Reklama

Klub ekscytującej starości. Zieliński, Inter i drugie życie trzydziestolatków

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

13 lutego 2024, 17:56 • 10 min czytania 13 komentarzy

O Włoszech w kontekście szczęśliwego miejsca na ostatnie lata kariery mówi się w zasadzie już z przyzwyczajenia, automatycznie. Na tę łatkę dekadami pracowali weterani, którzy w Italii zdobywali serca tifosich i nawiązywali występami do swoich najlepszych momentów. Nie jest to więc banał, ale nawet w takich okolicznościach to, jak wyglądają trzydziestolatkowie w Interze Mediolan, jest zjawiskiem paranormalnym. Piotr Zieliński ląduje w miejscu, które daje drugą młodość.

Klub ekscytującej starości. Zieliński, Inter i drugie życie trzydziestolatków

W swoim premierowym występie w czarno-niebieskich barwach Piotr Zieliński będzie miał na liczniku trójkę z przodu. Możliwości fizyczne sportowców ze światowego topu na przestrzeni lat zmieniły się tak, że dziś wcale nie oznacza to powolnego zjazdu do bazy; schyłku kariery. Niemniej nawet jeśli dorzucisz do diety mikroalgi i ryby gotowane na parze — śladem Karima Benzemy — wieku i organizmu całkowicie nie oszukasz. Pewne rzeczy, atuty, umykają, stają się mniej wyraziste niż pięć lat wstecz.

Sztuką jest znaleźć się w takim środowisku, które najbardziej spowolni ten proces. Upraszczając: przedłuży twoją karierę i nie mowa tu o szarży na dolary, te z przedrostem petro- i te tradycyjne, zielone.

Takim środowiskiem jest Inter Mediolan. Klub-abstrakcja, w którym wrzucasz do drużyny opartej o intensywność, nieustępliwość i nieustanną pracę trzydziestolatków, a ci w tym szalonym futbolu odnajdują się tak, jakby właśnie zaliczali swój pierwszy duży transfer i walczyli o swoje jak bohater kultowej reklamówki Nike. Tak, tej, w której śledzisz wszystko jakby z własnej perspektywy; w której wbiegasz po schodkach, wymiotujesz z wycieńczenia, zostajesz po treningach, żeby na koniec zadebiutować w reprezentacji kraju.

Reklama

Oglądając paczkę Simone Inzaghiego masz wrażenie, że weterani pod jego batutą harują właśnie w ten sposób. Trzydziestoczteroletni Matteo Darmian sadza na tyłku młodszego Denzela Dumfriesa, trzydziestopięcioletni Henrikh Mchitarjan biega najwięcej i najlepiej, trzydziestosześcioletni Francesco Acerbi może już nie kontynuuje rekordowej serii kolejnych występów w lidze, ale w defensywie nadal jest niezastąpionym generałem.

Wydaje się, że Inter przekręca tym wszystkim ludziom liczniki. Ale przekręcenie licznika to oszustwo, przykrycie defektu, który i tak zaraz wypłynie na powierzchnię, tymczasem w Mediolanie wszystko jest cholernie realne, na tyle prawdziwe, że Nerazzuri mkną po kolejne mistrzostwo kraju, że dopiero co walczyli o triumf w Lidze Mistrzów. Piotr Zieliński trafia więc do miejsca, w którym może myśleć, że peak formy wcale nie jest za nim, że najlepsze czeka gdzieś za rogiem.

Bonus 300 PLN za wygrany zakład na gola Arsenalu w meczu z Tottenhamem!Bonus 300 PLN za wygrany zakład na gola Arsenalu w meczu z Tottenhamem!

Bonus 300 PLN za wygrany zakład na gola Arsenalu w meczu z Tottenhamem!

  • Postaw kupon singiel za min. 2 zł na zakład z oferty przedmeczowej na gola Arsenalu w meczu z Tottenhamem (typ zakładu: Arsenal Strzeli Gola – tak lub Arsenal – Liczba Goli – powyżej 0.5)
  • Jeśli typ okaże się poprawny, otrzymasz bonus 300 PLN!
  • Tylko dla nowych użytkowników. Rejestracja zajmuje 30 sekund

Kod promocyjny

SUPERWESZŁO

18+ | Graj odpowiedzialnie tylko u legalnych bukmacherów. Obowiązuje regulamin.

