Reklama

Druga wygrana! Polscy hokeiści o krok bliżej powrotu do Elity

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

28 kwietnia 2025, 18:04 • 4 min czytania 7 komentarzy

W zeszłym sezonie po raz pierwszy od lat nasi hokeiści zagrali w mistrzostwach świata Elity. Choć nie udało się im utrzymać, pozostawili po sobie niezłe wrażenie. W tym roku starają się tam wrócić i, jak na razie, zmierzają w dobrą stronę. Po wczorajszej wygranej z Rumunią, dziś pokonali Japonię. Nie obyło się jednak bez problemów, bo Japończycy postawili się Biało-Czerwonym.

Druga wygrana! Polscy hokeiści o krok bliżej powrotu do Elity

Hokejowa reprezentacja Polski lepsza od Japonii

Co prawda mistrzostwa zaczęliśmy od meczów z ekipami, które należało pokonać. Rumuni to w końcu ekipa stojąca na niższym poziomie od obecnej kadry Polski, z kolei Japonia w zeszłym roku ledwie się w dywizji 1A utrzymała, o punkt wyprzedzając ostatnią Koreę Południową. W takich spotkaniach celem jest po prostu uniknięcie wpadek. Coś wiedzą o tym Włosi, jedni z faworytów do awansu, którzy z beniaminkiem – a więc Ukrainą – przegrali dziś po dogrywce i stracili cenne dwa punkty.

Polacy jak na razie są bezbłędni, ale trzeba przyznać, że Japonia – która wczoraj przegrała 1:4 z Włochami – postawiła im twarde warunki.

Od początku Japończycy polowali na błędy Polaków, jednak nawet gdy te się przytrafiały, nie potrafili ich wykorzystać. Mowa tu choćby o dwóch okresach gry w przewadze, gdy na ławce kar znaleźli się odpowiednio Krystian Dziubiński i Paweł Zygmunt. Polacy z grą o jednego zawodnika mniej sobie poradzili, nie dopuszczając do żadnej przesadnie groźnej sytuacji. Choć miały one swoje odbicie w statystykach – w strzałach po pierwszej tercji było bowiem 11:8 dla naszych rywali.

Ale liczyła się nie tylko liczba strzałów, ale też ich jakość. A w tym lepsi byli Polacy, bo to w pierwszej tercji zdobyli bramki, które ostatecznie miały rozstrzygnąć o losach meczu. Najpierw, w 7. minucie, Olaf Bizacki dostał krążek po podaniu Dominika Pasia i uderzył potężnie spod niebieskiej linii. Issa Otsuka, bramkarz Japonii, był tym kompletnie zaskoczony i strzał przepuścił. Druga bramka padła na sam koniec tercji. Po świetnej akcji kluczowe podanie znów zanotował Paś, a do siatki trafił tym razem Patryk Krężołek.

Reklama

Po pierwszej części gry było więc 2:0. I ten wynik utrzymał się… niemal do końca.

Drugą tercję świetnie zaczęli Polacy, ale nie potrafili wykorzystać ani przewagi optycznej, ani tej faktycznej – gdy Japończycy byli odsyłani na ławkę kar. Po ich odbyciu ekipa z Kraju Kwitnącej Wiśni podniosła poziom swojej gry, ale też zaczęła prowokować naszych reprezentantów. Najpierw mocno jednego z Polaków zaatakował Kohei Sato i dostał dwie minuty. Potem starli się Yusei Oto i Mateusz Gościński, ale szybko zainterweniowali sędziowie. Widać było, że to strategia Japończyków na wybicie nas z rytmu.

Co najgorsze – działała. Polacy zaczęli gubić się w defensywie, ale pomogło nam szczęście i nieskuteczność rywali. Obie te rzeczy sprawiły, że w rubryce straconych goli po drugiej tercji wciąż widniało u nas zero. I tak też było przez niemal całą trzecią część spotkania. Na sześć sekund przed końcem Japończycy znaleźli bowiem drogę do naszej siatki – wykorzystując grę w przewadze po ściągnięciu bramkarza – gdy trafił Yuto Osawa. Ale że czasu już właściwie nie było, no to bramki wyrównującej zdobyć im się nie udało. A to w tym wszystkim najważniejsze.

Tym samym Biało-Czerwoni po dwóch meczach mają komplet oczek na koncie. Kolejny mecz na mistrzostwach rozegrają za to w środę o 15:00. I tu już taryfy ulgowej na pewno nie będzie. Rywalami Polaków będą wówczas Włosi, a potem naszych reprezentantów czeka mecz z Ukrainą – z obiema tymi ekipami graliśmy zresztą niedawno sparingi i w obu przypadkach jeden przegraliśmy, a drugi wygraliśmy.

Kończyć mistrzostwa będą z kolei 3 maja rywalizacją z Wielką Brytanią, a więc drugim ze spadkowiczów z Elity.

Polska – Japonia 2:1 (2:0, 0:0, 0:1)

1:0 – Bizacki 7′
2:0 – Krężołek 20′
2:1 – Osawa 60′

Czytaj więcej na Weszło:

Fot. Newspix

Reklama

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Sporty zimowe

Komentarze

7 komentarzy

Loading...