0-6. To bilans Igi Świątek w meczach z Jeleną Ostapenko. Łotyszka stała się dla Igi barierą nie do pokonania, a w rozpoczynającym się turnieju w Madrycie – jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem – może rzucić Polce wyzwanie po raz kolejny. Prawda jest jednak taka, że każda wielka tenisistka miała choć jedną rywalkę, która po prostu jej nie leżała. Na kim potykały się więc inne wielkie zawodniczki?
Świątek ma Ostapenko. A kogo mają inne znakomite zawodniczki?
Spis treści
- Świątek ma Ostapenko. A kogo mają inne znakomite zawodniczki?
- Świątek i jej największa rywalka. Z kim przegrywa Sabalenka?
- Pozostałe przeciwniczki Igi. Kto jest lepszy od Gauff i Rybakiny?
- A co z Jeleną Ostapenko?
- Liderki z ostatniej dekady
- Serena królową tenisowej dżungli
- Czytaj więcej o tenisie na Weszło:
Świątek i jej największa rywalka. Z kim przegrywa Sabalenka?
Iga Świątek – choć wciąż jest młodą tenisistką – ma już 15 przeciwniczek, z którymi grała co najmniej pięciokrotnie. To ważna liczba – ustaliliśmy, że pod uwagę w tym tekście bierzemy tylko rywalizacje, w których rozegrano co najmniej tyle meczów. Dlaczego? Bo wyklucza to ryzyko błędu statystycznego opartego na tym, że można było raz czy dwukrotnie trafić na rywalkę chorą czy kontuzjowaną. Pięć spotkań powinno gwarantować, że w danej rywalizacji rezultat H2H (meczów bezpośrednich) jest taki, jaki być powinien.
Jak więc radziła sobie Iga z tymi przeciwniczkami?
Na ogół – genialnie. W 12 przypadkach ma ponad 60% wygranych, z czego w siedmiu minimum 80%. Choć i tu mała uwaga – jeden z najważniejszych meczów w swojej karierze przegrała akurat z jedną z tych tenisistek. Mowa tu o Qinwen Zheng i półfinale igrzysk olimpijskich w Paryżu. Chinka ma z Igą bilans 1-7, jednak pewnie gdyby zaproponować jej odwrócenie ich rezultatów, nie zgodziłaby się na to. Straciłaby wtedy przecież olimpijskie złoto.
Ogółem z przeciwniczkami, z którymi zagrała co najmniej pięciokrotnie, tylko z dwoma nie ma pozytywnego bilansu. O Jelenie Ostapenko wiemy wszyscy. Drugą jest z kolei Jelena Rybakina (4-4), którą Iga jednak w ostatnim okresie raczej rozgryzła – od początku sezonu 2024 bilans wynosi bowiem 3-1 na korzyść Polki. Zresztą rywalek, z którymi przegrywała na początku rywalizacji jest więcej. Maria Sakkari prowadziła już ze Świątek 3-0, a aktualnie jest 3-4 z perspektywy Greczynki. Igę w pierwszym starciu ogrywały Karolina Muchova czy Wiktoria Azarenka, korzystając z tego, że Świątek była młodą, niedoświadczoną zawodniczką. Dziś obie przegrywają 1-4.
Rywalizację ze Świątek od przewagi zaczęła też Aryna Sabalenka. Ale z 1-0 w 2022 roku szybko zrobiło się 1-4 i dopiero w finałach WTA w tamtym sezonie Białorusinka zapracowała na swój drugi triumf. Aktualnie jest jednak 8-4 dla Polki. I to dla Aryny najgorsze zestawienie pod względem liczby przegranych, ale nie procentowo. O dziwo ma bowiem trzy rywalki, z którymi radzi sobie gorzej od Igi, a ogółem na minusie – przypomnijmy po raz ostatni: wszystkie statystyki podajemy z tych rywalizacji, w których rozegrano CO NAJMNIEJ pięć meczów na poziomie WTA – jest aż z siedmioma:
- Coco Gauff (4-5, 44,4% wygranych Sabalenki);
- Petra Kvitova i Simona Halep (2-3, 40% wygranych Sabalenki);
- Iga Świątek (4-8, 33,3% wygranych Sabalenki);
- Amanda Anisimova i Kiki Bertens (obie 2-5, 28,6% wygranych Sabalenki)
- Donna Vekić (2-6, 25% wygranych Sabalenki).
Ostatni jak do tej pory pojedynek Vekic z Sabalenką, z sensacyjnym 6:0 w trzecim secie.
