Raków bliżej swojego celu, nieznana twarz Tudora, dziwna przypadłość Brunesa i jeszcze cięższe wyzwanie za tydzień. Oto pięć szybkich wniosków po meczu Rakowa z Jagiellonią, który może okazać się przełomowy w walce o złoty medal Ekstraklasy.
1. Raków bliżej swojego celu
Przed meczem Marek Papszun stwierdził, że celem Rakowa jest na ten moment wicemistrzostwo.
– Mamy już zapewnioną grę w europejskich pucharach, a teraz pojawił się na horyzoncie drugi cel w postaci walki o wicemistrzostwo Polski i na nim się skupiamy.
Szkoleniowiec musi pękać z dumy – jego zespół przybliżył się do realizacji celu!
2. Nowa, nieznana twarz Frana Tudora: zapalnik
To pewne zaskoczenie, że tak doświadczony i inteligentny piłkarz okazał się aż takim zapalnikiem. To on ponosi największą winę za porażkę Rakowa.
Dlaczego? Już w dziewiątej minucie wyciął równo z trawą Pietuszewskiego i – jak się później okazało – spowodował jego kontuzję. Choć faul był ewidentny i kwalifikował się na mocną żółtą kartkę, Chorwat pokazywał sędziemu, że jego rywal… symulował.
No cóż, nie symulował, a dwadzieścia minut później musiał zejść z boiska, bo nie dał rady dalej grać.
#RCZJAG
Tudor ostro kasuje 16-letniego Pietuszowskiego – koniec końców młody zawodnik schodzi z boiska w późniejszym czasie.
Oby nic poważnego bo widać mega talent w ofensywnym zawodniku gości.
🟨 Dla Tudora w tej sytuacji. pic.twitter.com/Vx0UauYSPu— Powtórki, kontrowersje i analizy🟨🟧🟥. (@KiQus_) May 10, 2025
Rzut karny? Sędzia postanowił go oszczędzić i za zagranie ręką w szesnastce nie wlepił mu żadnej kary indywidualnej, a przecież na dobrą sprawę Tudor mógł wylecieć z boiska jeszcze przed przerwą.
Wiecie, jak bywa w takich sytuacjach – kiedy sędziowie okazują pobłażliwość względem zawodników, to trenerzy często – żeby nie kusić losu – automatycznie zdejmują ich z boiska. Ale Marek Papszun tego nie zrobił, tak jakby był pewny, że jeden z jego najbardziej zaufanych żołnierzy nie odstawi żadnej głupoty.
I los się na nim zemścił. Kiedy następnym razem Tudor sfaulował w okolicy szesnastki, Paweł Raczkowski od razu pobiegł do niego z żółtym kartonikiem. Akurat po tym piłkarzu nie spodziewalibyśmy się aż tak krzywych akcji.
3. Jonatan Braut Brunes nie jest mistrzem łatwych sytuacji
Kiedy schodził z boiska w 72. minucie, kręcił głową z rozczarowaniem i niedowierzaniem, ale czy kogoś ta roszada mogła dziwić? Napastnik Rakowa jest znakomity, kiedy może wyjść na prostopadłą piłkę (dziś akurat nie miał ku temu okazji), ale w bardzo łatwych sytuacjach zachowuje się niekiedy tak, jakby był nieprzytomny.
Dziś obejrzeliśmy właśnie tę jego wersję. Zaczęło się od sytuacji, kiedy mógł wcisnąć gola do pustaka po główce Svarnasa i interwencji Abramowicza, lecz zabrakło mu refleksu…
Pierwszy tego typu raz to nie jest#RCZJAG pic.twitter.com/JbxKgRyEMl
— Polski Ligowiec (@polski_ligowiec) May 10, 2025
Ale to nie wszystko. Z dwóch metrów próbował kończyć dośrodkowanie od Otieno. Może i Kenijczyk posłał ostrą, nieprzyjemną piłkę, ale żeby zrobić aż taki kiks? Brunes nawet nie był blisko, posłał piłkę w inną stronę niż bramka. Później stanął jeszcze na drodze celnego strzału Iviego Lopeza.
4. Tyle dobrego, że Raków nie udawał, iż Papszun nie komunikuje się z ławką
Zawsze śmieszy nas sytuacja, w której trener niebędący z zespołem na ławce trenerskiej po kryjomu komunikuje się z asystentami. A co tu w zasadzie ukrywać? Przecież wszyscy wiedzą, że szkoleniowcy przekazują w takich sytuacjach swoje instrukcje.
Papszun robił to dzisiaj w sposób ostentacyjny – i słusznie, bo nie ma żadnego powodu, by robić z tego dziwną tajemnicę. Usadzono go na jednej z wieżyczek, gdzie raz po raz łapał za telefon i kontaktował się z ławką, czasem w niezwykle impulsywny sposób.
Nie znam bardziej antypatycznego gościa w uniwersum polskiej piłki #RCZJAG pic.twitter.com/14UoYb87Zi
— Kubez (@kiubzz) May 10, 2025
5. Raków czeka jeszcze trudniejszy mecz
Jagiellonia dała radę, wykorzystała błędy rywala i okoliczności, ale coś nam się wydaje, że w następnej kolejce na Raków czeka jeszcze trudniejsze zadanie, mianowicie – wyjazd do Kielc.
Biorąc pod uwagę wyłącznie wiosenne mecze, kielczanie to czwarty zespół w całej w stawce pod względem punktów. Groźni są zwłaszcza u siebie, gdzie wygrali sześć na siedem spotkań. Może i nie grają już o nic, ale nie są jedną z tych ekip, które w końcówce sezonu rozkładają leżaki i plażują zamiast grać w piłkę.
Raków pamięta już zresztą, jak to jest dostać w Kielcach niezwykle ciężkie zadanie w drodze do mistrzostwa Polski.
Wtedy Medaliki miały szczęście, bo choć z Kielc wyjeżdżali bez punktów, to i tak pomogli im rywale. Wówczas jechali do stolicy świętokrzyskiego z dużą przewagą punktów, a teraz – wygląda na to – pojadą tam z nożem na gardle.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE: