Reklama

Petr Schwarz: kiedyś żołnierz Papszuna, dziś w Śląsku bohater… tragiczny

Kamil Warzocha

Autor:Kamil Warzocha

25 kwietnia 2025, 14:05 • 9 min czytania 20 komentarzy

W 2018 roku odkrył go Raków Częstochowa. Po pierwszym sezonie na zapleczu Ekstraklasy Marek Papszun potrzebował pomocnika o charakterystyce mrówki, który pokryje każdą przestrzeń, wybiega dużo kilometrów i dołoży coś ciekawego z piłką przy nodze. To nie miał być typowy przecinak, tylko pracuś ze zmysłem do rozgrywania i atakowania pola karnego. Już w samym założeniu ta paleta cech stawiała przed skautami i dyrektorem sportowym spore wyzwanie, ale udało się. Po ponad 100 meczach w barwach Hradec Kralove Petr Schwarz stwierdził, że warto skorzystać z oferty polskiego klubu. Po kilku latach można było powiedzieć, że dał radę i zasłużył na półeczkę zawodników zasłużonych.

Petr Schwarz: kiedyś żołnierz Papszuna, dziś w Śląsku bohater… tragiczny

Ulice pamiętają szczególnie sezon 2019/2020, w którym Raków był dopiero beniaminkiem Ekstraklasy. Właśnie wtedy Petr Schwarz umocnił się w naszej świadomości jako piłkarz ponadprzeciętny, z 8 bramkami i 7 asystami na koncie. A jeszcze później, mimo że tracił na ciągłych zmianach w kadrze typowych dla Papszuna, jednocześnie zyskiwał na uniwersalności. W sezonie 2020/2021 trener “Medalików” wymyślił to samo, co później wykorzystał w przypadku Frana Tudora. Czeskiego pomocnika, który raz grywał jako “dziesiątka”, a innym razem jako “szóstka” czy “ósemka”, nagle przestawił do trójki stoperów. Pewnego listopadowego popołudnia w Częstochowie, obok Piątkowskiego i Niewulisa zobaczyliśmy gościa mierzącego 174 centymetry.

Petr Schwarz. Kiedyś żołnierz Papszuna, dziś w Śląsku bohater… tragiczny

Petr Schwarz, czyli jeden z pierwszych eksperymentów Papszuna-Frankensteina

Ten eksperyment oczywiście nie wypalił. W sześciu meczach, w których na swoich rywali Papszun wystawił Schwarza na tyłach, Raków tylko dwa razy odniósł zwycięstwo. I to nie tak, że był zmuszony do tak dziwnych rozwiązań – nie, wydawało się, że Czecha chce upchnąć w składzie za wszelką cenę. Gdy z powodu kontuzji do końca sezonu wypadł Tomas Petrasek, w odwodzie był Maciej Wilusz, a potem Jarosław Jach. Okej, jak na ambicje klubu oba nazwiska szału – delikatnie mówiąc – nie robiły. Ale przy rosnącej konkurencji w środku pola Papszun nie chciał zbyt szybko skreślić Schwarza. Próbował znaleźć dla niego inne miejsce niż te, które zaczęli zajmować po części Ivi Lopez, Marko Poletanović, Giannis Papanikolaou, David Tijanić czy Marcin Cebula. A w tamtym okresie był przecież jeszcze Igor Sapała, który w 2020 roku, podobnie jak Schwarz, trochę podupadł w hierarchii Papszuna, choć w przeciwieństwie do czeskiego kolegi, został w Rakowie aż do momentu, gdy kompletnie wypadł na margines.

Z jednej strony Papszun zrobił Schwarzowi przysługę, że w sezonie 2020/2021 wciąż utrzymywał go pod prądem. Ale z drugiej zaczął zabijać jego potencjał, bo odkąd czeski pomocnik przez wiele tygodni musiał grać i trenować jako pół-prawy stoper, stracił na kreatywności i udziale w akcjach ofensywnych.

