Reklama

Trela: Klimat i rytm meczowy. Nowy pucharowy atut polskich klubów

Michał Trela

Autor:Michał Trela

06 lutego 2024, 19:47 • 10 min czytania 6 komentarzy

Przez 30 lat polskie kluby nie wygrywały dwumeczów pucharowych na wiosnę. Także dlatego, że zawsze musiały rozpoczynać europejską rywalizację od razu po okresie przygotowawczym, bez wcześniejszych meczów w kraju. Ostatnio częściej mają jednak okazję rywalizować z drużynami z lig rozgrywanych w systemie wiosna-jesień. Lech Poznań, a teraz Legia Warszawa zyskały tym samym przewagę, z której zwykle korzystali rywale.

Trela: Klimat i rytm meczowy. Nowy pucharowy atut polskich klubów

Wkrótce po piątkowym wznowieniu Ekstraklasy, Legia Warszawa znów będzie musiała dzielić uwagę między ligę a europejskie puchary. Niespełna tydzień po meczu z Ruchem Chorzów, zagra z Molde w Lidze Konferencji Europy. Trzy dni później czeka ją mecz z Puszczą Niepołomice, a po kolejnych czterech znów zmierzy się z Norwegami. To oznacza, że rewanż, który zadecyduje o dalszym losie europejskiej kampanii, odbędzie się już po trzech meczach o punkty. Będzie można mówić o zalążkach rytmu meczowego.

Norwegowie będą w innej sytuacji. Mecze z Legią zastaną ich w środku zimowego snu. Ostatni mecz w 2023 roku rozegrali 14 grudnia w Leverkusen – Legia zdążyła jeszcze od tego czasu zaliczyć ligowy dwumecz z Cracovią. Najbliższy w lidze norweskiej czeka ich 1 kwietnia, czyli równo 38 dni po zakończeniu rywalizacji z Legią. Jeśli ją wygrają, także kolejną pucharową rundę będą musieli rozegrać przed startem sezonu ligowego. Zaplanowano ją bowiem na 7 i 14 marca. Dopiero ewentualne ćwierćfinały Ligi Konferencji Europy Molde rozegra, będąc już w trakcie zwyczajnego sezonu.

RYWALE Z ZIMOWEGO SNU

To wariant, który zdążył już przed rokiem przećwiczyć Lech Poznań. On też w pierwszej wiosennej rundzie w Europie musiał się udać do Norwegii. Bodo/Glimt, z któym rywalizował, było w trakcie bardzo długiej przerwy zimowej. Podobnie jak Djurgardens IF, sztokholmski przeciwnik z kolejnej rundy. Kiedy Kolejorz rozbijał Szwedów w rewanżowym meczu w połowie marca, rozgrywał już jedenaste spotkanie w rundzie. Nie wiadomo, jak potoczyłyby się te mecze, gdyby nie trafił na dwóch kolejnych rywali z lig toczonych systemem wiosna-jesień. Być może gdyby rywale byli w rytmie meczowym, też zdołałby ich pokonać. Najważniejsze jednak, że Lech wykorzystał sytuację i przełamał trwającą od dekad niemoc polskich drużyn na początku pucharowej wiosny.

Jeśli przyjrzeć się szczegółowo niechlubnej serii bez wygranego pucharowego meczu na wiosnę, która trwała pomiędzy marcem 1991, gdy Legia wyeliminowała z Pucharu Zdobywców Pucharów Sampdorię, a lutym 2023, gdy Lech wyrzucił z Ligi Konferencji Europy Bodo/Glimt, okaże się, że za każdym razem polskie kluby odpadały z rywalem, który na początku roku był już w rytmie meczowym. Dla Legii mecz z Panathinaikosem był rozpoczęciem 1996 roku, dla Greków jego dziesiątym spotkaniem. Wisła Kraków Henryka Kasperczaka zaczynała rok przeciwko Lazio, które uzbierało już w Serie A i Pucharze Włoch dziewięć spotkań. Identycznie było w przypadkach Dyskobolii Grodzisk Wielkopolski w 2004 – dla Bordeaux spotkanie z nią było dziesiątym od świąt Bożego Narodzenia — Lecha Poznań z Udinese w 2008 roku i z Bragą w 2011 (po osiem spotkań w nogach rywali Kolejorza). Wyjście prosto z okresu przygotowawczego na mecz z silnym rywalem, będącym w środku sezonu zawsze okazywało się trudnym zderzeniem.

