Reklama

Fatalny mecz. Iga Świątek rozbita przez Coco Gauff… i samą siebie

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

01 maja 2025, 17:28 • 6 min czytania 41 komentarzy

Coco Gauff grała świetnie, owszem. Ale Iga Świątek w dużej mierze przegrała z samą sobą. Dziś w Madrycie rozgrywała bowiem katastrofalne zawody, okraszone mnóstwem błędów i niewykorzystanych sytuacji. Świątek prezentująca się na korcie tak, jak dzisiaj, mogłaby ulec nawet tenisistce z trzeciej setki rankingu. A co dopiero zawodniczce, która zmierza – kosztem właśnie Polki – po drugie miejsce w rankingu WTA.

Fatalny mecz. Iga Świątek rozbita przez Coco Gauff… i samą siebie

Dlatego Coco Igę zgniotła. Bo musiała to zrobić.

Iga Świątek przegrała z Coco Gauff w Madrycie po fatalnej grze

Wczorajszy mecz dał nadzieję

Zaimponowała Iga Świątek w starciu z Madison Keys. Mistrzyni Australian Open wygrała z nią pierwszego seta do zera – co Idze nie przydarzyło się od 2021 roku – ale tylko po to, by obudzić w ten sposób tę “właściwą” wersję polskiej tenisistki. Po powrocie na kort Świątek grała już bowiem znakomite zawody i odwróciła losy spotkania w dwóch świetnych setach, w których kilkukrotnie przełamała serwis rywalki, a sama była niezwykle pewna siebie, skuteczna i dokładna.

Czyli generalnie inna niż na ogół w tym sezonie.

Reklama

Przed meczem z Coco Gauff liczyliśmy, że Iga wejdzie w to półfinałowe starcie właśnie z taką energią i pewnością tego, że może grać na swoim najlepszym poziomie. W tym roku bowiem miała z tym problemy. Wiele meczów przegrywała, bo rywalki spychały ją do defensywy, a sama Polka nie znajdowała sposobu na wyjście z tego stanu. Ale część również z innego powodu – po prostu oddając pole przeciwniczkom własnymi błędami. W Madrycie, mimo że doszła do półfinału, jej gra była bardzo szarpana. Raz Iga prezentowała się na korcie lepiej (mecze z Keys i Lindą Noskovą), raz znacznie gorzej (Alexandra Eala i Diana Sznajder).

Mimo wszystko jednak – i to było kluczowe – grała dalej.

Ale Gauff miała być już całkowicie innym wyzwaniem. Coco może nie gra bowiem najlepszego sezonu w karierze – do tej pory, jak i Iga, nie grała jeszcze nawet w żadnym finale singlowej imprezy – ale w Madrycie wygląda naprawdę dobrze, w świetnym stylu ograła między innymi Belindę Bencic oraz Mirrę Andriejewą. W dodatku wygrała dwa ostatnie mecze z Polką – w finałach WTA w Rijadzie i przy okazji United Cup na starcie tego sezonu. W obu przypadkach dokonała tego bez straty seta.

Choć więc bilans ich bezpośrednich starć wynosi nadal 11:3 dla Igi, to wydaje się, że Coco znalazła na Świątek sposób. Dziś Amerykanka mogła więc liczyć na trzeci z rzędu triumf. Iga z kolei musiała wierzyć w to, że jej na to nie pozwoli.

Powtórka z wczoraj

Pierwsze gemy wyglądały całkiem dobrze. Iga grała pewnie, nieźle konstruowała akcje, odpowiednio reagowała na to, co proponowała na korcie Coco Gauff. Ale to tylko sam początek spotkania. A potem z każdym kolejnym gemem wyglądało to gorzej. Świątek wróciła do tego, co działo się w jej najgorszych spotkaniach z tego sezonu. Próbowała przyspieszać grę z nieprzygotowanych pozycji, źle się – co powiedział jej nawet Maciej Ryszczuk – ustawiała, nie przygotowywała odpowiednio uderzeń kończących, a uparła się na to, że będzie punkty zdobywać winnerami, zamiast – reagując na własne błędy – próbować wypracować sytuację, w której Amerykanka wyrzuci któreś z zagrań. Stąd z czasem myliła się jeszcze częściej, zwłaszcza z forehandu.

Reklama

Tymczasem po drugiej stronie kortu Coco Gauff robiła swoje. Świetnie serwowała, pewnie grała z obu stron kortu, kilka razy znakomicie skontrowała Igę – między innymi wtedy, gdy ta wyprawiała się do siatki. Wyglądało to tak, jakby każda wygrana wymiana, tylko Amerykankę napędzała. A każdy błąd Igi pozbawiał ją pewności siebie. Z czasem Polka się bowiem pohamowała, nie próbowała odważniejszych rozwiązań… a i tak popełniała błędy. Usztywniła się, a tak grając była bez szans z bardzo dokładną Coco.


