Reklama

Zero zdziwienia: Balda okazał się dyletantem. Magiera nie jest jednak jego ofiarą

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

12 listopada 2024, 13:11 • 9 min czytania 116 komentarzy

Robert Kubica „mówił”: pamiętaj, kim jesteś, George. My powiemy: pamiętaj, kim jesteś, David. David Balda był, jest i będzie czeskim bajerantem. Długo udawało mu się ukrywać za świetnymi wynikami Jacka Magiery, za kapitalną formą Erika Exposito, ale na pozoranctwie wiecznie jechać się nie da. Gdy trzeba było zrobić coś więcej, niż wygłupić się w wywiadzie, Balda poległ, próbując zastąpić Exposito losowym gościem z 3. ligi szwajcarskiej.

Zero zdziwienia: Balda okazał się dyletantem. Magiera nie jest jednak jego ofiarą

Pamiętacie jeszcze, jak David Balda puszył się, że najmądrzejszy jest ten, kto jest liderem tabeli, więc wychodzi na to, że najmądrzejszy jest on? David, mamy złą wiadomość. Na odchodne lepiej nie patrz w tabelę. Zestawienie ligowe brutalnie weryfikuje pracę Czecha we Wrocławiu i nie mogło być inaczej. Nie mogło, bo od początku ostrzegaliśmy, że ten gagatek nie ma pojęcia, co robi. Przypomnijmy, jak wyglądało CV Davida Baldy, gdy zatrudniał go Śląsk:

  • opinia o „farmazonie” prosto z Czech, sugestie z Rakowa, że jest leniem, pozorantem i wyświadcza przysługi znajomym agentom, że nie wzbudza zaufania,
  • głosy o tym, że przyłożył rękę do dużych problemów finansowych Banika Ostrawa i spadku klubu z ligi,
  • na Słowacji zasłynął ściąganiem Indonezyjczyków do Senicy i objazdówką po azjatyckich mediach, gdzie się tym przechwalał,
  • zmiana nazwiska, którą potem wytłumaczył nam: „nie chciałem mieć tego samego, które mają rodzice, nie chciałem, żeby ktoś mnie z nimi kojarzył”,
  • praca dla hurtowni i dostawców sprzętu sportowego, który oferował polskim klubom.

O tym wszystkim pisaliśmy tutaj, prześwietlając czeskiego dyletanta

Pisaliśmy to przed rokiem, piszemy i teraz. David Balda to pozorant, obiekt żartów w środowisku skautingowo-dyrektorskim, człowiek, któremu za pracę w Rakowie Częstochowa wystawiono najgorszą możliwą opinię, do niedawna przedstawiciel handlujący sprzętem treningowym dla klubów. W Śląsku niespecjalnie o to pytano, więc dostał tę robotę, a potem z nieba spadł mu Jacek Magiera, który wykręcił wynik ponad stan, do którego Czech bezczelnie się podczepił, budując swoją legendę.

To nie miało prawa się udać. Dlatego się nie udało.

Reklama

O Baldzie mówiło się, że więcej gada niż robi, że czaruje opowieściami, które nie mają pokrycia w rzeczywistości. I wiecie co? Dokładnie tak wyglądała jego kadencja w Śląsku Wrocław. Smutne tylko, że dopóki zgadzała się pozycja w tabeli, kibice WKS sami łykali bajerkę Baldy, odsądzając od czci i wiary wszystkich, którzy dostrzegali, że — raczej prędzej niż później — nie skończy się to dobrze dla Śląska.

David Balda zwolniony ze Śląska Wrocław. Czeski dyletant okazał się czeskim dyletantem

Oczywiście już od jakiegoś czasu narracja trybun była zupełnie inna, podobna do tej, którą proponowaliśmy od początku. Wiadomo było, że David Balda tego nie przetrwa, a Śląsk Wrocław, trzymając go na stanowisku, traci tylko czas. Sam Balda też zresztą połapał się, że bajerka już się nie klei i przestał udzielać się nawet na „X”, gdzie odsłaniane przez niego „kulisy” pracy dyrektora sportowego niegdyś robiły furorę.

Jedyny plus tych postów jest taki, że możemy dziś łatwo prześledzić i wypunktować rzeczy, na które Balda nabierał otoczenie. Z litości pominiemy takie wystawki do pustej, jakie zaserwował w letnim okienku transferowym — Marcina Cebulę opisał jako zawodnika mającego „problem z drobnymi kontuzjami”, Mateusza Bartolewskiego jako gościa, który odbudował się w Ruchu Chorzów, zaliczając tam solidny sezon — i przypomnimy wcześniejsze wpisy.

Pamiętacie, jak Balda poleciał do Afryki, wieszcząc, że oto buduje sieć kontaktów w Nigerii, żeby skauting Śląska sięgał tam, gdzie nikt (poza połową piłkarskiej Europy) nie sięga? Księgowa z Wrocławia pewnie pamięta, ale raczej nikt więcej, bo żadnego piłkarza z Nigerii w zespole nie zobaczyliśmy. Chociaż może to i lepiej, bo gdy Czech poszerzył poszukiwania zawodników o Wenezuelę, najbardziej ucieszyły się wrocławskie kluby, w których balował Lewuis Pena.

Mądrzejsi od nas po tym transferze podpowiadali nam, że ktoś we Wrocławiu kompletnie zwariował, bo nawet kluby MLS, które Amerykę Południową penetrują wzdłuż i wszerz, nie zaglądają do kraju ze stolicą w Caracas. Rzeczywiście, rekord transferowy Wenezueli to zawrotne 1,5 miliona euro. Niemniej to jeszcze o niczym nie świadczy, i w takich miejscach można trafić perełkę. Tyle że Pena w rodzimej lidze uzbierał jakieś 1300 minut, a skuteczność jego dryblingów wynosiła 30%. Pół roku później Lewuis wyleciał ze Śląska jako rezerwowy w rezerwach.

W ten sposób kończyło się w zasadzie każde sięganie za horyzont w wykonaniu Davida Baldy. Gdy wymyślił sobie, że Śląsk Wrocław jest jak Red Bull (tak, Balda naprawdę wymyślił, że grający stylem „dupka nisko i konterka” Śląsk to kropka w kropkę szalenie pressujący Red Bull) i trzeba ściągać stamtąd juniorów, Jacek Magiera zweryfikował jego pomysły dość brutalnie, zrzucając obydwa nabytki do trzecioligowych rezerw.

Reklama

Kiedy „odszracał” Odense BK, wyciągając stamtąd Kennetha Zohore i Alena Mustaficia, też o dziwo nie wzmocnił drużyny. Jeden z użytkowników wyłapał zresztą, że gdy prezentował piękne wykresy od kumpli 11Hacks (tych, którzy podpowiedzieli Legii Warszawa, żeby ściągnąć Jasurbeka Jaksziboewa i Joela Abu Hannę), troszkę nagiął rzeczywistość.

Owszem, mieliśmy dwa, trzy transfery Davida Baldy, które całkiem się bronią. Aleks Petkow przyczynił się do wicemistrzostwa Polski, Peter Pokorny także. Obaj byli ponad ligową średnią. Nieźle zapowiada się Sylvester Jasper, nie będziemy grillować Simeona Petrowa. Zatrważające jest jednak to, że pozostałe strzały to nie są jakieś delikatne rozczarowania, tylko klęski tak sromotne, że aż dziw bierze, że za te transfery odpowiada ten sam człowiek, który znalazł Petkowa.

