Reklama

Kallman: Gdybym nie hamował się na siłowni, byłbym wielki jak szafa [WYWIAD]

Kamil Warzocha

Autor:Kamil Warzocha

06 lutego 2024, 10:38 • 11 min czytania 6 komentarzy

Jego ojciec był fantastycznym piłkarzem ręcznym. Do pewnego momentu żył w cieniu znanego sportowca i nawet chciał pójść w jego ślady, ale ostatecznie przerzucił się na piłkę nożną. W Finlandii został królem strzelców, choć nie wyobrażał sobie pozostania tam, uznając, że to byłoby niepowodzenie. W pewnym okresie jak szalony jeździł po wypożyczeniach, żeby wykazać się poza granicami własnego kraju i wylądował nawet w szkockiej lidze, której nie zwojował. W reprezentacji poznał Petteriego Forsella, a także od lat gra u boku Teemu Pukkiego. Kiedyś przyjemność sprawiało mu granie w World of Warcraft, a dzisiaj strzelanie goli. Jak sam stwierdził, nauczył się grania w Ekstraklasie i w tym sezonie może pokazywać, na co go stać. W Cracovii w siłowaniu na rękę podobno wygrałby z każdym, a czy jest lepszym napastnikiem niż Patryk Makuch? – Pomidor! – odpowiedział ze śmiechem na jedno z pytań Benjamin Kallman, napastnik Cracovii.

Kallman: Gdybym nie hamował się na siłowni, byłbym wielki jak szafa [WYWIAD]

To ty jesteś synem tego słynnego Mikaela?

(Śmiech) Dawno nie słyszałem tego pytania. Ostatni raz wiele lat temu, jeszcze w wieku nastoletnim, więc odświeżyłeś mi wspomnienia.

Twój ojciec był gwiazdą piłki ręcznej w kraju, a swego czasu nawet najlepszym zawodnikiem w Bundeslidze. Życie w jego cieniu potrafiło być problemem?

Coś takiego rzeczywiście może wpływać negatywnie, ale do pewnego stopnia się przed tym uchroniłem. Gdybym wybrał piłkę ręczną, na pewno byłbym porównywany, choć oczywiście nie dało się uciec od bycia w centrum uwagi. W Finlandii nasze nazwisko jest znane, nie ma co ukrywać. Z drugiej strony relacja z ojcem-sportowcem okazała się dla mnie benefitem i jestem dumny z tego, co osiągnął. Nie miałem jednak z jego powodu przywilejów w środowisku sportowym. Musiałem przejść normalną drogę i sam pracować na swoje nazwisko w świecie piłki nożnej.

Reklama

Jaka to była relacja? Ojciec cię kontrolował?

To była świetna relacja. Nigdy nie miałem poczucia, że coś zostało mi narzucone. Moje potrzeby były najważniejsze. Oczywiście popychał mnie do przodu, bo wiedział, ile trzeba zrobić, żeby zostać profesjonalnym sportowcem. Ale nigdy nie słyszałem „musisz”, tylko „powinieneś”. Kiedy miałem rozterki, tata zawsze podsuwał mi jakieś rozwiązanie. Dbał o mnie w tak zręczny sposób, że nie zgasił we mnie wewnętrznej ambicji, a wręcz ją podsycał.

Ale pewnie zawiódłbyś ojca, gdybyś nie został sportowcem.

Szczerze mówiąc, nie sądzę. Najważniejsze było, żebym robił to, co kocham. Gdybym to ja był na jego miejscu i zobaczył, że mój syn zdecydował się na inną drogę życiową niż sportowa, byłbym co najwyżej zdziwiony. Na pewno nie czułbym złości ani rozczarowania, jeśli widziałbym, że zmiana przyniosła mu szczęście.

Czego nauczyłeś się od sportowca większego formatu?

Przede wszystkim stylu życia profesjonalisty. Bycie sportowcem to specyficzny model funkcjonowania: zdecydowanie trudniejszy do utrzymania od przeciętnego, o czym ludzie zapominają. To zbiór małych rzeczy, które składają się na ogólną dyscyplinę.