Reklama

PRZECIWNICY W RYTMIE MECZOWYM

Krótsze zimy w polskiej piłce zaczęły się pojawiać dopiero w drugiej dekadzie XXI wieku. Wciąż jednak nie były na tyle krótkie, by polskie kluby, które przezimowały w Europie, zdążyły mieć przetarcie w kraju przed pucharową wiosną. Legia Warszawa do rywalizacji ze Sportingiem i Wisła Kraków ze Standardem Liege znów przystępowały więc w 2012 roku bez rozgrzewki. Pierwszym polskim klubem, który nie musiał w nowym roku w Europie grać z marszu, była w 2015 roku Legia. Do rywalizacji z Ajaksem Amsterdam przystąpiła, zagrawszy uprzednio w Pucharze Polski ze Śląskiem Wrocław i w Ekstraklasie z Jagiellonią Białystok. I tak trudno było jednak mówić, że obie drużyny znajdowały się na podobnym etapie sezonu. Holendrzy mieli już bowiem za sobą sześciomeczowe przetarcie. Podobnie było podczas kolejnej rywalizacji tych klubów dwa lata później. Ajax grał z Legią po pięciu meczach w kraju, mistrzowie Polski mieli przed europejską rywalizacją jedno starcie na przetarcie w lidze. Z Holendrami odpadli minimalnie. Przy wszystkich dziewięciu przegranych wiosennych dwumeczach nierówność w liczbie spotkań rozegranych od początku roku pomiędzy polskimi klubami a ich rywalami była jednak druzgocąca na korzyść przeciwników.

Nie można oczywiście upatrywać w tym jedynej przyczyny porażek, tak jak nie można przypisywać zwycięstw Lecha z Bodo/Glimt i Djurgardens tylko przewadze w tym elemencie. Przeciwnicy, z którymi Polacy odpadali, byli zwykle na tyle silni, że prawdopodobnie na bardziej zbliżonych etapach sezonu też byliby trudni do pokonania. Norwegowie i Szwedzi z kolei to drużyny z niższej półki niż Lazio, Ajax, czy Sporting. Nic więc dziwnego, że łatwiej ich pokonać, nawet niezależnie od tego, czy sezon ligowy w ich krajach już się rozpoczął. Warto jednak wziąć pod uwagę ten czynnik podczas rozważań o pucharowych rozgrywkach.

SZCZĘŚLIWE LOSOWANIA

Dopiero od niedawna, w miarę wcześniejszego rozpoczynania wiosennych zmagań w Polsce ten element w ogóle może grać na korzyść naszych klubów. I to wyłącznie przy niektórych konfiguracjach. Lech miał tę przewagę, bo trafił na Bodo/Glimt i Djurgardens, choć mógł na Bragę, Trabzonspor, Lazio, West Ham czy Niceę. Legia wpadła na Norwegów, choć mogła na Ajax, Real Betis czy Olympiakos. Nie tylko pod względem klasy rywali tegoroczne i zeszłoroczne losowania były więc korzystne. Patrząc na Opta Power Ranking, Legia wpadła na teoretycznie najsłabszego rywala z możliwych. Ale też na jedynego, dla którego mecz z nią będzie pierwszy w tym roku. Servette FC, czyli na papierze zespół podobnej klasy, przed pucharową rywalizacją z Łudogorcem będzie miał w nogach już pięć spotkań w kraju. Przy tak zbliżonym poziomie wszystkich zespołów, posiadanie przetarcia może dać kilka rozstrzygających procent.

Problem klubów z lig toczonych systemem wiosna-jesień z graniem w Europie jeszcze przed rozpoczęciem ich krajowej rywalizacji da się zresztą dostrzec, także patrząc szerzej. Choć oczywiście próbka i tak jest bardzo mała, bo rozgrywki w tym systemie toczą się na kontynencie tylko w jedenastu krajach, z których zdecydowana większość nie należy do potentatów. Trudno więc rozstrzygnąć, czy odpadają po wyjściu z grupy dlatego, że brakuje im rytmu meczowego, czy dlatego, że trafiają na silniejszych niż jesienią rywali. Faktem jest jednak, że na czternaście pucharowych dwumeczów toczonych na wiosnę przez kluby z lig grających systemem wiosna-jesień w ostatnich dziesięciu sezonach, udało się im wygrać tylko trzy. Dwa z nich przypadają na świetną europejską kampanię Bodo/Glimt, które ograło w Lidze Konferencji 2021/2022 Celtic oraz AZ Alkmaar, by dopiero w ćwierćfinale ulec Romie. Trzeci należy do Molde, które wyrzuciło z Ligi Europy Hoffenheim.