Piotr Zieliński i Inter Mediolan. Klub, który kocha zawodników 30+

– Zespół Simone Inzaghiego doświadcza technicznego i fizycznego stanu łaski, zbliża się do maksimum swoich możliwości – rozpływa się nad Interem Dario Pergolizzi, dziennikarz analitycznego portalu „L’Ultimo Uomo”. Włoch zajrzał pod maskę lidera po finale Superpucharu Włoch, dzięki któremu w mediolańskiej gablocie wylądowało kolejne złoto. Stan łaski jest jednak niemal permanentny, jakby przyjście Inzaghiego było sakramentem, który uruchomił serię szczęśliwych zdarzeń. Od czerwca 2021 roku Inter zbiera laury z zaskakującą częstotliwością.

Dwukrotnie miał sposobność wygrać Puchar Włoch i dwa razy to zrobił, nie wyszła dopiero próba skompletowania hattricka.

Reklama

Hattrrickiem Inter popisał się jednak w Superpucharze: trzy edycje, trzy zwycięstwa.

Wyliczanka jest pusta, jeśli chodzi o zgarnięte mistrzostwa, wielu nie może tego przeboleć. Przed rokiem złe języki wypychały Simone z klubu, gdy doświadczał ligowego kryzysu. Projekt zmierzający donikąd, cofająca się w rozwoju drużyna — gdy przez blisko dwa miesiące Nerazzuri wygrali ledwie dwa z jedenastu spotkań, można było zacząć w to wierzyć, ale zaraz potem Inzaghi doprowadził Inter do finału Champions League, więc waga epitetów, uszczypliwości i niedociągnięć została skutecznie zmarginalizowana.

Simone Inzaghi – trener od sukcesów po kosztach

Braku mistrzostwa nie ma co bagatelizować, ale też pamiętajmy, jaką łajbą jest Inter. Krach Suningu sprawił, że w Lombardii trzeba było łatać finansowe dziury, wygrywać i sprzedawać. Rywale może też cierpią, natomiast to dzięki Simone Inzaghiemu najcenniejsze włoskie puchary nie są kompletnie rozproszone pomiędzy wszystkie wielkie marki. W ostatnich pięciu sezonach sam Inzaghi w Interze (pięć trofeów) wygrał więcej niż Juventus (cztery), a przecież jeszcze w Lazio zasłynął jako właśnie ten, który rozbił monopol Juventusu na wygrywanie.

Bajka zaczęła się, gdy tifosi przeżywali koszmar. Antonio Conte, znany kłótnik i paliwoda, oznajmił, że sukcesy zapewnia tylko nieprzerwany strumień gotówki zamienianej w wielkich piłkarzy. Innych metod nie uznawał, więc trzeba było go pożegnać i znaleźć kogoś, kto zadba o to, żeby było tanio i — przynajmniej — średnio. Inzaghi kandydatem był idealnym, bo w Rzymie faktycznie obracał się w świecie wiecznych wyprzedaży, a przy tym regularnie dbał o to, żeby jego zespół wybijał się ponad przeciętność.

Właśnie tak powstał Inter, przyszły mistrz Włoch. Ulepił go trener, który patrząc na Acerbiego, Darmiana, Mchitarjana i Dżeko, widział gości, z którymi wciąż można przenosić góry.

Henrikh Mchitarjan – rywal Zielińskiego, weteran zbudowany na nowo

Inter przeżywał już pożytecznych weteranów. Momenty miał Alexis Sanchez, który ledwo przekroczył dwa tysiące minut w dwóch sezonach ligowych, uzbierał ponad dwadzieścia pięć bramek i asyst. Wspaniały był to joker, choć swoje kosztował, konkretnie siedem milionów euro netto. Mniej więcej tak wyglądało Bizancjum za Conte. Trzeba oddać mu co cesarskie, nie tylko dziś Nerazzuri potrafią zrobić z weterana kozaka, bo w jego bandzie szalał choćby Ashley Young, ale teraz odbywa się to mniejszym kosztem.

Ekonomiczny styl Inzaghiego to sięgnięcie po Edina Dżeko, weterana o dwie bańki tańszego od Sancheza, który nie zadowalał się rolą zmiennika. Bośniak był pełnowartościowym starterem, rozegrał dokładnie sto jeden gier, z których wycisnął maksa: trzydzieści jeden bramek, piętnaście asyst, a przede wszystkim — ponad dwukrotnie więcej minut w samej tylko lidze.

Dżeko nie przychodził do Mediolanu jako okazja wyrwana z antykwariatu. Solidne liczby kręcił w Romie, podobnie zresztą jak Henrikh Mchitarjan. Inter policytował się o nich, pokazał, że ocenia ich inaczej niż jako dziadków do uzupełnienia składu. O ile jednak z Edina nie trzeba było robić nikogo nowego, tak Ormianin został przemodelowany z dynamicznego skrzydłowego na wszechstronnego środkowego pomocnika, trochę w stylu Marcelona Brozovicia, aczkolwiek nie jeden do jednego względem pozycji na boisku. Chorwat w drugiej linii był jak nakręcona maszyna bez piłki i metronom z futbolówką przy nodze. Nieodzowny, niezmordowany, na koniec jednak sprzedany, bo grzech odrzucać osiemnaście milionów za 31-latka. Zwłaszcza gdy ma on kontrakt rzędu 6,5 milionów euro rocznie.

Wymyślony na nowo Mchitarjan trochę się rzecz jasna od Brozovicia różni, nie operuje aż tak nisko, tę rolę przejął klasyczny defensywny pomocnik. Ormianin natomiast pozwala jeszcze bardziej zdynamizować ofensywne akcje. Mchitarjan jest czołowym asystentem ligi, tercet z nim, Nicolo Barellą i Hakanem Calhanoglu funkcjonuje tak, że można mieć nawet obawy, gdzie tu tego Zielińskiego wcisnąć.

W tym właśnie tkwi klucz do docenienia tego, jak Inter stał się domem ekscytującej starości. Nie, nie spokojnej, jak w oryginale, bo „spokój” brzmi jak odcinanie kuponów i dryfowanie w kierunku brzegu. Miejsca na takie rzeczy u Inzaghiego nie ma. Tu chwytasz za ster, żeby raz jeszcze przypomnieć sobie, że kiedyś był z ciebie taki wilk morski, że hej.

Piotr Zieliński w Interze to projekt dłuższy

A przecież pamiętać trzeba, że w wyliczance weteranów wciąż kręcimy się wokół nazwisk mających na karku kilka wiosen więcej niż Piotr Zieliński. Polaka z Mchitarjanem, Dżeko czy nawet Acerbim, który przecież w Lidze Mistrzów na poważnie zaistniał jako 34-latek – żeby niedługo potem dowodzić obroną pola karnego przed Manchesterem City w walce o najważniejsze klubowe trofeum na świecie – łączy tylko to, że do Interu przychodzi jako ostoja swojej drużyny. Ktoś więcej niż po prostu istotny ligowiec i nie zmieni tego wykreślenie go z listy zgłoszeń do rozgrywek europejskich czy odsunięcie — skądinąd nie tak zaskakujące, jeśli weźmiemy pod uwagę słabszą formę — od regularnych występów w Napoli.

Nie ma potrzeby, żeby Zielińskiego stawiać w jednym rzędzie z Edinem Dżeko, który w Mediolanie od początku miał misję krótką: dać z siebie wszystko przez rok, dwa, dopóki jeszcze starcza mu energii i jakości na odgrywanie ważnej roli w ligach z czołowej piątki. U Polaka nie trzeba będzie stawiać znaku zapytania dotyczącego intensywności, jak u Henrikha Mchitarjana, bo wciąż jest w wieku, w którym zdolności motoryczne nie są kwestionowane — przynajmniej nie z urzędu, bez wnikania w szczegółowe parametry.

Jeśli Inter Mediolan wydłuża piłkarzom kariery, to przed Piotrem Zielińskim nie dwa lata gry o prymat w Italii, ale cztery (kontrakt zakłada trzy lata gry w Lombardii z opcją przedłużenia o kolejny sezon), może pięć, zakładając oczywiście, że Simone Inzaghi jeszcze przez jakiś czas będzie dbał o to, żeby Nerazzuri nie schodzili z podiów.

Założyć trzeba także, że Zieliński nie podzieli losu Davy’ego Klaasena, trzydziestolatka zgarniętego za darmo, który kompletnie rozczarowuje. Można tak pomyśleć, gdy zerknie się na ostatnie tygodnie w wykonaniu reprezentanta Polski, który przestał przypominać serce i mózg Napoli. Mniej goli, mniej asyst, mniej kluczowych podań i wykreowanych sytuacji strzeleckich. Jasne, wygląda tak cały zespół, jakby Neapol zstąpiła jakaś plaga (jest nią zmysł, z jakim Aurelio de Laurentiis dobrał trenerów do swoich drużyn w tym sezonie; zwróćmy uwagę także na Bari), ale od zawodnika większego formatu, który swoją postawą mógłby proces rdzewienia i niknięcia mistrzowskiej ekipy spowolnić.

