Reklama

Geniusze, rywale, wrogowie i przyjaciele. O zmaganiach Prosta z Senną

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

21 kwietnia 2025, 17:12 • 16 min czytania 13 komentarzy

Jeden był wybitny w tym, jak mało błędów popełniał. Zawsze skoncentrowany, genialnie kontrolujący sytuację na torze i właściwie nie mający słabych stron. Drugi? Drugi był być może najlepszym kierowcą w historii F1, pod kątem tego, co potrafił wyczyniać za kółkiem. Ale brak mu było opanowania, zawsze jeździł na maksa. I przez to często tracił punkty. Różnili się też pod wieloma innymi względami. I może dlatego stworzyli najwspanialszą rywalizację, jaką widziała Formuła 1. Zwłaszcza przez dwa lata, gdy… byli partnerami z zespołu. Ayrton Senna i Alain Prost jeździli po prostu genialnie.

Geniusze, rywale, wrogowie i przyjaciele. O zmaganiach Prosta z Senną

Senna i Prost, czyli najlepsza rywalizacja w historii Formuły 1

Czy to możliwe, być równymi? – zapytał Alain Prost w trakcie jednej z konferencji prasowych.

Nie, zwycięzca może być tylko jeden – odpowiedział jego zespołowy kolega, Ayrton Senna.

Brazylijczyk zawsze postępował według tej zasady. Nie interesowało go dzielenie się triumfami, chciał pokonać każdego. A już szczególnie Prosta. Jak stwierdził potem Francuz – dla Ayrtona to było głównym źródłem motywacji. Nie wygrane same w sobie, nie mistrzostwo. Chciał być lepszy od Alaina, bo Alain był w tamtym okresie człowiekiem do pokonania. Senna był gotów zrobić wszystko, by rywalowi uciec.

Wszystko.

Reklama

Czasem się go bałem – przyznawał nawet Prost. On zawsze starał się jeździć tak, by wygrywać, ale jednak bezpiecznie. Dopiero Senna popchnął go do tego, by nieco zmienić tę zasadę. Ale i tak nigdy nie szalał tak jak Brazylijczyk. Ten dla wygranej z Francuzem był gotów zrobić właściwie wszystko. I może dlatego ich rywalizacja była tak wspaniała. A dwa lata, które spędzili wspólnie w McLarenie, stanowią jej absolutny szczyt.

I choć był w jej trakcie moment, gdy obaj się wręcz nienawidzili, to na koniec przyszedł pokój. A po latach Alain Prost mówił:

Gdy Ayrton zginął, poczułem się, jakby umarła też część mnie, bo nasze kariery były tak połączone.

„Nie wiedziałem, jak dobry jest”

To był rok 1984. Co prawda Ayrton Senna trafił do F1 już o sezon wcześniej, ale wtedy tylko w roli kierowcy testowego dla kilku różnych teamów. W ten sposób – i występami czy to w kartingu, czy w niższych seriach wyścigowych – zapracował sobie na fotel w królowej motorsportu. Postawiła na niego stosunkowo mała i skromna ekipa – Toleman. Jej bolid był tak zawodny, jak tylko mógł być – już w debiucie (i to w ojczystym Rio de Janeiro) Ayrton Senna po ośmiu okrążeniach musiał odpuścić dalsze ściganie z powodu defektu silnika.

Ale gdy bolid akurat się spisywał, Brazylijczyk wyczyniał w nim cuda. Na sześć wyścigów, które ukończył, punktował w pięciu (a punkty dostawało wtedy TOP 6 klasyfikacji danego Grand Prix), trzykrotnie stając przy tym na podium. Jego talent pokonywał wszelkie przeciwności.

Reklama

Alain Prost w tym samym czasie miał już zbudowaną reputację. W F1 zadebiutował w 1980 roku w teamie McLarena. Bolid tej ekipy był jednak wówczas słaby, a Prost zdobył ledwie pięć punktów. Przeszedł więc do rodzimego zespołu i kolejne trzy lata przejeździł w barwach Renault. Nie były to jednak przesadnie dobre sezony, bo francuska ekipa przeżywała różne zawirowania. Dopiero w ostatnim z nich Prost realnie walczył o mistrzostwo. Pokonał go jednak – o dwa punkty – jeżdżący dla Brabhama Nelson Piquet.

Z Brazylijczykami Alain Prost miał więc problemy jeszcze przed Ayrtonem.

