Reklama

Zniszczoł uchronił Polaków przed kompletnym blamażem

Szymon Szczepanik

Opracowanie:Szymon Szczepanik

01 marca 2024, 19:06 • 5 min czytania 0 komentarzy

Po treningu i kwalifikacjach, dzisiejszy konkurs w Lahti zapowiadał się w wykonaniu Polaków obiecująco. W serii próbnej wszyscy Biało-Czerwoni uplasowali się w trzydziestce. Z kolei kwalifikacje zapewniły całej piątce udział w konkursie. Szkoda tylko, że tam polscy skoczkowie ponownie się skompromitowali, bowiem aż czterech nie weszło do drugiej serii. Przed kompletnym blamażem uratował nas Aleksander Zniszczoł, który zajął 8. miejsce. Konkurs wygrał Lovro Kos przed Andreasem Wellingerem i Ryoyu Kobayashim.

Zniszczoł uchronił Polaków przed kompletnym blamażem

NAJGŁOŚNIEJ O NIEOBECNYM

Eh, chcielibyśmy w tym roku poczuć nieco emocji podczas oglądania skoków. Ale że nasi reprezentanci przez cały sezon – z bardzo małymi wyjątkami – prezentują się dość mizernie, to u nas przed telewizorami i ekranami monitorów atmosfera jest co najwyżej letnia. Wystarczy tylko powiedzieć, że obecnie większe poruszenie od skoków samych w sobie, wzbudzają wypowiedzi Dawida Kubackiego, którego zresztą zabrakło w Lahti. Dawid zaliczył fatalny weekend na skoczni mamuciej w Oberstdorfie. Podczas pierwszego konkursu nie zakwalifikował się do trzydziestki. Później zaliczył upadek w kwalifikacjach do drugich zawodów. Tym sposobem wycofano go ze skakania w Finlandii.

– Nie do końca chyba wpływ na to, jak wygląda ta zima w naszym wykonaniu, ma sprzęt. Przynajmniej jeśli chodzi o mnie – mówił Polak w rozmowie z Tomaszem Kalembą dla Interii. – Dopóki nie przegadamy z trenerami wszystkiego, a prawdopodobnie będzie to po sezonie, to nie chciałbym wychodzić przed szereg, bo to nie o to chodzi. W tej chwili pracujemy nad tym, by załagodzić skutki, a prawidłowym leczeniem trzeba się będzie zająć w kolejnym okresie przygotowawczym.

Z jednej strony Kubacki wypowiada się enigmatycznie, z drugiej… łatwo przeczytać między wierszami, że pomiędzy nim a sztabem szkoleniowym współpraca w tym roku nie układała się najlepiej.

Reklama

KOMPROMITACJA POLAKÓW

Wróćmy zatem do rywalizacji czysto sportowej w Finlandii, gdzie otrzymaliśmy jeden konkurs więcej, niż przed sezonem było to zaplanowane w kalendarzu Pucharu Świata. Wszystko przez to, że w styczniu odwołane zostały zawody w Szczyrku. Stąd FIS, aby je zastąpić, zdecydował się na dodatkowe zawody w Lahti.

Dziś podczas treningu mogliśmy się cieszyć z tego, że cała piątka naszych reprezentantów uplasowała się w czołowej trzydziestce. Z kolei podczas kwalifikacji Aleksander Zniszczoł, skaczący w nowym oliwkowym kombinezonie, uplasował się na szóstej pozycji. Pozostawało trzymać kciuki za to, że Biało-Czerwoni jako grupa w konkursie zaprezentują się tak, jak w treningu, a Olek w nieco ponad godzinę nie zgubi dobrej formy.

Pierwszego zadania nie tyle, że nie udało się zrealizować. Polacy bowiem byli blisko całkowitej kompromitacji. Paweł Wąsek po skokach w Lake Placid został odsunięty od składu. 24-latek w Lahti powrócił do kadry, to jego forma została w Zakopanem. Czyli tam, gdzie Polak ostatni raz oddawał niezłe skoki w konkursie. Tak, to było w połowie stycznia. Wąsek skoczył tylko 115 metrów i pożegnał się z zawodami po pierwszej serii.

ZWROT 50% DO 500 zł – BEZ OBROTU W FUKSIARZ.PL!