Reklama

Zasady?

Nie powiedziałbym o zasadach, a raczej nawykach. Najważniejsze z nich to dbanie o dobry sen, wartościową dietę i mentalność zwycięzcy. Moim zdaniem to baza do osiągania sukcesów. Na szczęście miałem ją w swoim „systemie” już wcześniej. Byłem dobrze przygotowany do bycia profesjonalistą, zanim w ogóle nim zostałem.

Ale słyszałem, że w pewnym momencie nie chciałeś już chodzić do szkoły.

To prawda, ale to nie było tak, że rzuciłem szkołę. Po prostu zrezygnowałem z dalszej edukacji. Normalnie ludzie w Finlandii kończą obowiązek szkolny w wieku 16 lat i mogą zdecydować, czy chcą kontynuować naukę. Ale ja postanowiłem, że tego nie zrobię. Nie chciałem studiować. Skupiłem się w 100% na piłce, żeby zobaczyć, jak daleko zajdę.

A podobno rok wcześniej w planach wcale nie była piłka nożna.

Myślę, że nawet jeszcze wcześniej. Ale to nie była nagła decyzja, tylko coś, co dojrzewało we mnie z wiekiem. Miałem 13 albo 14 lat, kiedy zdecydowałem, że stawiam wyłącznie na piłkę nożną.

Co w takim razie można przenieść z piłki ręcznej do nożnej?

Oprócz wizji na boisku, na pewno również elementy fizyczne. Piłka ręczna to bardzo szybki sport, w którym robi się mnóstwo zmian kierunków i szybkich biegów na małej przestrzeni. Do tego lubiłem korzystać ze swoich warunków, więc często pracowałem ciałem przy kontakcie z rywalem na granicy przepisów, a dorzuciłbym jeszcze timing w skakaniu. To wszystko przekładam na futbol.

Byłbyś obrotowym? 

W życiu! Prędzej skrzydłowym. Brakowałoby mi z 20 kg wagi i 10 cm wzrostu na pozycję obrotowego. I normalnie mógłbym tyle przytyć, wiesz, naturalnie i szybko zbudować odpowiednią masę mięśniową, ale mam taką genetykę, że dosłownie muszę się hamować. Poza treningami piłkarskimi nie mogę ćwiczyć za dużo siłowni. Inaczej byłbym wielki jak szafa.

W wieku 20 lat spróbowałeś futbolu w Szkocji, w Dundee, ale w jednym wywiadzie przyznałeś, że na boisku i poza nim miałeś za mało dojrzałości na wyjazd z Finlandii. Co kryło się za takimi słowami?

Po prostu nie byłem jeszcze gotowy na opuszczenie rodzinnych stron i wyjście ze strefy komfortu. Znałem za mało prawdziwego życia, żeby w samotności dobrze poradzić sobie w innym kraju, szczególnie tak wymagającym pod względem rywalizacji. Ale wtedy nie mogłem o tym wiedzieć i musiałem się dopiero przekonać na własnej skórze. A czy żałuję? Nie, bo wiele się dzięki temu nauczyłem. Wyjazd do Szkocji był trudny, ale też cenny.

Pewnie wyrywałeś się do wyjazdu, bo perspektywy na dobre granie w piłkę w Finlandii nie są wymarzone.

W Finlandii najważniejszy jest hokej. W dalszej kolejności piłka ręczna, natomiast piłka nożna… Cóż, poziom ligi fińskiej rzeczywiście pozostawia wiele do życzenia i trudno przewidzieć, czy i kiedy to się zmieni. Na pewno jednym z problemów są zbyt małe inwestycje w infrastrukturę, które uniemożliwiają klubom rozwój na większą skalę. Finlandię czeka długi proces, jeśli chce to zmienić. A potencjał jest, bo sam widziałem, że młodych i utalentowanych zawodników nie brakuje. Trzeba im tylko dawać szansę i stworzyć odpowiednie warunki treningowe. Wtedy też wartość całej ligi wzrośnie, bo kluby z całej Europy zaczną ją bardziej doceniać.