Zaskakujące są zwłaszcza trzy ostatnie, wydaje się, że po prostu są to zawodniczki, których gra Arynie nie leży. I Bertens, i Vekić kochają linię końcową, znakomicie się, po niej poruszają, doskonale bronią, ale dysponują też sporą mocą zagrań. Ogółem potrafią więc zmusić rywalki a to do błędu, a to do odegrania krótszej piłki, z której same zagrają winnera. Anisimova nieco gorzej radzi sobie z obroną, za to potrafi grać jeszcze mocniej, nie dając się zepchnąć Sabalence do defensywy. Innymi słowy: jest w stanie odpowiedzieć Białorusince równie potężnymi zagraniami, co te, które proponuje Aryna.
I to, jak widać, działa.
Pozostałe przeciwniczki Igi. Kto jest lepszy od Gauff i Rybakiny?
A jak na tle dwóch wielkich rywalek wypada Coco Gauff? Cóż, o ile z Aryną Sabalenką ma minimalnie dodatni bilans, o tyle Iga Świątek dość regularnie spuszczała jej łomot i w tej chwili w 14 pojedynkach (swoją drogą z nikim Polka nie grała częściej) Coco ma trzy wygrane, co przekłada się na 21,4% trimfów. Ale nie tylko z Igą Amerykanka jest na minusie. Często pokonywały ją też Paula Badosa (3-4, 42,9% wygranych) oraz Jessica Pegula (2-4, 33,3%).
I właściwie trudno tu wskazać konkretną zasadę. Ot, Coco po prostu ma przeciwniczki, z którymi sobie nie radzi. Badosa, wiadomo, dysponuje sporą mocą zagrań. Pegula jest bardziej doświadczona i dobrze zna słabe strony Gauff, koleżanki nie tylko z kadry, ale i z deblowej – zresztą utytułowanej – pary. No a Iga początkowo idealnie potrafiła wykorzystać wszystkie problemy w grze Coco – jak jej niepewny backhand. Plus Amerykanka zaczęła grać na najwyższym poziomie w bardzo młodym wieku, nie dziwota, że na początku z najlepszymi tenisistkami regularnie przegrywała.

Coco Gauff i Iga Świątek po zeszłorocznym półfinale Roland Garros. Fot. Newspix
Przez dłuższy okres rywalką dla Igi była też Jelena Rybakina i w sumie – jak już wspomnieliśmy – ich bilans sugeruje, że nadal powinna nią pozostać, nawet jeśli spuściła z tonu. Polka z Kazaszką idzie na remis (4-4), a które rywalki potrafiły sobie z Rybakiną poradzić?
Przede wszystkim Aryna Sabalenka. Obie rozegrały 10 spotkań i sześciokrotnie lepsza była Białorusinka (w tym w najważniejszym z tych meczów – finale Australian Open 2023). Ale nie tylko ona potrafiła regularnie Jelenę karcić. Zrobiły to też Madison Keys i Jasmine Paolini, obie pokonywały ją trzykrotnie, a dwa razy lepsza była Rybakina. Jednak zawodniczką, która procentowo wypada najlepiej przeciwko Jelenie jest… Ludmiła Samsonowa.
Rosjanka wygrała z reprezentantką Kazachstanu czterokrotnie, a uległa jej raz – akurat w ich ostatnim starciu (Rybakina ma więc 20% wygranych w tej rywalizacji). Kolejny raz przekonujemy się więc, że najgroźniejszą przeciwniczką dla zawodniczki z topu, może być rywalka nie równorzędna, a ta z miejsc 20-30. Rosjanka w momentach, w których pokonywała Jeleną była w końcu na 52., 30., 18. i 22. miejscu na świecie.
Rybakina przy tych samych okazjach zajmowała następujące pozycje: 19., 22., 3. i 5. Zawsze była więc wyżej, ale wszystkie te starcia przegrała.
Cóż, tak to już w tenisie po prostu bywa.
A co z Jeleną Ostapenko?
Tenisistki mają więc rywalki, które im nie leżą, albo takie, które leżą wyjątkowo. Dla Jeleny Ostapenko tą drugą jest Iga Świątek. A pierwszą? Zdecydowanie Wiktoria Azarenka, z którą Łotyszka do niedawna miała dokładnie taki sam bilans, jak z Igą… tyle że w drugą stronę. Jelena nigdy bowiem nie znalazła sposobu na Białorusinkę, a mierzyła się z nią pięciokrotnie – w tym aż trzykrotnie na początku poprzedniego sezonu, gdy Wiktoria z rzadka prezentowała taki poziom jak przed laty.