Równie kiepsko co młodszy kolega poradzili sobie weterani – Kamil Stoch i Piotr Żyła. Pierwszy skoczył 114 metrów (ale w lepszych warunkach), drugi zaś wylądował na odległości 117,5 m. Z kolei Maciej Kot choć trochę powalczył, osiągnął 119 metrów. Ale dajcie spokój, zachowajmy choć odrobinę godności by nie jarać się tym, że Polak był blisko wejścia do czołowej trzydziestki.

NA RATUNEK ZNISZCZOŁ

Polskim pozytywnym akcentem na skoczni w Lahti był Aleksander Zniszczoł. Polak to zresztą jedyny skoczek z kadry Thomasa Thurnbichlera, który może czuć się wygranym tego dramatycznego dla nas sezonu. Olek już dawno wykręcił rekordową liczbę punktów w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata w karierze, a w Finlandii przedłużył passę występów w drugich seriach konkursowych do czternastu zawodów z rzędu.

Reklama

Mało tego, to nie tak, że Zniszczoł prześlizguje się do finałowych serii, gdzie błąka się w okolicach ostatnich lokat. Olek to nasz lider pełną gębą, który regularnie gości w pierwszej dziesiątce zawodów. Dziś pierwszy skok na 124,5 metry dał mu 9. miejsce.

Wciąż jednak mankamentem Aleksandra pozostaje gorsza postawa w drugich seriach konkursowych. Lecz tym razem Polak wytrzymał ciśnienie. Poszybował o dwa metry dalej niż w pierwszej próbie, co tuż po skoku uplasowało go za Johannem Andre Forfangiem. To z kolei oznaczało, że niezależnie od postawy następnych skoczków, Zniszczoł zakończy zawody w czołowej dziesiątce. Ostatecznie polski skoczek zajął 8. miejsce.

SENSACJA NA GÓRZE – KRAFT PRZEPADŁ

W stawce zawodników walczących o najwyższe lokaty doszło do sensacji. Na sukces w Lahti niemalże skazywany był Stefan Kraft. Austriak zażegnał chwilowy kryzys sprzed paru tygodni i ewidentnie powrócił do dobrej formy. Dziś z kolei mówił, że lubi fińską skocznię, a na potwierdzenie swoich słów wygrał kwalifikacje.

Jednak chimeryczna Salpausselkä nie odwzajemniła uczucia, jakim darzy ją lider Pucharu Świata. W pierwszej serii bowiem poczęstowała Krafta silnym podmuchem tak, że Stefan bardziej niż o odległości, myślał o tym jak wylądować i się nie połamać. Tym sposobem zakończył próbę na 105. metrze, co dało mu przedostatnie miejsce. Dla postronnych kibiców skoków może to nawet lepiej. Przed zawodami Kraft miał aż 269 punktów przewagi nad drugim Ryoyu Kobayashim. Więc po pierwszej serii wiedzieliśmy jedno. Że, parafrazując słowa Macieja Skorży, Puchar Świata będzie ciekawszy.

Wobec niepowodzenia Austriaka, nadzieję na triumf mógł mieć wspomniany Kobayashi. Japończyk musiał jednak w drugiej serii wznieść się na wyżyny umiejętności, gdyż po pierwszej zajmował 8. miejsce. A szanse na to były, ponieważ wiatr zaczął robić się coraz bardziej kapryśny. Ryoyu wykorzystał dobre warunki, w których polecał aż 131 metrów.

Nie był to jednak najlepszy skok zawodów. Pod względem odległości, miano to należy do próby Jana Hoerla, który huknął aż 136 metrów. Ale Austriak musiał już ratować się lądowaniem na dwie nogi. Takiego problemu nie miał Lovro Kos. Słoweniec wprawdzie wylądował dwa metry bliżej, ale za to w znacznie lepszym stylu. Po Kosie, który w pierwszej serii był piąty, już żaden skoczek nie zdołał oddać tak dobrej próby, wobec czego to podopieczny Roberta Hrgoty zatriumfował w Lahti. Za nim znaleźli się Andreas Wellinger oraz Ryoyu Kobayashi. Czyli dwóch zawodników, którzy mają jeszcze jakiekolwiek szanse, by powalczyć o Kryształową Kulę ze Stefanem Kraftem.

Fot. Newspix

Czytaj więcej o skokach:

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Anglia

Publiczne przeprosiny „cudotwórcy” ze Sportingu. Ruben Amorim tym razem przeszarżował

Michał Kołkowski
0
Publiczne przeprosiny „cudotwórcy” ze Sportingu. Ruben Amorim tym razem przeszarżował

Komentarze

0 komentarzy

Loading...