Już wtedy Papszun chciał własną wersję Phillipa Lahma, ale był to dość przeciętny prototyp. Poza tym trener w końcu zrozumiał, że to nie ma sensu. Odkąd na boisku zaczął pojawiać się ściągnięty zimą Zoran Arsenić, Raków przestał przegrywać i na dobre skończyła się etatowa rola Schwarza. W międzyczasie inni pomocnicy odjechali, dobrze wpasowując się w taktykę Papszuna i było jasne, że po trzech sezonach musi przyjść czas na pożegnanie z Rakowem. Stawką decyzji o przyszłości była regularna, na normalnej dla Schwarza pozycji, gra w piłkę. Czech miał nowy kontrakt na stole i wciąż był doceniany przez Papszuna, ale i tak odszedł.

Reklama

Śląsk przygarnął odrzuconego Schwarza z otwartymi ramionami. To był dobry interes

Chętnych na Schwarza nie brakowało. Podobno pytała o niego połowa klubów Ekstraklasy, ale wybór padł na Śląsk Wrocław, klub oferujący dobre pieniądze, mieszkanie blisko domu i zarys wystarczająco dużych ambicji. W końcu wrocławianie w 2021 roku rzutem na taśmę zajęli miejsce w czołówce i dostali się do pucharów. Spokojnie mieli czym przekonać solidnego ligowca, choć szybko okazało się, że Czech trafił do niezłego bagna. Sam miał problemy, żeby nawiązać do najlepszej formy z Rakowa, ale w odkręceniu się absolutnie nie pomagało mu środowisko. Zmiany trenerów w trakcie sezonu, słabe punktowanie, nędzny styl i finalnie dramatyczna walka o utrzymanie.

Nie po to Petr Schwarz przychodził do Śląska, ale musiał do tego przywyknąć. W kolejnym sezonie scenariusz się powtarzał, a Schwarz specjalnie nie wybijał się ponad przeciętność reszty zespołu. Właściwie można było powiedzieć, że gość, który potrafił zachwycać we wczesnej fazie budowania mistrzowskiego Rakowa, gdzieś po prostu zniknął. Zaczęto sięgać po argumenty, że to jeden z tych zawodników, którzy sprawdzają się wyłącznie w modelu trenera Papszuna.

Gdyby nie trzeci sezon czeskiego pomocnika we Wrocławiu, taki argument trudno byłoby podważyć.

Po 64 meczach, 5 golach i 3 asystach przyszedł czas na sezon 2023/2024, ten wicemistrzowski. Wcześniej kibice Śląska mogli chwalić chimerycznego często Schwarza jedynie od święta. Dało się zapamiętać choćby to, że strzelał i asystował w przedostatniej kolejce z Miedzią Legnicą (na wagę utrzymania) albo rok wcześniej to samo robił w ostatnim meczu z Górnikiem Zabrze. Był jednak piłkarzem momentów, a nie regularnym motorem napędowym, jaki w zamyśle ściągano.

Po sezonie mistrzowskim Petr Schwarz to piłkarz, który mógłby dać radę w Rakowie

Ponowne przyjście do Śląska Jacka Magiery, dorzucenie Schwarzowi człowieka od czarnej roboty (Petera Pokornego), zmiana nastawienia całego zespołu i voila – w kilka miesięcy z piłkarza, z którym Śląsk nie przedłużyłby kontraktu, Schwarz ewoluował w postać nieodzowną. Jasne, że na pierwszym planie błyszczał Erik Exposito, ale wśród najbardziej zasłużonych graczy tuż za Hiszpanem to właśnie Czech był tą najmniej docenianą. Nie miał liczb jak Samiec-Talar czy Nahuel Leiva, a w defensywie najwięcej ciepłych słów zbierali Leszczyński czy Petkow. W środku pola zaś to Pokorny przyćmił Schwarza i miał lepszą pozycję medialną, co widać było po różnych nominacjach na koniec sezonu. Próżno było szukać w najlepszych jedenastkach byłego piłkarza Rakowa, ale też nie oszukujmy się: konkurencja była gigantyczna i nikogo nie mogło to dziwić.

Reklama

Paradoks Petra Schwarza polega na tym, że akurat on poziomem gry jest (albo w sumie był) w stanie nawiązać do kampanii wicemistrzowskiej. Nie powiemy, że jego forma w obecnym, katastrofalnym sezonie dla Śląska pozostała bez szwanku, bo w rundzie jesiennej Czech chwilami przez własne błędy potrafił utrudnić drużynie pracę. Ale też trzeba przyznać, że chyba jako jedyny, tak całościowo, we Wrocławiu nie zawodził. Czy chodzi o bramkę, czy asystę, czy kluczowe podania albo wybiegany dystans na większej intensywności, Schwarz w każdym aspekcie wypadał co najmniej bardzo dobrze. Statystyki w tej kwestii mówią same za siebie:

  • Schwarz nawiązał liczbami do życiowego sezonu w Rakowie, zanotował 6 goli i 8 asyst
  • należy do czołówki Ekstraklasy w kluczowych podaniach (61 w 28 meczach, drugie miejsce za Kamilem Grosickim)
  • jest też trzeci w lidze pod względem celnych dośrodkowań (59)
  • znajduje się w gronie 7 piłkarzy, którzy biegają średnio co najmniej 11 km na mecz (poziom np. Gustava Berggrena)

A jak to ma się do samego Śląska?

  • Schwarz, tak jak w poprzednim sezonie, w większości meczów Śląska zajmuje podium, jeśli chodzi o wybiegane kilometry
  • ma udział przy 45% goli zespołu, licząc asysty drugiego stopnia
  • jest najlepszy w klasyfikacji kanadyjskiej
  • rozdaje najwięcej celnych podań

Część z tych statystyk ulegnie pogorszeniu w zestawieniu z resztą stawki, bo Schwarz w tym sezonie na murawę już nie wyjdzie.

Dramat Schwarza może okazać się ostatnim aktem tragedii dla Śląska

Petr Schwarz – zwłaszcza w 2025 roku – stał się doskonałym przykładem tego, jak mogą wyglądać serce i płuca konkretnej drużyny. Na przestrzeni półtora roku mówimy o takiej metamorfozie, że nikt we Wrocławiu nie wyobraża sobie składu wyjściowego bez Czecha. Co prawda do postaci formatu Exposito trochę mu brakuje, ale jak na uboższy w gwiazdy rok dla Śląska, nie jest źle. 33-letni pomocnik do pewnego stopnia wypełnił lukę i bylibyśmy w stanie zaryzykować nawet tezę, że z nim w składzie do końca sezonu WKS oszukałby przeznaczenie, a sam Schwarz zakręciłby się przy double-double. Ale to samo przeznaczenie niestety dopadło piłkarza w najmniej spodziewany, drastyczny sposób.

Po meczu z Cracovią w Śląsku naprawdę mogli poczuć, że wracają na dobre tory. Lepiej wyglądali poszczególni, wcześniej zawodzący piłkarze (więcej pisaliśmy o tym TUTAJ). Natomiast Schwarz wydatnie pokazywał, że mimo gry dla klubu ze strefy spadkowej, zasługuje na to, żeby dołączać go do grona czołowych pomocników w lidze. Sęk w tym, że właśnie po wyjeździe do Krakowa kapitan WKS-u przeżył dramat. W drodze powrotnej coś go zabolało, został zawieziony do szpitala i zoperowany w trybie pilnym. Lekarze musieli dostać się do jamy brzusznej, żeby dosłownie uratować życie zawodnika Śląska. Pozwólcie jednak, że nie będziemy wchodzić w szczegóły, co solidarnie robią inni dziennikarze i osoby z wrocławskiego środowiska.

