Trzy gwałty na dziecku. Do takich przestępstw na tle seksualnym przyznał się przed brytyjskim sądem w 2016 roku Steven van de Velde. Ile dziewczyn skrzywdził tak naprawdę? Wie tylko on sam. My natomiast wiemy, że z pewnością nie ma dla niego miejsca w sporcie, choć na usta cisną się mocniejsze słowa. I mimo że o sprawie było i jest bardzo głośno, to na kilka dni przed igrzyskami holenderski gwałciciel i pedofil wciąż oficjalnie ma w Paryżu wystartować. Dlaczego i kto stoi za tak niedorzeczną decyzją?
W 2014 roku Steven van de Velde nie był znany szerszej publiczności. Grał w siatkówkę plażową, udawało mu się zwyciężać w młodzieżowych turniejach. 19-letni wówczas Holender skupiał się jednak bardziej nie na sporcie, a chęci zaspokojenia swoich chorych żądz. Napisał na Facebooku do mającej zaledwie 12 lat dziewczynki z Milton Keynes w Anglii. Stosował obrzydliwe techniki manipulacji, by zbliżyć się do dziecka. I to mu się udało, bo wreszcie spotkał się z małoletnią ofiarą w jej domu, gdy rodzice byli w pracy.
Odurzył ją alkoholem, a następnie zgwałcił. Nie raz, nie dwa, a kilkukrotnie. Na koniec kazał dziewczynce zażyć pigułkę „dzień po”.
Po zajściu zwyrodnialec wrócił do Holandii, w nadziei, że przestępstwo ujdzie mu na sucho. Nic bardziej mylnego. Został ostatecznie poddany ekstradycji do Wielkiej Brytanii, gdzie sąd skazał go w 2016 roku na karę czterech lat pozbawienia wolności za łącznie 3 zarzuty gwałtów na dziecku, do których się przyznał. I choć na dobrą sprawę Steven van de Velde powinien zgnić w więzieniu, to wyszedł z niego… po roku.
Pytacie, jak to możliwe? Nie wiemy. Nie wiemy też, jakim bezczelnym zwyrodnialcem trzeba być, żeby po takim odrażającym czynie wrócić do wesołego, bezproblemowego uprawiania sportu w barwach narodowych. I trudno także pojąć, jak idiotycznie postąpił Holenderski Komitet Olimpijski, dopuszczając van de Veldego do startu na igrzyskach w Paryżu. Tam gwałciciel i pedofil ma wystąpić w parze z Matthew Immersem, któremu najwyraźniej również nie przeszkadza kryminalna przeszłość kolegi.
Matthew Immers cieszy się z wygranego punktu ze swoim kolegą, gwałcicielem i pedofilem Stevenem van de Velde. Fot. Newspix
Michel Everaert, dyrektor generalny Nevobo, Holenderskiej Federacji Piłki Siatkowej, powiedział, że sytuacja van de Veldego jest mu znana, po czym usprawiedliwiał przestępcę, mówiąc o jego odsiadce. Na koniec dodał, że jest w stałym kontakcie ze Stevenem. O czym panowie rozmawiają? Nie wiadomo. Ale warto byłoby van de Veldemu przekazać, że miejsce takich odrażających kreatur jest za kratami, a nie w sporcie olimpijskim. I najlepiej, gdyby Everaert sam doszedł do takich wniosków.
Z kolei szef holenderskiej misji olimpijskiej Pieter van den Hoogenband zakazał pedofilowi i gwałcicielowi kontaktów z mediami, a ponadto ulokuje go poza wioską olimpijską. Czyli de facto zapewni mu spokojne, komfortowe warunki do trenowania w Paryżu. Van den Hoogenband stwierdził jeszcze, że taka krytyka jest dla niego zaskakująca, bo przecież biedny Steven od lat gra na poziomie międzynarodowym i występował na mistrzostwach świata czy Europy.
Convicted child rapist Steven van de Velde, who was jailed for four years in 2016 and selected to represent the Netherlands beach volleyball team, has chosen not to stay in the Olympic village in Paris https://t.co/YXKetLOrxa
— Metro (@MetroUK) July 19, 2024
Doskonale, w takim razie zapomnijmy o całej sprawie i kibicujemy zwyrodnialcowi, bo przecież wrócił bezszelestnie do sportu, a wyrok był dawno i do tego van de Velde odsiedział swoją karę. Bezczelność holenderskich działaczy olimpijskich nie zna granic, podobnie jak ich brak zrozumienia dla ofiary. Dziewczynka ma za sobą liczne epizody samookaleczenia, a nawet próbę samobójczą. Tymczasem wizerunek jej oprawcy najprawdopodobniej pojawi się na transmisjach z igrzysk w Paryżu. Oprawcy, który będzie się po prostu dobrze bawił, grając z kolegą w siatkówkę plażową na imprezie olimpijskiej.
Nie ma wytłumaczenia dla tak absurdalnych działań nie tylko holenderskich federacji, ale przede wszystkim Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego, który oświadczył, że „nominacja poszczególnych członków drużyny jest wyłączną odpowiedzialnością każdego z krajowych komitetów”. Takie umywanie rąk zamiast mocnego sprzeciwu stawia organizację w charakterze biernego obrońcy pedofila i gwałciciela.
A co na to sam Steven van de Velde?
Cóż, według niego przeszłość to przeszłość, choć oczywiście nie umniejsza swojej winy, ale teraz jest przykładnym mężem i ojcem, dlatego już nigdy nie popełni podobnego – jak to określa – błędu. Błędem, Steven, to można nazwać nieudaną zagrywkę w siatkówce. A to, czego się dopuściłeś, to odrażające, nieludzkie przestępstwo seksualne, za które powinieneś dalej oglądać świat przez metalowe kraty.
W samej Holandii coraz więcej znanych osobistości głośno krytykuje van de Veldego. Jego tupet i bezczelność nie pozwalają mu jednak na odejście w cień. Bo zresztą teraz, kiedy Steven patrzy w lustro, widzi według Nevobo „dojrzałego i szczęśliwego, żonatego mężczyznę, ojca pięknego syna”.
Niech widzi co chce, ale cały świat dostrzega w nim tylko pedofila, gwałciciela, przestępcę i zwyrodnialca. A dla takich ludzi nie powinno być miejsca w sporcie.
BŁAŻEJ GOŁĘBIEWSKI
Fot. Newspix.pl