W 1984 roku – tym samym, który przyniósł debiut Senny – Prost znów przegrał mistrzostwo. O… pół punktu. Lepszy od niego okazał się Niki Lauda, czyli jego zespołowy kolega z McLarena, do którego Francuz wrócił. I głównie dlatego Francuz niespecjalnie się tą porażką przejmował. – Oczywiście, że to był trudny moment, ale moja relacja z Laudą była jak marzenie. Wiele się od niego nauczyłem. Dlatego nigdy nie byłem tym rozczarowany czy przygnębiony – wspominał.

Niki Lauda, Alain Prost i Nigel Mansell

Jedno z GP, w których triumfował Prost. Od lewej: Niki Lauda, Alain Prost i Nigel Mansell. 

Nas w roku 1984 interesuje jednak szczególnie relacja Prosta z Senną. A ta zaczęła się jeszcze przed startem rywalizacji.

Poznałem go na otwarciu nowego Nürburgringu [tor wyścigowy w Niemczech – przyp. red.]. Zorganizowano wtedy wyścig dla kierowców F1, ale w normalnych autach Mercedesa. Zabrałem go tam z lotniska i dobrze się dogadywaliśmy. A potem przyszedł wyścig. Objąłem prowadzenie, a pół okrążenia później… wypchnął mnie z toru! Więc to był dobry początek… – wspominał Prost, trochę ze śmiechem, a trochę na poważnie.

O Sennie wtedy myślał jednak przede wszystkim pod jednym kątem – niewiarygodnego talentu Ayrtona. Już wówczas dostrzegał jednak, że Brazylijczyk jeździ po swojemu, nieważne, co działoby się na torze. – Miał własny zestaw zasad, w które wierzył. Był bardzo religijny, często mówił o potrzebie bycia szczerym, o swojej edukacji, dorastaniu i tak dalej. Czasem myślałem, że nie współgra to z tym, jak zachowuje się na torze, ale on uważał, że zawsze ma rację.

W tamtym sezonie do historii przeszedł w dużej mierze jeden wyścig. Grand Prix Monako. Tor w księstwie wkrótce miał stać się obiektem, którym do reszty zawładnie Ayrton, a wtedy dostaliśmy tego pierwszy poważny dowód. Brazylijczyk w kwalifikacjach wylądował na 13. miejscu, Prost zajął miejsce w pierwszej linii. Start wyścigu z kolei opóźnił się o 45 minut z powodu ulewy, która przeszła wówczas nad Monte Carlo. Warunki na torze były po niej niezwykle trudne.

Ale Senna – o czym wszyscy dowiedzieli się właśnie wtedy – na mokrym asfalcie był absolutnie najlepszy. Nikt nie mógł się z nim w tej materii równać.

Ruszył więc i… już na pierwszym kółku wyprzedził czterech rywali. Na piętnastym okrążeniu był tuż za podium. Łatwość, z jaką wyprzedzał, kolejnych przeciwników, była wręcz niewyobrażalna. Tym bardziej, że na mokrym torze gubili się nawet najwięksi – w tym Nigel Mansell, który gdy stracił przyczepność, akurat liderował w wyścigu. Prost w tamtym momencie został samotnym liderem, miał ponad 30 sekund przewagi nad Nikim Laudą. A wkrótce – nad Ayrtonem Senną, bo Austriak broniąc się przed atakami młodego rywala popełnił błąd i wypadł z toru.

Senna tymczasem zaczął odrabiać straty. Średnio po dwie sekundy na okrążenie, bywało nawet, że trzy. Prost widział, że zwycięstwo zaczyna wymykać mu się z rąk i przy każdym mijaniu boksów machał do sędziów, by ci przerwali wyścig z powodu warunków. Jacky Ickx, dyrektor wyścigu, wreszcie zgodził się z opinią Francuza. Senna nie zauważył jednak flag i gdy Prost się zatrzymał, on pojechał dalej, myśląc, że wyprzedził rywala. Gdy na kolejnym kółku dostrzegł flagę w szachownicę, był przekonany, że wygrał. Jak było naprawdę – powiedziano mu dopiero, gdy wyszedł z bolidu.

Ale i tak się cieszył. To było jego pierwsze podium w karierze. I zwiastun zarówno wielkości Ayrtona, jak i niesamowitej rywalizacji między nim, a Alainem Prostem, który nawet wtedy nie był jeszcze pewien, jak wielką klasą dysponuje jego nowy rywal:

Nie wiedziałem, jak dobry jest. Trudno jest określić czyjeś możliwości, dopóki nie siedzicie w tym samym samochodzie. Oczywiście, widziałem go przy wielu okazjach. W Monako w 1984 roku, ale tam miał w samochodzie inne hamulce niż reszta stawki. Gdy temperatura spadła, mój bolid stał się niemal nie do opanowania. W Estoril rok później, kiedy wygrał, jechał świetnie, ale nie miałem okazji z nim rywalizować, bo przyblokował mnie Elio de Angelis, którego nie mogłem wyprzedzić. Gdy Ayrton wygrywał pole position z Renault, miał najlepszy silnik w stawce, jeśli o kwalifikacje chodzi. Dlatego dopiero w 1988 roku zrozumiałem, jak dobry jest.

Prost stawia na Sennę. I zapewnia sobie rywala

Kolejne lata biegły torem, który dało się przewidzieć. W 1985 roku Alain Prost szedł po swoje i z wielką przewagą wygrał mistrzostwo, z kolei Senna – który przeszedł do Lotus-Renault – nieco męczył się z autem i zajął czwarte miejsce. W kolejnym sezonie na Prosta naciskali Nigel Mansell i Nelson Piquet, ale Francuz obronił się i zdobył mistrzostwo wyprzedzając Brytyjczyka o dwa punkty, a Brazylijczyka o trzy. Senna znów był czwarty. Rok 1987 przyniósł problemy McLarena, które wykorzystał Piquet, zdobywając tym samym swoje trzecie (i ostatnie) mistrzostwo świata. Drugi był Mansell, a na podium wreszcie wkradł się też Senna.

Ten ostatni po sezonie przeszedł do McLarena. W dużej mierze za sprawą… Prosta.

Nie żałuję tego, choć uważam, że popełniłem błąd – mówił Alain po latach. – Wtedy do McLarena mógł przyjść Ayrton, a mógł też Nelson Piquet. Powiedziałem Ronowi [Dennisowi, szefowi zespołu – przyp. red.], żeby postawił na Ayrtona, bo jest bardziej utalentowanym kierowcą. Tak naprawdę mogłem zablokować przyjście Senny.

Przez rok 1988 obaj wielcy kierowcy przeszli jeszcze stosunkowo gładko, choć trafiły się momenty, które świadczyły o tym, że czeka nas zacięta rywalizacja. Już na przedsezonowych testach w Rio Prost dostrzegł, że Senna absolutnie nie ma zamiaru cieszyć się jazdą i jeśli wsiada do bolidu, to nawet wtedy wszystko robi na sto procent. Brazylijczyk bardzo zdenerwował się na przykład, gdy Alain – który chciał nieco się z nim w ten sposób zabawić – przeciągał wyjście z bolidu, po zjechaniu do boksu.

Gdy przyszło jednak do ścigania, obaj rywalizowali na w miarę (do tego jeszcze przejdziemy) równych warunkach. Ale tylko ze sobą. Reszta stawki musiała bowiem oglądać tyły ich bolidów. Na 16 Grand Prix kierowcy McLarena wygrali… 15! Jeden jedyny wyścig, który padł łupem innego kierowcy, to Grand Prix Wielkiej Brytanii, wygrane przez Gerharda Bergera. Poza tym osiem razy triumfował Senna, siedmiokrotnie Prost.

I teraz pora opowiedzieć o paradoksie ówczesnych przepisów.

W ciągu całego sezonu znacznie więcej punktów zdobył bowiem Prost (105 do 94), który – jak to on – rzadziej popełniał błędy i był niezwykle regularny. Ale ówczesny regulamin przewidywał, że do klasyfikacji kierowców liczyć będzie się 11 najlepszych wyników danego zawodnika. Stąd wszelkie wpadki Senny tak naprawdę nie miały znaczenia. Na koniec odpadła mu bowiem dyskwalifikacja w Brazylii czy 10. miejsce we Włoszech, a także dwa inne finisze poza podium.

I to on zgarnął mistrzostwo, wygrywając 90 do 87 oczek. Finalnie trzeba jednak przyznać, że zrobił to w wielkim stylu. W przedostatnim Grand Prix Sezonu – w Japonii – jego bolid nie odpalił na starcie, przez co musiał przedzierać się z połowy drugiej dziesiątki. A mimo tego wygrał tamten wyścig. I właściwie mógł świętować.

Prost też nie był jednak przesadnie smutny. – Cieszyłem się z powodu zespołu. Byliśmy pierwsi i drudzy w mistrzostwach, triumfowaliśmy w klasyfikacji konstruktorów. Nie denerwowało mnie, że sam nie zostałem mistrzem – miałem już przecież dwa takie tytuły – wspominał. Zresztą wielokrotnie podkreślał też, że po prostu kochał McLarena. Stąd tak cieszyło go mistrzostwo zespołu.

A jego relacja z Senną?

Bardzo dobra. W sumie był tylko jeden problem – w czasie wyścigu w Estoril – mówił. Chodziło mu o manewr, w trakcie którego Senna odbił w stronę wyprzedzającego go bolidu Francuza, a ten znalazł się przez to niebezpiecznie blisko ściany, dosłownie 10, może 15 centymetrów od niej. – To było bardzo niebezpieczne. Byłem o to zły. Naprawdę myślałem w tamtym momencie, że czeka mnie groźna kraksa, szczególnie, że za nami jechała cała reszta bolidów. Powiedziałem mu o tym, a on mnie przeprosił. Poza tą jedną sytuacją nasz pierwszy wspólny rok był całkiem dobry.

To miało się zmienić.

Koniec współpracy. Czas na wojnę

Przed sezonem 1989 – choć wtedy tego nie przyznawał – Alain Prost był zaniepokojony związkami Ayrtona Senny z Hondą, Zresztą już w poprzednim sezonie nieco to Brazylijczykowi pomagało. Honda dbała bowiem o „swojego” kierowcę i jego bolid, a przez to dbać też musiał McLaren, który od japońskiego producenta otrzymywał jednostki napędowe.

Nigdy nie rozumiałem, czemu Honda aż tak brała jego stronę. Nie sądzę, by była to kwestia brazylijskiego czy francuskiego rynku, raczej była to bardziej ludzka rzecz. Dam przykład: już w 1988 roku pozwolono nam na jazdę z turbo. Poprosiłem o konkretne zmiany w silniku, które dobrze pasowałoby do mojego stylu jazdy. Pracowaliśmy nad nimi jakieś dwa dni. Na końcu byłem bardzo zadowolony, ale na początku kolejnego wyścigu zmiany nie były zaimplementowane do mojego silnika – wspominał Prost.

Dodawał też, że Nobuhiko Kawamoto, późniejszy prezes Hondy, przyznał mu przed sezonem 1989, że faktycznie promowali oni Sennę. Dlaczego? – Bo on był bardziej samurajem, a ty komputerem. Inżynierowie woleli jego – usłyszał Prost. I w sumie… zrozumiał. Ba, nawet ucieszył się, że już wie, o co chodziło. Równocześnie jednak wiedział, że tak nie powinno to wyglądać, a obaj kierowcy w zespole powinni być równo traktowani. To zostawiło pewną zadrę.

I może przez to rywalizacja Prosta z Senną w sezonie 1989 stała się jeszcze bardziej zażarta.

A w końcu się rozpadła. Na Imoli.

Oba McLareny stanęły wtedy w pierwszej linii przed startem. Senna zasugerował więc, by nie ryzykować walką w pierwszym zakręcie i ten, który będzie z tyłu, miał odpuścić. Tak też zrobili i to Ayrton wyszedł na prowadzenie w wyścigu. Ale potem poważny wypadek zaliczył Gerhard Berger i wyścig zrestartowano. Tym razem to Prost lepiej ruszył. I co? I nic. Ayrton go zaatakował i wyprzedził.

Powiedział, że to był restart, więc ustalenia już się nie liczą. Powiedziałem, że w takim razie będę z nim pracować w kwestiach technicznych, ale to tyle. Nie otworzę mu już więcej drzwi. Atmosfera zrobiła się bardzo zła, oczywiście. W ludziach ceniłem jednak przede wszystkim uczciwość. On nie był wobec mnie szczery – mówił potem Francuz. A Senna pytał:

Co miałem zrobić? Zdjąć nogę z gazu, gdy jechałem szybciej niż on? Ścigamy się czy nie?

No ścigali. Po tym wydarzeniu tym bardziej. Prost w dodatku widział, że wobec tej sytuacji team znacznie bardziej dba o Brazylijczyka. – Na Monzy byłem o 10 punktów przed Ayrtonem w klasyfikacji generalnej. A to on miał dwa samochody i dwudziestu ludzi dookoła siebie. Ja? Jeden bolid i może z pięciu mechaników. Byłem osamotniony. To był jeden z najtrudniejszych weekendów w mojej karierze – wspominał.

