Mieliśmy króla skoków narciarskich w osobie Adama Małysza, mamy królową tenisa w osobie Igi Świątek, powoli wyrasta nam też krajowy król dopingu. Robert Karaś kolejny raz został przyłapany na stosowaniu nielegalnych substancji – tym razem jednak dobrała się do niego Amerykańska Agencja Antydopingowa (USADA) i zdyskwalifikowała go na… osiem lat.
Polski ultratriathlonista zasłynął z pobicia rekordu świata na dystansie dziesięciokrotnego Iron Mana. Radość nie trwała długo, bo w organizmie Karasia wykryto zabronioną substancję – drostanolon. To z kolei poskutkowało dwuletnią dyskwalifikacją nałożoną na IUTA, czyli organizację ultratriathlonową. Od zawodnika szybko odsunęli się sponsorzy, a sam zainteresowany z wpadki dopingowej tłumaczył się w kuriozalny sposób.
– O tej substancji to w ogóle przeczytałem dwa dni temu. Wiedziałem, że to biorę, natomiast nie zagłębiałem się, co to jest, bo miałem to w dupie. Natomiast zapytałem, czy to jest legalne. Usłyszałem: 72 godziny i tego nie będzie w twoim organizmie. Więc wiedziałem, że to jest coś nielegalnego – opowiadał w wywiadzie z Tomaszem Smokowskim.
Karaś co prawda przyznał się do wszystkiego, ale jego dalsze tłumaczenia były jeszcze dziwniejsze. Oskarżeń pod swoim adresem doczekał się między innymi dyrektor POLADA, bo śmiał poinformować opinię publiczną o ewentualnych sankcjach i zawieszeniu ultratriathlonisty. Karaś argumentował to tym, że stracił przez to wspomnianych sponsorów i około 600 tysięcy złotych wsparcia. Ale jednocześnie nie było mu żal odchodzących partnerów biznesowych, bo jeśli nie potrafią mu oni zaufać, to on zasadniczo też nie chce z nimi współpracować.
Karaś szybko pozbierał się po tej aferze i już w lutym 2024 roku wystartował we Florida ANVIL Ultra Triathlon. I znów wykryto u niego drostanolon, ale tym razem w pakiecie z klomifenem. A że nad całym wydarzeniem czuwała już Amerykańska Agencja Antydopingowa, czyli USADA, to problem Polaka okazał się znacznie większy niż w przypadku decyzji IUTA.
Sprawie Karasia przyjrzano się dość skrupulatnie. Dziś poinformowano o ośmioletniej dyskwalifikacji nałożonej na niego przez USADA. Kara ma obowiązywać od zakończenia poprzedniej, czyli 30 maja 2025 roku. Karaś skomentował całą sprawę w mediach społecznościowych, oczywiście w swoim stylu:
– Dostaję dużo wiadomości, że w polskich mediach szumi, że zostałem zdyskwalifikowany. Nie słuchajcie tego, nie czytajcie tych głupich nagłówków. To jest to wszystko, co miało miejsce wcześniej. Nie miałem możliwości uczestniczenia w procesie, nie było możliwości, żeby wyrok był inny. Ale ja będę się odwoływał. Jestem pewny, że kara będzie inna – powiedział, dodając, że nie pojawił się na procesie, bo akurat brał udział w zawodach i nie mógł z nich zrezygnować.
Dostało się też… dziennikarzom. – Najlepsze są te nagłówki: “Znów złapany na dopingu”. Jak można być takim, kurwa, dziennikarzem. To jest po prostu żałosne. Tak manipulować, taką narrację tworzyć – dodał Karaś w filmie opublikowanym na Instagramie.
No tak, Panie Robercie, to wszystko faktycznie wygląda na spisek polskich mediów. A że USADA dowaliła ośmioletnią dyskwalifikację za wykrycie kolejny raz tego samego sterydu w organizmie? To musiał być jakiś dziwny zbieg okoliczności…
Fot. Newspix
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO: