Jeśli jesteś profesjonalnym sportowcem i nie ma cię na boisku przez dokładnie 1013 dni… to na 99.9 procent zakończyłeś karierę. Lonzo Ball jest jednak tą jedną dziesiątą. Koszykarz Chicago Bulls dokonał wręcz niemożliwego. Wrócił do NBA po przejściach, których nie miał żaden inny zawodnik w historii amerykańskiej ligi. Ba, podobnych przypadków trudno jest szukać gdziekolwiek.
Na ten moment Lonzo znowu nie gra – z powodu urazu nadgarstka, którego nabawił się po rozegraniu trzech spotkań sezonu. Jest to jednak niewielki problem, z którym powinien wkrótce sobie poradzić i wzmocnić ekipę Chicago. A na pewno problem, który w ogóle nie przypomina horroru, jaki zaczął się dla niego w 2022 roku.
A może nawet wcześniej?
Buty, które zniszczyły mu karierę?
Choć obecnie Lonzo znajduje się daleko od świecznika NBA, tak w okolicach 2017 roku nie było kibica koszykówki, który nie trafiałby na jego sylwetkę przeglądając sportowe media. 20-latek był wówczas uważany za jeden z największych talentów na świecie, ale też pochodził z rodziny, która w tamtym czasie miała status sportowych Kardashianów. Słyszeliśmy o Lonzo. Ale też o jego braciach – Lamelo i LiAngelo. I przede wszystkim o ojcu – rozgadanym LaVarze.
Ten swego czasu szokował wypowiedziami, w których nie tylko wychwalał pod niebiosa swoich synów (Lonzo był według niego lepszy od Stephena Curry’ego), ale samego siebie, mówiąc, że ograłby w pojedynku jeden na jednego Michaela Jordana. Wkrótce Ballowie doczekali się swojego reality show, gościnnego występu w WWE, a także założyli markę obuwniczą. BBB – czyli Big Baller Brand – miało zawojować sportowy rynek.
A przynajmniej taki był plan LaVara. Początkowo wszystko szło gładko. Pierwsza seria butów pojawiła się w sprzedaży w połowie 2017 roku, a rodzina wykorzystała swoją gigantyczną popularność do ustawienia kosmicznej ceny – sięgającej 495 dolarów za parę. Sneakersy, a także odzież BBB była oczywiście regularnie promowana (i używana) przez każdego z członków familii.
Kolejny istotny etap tego biznesu musiał dotyczyć debiutu (przypadającego na rozgrywki 2017/2018) Lonzo w NBA. A co za tym idzie, pojawienia się marki BBB w świecie wielkiej koszykówki. Młody zawodnik odrzucił propozycje Nike’a oraz innych gigantów i faktycznie grał w butach niezwykle niszowej, ale za to częściowo swojej, marki. Aż do swojego trzeciego sezonu w NBA.
W 2019 roku gruchnęła bowiem wiadomość, że Lonzo nie będzie już ubierał obuwia Big Baller Brand. Z czasem wychodziły kolejne kulisy. Okazało się, że gra w butach BBB była dla gracza Los Angeles Lakers prawdziwym utrapieniem.
– Te kicksy nie były gotowe. Nikt tego nie wie, ale mój człowiek miał plecak, w którym trzymał z cztery zapasowe pary. Musiałem je zmieniać po każdej kwarcie. W innym przypadku by się po prostu rozerwały. Rozmawiałem przez telefon z Alanem Fosterem, który wtedy rządził firmą i powiedziałem mu: nie będę w nich grał, mam to w dupie. On stwierdził, że okej, tylko żebym zmienił markę butów co każdy mecz – opowiadał Ball w podcaście Josha Harta.