Nie zamierzał jedna rezygnować z walki o mistrzostwo. I tak obaj dojechali do Suzuki. Przedostatnia runda mistrzostw, Alain znów zapowiedział, że co by się nie działo, nie otworzy Sennie drzwi. To on jechał w tamten weekend lepiej, choć – jak zwykle – przegrał z Ayrtonem w kwalifikacjach. Start był jednak ustawiony niecodziennie, pole position było po gorszej, brudniejszej stronie toru, zresztą Senna zgłaszał co do tego pretensje, ale układu pól nie zmieniono. Stąd Prost wyprzedził go na starcie i jechał po wygraną.

Do czasu.

Senna atakował wiele razy. Ale Prost miał bardziej aerodynamiczny bolid – po zmianach w tylnym skrzydle, o które sam poprosił – i świetnie się bronił. Aż na jednym z kółek obaj dojechali do szykany, Senna próbował się wcisnąć, a Francuz zainicjował skręt zbyt wcześnie. Faktycznie nie otworzył drzwi – choć zawsze bronił się przed oskarżeniami, że sprowokował wypadek umyślnie (mimo że ten zdecydowanie tak wygląda) – i obaj wypadli z toru. Dla Alaina był to koniec wyścigu, Ayrton namówił za to stewardów, by wypchnęli go z powrotem na asfalt i jechał dalej. Wyprzedził zresztą wszystkich rywali i wygrał.

Ale w tym samym czasie wiele działo się w gabinetach. Prost – mimo że Ron Dennis wręcz na niego wrzeszczał – ruszył do biura wyścigu i powiedział sędziom, że Brazylijczyk nie mógł kontynuować rywalizacji, bo… wracając na tor ominął szykanę, na której doszło do wypadku. Z powodu narady oficjeli opóźniała się dekoracja zwycięzcy. W końcu jednak ogłoszono: Senna zostaje zdyskwalifikowany. Gazety następnego dnia krzyczały o „wojnie domowej o tytuł mistrzowski”.

W sumie słusznie. Senna poczuł się wtedy zraniony. Uważał, że decyzję podjęto tylko dlatego, że prezydentem FIA był Francuz, Jean-Marie Balestre, który dobrze znał Prosta i się z nim przyjaźnił. Nic nie wniosły też apelacje McLarena. Decyzji nie zmieniono. Alain Prost po raz trzeci został mistrzem świata, a Ayrton Senna zaczął rozważać… koniec kariery. Napisał to na kartce, którą przekazał Ronowi Dennisowi, po czym poszedł do hotelu. Wyrok w sprawie tego wyścigu bolał go długo.

Powiedziałem mu, żeby się uspokoił. Porozmawiałem z jego siostrą i ojcem, którzy mieli na niego wpływ. Powtarzałem mu: jeśli odpuścisz, oni wygrają. Tego właśnie chcą – mówił Ron Dennis. Więc Senna nie odpuścił.

W 1990 roku wrócił na tor z jednym jedynym celem: zdobyć tytuł i pokonać Alaina Prosta.

Najpierw tchórz, potem przyjaciel

Udało mu się, choć cała walka o mistrzostwo znów toczyła się w oparach wielkich kontrowersji. Przede wszystkim jednak zacząć trzeba od tego, że w sezonie 1990 nie byli już partnerami – Prost odszedł z McLarena i przeszedł do Ferrari. Bolid włoskiej ekipy był naprawdę solidnym pojazdem, a Francuz wykręcał z niego maksimum. Stąd przed GP Japonii liczył się w walce o wygraną, ale był za Senną. Musiał triumfować na Suzuce.

Nie był w stanie, bo Senna w niego wjechał. Brazylijczyk był zdenerwowany tym, że ponownie nie przestawiono pól startowych i musiał zaczynać wyścig z gorszej strony. Do tego czuł presję, naprawdę chciał wygrać z Alainem. I stwierdził, że zrobi to w sposób niesportowy, choć – być może – myślał, że ma do tego prawo. W końcu Prost rok wcześniej też wygrał w sposób co najmniej kontrowersyjny.

On jednak zawsze twierdził, że po prostu popełnił błąd. Senna przyznał się, że wyeliminował Alaina specjalnie. Francuz mówił potem, że to obrzydliwe zachowanie.

Wrócił do boksu, a ja powiedziałem: „Jestem tobą rozczarowany”. Zrozumiał. Nie musiałem nic więcej mówić. To był jeden z jego rzadkich momentów słabości. Nie sądzę, że było to coś, z czego był szczególnie dumny, ale był to ostatni raz, gdy pole position znajdowało się po złej stronie – mówił potem Ron Dennis.

