat tracą w tej chwili aż pięć punktów. Na dodatek zaraz mogą zostać wyprzedzeni przez Puszczę Niepołomice lub Stal Mielec. Ich sytuacja jest zatem – krótko mówiąc – beznadziejna. Kto doprowadził do tego, że Śląsk żegna się z elitą po spędzeniu w niej siedemnastu sezonów z rzędu? Wytypowaliśmy pięciu głównych winowajców.
Oczywiście w stolicy Dolnego Śląska dalej mogą po cichu liczyć na cud lub zielony stolik – jeśli Lechia Gdańsk (obecnie – czternasta w tabeli) nie otrzyma licencji na grę w Ekstraklasie w kolejnej kampanii, zostanie przesunięta na ostatnie miejsce w stawce. Nie zmienia to jednak faktu, że obecny sezon jest od strony sportowej całkowitą katastrofą w wykonaniu wrocławskiego klubu. Dlatego warto wskazać palcem kilka osób, które mają najwięcej na sumieniu.
Śląsk Wrocław spada z Ekstraklasy. Główni winowajcy katastrofy
Jacek Sutryk
Prezydent Wrocławia niewątpliwie jest twarzą tego spadku. Śląsk w ostatnim okresie stał się bowiem zlepkiem wszystkich możliwych patologii, jakie kojarzy się z miejskimi klubami piłkarskimi. I już nawet nie chodzi tylko o obecny sezon. Owszem, w poprzedniej kampanii wrocławska ekipa liczyła się w rywalizacji o mistrzostwo Polski, ale wcześniej przez dwa lata z rzędu Śląsk również rozpaczliwie bił się o uniknięcie spadku. Wtedy udawało się uciec katu spod topora. Teraz – przynajmniej wszystko na to wskazuje – wielka ucieczka już się Śląskowi nie powiedzie. Mimo że do klubu wpompowywano przecież z miejskiej kasy naprawdę olbrzymie środki.
– Witamy na konferencji prasowej, na której wręczymy Jackowi Sutrykowi Football Managera, bo to już koniec czasów, gdzie pan prezydent za publiczne pieniądze będzie bawił się w menadżera Śląska Wrocław. Wczoraj Śląsk przegrał kolejny mecz w lidze. A pieniądze publiczne jak szły na Śląsk Wrocław, tak nadal idą. Przez ostatnie sześć lat było to 130 milionów złotych z budżetu miasta na klub, a do tego dochodzą jeszcze pieniądze ze spółek miejskich, które są transferowane do Śląska w niejasny sposób. Dziś chcemy powiedzieć stanowcze: “dość!” – grzmieli zimą tego roku przedstawiciele stowarzyszenia “SOS Wrocław”. – Jacek Sutryk i Renata Granowska (wiceprezydent Wrocławia – przyp.) już dawno temu obiecali prywatyzację Śląska, a ona dalej się nie dzieje. Chodzi im chyba to, żeby ten klub sprzedawać, a nie sprzedać, bo zbyt wiele osób ma dzięki temu dobry zarobek i ciepłą posadę w spółce albo pokrewnych spółkach, które są od niej zależne.
Można powiedzieć, że we Wrocławiu mamy do czynienia z sytuacją podwójnie fatalną. Po pierwsze – klub funkcjonuje na miejskim garnuszku, co jest samo w sobie złe. Po drugie, zarządzający nim samorządowcy wykazali się skrajną wręcz niekompetencją. No i efekt jest, jaki jest.
Kapibary z wrocławskiego ogrodu zoologicznego głodowały, a Śląsk koniec końców i tak spadł.
David Balda
Świetna praca Jacka Magiery jesienią 2023 roku i kapitalna forma Erika Exposito w sezonie 2023/24 długo pozwalały temu dżentelmenowi maskować swoje dyletanctwo. No ale w końcu wyszło szydło z worka i David Balda – jak można się było spodziewać – okazał się całkowicie nieudolny w roli dyrektora sportowego Śląska.
