Dlaczego Cracovia jest mocna w tym sezonie? Bo – oczywiście – dobrze gra w piłkę, ale poza tym jest wytrzymała psychicznie. Nie daje się złamać przeciwnikowi, do końca walczy o swoje, musisz być kozakiem w typie Lecha, by ją schować do kieszeni. I również dlatego ten sezon wygląda dla niej zgoła odmiennie niż poprzednie.
Przegrywała z Jagiellonią? Wygrała.
Przegrywała z Górnikiem? Wygrała.
Przegrywała z Puszczą? Wygrała.
Przegrywała ze Śląskiem? Wygrała.
Dziś przegrywała z Motorem i tak, też wygrała.
A przecież mogło nie być łatwo podnieść się po takim początku. Pierwsza akcja gości i cyk, bramka. Szybkie wyrównanie, prawda, ale przecież Motor zaraz strzelił drugiego gola! Osiem minut, 1:2, fantastyczny początek dla widzów to jedno, ale możliwość podłamania się przegrywających – drugie. “Wszystko im wchodzi, dajcie spokój, tak się nie da grać”.
Cóż – pewnie tak by było z Cracovią wcześniej, jednak teraz absolutnie.
Zakasała rękawy i wzięła się do pracy. Dzień konia miał Olafsson, który strzelił pierwszą bramkę, potem we współpracy z Rosą upolował drugą, a po zgraniu Ghity – trzecią. Jest to wydarzenie dla Islandczyka, bo przecież nie kojarzymy go z bycia skutecznym snajperem. Dość powiedzieć, że jego rekord bramek w karierze przez jeden cały sezon to mocne dwie sztuki. Tymczasem przez 90 minut z Motorem przebił wszystkie te lata.
Przy 3:2 Cracovia złapała jeszcze większy luz i za trafienia wziął się już naturalny kandydat – Kallman, dwa razy wykorzystując sam na sam, a na 6:2 po ślicznej akcji trafił jeszcze Bochnak.
Ogląda się to kapitalnie. Solidni piłkarze – są. Dobry mental – jako się rzekło, jest. Ręka trenera – oj, widać ją z kilometra. Weźcie choćby pod uwagę bramki z kornerów: to ćwiczone schematy, nie wrzucanie na pałę. Na przykład ostatnie trafienie: Olafsson ustawia się szeroko, dostaje – wydaje się, ale tylko wydaje! – przeciągnięte dośrodkowanie, zgrywa do Bochnaka przed pole karne, a ten uderza.
Tego nie da się wymyślić w trakcie meczu, to trzeba ułożyć przed, trenować. Od tego jest szkoleniowiec – brawo, panie Kroczek.
Co zaś z Motorem? Po pierwsze, jeśli Ndiaye nie nauczy się trafiać na pustą, to ciągle trudno go będzie traktować poważnie, a beniaminek będzie miał pod górkę. Po drugie – chyba po prostu trzeba tam zimą ściągnąć bramkarza. Brkić zawalał, ale coś tam ekstra potrafił obronić, natomiast po jego kontuzji wskoczył Rosa, który w ogóle nie pomaga. Dziś też nie trzeba było wiele myśleć, żeby go pokonać, a sztuka na 2:2 to po prostu jego błąd.
Oczywiście – chłop nie wrzucił sobie sześciu goli sam, obrona też nie dojechała. Chwalimy Cracovię za stałe fragmenty gry, ale też krycie Motoru przy nich – amatorka.
Zakończmy jednak radośnie: zobaczyliśmy kapitalne widowisko. Dziękujemy piłkarzom za miłe wejście w sobotnie granie.
CRACOVIA – MOTOR LUBLIN 6:2
Olafsson 6′, 44′, 72′, Kallman 77′, 79′ Bochnak 86′ – Stolarski 2′, Scalet 8′
CRACOVIA: Ravas 3, Ghita 6, Hoskonen 5, Skavgaard 5, Kakabadze 5, Atanasov 5, Maigaard 6, Olafsson 10, Hasić 8, Rózga 5, Kallman 8
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Sutrykalia wracają do Śląska Wrocław
- Mistrz pióra, playboy, bon vivant. Legenda Janusza Atlasa [REPORTAŻ]
- Meczycho w Gliwicach! Spóźnialski Piast remisuje z nieskuteczną Lechią
Fot. Newspix