Mecz zaczął się więc niemal tak, jak ten wczorajszy – od dominacji amerykańskiej tenisistki. Różnica była minimalna i objawiała się tym, że Polka wygrała gema. Jednego.

Potrzebna praca u podstaw

Nadzieję na odratowanie meczu? Jeszcze mieliśmy, dawało nam je wczorajsze spotkanie. Ale gdy Iga wyszła na drugiego seta, szybko okazało się, że nie powinniśmy jednak liczyć na to, że wydarzy się cud. Bo szybko zaczęło to funkcjonować w kategoriach właśnie cudu. Iga źle się ustawiała do większości piłek, wyrzucała właściwie każdy forehand, właściwie równie dobrze mogła by usiąść na swojej ławeczce, a Coco grać bez rywalki. Wyszłoby na dokładnie to samo.

Iga była bowiem, bądźmy w tej ocenie uczciwi i szczerzy, fatalna.

Owszem, przyzwyczailiśmy się już do tego, że jej gra w tym sezonie – o czym już wspomnieliśmy – faluje wprost niesamowicie. Że ma mecze beznadziejne, takie, w których po prostu mało co jej wychodzi. Ale jednak w każdym z tych spotkań był gem, dwa, czasem nawet trzy, które choć na moment dawały nadzieję, że Polka powalczy. Dziś – poza pierwszymi dwoma małymi partiami – nie było NIC. Absolutne zero. Żadnego punktu zaczepienia. Świątek grała jeden z najgorszych meczów w karierze. I nie chodzi nawet o wynik – ugrała dwa gemy – a o to, jak wyglądała jej postawa na korcie.


To już problem – na nasze oko – w każdej sferze tenisowego rzemiosła. Iga źle się ustawia. Nie nadąża do piłek granych przez rywalkę. Nie domyka forehandów. Podpala się. Ma problemy z przygotowaniem mentalnym, bo łatwo rozstraja się z niezłej gry, jaką przecież prezentowała na samym początku meczu. W skrócie: w przypadku takich spotkań jak to, właściwie nie ma się o co zaczepić. Owszem, Polka wciąż jest w stanie dochodzić w turniejach co najmniej do ćwierćfinałów (jeszcze nie zakończyła żadnej imprezy w tym sezonie wcześniej), ale dla niej to tak naprawdę niewiele znaczy. Jej chodzi o wygrywanie, zdobywanie trofeów.

A na razie wygląda to tak, że trzeba się cofnąć do całkowitych podstaw. Popracować nad tym, by Iga była regularna, po prostu utrzymywała piłkę w grze. Dziś przecież popełniła 28 niewymuszonych błędów, a mecz trwał ledwie 14 gemów. To katastrofalny rezultat, nie trzeba Coco Gauff po drugiej stronie siatki, żeby przy takich statystykach mecz przegrać. Lepszego gema Polka rozegrała w końcu dopiero po 11 przegranych małych partiach z rzędu – przy stanie 0:5 w II secie. Ale to już nie miało prawa niczego zmienić.

Iga na ten moment jest po prostu na tyle nieregularna i nieskuteczna, że sama sobie przeszkadza na korcie. I dopóki to się nie zmieni, o wygranie jakiegokolwiek turnieju będzie jej naprawdę trudno. O ile nie okaże się, że jest to niemożliwe.

Iga Świątek – Coco Gauff 1:6, 1:6

Czytaj więcej na Weszło:

fot. Newspix.pl

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Kibice wzruszeni po triumfie Crystal Palace. “To pieprzony surrealizm”

Antoni Figlewicz
0
Kibice wzruszeni po triumfie Crystal Palace. “To pieprzony surrealizm”
Francja

Bułka z szansą na Ligę Mistrzów. Nicea wytrzymała finisz sezonu

Antoni Figlewicz
3
Bułka z szansą na Ligę Mistrzów. Nicea wytrzymała finisz sezonu

Polecane

Ekstraklasa

Do mistrzostwa potrzeba choćby niezłej ofensywy, a Raków wciąż jej nie ma

Paweł Paczul
28
Do mistrzostwa potrzeba choćby niezłej ofensywy, a Raków wciąż jej nie ma
Ekstraklasa

Bez energii, bez wygranej. Raków stracił w Kielcach szanse na mistrzostwo?

Kamil Gapiński
111
Bez energii, bez wygranej. Raków stracił w Kielcach szanse na mistrzostwo?

Komentarze

41 komentarzy

Loading...