Reklama

Simone Inzaghi – trener od sukcesów po kosztach

Mateusz Janiak

Autor:Mateusz Janiak

17 maja 2023, 15:21 • 8 min czytania 2 komentarze

Wiem, kto w trudnych momentach był przy mnie i kogo nie było – powiedział po awansie do finału Ligi Mistrzów Simone Inzaghi. Znów to zrobił. Znów udowodnił światu, że umie. Że zna się na robocie. Że nie dostaje pracy z przypadku.

Simone Inzaghi – trener od sukcesów po kosztach

Kiedy przyjechałem do Rzymu jako 26-latek, dość szybko i niepostrzeżenie wpadłem w wir życia tak zwanych wyższych sfer. Ale nie chciałem tylko żyć wśród nich. Chciałem być ich królem – to nie Inzaghi. To Jep Gambardella, główny bohater nagrodzonego Oscarem i Złotym Globem filmu „Wielkie piękno” w reżyserii Paolo Sorrentino, ale w pewnym sensie te słowa pasują również do obecnego trenera Interu Mediolan. Co prawda zjawił się w stolicy Włoch ciut szybciej, bo po 23. urodzinach, ale w wyższych sferach calcio faktycznie zaczął radzić sobie błyskawicznie – już w pierwszym sezonie w Lazio zdobył scudetto.

Jednak mimo spektakularnego początku ostatecznie na miano króla jako piłkarz nie zasłużył, za to coraz bliżej mu do tego tytułu jako szkoleniowiec.

Wiecznie drugi. Simone Inzaghi i rywalizacja z bratem

Simone Inzaghi za kierownicą Ferrari

Od 2018 roku Inzaghi dwa razy zdobył Coppa Italia i czterokrotnie Superpuchar. Wywalczył wicemistrzostwo kraju. Po 13 latach przerwy awansował z Lazio do Ligi Mistrzów. Po 21 latach czekania do fazy play-off tych rozgrywek. Po 13 latach wprowadził Inter do finału Champions League.

Reklama

Mało? Nie, biorąc pod uwagę okoliczności.

Simone, to ja decyduję, nie ty. Ciągle narzekasz na wszystko! Dałem ci drużynę dziesięć razy bardziej wartościową od innych! To samo mówił ci Tare [Igli, dyrektor sportowy], a ty udajesz, że tego nie rozumiesz. Pomyśl o byciu trenerem – wrzeszczał do słuchawki właściciel klubu z Rzymu Claudio Lotito w sierpniu 2018 po porażce z Napoli. Biznesmena nagrano z ukrycia i nie miał pojęcia, że ten dialog stanie się publiczny.

Jestem wściekły na tych zawodników, bo wiem, że powinni dawać z siebie więcej. Dałem Inzaghiemu do prowadzenia Ferrari wśród zespołów piłkarskich i wierzę, że Lazio powinno rywalizować ze wszystkimi jak równy z równym – powiedział już oficjalnie w październiku 2019 w rozmowie z „Corriere dello Sport”.

Lotito jedno trzeba oddać – niezmiennie wydaje tyle, ile może. W porównaniu z sezonem 2016/2017 (pierwszym pełnym Inzaghiego na stanowisku) w rozgrywkach 2021/22 (premierowym Maurizio Sarriego w Rzymie) wydatki na pensje podwoiły się i wynosiły ponad 50 milionów euro. W zestawieniu półrocznych raportów Lazio, Juventusu i Romy (te kluby je opublikowały) z 2018 i 2019 roku z 2021 rokiem to Biancocelesti najbardziej zwiększyli środki na zarobki (o 20%). W półroczu 2021 wzrosły przychody od sponsorów (+94% w porównaniu z 2019) oraz z biletów (+19 %).

Jednak wzrost kosztów utrzymania seniorów jest stopniowo większy od wzrostu zysków (prawa tv, sponsorzy, bilety), a Lotito nie chce ścigać się z tymi, co to szastają kasą, której tak naprawdę nie mają. Dlatego we wszystkich trzech budżetach dotkniętych pandemią Orły odnotowały dotychczas łączną stratę w wysokości 36 milionów. Dla porównania – skumulowana strata w tym samym okresie Romy, Juventusu i Milanu to odpowiednio 503, 419 i 288 milionów.

Reklama

Lotito wydaje tyle, ile może, i właśnie dlatego Lazio było tak daleko do „Ferrari wśród zespołów piłkarskich”, jak zwykłej osobówce do bolidu Formuły 1. Kiedy właściciel wykrzykiwał do telefonu, że dał „drużynę dziesięć razy bardziej wartościową od innych”, tak naprawdę kadra Biancocelestich pod względem wartości była szósta w Serie A (za transfermarkt). Faktycznie, dziesięciokrotnie mniej wyceniano zespół Empoli, tyle że już Romę na 60 milionów więcej, Milan – 100, Napoli – prawie 150, Inter – ponad 200, a Juventus grubo ponad 400.

Za podstawowy skład Lazio w sezonie 2019/20 – najlepszym za Inzaghiego w lidze włoskiej, zakończonym na czwartej pozycji, gwarantującej fazę grupową Champions League – zapłacono mniej niż 100 milionów euro. Najwięcej za Sergeja Milinkovicia-Savicia – 18 baniek. I tak ekonomicznie zbudowana drużyna pobiła klubowy rekord zwycięstw z rzędu (jedenaście), punktów (78) i wygranych (24) w sezonie, zakwalifikowała się do Ligi Mistrzów, w międzyczasie zgarnęła Superpuchar, a do tego po 30 latach pokonała AC Milan na San Siro i po szesnastu Juventus na Stadio Olimpico.

Opcja oszczędnościowa

W 2021 roku – po ponad pięciu latach na stanowisku pierwszego trenera Lazio (wcześniej pracował w grupach młodzieżowych) – przeniósł się do Interu, gdzie w porównaniu z Rzymem było troszeczkę lepiej. Tylko troszeczkę, bo przecież właśnie z powodu zaciskania pasa z Nerazzurrich chwileczkę po zdobyciu scudetto zawinął się trener Antonio Conte i sprzedano Romelu Lukaku oraz Achrafa Hakimiego. Inzaghi był wersją oszczędnościową, podobnie jak zawodnicy – Joaquin Correa, Edin Dzeko i Denzel Dumfries. Na starcie kadencji – przynajmniej oficjalnie – za cel nadrzędny stawiano w Mediolanie kwalifikację do Ligi Mistrzów, nie obronę mistrzostwa.

Gdyby nie koszmarny babol bramkarza Ionuta Radu w rywalizacji z Bologną, mimo wszystko pewnie udałoby się obronić scudetto, a tak należało docenić drugie miejsce, Coppa Italia i wyjście z grupy w Champions League, czego Conte nie zdołał zrobić w dwóch podejściach (a wydał na transfery 170 baniek więcej).

To poskutkowało nową umową dla szkoleniowca, ale przynajmniej trzykrotnie w trwających rozgrywkach spekulowano, że i tak jej nie wypełni. Prawdopodobnie najgoręcej było po przegranej z Monzą, czwartej w wówczas ostatnich pięciu kolejkach Nerazzurrich. Wtedy momentalnie po meczu cała wierchuszka – dyrektor sportowy  Piero Ausilio, wicedyrektor Dario Baccin, dyrektor generalny ds. sportu Beppe Marotta, dyrektor generalny korporacji Alessandro Antonello i prezes Steve Zhang – zeszli z trybun na spotkanie z trenerem. Rozmawiano tak długo, że zawodnicy dawno zdążyli się rozjechać do domów, a nazajutrz w ośrodku treningowym w Appiano Gentile doszło do kolejnej debaty wszystkich świętych Interu z Inzaghim.

Zgodnie z przeciekami medialnymi atmosfera była tak gęsta, że ponoć nawet ewentualna poprawa wyników nie gwarantowałaby pozostanie trenera na stanowisku. Oczywiście w minionym miesiącu narracja zmieniła się diametralnie.

Myślę, że tak, Inzaghi będzie dalej pracował. Oceny nie dokonuje się na podstawie epizodu czy meczu, ale na podstawie sposobu pracy i profesjonalizmu – mówił Marotta po pierwszym triumfie nad Milanem w Champions League.

Ale każdy wie swoje, w tym sam Inzaghi. Według informacji dziennika La Repubblica faktycznie szefostwo chciałoby pozostania szkoleniowca, tyle że teraz… to sam zainteresowany nie jest pewny, czy chce dalej pracować w Nerazzurrich, m.in. ze względu na brak wsparcia od zarządu. Być może to tylko spekulacje, a być może sama prawda.

Fakt jest taki, że Inzaghi znów osiąga kapitalne rezultaty z ekipą skleconą na podstawie kryterium ekonomicznego. Marotta cieszył się, że w pierwszym półfinale bramki zdobyli Dzeko i Henrich Mchitarjan, czyli sprowadzeni jako wolni piłkarze.

To model, który przyjęliśmy w celu zrównoważonego rozwoju. Z Ausilio i Baccinem szukaliśmy takich zawodników, którzy byli dostępni za darmo i jednocześnie byli wartościowi. Mam tu na myśli również Andre Onanę, Francesco Acerbiego i Matteo Darmiana. Tak wiele elementów, przy których nie ucierpieliśmy finansowo – przyznał dyrektor generalny ds. sportu.

Co prawda akurat za Darmiana należało zapłacić (nieco ponad trzy miliony), ale faktycznie ten Inter można uznać za budowany po kosztach – z wyjściowej jedenastki na oba półfinały aż pięciu piłkarzy sprowadzono za darmo (Onana, Acerbi, Mchitarjan, Hakan Calhanoglu, Dzeko), a za kolejnych dwóch zapłacono grosze (wspomniany Darmian i Federico Dimarco, wychowanek odkupiony od Sionu za pięć baniek). W sumie podstawowy skład kosztował około 120 milionów, niewiele więcej niż Manchester City wydał na Jacka Grealisha czy Real Madryt na Edena Hazarda.

Znów – wersja ekonomiczna.

Elastyczność

Inzaghi przejął Inter po Conte i prędko wprowadzał swoje zmiany. Po pierwsze, w organizacji treningów. Nerazzurri ćwiczą taktykę w trakcie treningowych gierek, zniknęły długie, nużące zajęcia z przesuwaniem, a pojawiło się szlifowanie założeń w ogniu walki o skład. Rzadko ćwiczenia trwają więcej niż godzinę, u Conte dwie to był standard. Inzaghi stara się, by wszyscy byli potrzebni i nikt nie zna podstawowego składu wcześniej. Każdy ma być gotowy.

Przyjęło się, że Inzaghi jest sztywny taktycznie i trzyma się ustawienia 3-5-2, ale to nieprawda. Już w Lazio wykazywał się elastycznością i dopasowywał strategię do wykonawców. Przez większość premierowego sezonu stosował 4-3-3, by jak najlepiej wyeksponować atuty skrzydłowych – Felipe Andersona (cztery gole, dziesięć asyst) i Keity Balde (16 goli, cztery asysty). Po transferze Luisa Alberto postawił na 3-5-1-1 z Hiszpanem jako łącznikiem między pomocą a napastnikiem. Po sprowadzeniu Correi cofnął Luisa Alberto do drugiej linii i w ataku do Ciro Immobile dodał Argentyńczyka.

W Interze zastał już 3-5-2, natomiast dołożył własne akcenty. W poprzednim sezonie bardzo zaangażował lewego stopera Alessandro Bastoniego w ofensywę, Włoch stwarza przewagę w bocznym sektorze lub w środku pola i dzięki umiejętnościom technicznym staje się kolejnym rozgrywającym. Czasem jako lewy środkowy obrońca gra Dimarco, co sprawia, że Nerazzurri mają de facto dwóch skrzydłowych na tej flance. Jednym ze schematów łamania pressingu przeciwników było zbiegnięcie Marcelo Brozovicia do boku, cofnięcie Calhanoglu, a stworzone w ten sposób miejsce zajmował jeden z napastników.

W trwającym sezonie Inzaghi musiał reagować na kłopoty – przeciętną dyspozycję i kontuzję Milana Skriniara, zjazd formy Stefana de Vrija, zapuszczonego Romelu Lukaku, nijakość Robina Gosensa czy problemy zdrowotne Brozovicia. W związku z tym z Darmiana zrobił wyjątkowo solidnego prawego stopera w trójce, mocniej postawił na Dimarco na wahadle (sześć goli i dziewięć asyst), z Acerbiego zrobił lidera formacji i zmienił rolę Calhanoglu, który sprawnie wszedł w rolę Brozovicia.

Tak, Inter miał różne momenty, ale w ogromnej mierze punktował gorzej niż powinien. Nawet w tej czarnej serii od 26. do 30. kolejki, w której zdobył punkt na piętnaście możliwych, nie prezentował się źle. Nerazzurri pudłowali w dogodnych okazjach, a rywale trafiali z trudnych sytuacji. Pech. Po prostu. Według bilansu punktów oczekiwanych po porażce z Monzą ekipa z Mediolanu zasługiwała na ponad 11 punktów więcej niż zebrała (nikt w całej lidze nie notował wyników bardziej poniżej oczekiwanych) i zgodnie z tym współczynnikiem tylko Napoli grało lepiej. Powinna być wiceliderem, a nie mieściła się nawet w TOP 4.

Ale kiedy pech odpuścił, na finiszu Inter odżył i znajduje się na ligowym podium oraz w dwóch finałach – Coppa Italia i Champions League. Górą Inzaghi. Ponownie.

WIĘCEJ O WŁOSKIM FUTBOLU:

foto. Newspix

Rocznik 1990. Stargardzianin mieszkający w Warszawie. W latach 2014-22 w Przeglądzie Sportowym. Przede wszystkim Ekstraklasa i Serie A. Lubi kawę, włoskie jedzenie i Gwiezdne Wojny.

Rozwiń

Najnowsze

1 liga

Dawid Szwarga będzie trenerem Arki Gdynia! „Czuję, że to właściwy moment”

Przemysław Michalak
33
Dawid Szwarga będzie trenerem Arki Gdynia! „Czuję, że to właściwy moment”

Liga Mistrzów

1 liga

Dawid Szwarga będzie trenerem Arki Gdynia! „Czuję, że to właściwy moment”

Przemysław Michalak
33
Dawid Szwarga będzie trenerem Arki Gdynia! „Czuję, że to właściwy moment”

Komentarze

2 komentarze

Loading...