  • Cameron Borthwick-Jackson – łącznie dwadzieścia cztery minuty spędzone na boisku w barwach Śląska Wrocław. Balda zachwalał jego wielką przeszłość, fakt, że wywodzi się z Manchesteru United. Okazało się jednak, że lepszego lewego obrońcę niż Borthwick-Jackson wypuścił w świat Sokół Pniewy, z którego wywodzi się Patryk Janasik, zwycięzca rywalizacji o miejsce w składzie,
  • Kenneth Zohore – człowiek, który naciskał na Erika Exposito tak dobrze, że ten rozegrał sezon życia. Wielkimi krokami jego licznik dni bez klubu zbliża się do roku, chociaż Balda zapewniał, że o Zohore pytało pół ligi (w rzeczywistości to Śląsk wydzwaniał do każdego, próbując za wszelką cenę wypchnąć go z klubu),
  • Burak Ince – mija drugi sezon, a on dalej przebija się do wyjściowego składu Śląska. Wielu zastanawiało się, jakim cudem Arminia Bielefeld oddała lekką ręką człowieka, za którego zapłaciła niemałe pieniądze. Podpytaliśmy i szybko wyszło, że Burak ciągle miewał odpały, niepowodzenia zrzucał na wszystkich dookoła i niespecjalnie dbał o to, żeby prowadzić się profesjonalnie,
  • Junior Eyamba – zwycięzca rankingu na nieszablonowy pomysł transferowy wszech czasów. Balda wykombinował, że Exposito najlepiej zastąpi facet z trzeciej ligi szwajcarskiej, który nigdy się poza tę ligę nie wychylił. Okazało się, że nie zastąpił, ale strzelił bramkę Goczałkowicom.

Doliczmy do tego wspomnianych już Mustaficia, duet z Red Bulla, Penę… W trzy okienka tak zapchać kadrę ludźmi, którzy częściej grają w rezerwach niż w jedynce, to naprawdę duża sztuka. A przecież gdzieś w tle migają jeszcze Arnau Ortiz czy Tudor Baluta, który też nie odgrywają wielkiej roli w zespole. Przecież są jeszcze kłamstewka o tym, że Nahuel w Śląsku zostanie, wciskanie kitu o szukaniu napastników, sprawa przedłużenia umowy i odejścia Karola Borysa.

W zasadzie co kilka chwil wypływało coś, co Baldę kompromitowało, ale ten trzymał się stołka aż do teraz. Niesamowite.

Jacek Magiera nie miał z Baldą łatwo, ale nie jest bez winy

Specjalnie jednak wymieniamy tylko nazwiska zagranicznych gwiazdeczek Davida Baldy, bo wszyscy dookoła wiedzą, jak to funkcjonowało. Czech mógł zaprosić na testy Michala Jerabka, zmiennika w najgorszym zespole rodzimej ekstraklasy, ale gdy przychodziło do transferów z Polski, za sznurki pociągał Jacek Magiera. I Magiery nie ma sensu rozgrzeszać czy usprawiedliwiać. Owszem, stwierdzenie, że nad sobą miał takiego dyletanta od transferów, że musiał wkroczyć do akcji i ratować sytuację, żeby jakoś zlepić kadrę, to nie przesada.

Tylko czy to usprawiedliwia dobór nazwisk i polskie pudła? Czy uczciwie będzie stwierdzić, że skoro Magiera nie dostał jakościowych piłkarzy od Baldy, to ściągnięcie Szoty, Żukowskiego, Musiolika, Cebuli czy Bartolewskiego można rozgrzeszyć, bo kogoś trzeba było podpisać?

Jacek Magiera jest współwinnym tego, że Śląska nie udało się wzmocnić. Gdy trzeba będzie kadrę posprzątać, trzeba będzie wymieść z niej także ludzi, których zaufał on sam, na których stawiał tak uparcie, jak na Szymona Lewkota w trakcie pierwszej kadencji we Wrocławiu. Jacek Magiera jest też współwinnym tego, że WKS okupuje ostatnie miejsce w stawce. Ponownie okazał się trenerem-strażakiem, którego efekt nie sięga dalej niż na jeden sezon. Nie ma sensu tłumaczyć go tym, że rok temu osiągnął wynik ponad stan, że jest ofiarą własnego sukcesu.

Nie jest, bo nie wylatuje z pracy jako trener dziewiątej drużyny w stawce, która ku złości przełożonych nie gra o kolejne mistrzostwo. Jest zwalniany jako trener, który mierzył się z niemal każdym w lidze i który na pierwsze — oraz jedyne — zwycięstwo kazał wszystkim czekać do końcówki października. Władze Śląska chyba nie oczekiwały, że będzie znów walczył o tytuł, ale nawet jeśli, to przede wszystkim nie oczekiwały, że po czternastu kolejkach będzie najgorszy w lidze.

Śląsk Wrocław w ofensywie miał do zaoferowania tylko stałe fragmenty gry. Pod każdym innym względem odstawał od ligowych rywali

Tak, to, że stracił dwóch najlepszych zawodników poprzedniego sezonu, których zastąpiono — poza Musiolikiem — trzecioligowcem ze Szwajcarii, nastolatkiem z USA i trzecioligowcem z Japonii, jest okolicznością łagodzącą słabe wyniki, ale czy do tego stopnia, że uznamy ostatnie miejsce Śląska jako pozycję oddającą jakość tej drużyny bez Exposito i Nahuela? W drużynie Magiery rozjechało się wszystko. Mało kreowała, jednocześnie pozwalając rywalom na coraz więcej.

Według „Hudl StatsBomb” tylko Radomiak dopuścił przeciwników do większej liczby strzałów z czystej pozycji (czyli mając przed sobą tylko bramkarza) niż WKS. Przypomnijmy, rok temu była to najlepsza defensywa ligi, nikt jej nie osłabił. Jacek Magiera nie jest przecież jedynym trenerem w lidze, któremu rozbierają zespół z czołowych postaci, nie jest pierwszym, który musi sobie radzić z przemodelowaniem zespołu po takich stratach. Drużyny z mniejszym budżetem, słabszą jakościowo kadrą, mają swoje pomysły, punktują lepiej.

Różnica w xG według Hudl StatsBomb wskazuje, że Śląsk słabo bronił i jeszcze słabiej atakował

Magic, jaki jest, każdy widzi, ma swoje wady. Dopóki jednak nie rysuje podopiecznym bizonów na tablicy (scenka z młodzieżówki i kuriozalna przemowa motywacyjna, która skonfundowała piłkarzy) i ma pod ręką jednostkę wybitną (Exposito) oraz trochę szczęścia, potrafi zrobić wynik w polskich realiach. Renesans Śląska był krótkim wystrzałem, ale jednak się przytrafił. I to właśnie dzięki Magierze, który praktycznie niezmienionym składem osiągnął wynik znacznie lepszy.

Gdybyśmy teraz musieli podzielić winę za kryzys Śląska procentowo, na pewno nie wyszłoby, że rozkłada się ona 50/50 pomiędzy Davida Baldę i Jacka Magierę. Na pewno jednak nie byłby to też podział 90/10. Nie po raz pierwszy Magiera okazuje się trenerskim krótkodystansowcem i nie można winić za to niecierpliwych działaczy z przerośniętą ambicją. To znaczy, nie wątpimy, że Wrocław nie prowadzi Śląska w sposób wzorcowy, ale jednak trener wylatuje pod koniec rundy, po kilku miesiącach nieudanych prób wyjścia z kryzysu.

Nie po raz pierwszy okazuje się trenerem, którego pomysł na grę skupia się na defensywie, kontrataku i poleganiu na jednym, czołowym zawodniku, który ciągnął resztę za uszy. Potrafił zbudować go mentalnie i piłkarsko, jednak nie umiał go zastąpić. Dlatego i on zasłużył na miejsce w roaście jesieni w wykonaniu Śląska.

WIĘCEJ O ŚLĄSKU WROCŁAW:

SZYMON JANCZYK

fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

116 komentarzy

Loading...