Reklama

Górnik nie chce się zatrzymać!

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

27 kwietnia 2024, 17:28 • 3 min czytania 33 komentarzy

Górnik Zabrze wszedł przed tygodniem do mainstreamu polskiej piłki i naprawdę głośno zaczęło mówić się w jego kontekście o walce o europejskie puchary. A skoro tak, to wszyscy wiemy, jak brutalna bywa logika Ekstraklasy. To liga, w której można wykręcać wyniki ponad stan, ale tylko do momentu, gdy wszyscy zaczną powszechnie to doceniać, bo wtedy nagle dochodzi do załamania formy, zwłaszcza przy tak łatwym treminarzu, jaki ma Górnik. Podopieczni Jana Urbana dali dziś jednak sygnał, że nie chcą się zatrzymywać. Marzą im się puchary i nie zamierzają wywracać się na kolejnych przeszkodach.

Górnik nie chce się zatrzymać!

Powiecie, że to tylko ŁKS, ale przecież ten ŁKS zalicza renesans formy, ostatnio grał jak równy z równym z Lechem Poznań, a chwilę wcześniej Raków Częstochowa musiał gonić go do ostatniej minuty. Pokonanie łodzian już dawno nie jest osiągnięciem, które dopisujesz sobie do bilansu jeszcze przed rozpoczęciem spotkania. Zwłaszcza, że drużyna z Łodzi wcale nie wyszła dziś bez formy czy motywacji. Grała dokładnie to, co miała grać.

A przy tym, ku swojej zgubie, kompromitowała się w defensywie.

Asystę przy pierwszej bramce zaliczył przecież Dankowski. Najpierw złamał linię spalonego, by później zagrać głową prosto na nogę Czyża, który złożył się do efektownego uderzenia z powietrza. Obrońca ŁKS-u zrobił w tej akcji wszystko pod swoich rywali i to z taką jakością, jakby to on był dziś gospodarzem spotkania. Pomógł także przy drugiej bramce, choć tutaj – oddajmy cesarzowi, co cesarskie – największe zasługi należą do Ennaliego, który holował piłeczkę niemalże od połowy, holował, holował, zrobił w polu karnym prostą przekładkę i już znalazł się w sytuacji, by tylko pokonać bramkarza.

Dankowski nie wiedział, czy atakować Ennaliego, czy asekurować biegnącego obok Janżę i w efekcie postawił na złego konia. W polu karnym z kolei dał się ograć Mammadov. W drużynie ŁKS-u pojawiły się ponownie w pierwszej najgorsze demony z tego sezonu. Szymon Czyż doceniał w przerwie, że ŁKS potrafi grać w piłkę, reporter dodawał, że goście mieli przewagę optyczną, ale cóż z tego, skoro na tablicy wyników było w dziób.

Reklama

Czy czekaliśmy na jakiś większy zryw łodzian? Szczerze mówiąc – tak. I trochę się rozczarowaliśmy, bo w żadnym momencie drużyna Matysiaka nie wysłała sygnału, że chce wracać do tego meczu. Górnik mógł zdjąć z boiska strzelców bramek (obu przez drobne problemy zdrowotne), a i tak przebieg meczu nie uległ żadnemu zachwianiu, a bramki dołożyli Lukoszek (cudowne uderzenie sprzed pola karnego!) i Nascimento (Musiolik chciał uderzać, wyszła mu asysta). ŁKS strzelił honorowego gola (konkretnie – Ramirez, który przez cały mecz próbował napędzać gości), ale to byłoby na tyle.

Po raz kolejny ze świetnej strony pokazał się Lawrence Ennali i Górnik może już przeliczać pieniądze, jakie zyska po sprzedaży utalentowanego skrzydłowego. To swoją nieco drogą kuriozalna sytuacja, że większościowy pakiet akcji całego klubu można kupić za cztery miliony złotych, podczas gdy jego najcenniejszy dziś piłkarz jest pewnie kilkukrotnie droższy. Ale to nie problem Górnika, przed którym – także w obliczu wyborczej zmiany – świetny czas. Dziś awansował na drugie miejsce. Do Jagiellonii traci tylko pięć punktów.

WIĘCEJ O GÓRNIKU ZABRZE:

Fot. newspix.pl

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

33 komentarzy

Loading...