Wspomnianego Fostera Lonzo oskarżył o wykorzystywanie jego funduszy do czerpania osobistych finansowych korzyści. Jako częściowy właściciel firmy wyrzucił „byłego przyjaciela rodziny” z BBB, sugerując, że ten jako CEO firmy pozbawił go półtora miliona dolarów. Co jednak najgorsze z czasów, gdy Foster stał na czele biznesu, a czego sam koszykarz jednoznacznie nie stwierdził – gra w wadliwym obuwiu mogła spowodować spory uszczerbek na jego zdrowiu.
Jak powiedział sam Lonzo: po raz pierwszy uszkodzenia łąkotki w kolanie doznał jeszcze w 2018 roku. Według dziennikarza radiowego Douga Gottlieba osoby w środowisku Lakers do dzisiaj twierdzą, że obecne kontuzje Balla mają swoje korzenie w czasach, gdy ten korzystał z produktów firmy założonej przez jego ojca.
To oczywiście tylko przypuszczenia, pogłoski. Ale być może jest w nich trochę prawdy. I swego czasu jeden z najbardziej popularnych koszykarzy na świecie faktycznie ucierpiał na lojalności w stosunku do swojej rodziny.
„Mam dosłownie nowe kolano”
Sytuacje, w których sportowiec traci sezon gry są na porządku dziennym. Dwa sezony w plecy? To zdarza się bardzo rzadko, ale się zdarza. Przypadek Lonzo – czyli wypadnięcie ze sportu na niemal trzy lata (bo ostatni mecz przed problemami rozegrał jeszcze w pierwszej części rozgrywek 2021/2022, 14 stycznia) – to już jednak naprawdę ekstremum.
W ciągu wspomnianych 1013 dni zawodnik Chicago Bulls spotkał się ze zdziwieniem lekarzy, którzy czasem nie rozumieli, dlaczego jego rekonwalescencja przebiega tak długo. Słyszał, jak osoby ze środowiska doradzają mu emeryturę. A kibice zapominają, że w ogóle dalej jest czynnym koszykarzem. Sam zresztą momentami znajdował się w dołku, kiedy nie mógł bez bólu wchodzić po schodach. Albo kiedy po zakażeniu się Covidem w trakcie rehabilitacji stracił prawie 5 kilo wagi. W tym czasie przeszedł łącznie trzy operacje. I można było się zgubić w tym, co dokładnie się u niego działo.
Lonzo przedstawił (przypomniał?) swoją historię więc sam, na łamach podcastu „What an Experience”, który prowadzi z bratem LiAngelo oraz przyjaciółmi:
– Wszystko zaczęło się od uszkodzenia łąkotki. W Lakers doznałem tej kontuzji po raz pierwszy. Potem uszkodziłem ją jeszcze kilkukrotnie, do tego stopnia, że praktycznie z tej łąkotki nie zostało za wiele. I kość ocierała się o kość.
– Tak więc chrząstka zniknęła, a kość się przez to tak zniszczyła, że musiałem dostać nową łąkotkę od dawcy – kontynuował zawodnik Bulls. – Przeszedłem operację przeszczepu, a także wsadzono mi w kolano trochę tkanki chrzęstnej. Wszystko to musiało się zagoić. I teraz jestem z powrotem na boisku.
Inaczej mówiąc: koszykarza uratowały tylko cuda nowoczesnej medycyny. Jak podkreślały amerykańskie media: żaden inny koszykarz w historii NBA po tego typu operacjach (przeszczep chrząstki w kolanie) nie wracał nigdy do gry. Żaden. – Mam praktycznie kompletnie nowe kolano. Więc wiadomo, że będę czuł się inaczej niż z tym, co początkowo dał mi Bóg – opowiadał natomiast sam zainteresowany.
W tym wszystkim Lonzo nie zamierzał się jednak na sobą użalać, kiedy już zaczął trenować na stu procent. – To tylko niewielkie różnice, jeśli mam być szczery. Dotyczą kwestii fizycznych. Poruszania się w defensywie, przechodzenia obok zasłon. To wszystko robię trochę wolniej. Staram się przez to grać w mądrzejszy sposób. I tak muszę do tego podchodzić. Korzystać ze swojej boiskowej inteligencji, aby robić rzeczy efektywniej i wydajniej niż kiedyś.