– David Balda to pozorant, obiekt żartów w środowisku skautingowo-dyrektorskim. Człowiek, któremu za pracę w Rakowie Częstochowa wystawiono najgorszą możliwą opinię, do niedawna przedstawiciel handlujący sprzętem treningowym dla klubów – pisał na Weszło Szymon Janczyk. – W Śląsku niespecjalnie o to pytano, więc dostał tę robotę, a potem z nieba spadł mu Jacek Magiera, który wykręcił wynik ponad stan, do którego Czech bezczelnie się podczepił, budując swoją legendę. To nie miało prawa się udać. Dlatego się nie udało. O Baldzie mówiło się, że więcej gada niż robi, że czaruje opowieściami, które nie mają pokrycia w rzeczywistości. I wiecie co? Dokładnie tak wyglądała jego kadencja w Śląsku.
Zero zdziwienia: Balda okazał się dyletantem. Magiera nie jest jednak jego ofiarą
Balda zawalił kadrę Śląska piłkarzami, z których niektórzy nie nadawali się nawet do tego, by szukać dla nich miejsca w autokarze pierwszego zespołu. Jasne, parę jego transferowych strzałów wylądowało blisko środka tarczy. Jednak nie jest to żadnym usprawiedliwieniem przy tak dużej liczbie kuriozalnych niewypałów.
Śląsk płaci wysoki rachunek za wybryki czeskiego bajeranta.
Jacek Magiera
O ile chwalimy Magierę za robotę wykonaną w wicemistrzowskim sezonie, tak wśród głównych winowajców tegorocznej degradacji również musimy go wymienić. Nawet jeśli weźmiemy poprawkę na fakt, że w okresie poprzedzającym sezon musiał ściśle współpracować z Baldą, co – umówmy się – zasługuje na dodatek za pracę w szkodliwych warunkach. Magiera – chyba w akcie desperacji – wziął więc na siebie część odpowiedzialności za politykę transferową.
Niestety dla wrocławskiego klubu, wyszło z tego zapychanie kadry przeciętniakami. – Magiery nie ma sensu rozgrzeszać czy usprawiedliwiać. Owszem, stwierdzenie, że nad sobą miał takiego dyletanta od transferów, że musiał wkroczyć do akcji i ratować sytuację, żeby jakoś zlepić kadrę, to nie przesada. Tylko czy to usprawiedliwia dobór nazwisk i polskie pudła? Czy uczciwie będzie stwierdzić, że skoro Magiera nie dostał jakościowych piłkarzy od Baldy, to ściągnięcie Szoty, Żukowskiego, Musiolika, Cebuli czy Bartolewskiego można rozgrzeszyć, bo kogoś trzeba było podpisać? – pytaliśmy retorycznie na Weszło.
Magiera: – Gdybym dalej prowadził Śląsk, jesienią byłoby sześć-siedem punktów więcej
Magiera stracił pracę w Śląsku w listopadzie 2024 roku, zresztą razem z Baldą. Pozostawił zespół na ostatnim miejscu w tabeli. Z zaledwie jednym zwycięstwem na koncie po czternastu (!) ligowych kolejkach. Ale bilans Magiery koszmarnie wygląda także wówczas, gdy weźmiemy pod lupę cały 2024 rok. Trzeba bowiem pamiętać, że wrocławianie wicemistrzostwo Polski wywalczyli tak naprawdę w trakcie znakomitej rundy jesiennej sezonu 2023/24. Potem punktowali już marnie i utrzymali się w czołówce tylko dzięki szokującej słabości konkurentów, na czele z Lechem oraz Rakowem. Dość powiedzieć, że w 2024 roku Śląsk pod wodzą Magiery wywalczył zaledwie 31 punktów w 29 meczach. W analogicznym okresie więcej meczów w Ekstraklasie wygrała na przykład Stal Mielec, a Motor Lublin zanotował tylko o jedno wygrane spotkanie mniej. Mimo że wiosną w ogóle go przecież w najwyższej klasie rozgrywkowej nie było.
Kadra Śląska po wicemistrzowskim sezonie uległa osłabieniu, fakt. Jednak nie na tyle, by punktować aż tak nędznie, jak to czyniła drużyna Magiery.