TRUDNE PUCHAROWE WIOSNY

Pozostałe jedenaście przypadków kończyło się dla klubów z tych krajów boleśnie. BATE Borysów w czasach świetności ani razu nie wygrało pucharowego dwumeczu na wiosnę, choć trzeba przyznać, że nie miało łatwo, trafiając na PSG, Arsenal i Fenerbahce. Astana próbowała raz i nie dała rady Sportingowi. Malmoe odpadało z Wolfsburgiem, Djurgardens z Lechem, Oestersunds z Arsenalem. Jeśli więc komuś się udawało, to tylko Norwegom, ale i to rzadko. Nawet w czasach świetności Rosenborga, według rankingu Elo najsilniejszego norweskiego klubu w historii, który w latach 90. co roku grał w fazie grupowej Ligi Mistrzów, ani razu nie udało się temu klubowi wygrać w Europie wiosennego dwumeczu.

Najbardziej spektakularne wyniki klubów z systemu wiosna-jesień, pod względem zdobyczy w rankingu Elo, miały miejsce jesienią, czyli w trakcie ich sezonów w krajowych ligach. Norweskie kluby najwięcej niespodziewanych punktów zyskały w rywalizacjach z Olympiakosem, Besiktasem i Ajaksem. Wszystkie miały miejsce jesienią. Szwedzi pozytywnie zaskakiwali w starciach z Rangersami, Gentem, czy Besiktasem, również w pierwszej połowie pucharowych zmagań. Od czasów IFK Goeteborg, który w 1987 roku zdobył Puchar UEFA, eliminując wiosną Inter Mediolan, Tirol Innsbruck i Dundee United, żaden szwedzki klub nie wygrał europejskiego dwumeczu na początku roku kalendarzowego.

Reklama

W przeszłości więcej europejskich lig toczono w systemie wiosna-jesień. Grali tak m.in. Duńczycy, czy Polacy (do początku lat 60.). Najświeższy przykład porzucenia tego systemu to 2010 rok, gdy na zmianę systemu rozgrywek zdecydowano się w Rosji. Akurat w kwestii pucharowej rywalizacji na wiosnę aż tak wiele to jednak nie zmieniło. Sezon wprawdzie rusza trochę wcześniej niż w poprzednim systemie, ale i tak, ze względów geograficznych Rosjanie zaczynali wiosną grę w pucharach jeszcze zanim ruszyła ich krajowa liga. I często nie wpływało to na nich dobrze. W 2001 roku Spartak Moskwa jeszcze jesienią awansował do drugiej fazy grupowej Ligi Mistrzów. Przed przerwą zimową zdążył choćby rozbić Arsenal 4:1. Wiosną przegrał jednak trzy z czterech meczów, przy bilansie bramkowym 1:6 i odpadł z rozgrywek. Rok później podobną historię powtórzył Lokomotiw Moskwa, który jesienią wyszedł z grupy, zdążył zremisować 2:2 z Realem Madryt na Santiago Bernabeu, by po wznowieniu rozgrywek przegrać cztery mecze do zera.

Zdarzały się oczywiście rosyjskim klubom bardzo udane pucharowe kampanie, jak w przypadku CSKA Moskwa, które w 2005 roku, wciąż jeszcze pauzując w lidze, usunęło z Pucharu UEFA Benficę, by potem ograć jeszcze Partizana Belgrad, Auxerre, Parmę i Sporting, sięgając po główne trofeum. Albo w przypadku Zenita Sankt Petersburg, który w drodze po tytuł w 2008 roku wyrzucił z pucharów Villarreal i Olympique Marsylia, jeszcze zanim wznowiono krajową ligę. To wszystko miało jednak miejsce jeszcze przed zmianą systemu na jesień-wiosna. Później już, grając jak reszta Europy, Rosjanie sporadycznie odgrywali wiosną w pucharach większą rolę.

Także ukraińskie kluby, od początku lat 90. zorganizowane w systemie jesień-wiosna, ale mające długą przerwę zimową, musiały dość często grać w pucharach, zanim ruszy liga w ich kraju. W trakcie najbardziej pamiętnych pucharowych przygód radziły sobie jednak z tą niedogodnością. Dnipro Dnipropietrowsk w 2015 roku w trakcie okresu przygotowawczego wyeliminowało Olympiakos w drodze do warszawskiego finału, Szachtar Donieck radził sobie w takich okolicznościach z Romą. Zmierzając po zwycięstwo w 2009 roku, ukraiński zespół przed startem krajowej ligi wyeliminował Tottenham. Silne zespoły są więc w stanie pokonać tę niedogodność. Ale raczej nie sprzyja ona długim pucharowym harcom na wiosnę.

