Nie robiliśmy sobie nadziei na nic wielkiego, dlatego nawet czwarte miejsce, które zajęli reprezentanci Polski w dzisiejszym konkursie drużynowym, może nas zadowolić. Zwłaszcza po ich wczorajszym “popisie”, gdy do drugiej serii konkursu indywidualnego w Lahti wszedł tylko Aleksander Zniszczoł. Dziś i Kamil Stoch, i Piotr Żyła skakali jednak dużo lepiej. Zabrakło tylko czwartego na poziomie. Ale to w tym sezonie nie nowość.
Zacznijmy od czołówki i miejmy to już z głowy. Znakomicie skakali Norwegowie, którzy w pełni zasłużenie wygrali cały konkurs. W pierwszej serii skokiem na 135.5 metra – blisko własnego rekordu skoczni – zachwycił Johann Andre Forfang, ale najlepszym zawodnikiem pod względem noty punktowej był Marius Lindvik. Walczyli z nimi Austriacy i Niemcy, ale zarówno jednym, jak i drugim, sporo do świetnych dziś Skandynawów brakowało. A że ci na podobnym poziomie skakali też w drugiej serii, to konkurs gładko wygrali. To zresztą ich pierwsze zwycięstwo od prawie trzech lat i drużynówki… w Lahti.
A teraz co najważniejsze – gdyby był to konkurs indywidualny, to na trzecim miejscu uplasowałby się Aleksander Zniszczoł.
Serio, mamy wyłącznie słowa pochwały dla skoczka, który do niedawna był albo poza Pucharem Świata, albo skoczkiem numer pięć-sześć w naszej kadrze. W zeszłym sezonie wreszcie przebił się do drużyny, ustabilizował formę, a tej, fatalnej dla nas zimy, został liderem kadry. W konkursach indywidualnych może jeszcze pęka momentami na robocie, ale punktuje regularnie i najlepiej z naszych. Dziś w drużynie, skacząc w ostatniej grupie, latał świetnie. Skoki na 127.5 oraz 130 metrów – oba w świetnym stylu – pokazały, że ma wielkie możliwości. A że jutro jest jeszcze szansa na walkę o indywidualne laury, to z całych sił życzymy Olkowi, by wreszcie się udało.
Nie zawiedli dziś też Kamil Stoch i Piotr Żyła. Obaj dwukrotnie lądowali za 120 metrem, w indywidualnej klasyfikacji zajęli odpowiednio 14. i 18. miejsce. Cieszy zwłaszcza postawa Kamila, który wczoraj mówił, że czuł się zmęczony, że to nie był jego dzień i po prostu nie miał sił. Dziś odżył i może nie skakał na poziomie najlepszych, ale wystarczająco solidnie, byśmy mogli rywalizować z Niemcami. Zresztą indywidualną notą dwaj z nich znaleźli się nawet za nim (a tuż przed Żyłą).
I w sumie gdybyśmy tylko mieli czwartego do drużyny, to ta rywalizacja naprawdę byłaby możliwa. To był konkurs, w którym bardzo słabo skakali Słoweńcy. Japończycy – z Noriakim Kasaim w składzie, co warte podkreślenia – też nie dawali sobie rady. Polacy byli za to solidni. Tyle że Maciek Kot nie podołał wyzwaniu. Z 32 skoczków, którzy oddali dziś dwa skoki, zanotował 29. notę. Wyprzedził tylko dwóch Amerykanów i słabego Lovro Kosa. Zaważyła tu głównie pierwsza próba – ledwie 111.5 metra. W drugiej Maciek poleciał na 119 metrów i to był już poziom, którego po nim oczekiwaliśmy. 7.5 metra różnicy to 13.5 punktów więcej, pewnie też lepsze o jakieś trzy punkty noty. Innymi słowy – nawet nieco zaniżając – gdyby wylądował tak też w pierwszej serii, mielibyśmy o jakieś 15 oczek więcej.
Wciąż bylibyśmy stosunkowo daleko za Niemcami, ale gdyby ci czuli presję z tyłu, może popełniliby błąd. A tak? Nawet nie mieliśmy okazji się o tym przekonać.
ZWROT 50% DO 500 zł – BEZ OBROTU W FUKSIARZ.PL!
Co najgorsze, nawet nie mamy wielkich pretensji do Kota, to po prostu jego poziom, jest niestabilny i nie lata daleko. Można było się spodziewać, że nie uda mu się oddać dwóch równych i solidnych – jak na jego skakanie – prób. Cóż, w tym sezonie po polskich skokach po prostu nie możemy obiecywać sobie niespodzianek, chyba że za taką – co byłoby uzasadnione – uznamy to czwarte miejsce.. Na szczęście, patrząc na całą jego formę, podium Aleksandra Zniszczoła by niespodzianką nie było. Stąd na nie, jak wspomnieliśmy, liczymy jeszcze tej zimy.
I obyśmy się nie przeliczyli.
Fot. Newspix
Czytaj więcej o skokach: