Reklama

Zagłębie Sosnowiec, klub skompromitowany

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

24 kwietnia 2024, 16:59 • 6 min czytania 49 komentarzy

W ostatnich tygodniach statystycy co kolejkę wyliczali, co ma większą wartość – procent akcji Zagłębia Sosnowiec posiadanych przez Rafała Collinsa (0,74%) czy procent szans tego klubu na utrzymanie się w pierwszej lidze. Raz nieco większe były akcje, inny razem szanse, aż w końcu te drugie dobiły do 0%. Zagłębie leci z ligi ostatecznie, definitywnie i zasłużenie. Jako klub, który doszczętnie się skompromitował.

Zagłębie Sosnowiec, klub skompromitowany

Oddanie władzy Rafałowi Collinsowi już w styczniu brzmiało jak jakiś kompletnie poroniony pomysł, ale wtedy mieliśmy w sobie jeszcze jakąś rezerwę pod tytułem „a może w tym szaleństwie jest jakaś metoda?”. Alarmowaliśmy, wyśmiewaliśmy, stawialiśmy pytania, zachowując przy tym jednocześnie jakąś minimalną szansę, że może się uda. Nie do końca wiadomo było, dlaczego taki scenariusz miałby się ziścić, ale nie potrafiliśmy go – nawet przy tak kuriozalnych okolicznościach! – wykluczyć.

Bo to pierwsza liga, absurdalnie nieprzewidywalna.

Bo może Zagłębiu potrzeba zwykłej ludzkiej energii, a taką da Collins, nawet jeśli nie ma twardych kompetencji.

Bo może Chackiewicz to faktycznie trener, który przewyższa życiorysem rozgrywki, w których się znalazł.

Reklama

Bo football is football, you know.

Nic z tego. Zagłębie spadło. Dostarczyło sporo śmiechu, dostarczy dziesiątek trupów, jakie za chwilę powypadają z szaf. Nie zdobyło się na żaden zryw, żaden pościg, od września nie wygrało nawet żadnego meczu. To żadna sensacja. Sensacją byłoby, gdyby ten cały absurdalny pomysł wypalił i przyniósł poprawę wyników, a wraz z nią jakieś małe promyczki nadziei na uratowanie ligi.

Jakie to wszystko było poronione. Mamy miasto Sosnowiec, które kompletnie nie potrafi zarządzać klubem i od lat trwoni potencjał. Mamy doprowadzonych do szału kibiców, których niezadowolenie nie jest potrzebne Arkadiuszowi Chęcińskiemu na kilka miesięcy przed wyborami. Mamy też ogromne pieniądze wykładane na Zagłębie – 150 milionów na nowoczesny stadion czy ponad dziesięć milionów rocznie na funkcjonowanie klubu, w praktyce – na zasypywanie dziur powstałych przez nieudolne zarządzanie.

I wtedy pojawia się Rafał Collins. Człowiek, który ma duże obycie w piłce nożnej – w końcu kiedyś tuningował samochód Wojciecha Szczęsnego, w dodatku ma kumpli w ukraińskiej agencji menedżerskiej, którzy nawet są w stanie dzielić się z nim piłkarzami bez kolan. Człowiek, któremu bardzo zależy na Sosnowcu – przecież pochodzi z Legnicy, obraca się w Warszawie, a większość dorosłego życia spędził w Londynie. Człowiek, który już na samym starcie wykazuje wielki dowód na swoje zaangażowanie w Zagłębie – za swoje akcje wykłada prawdziwą fortunę, płaci za nie bowiem aż pięć tysięcy złotych. Nic dziwnego, że już na starcie dostaje pełnię władzy nad klubem piłkarskim, kiedy ten stoi nad przepaścią.

Przecież to nigdy nie powinno się wydarzyć. Jak można otrzymać PEŁNIĘ WŁADZY nad pionem sportowym po zapłaceniu pięciu tysięcy złotych, będąc w zasadzie przypadkową osobą w kontekście Zagłębia? Jak nie dopatrywać się tutaj nieczystych intencji lub w najlepszym wypadku – skrajnej naiwności? Jak nie spoglądać w stronę każdego z piłkarzy z zaprzyjaźnionej agencji ProStar jak na osobę, która służy w realizowaniu niesłużących klubowi zamiarów?

Tu już nawet nie chodzi o to, że Collins nie miał żadnych kompetencji, żeby brać na siebie taką misję. Niektóre biznesy potrzebują szaleńców z dobrą energią, takich jak choćby Jarosław Królewski, który w newralgicznym momencie wsparł Wisłę Kraków, mimo że też był człowiekiem z zupełnie innej bajki. Tylko że ten szaleniec musi zajmować się tym projektem dzień i noc. Poświęcić mu swoją uwagę. Collins oczywiście chwytając za stery deklarował, że będzie wypruwał sobie żyły dla misji uratowania klubu – ale czy w ogóle tak było? Ktoś to wypruwanie sobie żył widział? A może było tak, że Collins wprowadził trochę zamieszania, wpuścił do Zagłębia swoich ludzi, dał twarz do nie do końca jasnych układów i układzików, a później wrócił do swojego życia celebryty?