Kluczowe było jednak to, że tym manewrem Senna faktycznie zdobył mistrzostwo. I był to właściwie ostatni moment wielkiej rywalizacji Brazylijczyka z Francuzem.

W 1991 roku Ayrton był nie do dogonienia dla kogokolwiek, a już zwłaszcza Alaina w kiepskim bolidzie. W 1992 Francuz – wcześniej publicznie krytykujący Ferrari – już dla włoskiego teamu nie jeździł. Ba, nie jeździł w ogóle w F1. Zamiast tego spróbował swoich sił w kilku innych klasach. Senna pod nieobecność Prosta też się jednak nie liczył, McLaren był bowiem po prostu słaby. W 1993 roku istniała nadzieja na ożywienie wielkich pojedynków tej dwójki.

Prost trafił bowiem do Williamsa, a chciał tam przejść i Senna. Był gotów zrobić to za darmo, po prostu wiedział, że bolid tej ekipy ma być dobry, chciał rywalizować o mistrzostwo, a już zwłaszcza – rywalizować z Alainem. Sęk w tym, że w kontrakcie tego ostatniego zawarto klauzulę o tym, że gdy on jeździ dla Williamsa, w bolidzie tej ekipy… nie może zasiąść Ayrton Senna. To sprowokowało Brazylijczyka do powiedzenia kilku szczerych słów.

Zachowuje się jak tchórz – powiedział wtedy o Francuzie. – To tak jakbyś stanął do sprintu na 100 metrów i jako jedyny chciał mieć założone buty do biegania. To jest droga do wygrania wyścigu. Ale to nie jest ściganie się.

Prost nic sobie jednak z tego nie robił, po prostu nie chciał z Senną współpracować i faktycznie do tego nie doszło. A w bolidzie Williamsa Alain spokojnie sięgnął po czwarte mistrzostwo. Z zakulisowych rozmów zrozumiał jednak, że przejścia Senny do swojego teamu nie zdoła najpewniej powstrzymać, bo władzom zespołu bardzo na Brazylijczyku zależy. Dlatego… ogłosił koniec kariery. I to sprawiło, że jego relacje z Ayrtonem z miejsca się zmieniły.

Ayrton nie chciał mnie pokonać, on chciał mnie zniszczyć. Zawsze to mówię. To była jego motywacja od pierwszego do ostatniego dnia. Ale po ostatnim Grand Prix wszystko się zmieniło. Dwa tygodnie wcześniej, na podium w Japonii, nawet na mnie nie spojrzał. Ale w Adelajdzie, gdy już przejechałem ostatni wyścig, nagle był zupełnie inny. Zaczęliśmy rozmawiać już w drodze na podium – wspominał Prost. A Ayrton (triumfator tamtego Grand Prix) zaprosił Francuza na najwyższy stopień podium. Stali więc tam razem.

Po tym, jak Prost zakończył karierę, zaprzyjaźnili się. Często rozmawiali przez telefon. W dużej mierze o bezpieczeństwie kierowców, które Senna chciał poprawić. Nie dostał takiej szansy. 1 maja 1994 roku jego bolid uderzył w ścianę na Imoli. Brazylijczyk nie przeżył.

Ayrton był najlepszym kierowcą, z jakim rywalizowałem. Dziś nie trzymam w pamięci złych chwil. Gdy myślę o nim, myślę o ostatnich sześciu miesiącach. Wtedy poznałem go lepiej, niż kiedykolwiek wcześniej. Zrozumiałem kim był i dlaczego zachowywał się tak, a nie inaczej. To, jak działał, gdy rywalizowaliśmy, uznaję za komplement – powiedział Prost.

I można jedynie żałować, że po latach obaj nie mogli usiąść razem, by wspólnie wspominać swoje wielkie pojedynki.

SEBASTIAN WARZECHA

Czytaj więcej o F1:

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Ojrzyński o przyszłości w Zagłębiu: “Nic takiego mi nie grozi”

Paweł Paczul
0
Ojrzyński o przyszłości w Zagłębiu: “Nic takiego mi nie grozi”
Anglia

Napastnik Premier League wprowadzony w stan śpiączki

Paweł Paczul
2
Napastnik Premier League wprowadzony w stan śpiączki

Formuła 1

Komentarze

13 komentarzy

Loading...