– Przeszedłem pierwszą operację z nadzieją na comeback, tylko po to, żeby przejść drugą oraz trzecią i usłyszeć, że czeka mnie jeszcze osiemnaście miesięcy przerwy. To brzmi nieprawdopodobnie. Ale jestem tu, gdzie jestem. I to wszystko jest za mną – podsumowywał swoje przejścia 27-latek.
Pokonanie niemożliwego
O Lonzo niespodziewanie głośno zrobiło się również w sierpniu 2023 roku, kiedy na jego temat postanowił wypowiedzieć się Stephen A. Smith – gwiazda amerykańskiego dziennikarstwa sportowego. Według niego zawodnik Bulls miał mieć problemy, żeby w ogóle wstać z krzesła. Niedługo później Ball nagrał filmik, na którym… faktycznie wstaje z krzesła.
– Opinie z zewnątrz do mnie nie docierają – opowiadał potem w mediach Lonzo. – Kwestia ze Stephenem A. jest taka, że ma bardzo szerokie zasięgi. Nie podoba mi się rozpowszechnianie takich fake newsów, a szczególnie, kiedy robi to ktoś jego pokroju, który może mieć wpływ na opinie wielu ludzi. […] Ja wrócę do koszykówki.
Po miesiącach walki Ball faktycznie dopiął swego i zaprzeczył prognozom niedowiarków. W pierwszym spotkaniu po powrocie – jeszcze w trakcie okresu sparingów – zdobył 10 punktów w 15 minut, wyglądając naprawdę solidnie. Przed urazem nadgarstka, już we właściwych rozgrywkach, notował natomiast niespełna 5 punktów i 4 asysty na mecz, w podobnym czasie spędzanym na parkiecie.
Plan Bulls jest prosty – traktować Lonzo jak jajko. Przynajmniej dopóki nie nabierze pewności siebie oraz ponownego ogrania. Trener Billy Donovan podkreślał, że zamierza stosować w stosunku do swojego nowego-starego zawodnika restrykcję, w ramach której ten będzie spędzał na boisku od 14 do 16 minut w trakcie spotkania.
Szkoleniowiec Bulls zdaje sobie sprawę, z jak wyjątkową sytuacją ma do czynienia. Jeszcze w marcu 2024 roku opowiadał na konferencji prasowej, że Lonzo Ball nadal nie jest w stanie swobodnie wykonywać sprintów. Teraz ma go w szatni, ma go na ławce rezerwowych. I kiedy tylko Lonzo upora się z problemami z nadgarstkiem, powinien ponownie mieć na boisku.
A my w trakcie najbliższych miesięcy (choć może będzie potrzeba lat?) przekonamy się, czy jeden z najbardziej nieprawdopodobnych comebacków w historii NBA faktycznie skończy się sukcesem. Pamiętamy historię Granta Hilla, który z powodu problemów zdrowotnych w trakcie trzech sezonów rozegrał zaledwie 47 meczów. Albo makabryczną kontuzję Gordona Haywarda. Albo wędrując po innych dyscyplinach: niesamowity pech Arkadiusza Milika, gdy ten dwukrotnie zrywał więzadła w kolanie.
Podobnie jak im – Lonzo potrzebne było jakby coś więcej niż masa wytrwałości. Jeśli do dzisiaj dziękuje niebiosom – to my się mu się nie dziwimy.
Czytaj więcej o NBA:
- Bill Bradley. Jak wybitny sportowiec nie został prezydentem USA
- Niepokojące wieści w sprawie Sochana. Polak przejdzie operację
- NBA jest bogata jak nigdy wcześniej. A to dopiero początek!
Fot. Newspix.pl
Źródła wypowiedzi: NBC Chicago, „What an Experience”, CHGO, „LightHarted Podcast with Josh Hart”.