Tego Piotr Zieliński z pewnością nie robi.

Za mało mówi się jednak o tym, jaki wpływ może mieć na to nieustanny rozgardiasz, z którym zmaga się od miesięcy. Kwestia kontraktu Polaka była rozgrzebana już latem. Przepychanki się nie kończą, de Laurentiis rzuca hasła sugerujące jasno, że swojego zawodnika ma za niewdzięcznika. Bo przecież wcale nie jest tak, że Zieliński to kolejny balast, który najchętniej zrzuciłby z listy płac. Takie prawo właściciela, taki model prowadzenia klubu sobie wymyślił, niemniej ocena Polaka przez pryzmat wygonienia z Napoli i przeciętnej formy w obliczu wszystkiego, co wokół niego i Neapolu się dzieje, nie powie nam prawdy.

Inter potrzebuje Zielińskiego, Zieliński potrzebuje Interu

Bliżej faktów leży to, jak Piotra Zielińskiego widzi Beppe Marotta. Dyrektor sportowy Interu, człowiek tak wyspecjalizowany w transferach wolnych agentów, że można mu przypisać wymyślenie powiedzenia „za darmo to i ocet słodki” („è aceto dolce e gratuito” – tak by to szło), w temacie ściągnięcia polskiego pomocnika był tak zdeterminowany, że nie może być w tym żadnego przypadku. Zielińskiemu zaoferował 3,5 miliona euro rocznie, dziewiąty najwyższy kontrakt w zespole. Ciut pod Mchitarjanem, co podobno zmienić mają bonusy i premie, które trochę wywindują zarobki obecnego mistrza kraju.

Zieliński to piłkarz innej klasy niż, nomen omen, Klaasen, który w Mediolanie nie dostaje nawet połowy tego, czym Inter skusił Polaka.

Nie można obchodzić się z nim jak z jajkiem i nie zwracać uwagi na niedawne perturbacje, jednak lepiej nawiązać do tego, jak obłędnie dobrym rozgrywającym był w chwili, gdy Napoli sięgało po Scudetto. Zieliński miał spośród wszystkich środkowych pomocników najwięcej asyst w przeliczeniu na 90 minut, najwięcej kluczowych podań, najwięcej podań w tercję ataku, naj, naj, naj… Żaden trybik w maszynie, prężnie pracujący silnik.

Zieliński na tle ligowców w mistrzowskim sezonie: lepszy drybler, lepszy kreator, lepszy asystent

Inter Mediolan takiego napędu po prostu potrzebuje, a Beppe Marotta z takich okazji po prostu korzysta. Piotr Zieliński także nie mógł myśleć o lepszym rozwiązaniu. Żadne saudyjskie miliony, zero angielskiej pogody. Zamiast tego liga, którą zna na wylot, i szansa, żeby po latach gry w Italii dorobić się w końcu czegoś więcej niż satysfakcji i słów uznania z ust boiskowych rywali. Okazja, żeby z targanej ciągłymi zmianami organizacji przenieść się do klubu, który w ostatnim czasie jest na wznoszącej. Mistrzostwo zdobyte dla południa ma swój wyjątkowy smak, jednak na północy zębami zgrzytać nie trzeba, Lombardia też kocha swoich idoli.

Piotr Zieliński trafia do klubu wielkiego, ma też odpowiednio wiele czasu w peaku swojej kariery, żeby spuentować ją w odpowiedni sposób, zastawiając gablotę, zaznaczając swoją obecność w koszulce, o której wciąż marzą miliony. Ciężko nie stwierdzić, że to będzie idealnie dobrana para.

WIĘCEJ O WŁOSKIEJ PIŁCE:

SZYMON JANCZYK

fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Publiczne przeprosiny „cudotwórcy” ze Sportingu. Ruben Amorim tym razem przeszarżował

Michał Kołkowski
0
Publiczne przeprosiny „cudotwórcy” ze Sportingu. Ruben Amorim tym razem przeszarżował

Piłka nożna

Anglia

Publiczne przeprosiny „cudotwórcy” ze Sportingu. Ruben Amorim tym razem przeszarżował

Michał Kołkowski
0
Publiczne przeprosiny „cudotwórcy” ze Sportingu. Ruben Amorim tym razem przeszarżował

Komentarze

13 komentarzy

Loading...