Reklama

Tu wszystko było fatalnie poprowadzone, jak mawiał Franciszek Smuda – od A do O. Począwszy od kuriozalnego komunikatu o tym, że Collins w ogóle przejmuje 0,74% udziałów w Zagłębiu Sosnowiec, przez późniejsze nie do końca udane ocieplenie tej transakcji poprzez konferencję prasową, aż po realne ruchy, których dokonano w Zagłębiu.

Aleksandr Chackiewicz, przedstawiany jak piłkarski bożek, po kilku tygodniach pracy stwierdził, że to nie on ustalał taktykę na starcie z GKS-em Katowice. Wcześniej przekonywał, że jego zespół przestraszył się wielkiego stadionu w Gdańsku. Testował swojego syna. Wraz z ukraińskimi menedżerami ściągnął przedziwnych piłkarzy, także takich, którzy w ostatnim czasie nie zajmowali się grą w piłkę nożną. Artem Suchockyj przed przyjściem do Zagłębia nie wykonywał swojego zawodu przez dwa lata. Z kolei Ołeksij Dowgij ma otrzymywać wynagrodzenie po przepracowanym miesiącu, a nie z góry, bo „byłoby to z ryzykiem dla klubu”. O negatywnych głosach wobec działań Zagłębia Collins mówił, że są napędzane przez trolli. Prezes rzucił papierami.

I tak dalej, i tak dalej. Spektakularny rozkład i efektowna degrengolada. Bardzo źle zestarzały się słowa Rafała Collinsa z wywiadu, którego udzielał nam jeszcze w styczniu.

– Niezależnie, co się stanie, będę miał satysfakcję. Jeśli opuszczę Zagłębie po nieudanym przetargu, to jako człowiek, który coś pomieszał, nakręcił medialność, dzięki temu pojawili się sponsorzy, pomógł.

– A co, jeśli zaraz zaczniemy wszystko wygrywać? To pytanie źle się zestarzeje. 

– To nie będzie moja porażka. Ja nie zakładam porażki. Bo wszystko jest zależne ode mnie. To ja decyduję, czy będę naprawdę się starał, ciężko pracował, nie odpuszczał, czy zrealizuję swoje obietnice. Jeżeli je zrealizuję, to znaczy, że wywiązałem się ze swoich obietnic. To, czy piłkarze trafią do bramki czy w słupek, to już loteria. Tego nie mogę obiecać. Nie mam na to wpływu. Ale wszystko inne, co zapowiadam, zrealizuję. Nie mam poczucia, że poniosę w Zagłębiu wielką spektakularną porażkę. Nawet, jeśli drużyna spadnie do drugiej ligi, nie daj Bóg, to każdy zdroworozsądkowy człowiek powinien pomyśleć: nie no, przynajmniej był ruch, nie było stagnacji, marazmu, coś się zaczęło dziać. Jeśli ktoś tak stwierdzi, a ja wyjdę z klubu, będę miał czyste sumienie. 

Czy wy, jako zdroworozsądkowi czytelnicy, myślicie właśnie sobie, że przynajmniej był ruch, nie było stagnacji, marazmu, coś się zaczęło dziać? Co się niby zaczęło dziać? Przyszli piłkarze bez kolan? Przyszedł William Remy po kilku miesiącach niegrania w piłkę? Testowany był młody Chackiewicz w rezerwach? To się stało? Dajcie spokój. Ani nic nie ruszyło się od strony sportowej, ani nie przyszli nowi sponsorzy, ani od strony organizacyjnej nie zadziało się nic, co może zwiastować, że od drugiej ligi klub z Sosnowca szybko się odbije.

A po Collinsie, no cóż, trzeba tylko posprzątać.

Nie zrozumcie nas źle – to nie tak, że w stu procentach odpowiedzialny za spadek jest właśnie telewizyjny celebryta. Jego wina wynosi pewnie mniej więcej tyle, ile jego akcje – jakieś 0,74 procenta. Ktoś doprowadził do sportowej degrengolady, ktoś przepalił w Zagłębiu dziesiątki milionów, ktoś zmieniał trenerów jak rękawiczki, ktoś trwonił potencjał, ktoś źle zarządzał. Collins pomógł tylko wbijać ostatni gwóźdź do trumny.

Czekamy na rozliczenie autorów tego spadku. Tak Collinsa i jego ruchy, jak i Arkadiusza Chęcińskiego jako prezydenta miasta, który przed wyborami postanowił odrzucać od siebie gorący kartofel jak tylko się da. I taka taktyka paradoksalnie mu pomogła – w końcu wygrał w pierwszej turze z dużą przewagą, klęska Zagłębia mu w niczym nie zaszkodziła, przeciwnie, odsunął od siebie odpowiedzialność i tuż przed wyborami grzmiał o konieczności rewolucji w klubie z Sosnowca.

Rewolucja musi nastąpić.

To jeden z najbardziej logicznych spadków w ostatnich latach.

WIĘCEJ O ZAGŁĘBIU SOSNOWIEC: 

Fot. własne

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

1 liga

Ekstraklasa

Prezes Zagłębia: Jest niedosyt, ale nie chcemy mieć wszystkiego na tu i teraz

Antoni Figlewicz
0
Prezes Zagłębia: Jest niedosyt, ale nie chcemy mieć wszystkiego na tu i teraz

Komentarze

49 komentarzy

Loading...