A mimo tego Jelena jej nie ograła. Ale rywalek, z którymi po rozegraniu co najmniej pięciu spotkań ma ujemny bilans meczów, jest więcej. Wygląda to tak:
- Ons Jabeur (3-4, 42,9% wygranych Ostapenko);
- Petra Kvitova (4-6, 40% wygranych Ostapenko);
- Jelena Rybakina, Alize Cornet, Jessica Pegula, Garbine Muguruza i Jennifer Brady (wszystkie 2-3, 40% wygranych Ostapenko);
- Madison Keys (2-4, 33,3% wygranych Ostapenko);
- Anett Kontaveit (1-4, 20% wygranych Ostapenko).
Razem z Azarenką – 10 zawodniczek. Sporo, zważywszy na fakt, że Jelena to mistrzyni wielkoszlemowa, a lepsze bilanse z nią ma aż pięć tenisistek, które tego mistrzostwa nigdy nie zdobyły. Powstaje więc oczywiste pytanie: czemu akurat z Igą Ostapenko jest tak znakomita? Cóż, to znów starcie stylów. Jelena po prostu idealnie jest w stanie zniwelować każdy atut Igi, a do tego wykorzystać jej słabości.
W tym choćby serwis Polki. Ten nie wygrywa sam punktów… choć Świątek jest jedną z najlepszych – a bywało, że i najlepszą – tenisistką w tourze pod kątem wygrywania wymian przy swoim podaniu. Ale z Jeleną jest zupełnie inaczej, bo ta atakuje i pierwsze, i drugie podanie Igi. Polka o tym wie, stara się zagrywać dokładniej, a przez to rzadziej trafia pierwszym serwisem. Łotyszka skraca też właściwie każdą wymianę, bo nie chce biegać – wiedząc, że to jej słabsza strona – i woli zaryzykować. Jeśli trafi – rywalce z miejsca jest trudniej. A z Igą trafia często.
Efekt jest taki, że Polka nie może grać swojej gry. I ma do wyboru: albo zmienić styl i zaskoczyć Jelenę, albo spróbować pokonać ją na jej warunkach. Pierwsze często okazuje się niemożliwe. W drugim na razie Łotyszce nie dorównała. Możliwe jednak, że w końcu to zrobi – tak było choćby w rywalizacjach z Marią Sakkari czy Jeleną Rybakiną. Tam też nie zmieniała stylu, a po prostu podciągnęła się w swojej grze i w końcu zaczęła wygrywać.
Jeden triumf może tu dużo zmienić, również pod kątem psychicznym, po prostu. Na razie jednak faktem pozostaje, że prowadzenie w H2H 6-0 z jedną z najlepszych tenisistek w historii (bo Iga już w tym gronie najzwyczajniej w świecie ma miejsce) to ewenement. Zresztą możemy przeanalizować to, jak prezentują się zawodniczki, które szczyty formy miały dawniej.
Liderki z ostatniej dekady
Spójrzmy więc – ale już bardziej pobieżnie – na zawodniczki, które przewodziły rankingowi od 2016 roku (gdy z tronu zeszła Serena Williams), aż do 2022 (gdy na szczyt wspięła się Iga Świątek). Nie będziemy tu analizować każdej jednej rywalizacji, ale wyciągniemy kilka wniosków.
Przede wszystkim taki, że nie ma zawodniczek bezbłędnych. Najbliżej tego miana była Ashleight Barty, ale i u niej znalazła się rywalka, która była w stanie dać jej ujemny bilans meczów. Jest nią Elina Switolina. Ukrainka pięciokrotnie pokonała Australijkę, przy trzech porażkach. Co ciekawe Switolina wyrasta na tenisistkę, której brak tytułu wielkoszlemowego – a nawet miejsca w jakimkolwiek finale – to zaskoczenie.
Elina ma też bowiem lepszy bilans z Simoną Halep (6-5), Garbine Muguruzą (8-5) i Angelique Kerber (9-6), a z Karoliną Pliskovą jest na równo (5-5). Z Naomi Osaką z kolei przegrywa, ale minimalnie (3-4). I dopiero Aryna Sabalenka (4-1) oraz Iga Świątek (3-1) były w stanie Elinę w miarę regularnie pokonywać. Ale z liderkami rankingu z lat 2016-2022 Switolina radziła sobie po prostu fantastycznie. Jej łączny bilans w tych meczach to 36-28.