SYSTEM WIOSNA-JESIEŃ JAKO PUCHAROWA BROŃ OBOSIECZNA

Argument o tym, że rywal znajduje się w trakcie sezonu, więc jest w rytmie meczowym, podnosi się w Polsce często jako jego atut na początku pucharowych kwalifikacji, w lipcu, gdy polskie kluby dopiero zaczynają się zgrywać, a przychodzi im się mierzyć z drużynami z systemu wiosna-jesień. Tego typu głosy było słychać niedawno, gdy Raków Częstochowa, a wcześniej Legia Warszawa mierzyły się z Florą Tallinn, gdy warszawianie grali z Bodoe/Glimt, Pogoń Szczecin z KR Reykjavik, Lech Poznań z Żalgirisem Kowno, Valmierą i Hammarby, Piast z Riga FC, BATE Borysów, Goeteborgiem, czy Dynamem Mińsk albo Cracovia z Malmoe. Istotnie, przynajmniej niektóre z tych starć kończyły się dla polskich klubów boleśnie. Warto jednak, wobec zbliżającego się meczu Legii z Molde, mieć z tyłu głowy, że to miecz obosieczny. Komu uda się przetrwać w pucharach na tyle długo, by zmierzyć się z rywalami z zimniejszych części Europy w lutym albo marcu, ten może to traktować jako minimalny atut.

Patrząc na zestaw, który pozostał w grze, w Warszawie mogą jedynie żałować, że nie do powtórzenia jest sytuacja Lecha sprzed roku, czyli zagranie na wiosnę z dwoma kolejnymi przeciwnikami czekającymi na rozpoczęcie ligowego sezonu. W gronie zespołów, które przezimowały w Lidze Konferencji Europy, są tylko dwa z lig toczonych w systemie wiosna-jesień: norweskie Molde i Bodoe/Glimt. Jeśli jednak Legii uda się przejść pierwszych Norwegów, nie mogą od razu trafić na drugich, bo oni – podobnie jak Polacy – zajęli drugie miejsce w grupie i w ewentualnej następnej rundzie będą dolosowywani do zwycięzców grup, wśród których są jedynie drużyny z systemów jesień-wiosna. Najwcześniej Legia mogłaby więc wpaść na Bodoe/Glimt dopiero w ćwierćfinale, gdy liga norweska zacznie już grę.

Nawet jeśli klimat nie jest dla polskiego futbolu zbyt łaskawy i rzadko daje mu nad kimkolwiek przewagę, w przypadku pierwszej tegorocznej rywalizacji można stwierdzić, że inni mają jeszcze gorzej i spróbować to wykorzystać. Może akurat będzie to te kilka rozstrzygających procent, które pozwolą polskiemu klubowi drugi rok z rzędu wygrać pucharowy dwumecz na wiosnę. Po trzech dekadach posuchy byłaby to przyjemna odmiana. Choć dopiero inne konfiguracje rywali powiedzą w przyszłości, czy znaczenie miało obniżenie poziomu napotykanych rywali, podniesienie umiejętności polskich klubów, czy zwyczajnie terminarz, który po latach bycia problemem, na moment został atutem.

Czytaj więcej o polskiej piłce:

Fot. 400mm.pl

Patrzy podejrzliwie na ludzi, którzy mówią, że futbol to prosta gra, bo sam najbardziej lubi jej złożoność. Perspektywę emocjonalną, społeczną, strategiczną, biznesową, czy ludzką. Zajmując się dyscypliną, która ma tyle warstw i daje tak wiele narzędzi opowiadania o świecie, cierpi raczej na nadmiar tematów, a nie ich brak. Próbuje patrzeć na futbol z analitycznego dystansu. Unika emocjonalnych sądów, stara się zawsze widzieć szerszą perspektywę. Sam się sobie dziwi, bo tych cech nabywa tylko, gdy siada do pisania. Od zawsze słyszał, że ludzie nie chcą już czytać dłuższych i pogłębionych tekstów. Mimo to starał się je pisać. A później zwykle okazywało się, że ktoś jednak je czytał. Rzadko pisze teksty krótsze niż 10 tysięcy znaków, choć wyznaje zasadę, że backspace to najlepszy środek stylistyczny. Na co dzień komentuje Ekstraklasę w CANAL+SPORT.

Rozwiń

Najnowsze

1 liga

Dwa błyskawiczne ciosy w minutę. Motor Lublin prowadzi 2:0 z Odrą Opole [WIDEO]

Damian Popilowski
0
Dwa błyskawiczne ciosy w minutę. Motor Lublin prowadzi 2:0 z Odrą Opole [WIDEO]

Piłka nożna

1 liga

Dwa błyskawiczne ciosy w minutę. Motor Lublin prowadzi 2:0 z Odrą Opole [WIDEO]

Damian Popilowski
0
Dwa błyskawiczne ciosy w minutę. Motor Lublin prowadzi 2:0 z Odrą Opole [WIDEO]

Komentarze

6 komentarzy

Loading...