– To, co spotkało Schwarza, było najcięższą sytuacją, z jaką spotkałem się w karierze. To nie było dla nas łatwe, ale musieliśmy to zaakceptować – powiedział w zeszłym tygodniu Ante Simundza, trener Śląska Wrocław.

W istocie przypadek Schwarza jest ciężki, bo od razu było wiadomo, że klub nie skorzysta z jego usług w ostatnich sześciu kolejkach. Gdyby sytuacja w tabeli była lepsza i Śląsk miał względnie spokojną przewagę nad strefą spadkową, stratę lidera dałoby się jakoś przeboleć. Ale że wypadł w środku trudnej walki, której bliżej dzisiaj do porażki, trudno nie mówić o niczym innym jak o gwoździu do trumny. Nie wiemy, czy tym kończącym marzenia o cudzie, ale na pewno mocno przestawiającym szyki. Simundza może czarować na konferencjach, mówiąc o planie B (Balucie czy Jezierskim), ale prawda jest taka, że Schwarza, który w tej formie mógłby z powodzeniem zagrać w środku pola Rakowa, nie da się zastąpić.

Dlatego odpowiedź na pytanie, czy istnieje życie bez Petra Schwarza, bez żadnych ogródek, brzmi po prostu “nie”. Na dodatek nie pomaga fakt, że wciąż nie gotowy do gry jest Peter Pokorny, przyjaciel Schwarza, którego praktycznie codziennie odwiedza w szpitalu. Szkoda tylko, że – idąc za niepokojącymi wieściami z Wrocławia – nie kwapi się do powrotu po kontuzji, być może mając z tyłu głowy myśl o klauzuli minutowej automatycznie przedłużającej kontrakt. Nie chcemy rozstrzygać, ile w działaniach Pokornego jest czystego cynizmu, ale pewne jest to, że tylko on w dobrej dyspozycji mógłby zmniejszyć wyrwę w linii pomocy.

W takich okolicznościach kibicowi Śląska pozostaje modlitwa. Nie tylko za zdrowie Schwarza, ale też za utrzymanie w Ekstraklasie. Gdy na finał sezonu i takie starcia jak z Rakowem wypada ci najlepszy piłkarz, naprawdę nie pozostaje nic innego. Zwłaszcza że już w spotkaniu z GKS-em Katowice zobaczyliśmy, jak jakościowo i mentalnie odbił się na drużynie Simundzy brak kapitana. A może odbić się jeszcze większą czkawką, zaczynając od potencjalnie brutalnej weryfikacji ze strony stwórcy Petra Schwarza dla polskiej piłki.

WIĘCEJ NA WESZŁO O ŚLĄSKU:

Fot. Newspix

W Weszło od początku 2021 roku. Filolog z licencjatem i magister dziennikarstwa z rocznika 98’. Niespełniony piłkarz i kibic FC Barcelony, który wzorował się na Lionelu Messim. Gracz komputerowy (Fifa i Counter Strike on the top) oraz stały bywalec na siłowni. W przyszłości napisze książkę fabularną i nakręci film krótkometrażowy. Lubi podróżować i znajdować nowe zajawki, na przykład: teatr komedii, gra na gitarze, planszówki. W pracy najbardziej stawia na wywiady, felietony i historie, które wychodzą poza ramy weekendowej piłkarskiej łupanki. Ogląda przede wszystkim Ekstraklasę, a że mieszka we Wrocławiu (choć pochodzi z Chojnowa), najbliżej mu do dolnośląskiego futbolu. Regularnie pojawia się przed kamerami w programach “Liga Minus” i "Weszlopolscy".

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Ekstraklasa

„Motor jest w czołówce Europy, jeśli chodzi o korzystanie z liczb” [WYWIAD]

Jakub Radomski
22
„Motor jest w czołówce Europy, jeśli chodzi o korzystanie z liczb” [WYWIAD]

Komentarze

20 komentarzy

Loading...