Elina Switolina. Fot. Newspix
Co więc nam to mówi? Że wygrać największe turnieje jest po prostu niezwykle trudno, a umiejętność pokonywania najgroźniejszych rywalek to tylko jedna składowa wybitnej tenisistki.
Wróćmy jednak do byłych liderek samych w sobie. Zauważymy bowiem, że niektóre z nich potrafiły porządnie oberwać od swoich przeciwniczek. Na przykład Angelique Kerber grała 11 razy z Wiktorią Azarenką (zresztą w przeszłości również numerem jeden na świecie) i przegrała 10 z tych spotkań. To 9,1% wygranych. Karolina Pliskova nie radziła sobie z Simoną Halep (4-8, 33,3%), a Garbine Muguruza – dla równowagi – z Pliskovą (2-9, 18,2 %) i Petrą Kvitovą (1-6, 14,3%).
To tylko kilka przykładów, nie wspominamy tu każdego ujemnego H2H tych zawodniczek (choć niektóre pewnie warto, do najbardziej „urokliwych” możemy zaliczyć fakt, że Karolina Pliskova ma ujemny bilans – 4-5 – z siostrą, Kristyną, której kariera w żaden sposób nie może się równać z dokonaniami Karo, bo najwyżej w rankingu była na 35. miejscu w rankingu WTA). Z tych, które na pewno warto jeszcze przytoczyć zostało jedno – Simona Halep która z rzadka potrafiła pokonać Serenę Williams (2-10, 16,7%).
Ale czy to kogoś dziwi? W końcu sama Williams właściwie nie dawała się ogrywać żadnej rywalce.
Serena królową tenisowej dżungli
Ujemne H2H mają z nią w końcu wszystkie najlepsze tenisistki z jej epoki. Kim Clijsters przegrywa 2-7. Justine Henin – prawdopodobnie największa rywalka Sereny – 6-8 (ale, co trzeba zaznaczyć, Belgijka prowadzi 4-3 w wielkoszlemowych starciach). No i jest jeszcze Maria Szarapowa, czyli tenisistka, która wygrała dwa pierwsze mecze z Sereną i wszędzie pisano o tym, że Amerykance trafiła się nowa wielka przeciwniczka.
Jak skończyła się ich rywalizacja? Wynikiem 20-2 dla Williams.
Ale nawet Serena nie ustrzegła się negatywnego bilansu. Przy co najmniej pięciu rozegranych meczach jest bowiem jedna tenisistka, która zdołała się jej oprzeć. I tu zagadka dla was: wiecie, która to? Podpowiemy, że mowa o tenisistce, która przez lata była w ścisłej czołówce światowego tenisa, żadnej rywalce z niższych miejsc rankingowych. Dajcie sobie chwilę, a potem przejdźcie pod poniższe zdjęcie.

Serena Williams. Fot. Newspix
Otóż odpowiedź to Arantxa Sanchez-Vicario. Choć wypada dodać, że Hiszpanka skorzystała na tym, że jest o dziesięć lat starsza od Sereny i pierwsze cztery wygrane odniosła, gdy Williams była jeszcze niepełnoletnia. Innymi słowy: odkąd skończyła 18 lat, Serena nie ma ujemnego bilansu z nikim, z kim rozegrała co najmniej pięć spotkań. Aczkolwiek, gdyby zagrały jeszcze jeden mecz, miałaby taki z Naomi Osaką, z którą zagrała czterokrotnie i przegrała trzy spotkania.
Ale zasady to zasady. Pięć meczów minimum. Tej rywalizacji więc nie liczymy.
Na koniec powtórzmy to, co napisaliśmy już kilkukrotnie: nie ma tenisistek bezbłędnych. I choć 0-6 to wielki wymiar kary, szczególnie dla pięciokrotnej mistrzyni wielkoszlemowej, to w historii tenisa znajdziemy podobne wyniki u zawodniczek z topu. A Iga przecież ma jeszcze czas, by ten bilans z Jeleną Ostapenko poprawić i możliwe, że w końcu to zrobi.
A nawet jeśli nie, to mieć ujemny bilans z jedną rywalką, kosztem pozytywnych z innymi najgroźniejszymi przeciwniczkami – to chyba nie taki zły układ, prawda?
Czytaj więcej o tenisie na Weszło:
- Co za występ Polaka! Wygrał turniej i pokonał mistrza wielkoszlemowego
- Kiedyś to były czasy? Nie, w naszym tenisie czasy są teraz [KOMENTARZ]
- Gerard Pique znów chce reformować tenis. Ale czy powinien?
SEBASTIAN WARZECHA
Fot. Newspix