Patryk Załęczny
No a skoro oberwali już od nas były trener oraz były dyrektor sportowy, to czas również na byłego prezesa Śląska. Jeszcze we wrześniu 2024 roku Patryk Załęczny samemu sobie wystawił laurkę w mediach społecznościowych. – Po roku, w którym wykonaliśmy naprawdę solidny skok rozwojowy pod względem organizacyjnym i sportowym, chcemy ustabilizować sytuację. Utrzymać zainteresowanie kibiców i partnerów biznesowych. Wszystko po to, aby na tych solidnych fundamentach budować silną organizację i osiągać kolejne sukcesy sportowe. Gwarantuję, że wszyscy w klubie, którzy każdego dnia dokładają cegiełkę do naszego wspólnego sukcesu, będą nadal to robili, bo wiedzą, że dla was ten klub jest wyjątkowy i zawsze taki będzie – piał wtedy z zachwytu Załęczny.
Ile były warte jego przechwałki i szumne zapowiedzi, widzimy dzisiaj, gdy rozklekotany Śląsk żegna się z Ekstraklasą.
Samego Załęcznego pożegnano zaś w lutym tego roku. I raczej żaden z kibiców WKS nie wzdycha za nim z tęsknotą, mimo że początkowo działacz wypracował całkiem niezły kontakt z fanami klubu. Ale pozytywny wizerunek rozmył się wraz z nadejściem sportowego kryzysu. Załęczny kompletnie nie potrafił nim zarządzić, zresztą nie tylko od strony komunikacyjnej. Stracił kontrolę nad polityką kadrową Śląska, a proces poszukiwania następcy dla Jacka Magiery zamienił w cyrk.
Piłkarze Śląska
Zawodników wrocławskiej drużyny także nie zamierzamy rozgrzeszać, bo kilku z nich rozgrywa sezon grubo poniżej własnych możliwości. Rafał Leszczyński, Piotr Samiec-Talar, Aleks Petkow, Jehor Macenko, Serafin Szota, Sebastian Musiolik… Długo można wyliczać graczy, którzy powinni byli dać drużynie znacznie więcej.
Peter Pokorny – kolejny (nie)ciekawy przypadek. – Pogłoski o tym, że Pokorny kombinuje jak może, byle tylko nie grać w meczach Śląska, nie są nowe. W połowie kwietnia pojawiły się informacje o tym, że Pokornemu przedłuża się leczenie urazu, bo jest bliski spełnienia progu minut wymaganego do automatycznego przedłużenia umowy. Okazuje się, że w tych plotkach może być sporo prawdy. Dotarły do nas wieści o tym, co w międzyczasie robi jego agent. A co robi? Szuka swojemu podopiecznemu klubu. Można byłoby to zrozumieć, ale w środowisku mówi się, że wygląda to niezwykle groteskowo. Mianowicie potencjalni chętni są zapewniani, że Pokorny będzie dostępny za darmo, z wolnego transferu. Bez względu na to, czy Śląsk w lidze zostanie, czy też nie – informowaliśmy niedawno.
Śląsk walczy o utrzymanie, on nie pomaga. Zamiast tego szuka klubu [NEWS]
Przed znakomitą większością zawodników Śląska nie można rzecz jasna stawiać wyświechtanych zarzutów o brak waleczności czy koncentracji. Wiosną drużyna podniosła się z kolan, notując kilka naprawdę świetnych występów w Ekstraklasie. Przyzwoicie zapunktowała. No ale sezon składa się z dwóch rund. Nigdy się nie dowiemy, ile wycisnąłby z tej ekipy Ante Simundza, gdyby to on dowodził nią już jesienią. Jednak nawet jeśli przyjmiemy, że Magiera zawalił od strony taktycznej, to od dużej grupy zawodników Śląska można było oczekiwać choć odrobinę lepszej gry. Bo tego “odrobinę” w końcowym rozrachunku zabraknie do utrzymania.
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Rozbiórka, koniec projektu czy ewolucja – co czeka Jagiellonię?
- Trela: Analiza wsteczna. 80 milionów na transfery, a w Ekstraklasie rządzą starzy znajomi
- Referendum nie po myśli Podolskiego. Polityka znów hamuje Górnik Zabrze
fot. NewsPix.pl / FotoPyk