Pod tym względem Skandynawia jest nierówna.

Trudno się z tym nie zgodzić. Byłem w Norwegii i Danii, gdzie widziałem, że dla ludzi wyjście na mecz to cotygodniowa rutyna. Czułem wielkie zaangażowanie, którego brakuje w Finlandii. Jeśli chodzi o mentalność to Skandynawie są kulturowo bardzo podobni, ale pod kątem emocjonowania się futbolem różnice są już znaczne. Nie wierzę, że to da się zmienić w kilka czy nawet kilkanaście lat. Z drugiej strony ostatnio na meczach reprezentacji mieliśmy wypełnione trybuny (30 tysięcy ludzi na stadionie w Helsinkach), wiec może dobra zmiana jest bliżej niż dalej.

Skoro użyłeś słowa „zmiana”, skąd u ciebie ich aż tyle? W pewnym okresie wręcz co rundę byłeś w innym klubie na wypożyczeniu.

Byłem w miejscu, w którym ciągle chciałem osiągnąć coś więcej. Celem było strzelanie bramek i wydostanie się z Finlandii. Ale miałem podpisany długi kontrakt z Interem Turku, więc transfer definitywny długo nie wchodził w rachubę. Klub godził się jednak na wypożyczenia z opcją wykupu, tylko że czasami za bardzo popychałem się w kierunku drużyn, w których co prawda mogłem grać, ale to nie były idealne miejsca do pokazania się w roli napastnika. Wtedy nie patrzyłem na to z takiego dystansu i miałem w głowię koncepcję, która okazała się nie do końca właściwa. Ostatecznie nigdzie nie chcieli mnie na tyle, żeby zdecydować się na wykup.

Gdzie nie trafiłeś, prawie zawsze walczyłeś o utrzymanie.

Niestety tak. Obrońcy się promowali, ale ja niekoniecznie. Miałem tych goli za mało, bo brakowało okazji.

Dopiero w 2021 roku zostałeś królem strzelców w Finlandii, ale czy to w ogóle jest jakiś gamechanger, skoro mówimy o słabej lidze?

Można to podważać, ale do tej pory to była najważniejsza rzecz w mojej karierze. Wcześniej próbowałem odnieść sukces w różnych miejscach, czasami narzucałem na siebie za dużą presję i ostatecznie wracałem z podkulonym ogonem do Finlandii. Nie ukrywam: traktowałem to jak porażkę. Rozmawiałem rozżalony z rodzicami, że tyle razy próbowałem, ale nie wyszło. W końcu doszedłem do wniosku, że skoro wróciłem do punktu wyjścia, muszę zacisnąć zęby i zacząć podchodzić do kolejnych kroków z większym spokojem. To pomogło. Dostałem się do kadry narodowej, przyszły bramki i wreszcie zagrałem bardzo dobry sezon. Nic nie liczyło się bardziej niż udany rok, w którym chciałem udowodnić swoją wartość. A kiedy już zobaczyłem tabelę na koniec sezonu i siebie na szczycie listy strzelców, powiedziałem sobie: „Okej, chyba trafiłem do swojej głowy i trafię teraz również do głów innych”.

Wtedy kluby zaczęły dzwonić.

Dokładnie.

Znasz Petteriego Forsella?

Oczywiście! Piłkarza z lepszymi strzałami z dystansu nie widziałem. Graliśmy w Interze Turku, lubiłem go. Wiem, że wiele mówiło się o jego wadze…

W Polsce był określany grubaskiem.

Najlepsze jest to, że on się nie przejmował takimi opiniami, a nawet się z nich śmiał. I wiesz co? Dla mnie wcale nie był gruby, tylko bardzo silny i ubity. Przysięgam. Każdy, kto miał okazję zderzyć się z nim na boisku, mógł poczuć, jaka to jest masa mięśni. Fantastyczny piłkarz. Bardzo go szanuję.

Dlaczego twoim zdaniem Teemu Pukki zrobił taką karierę? Z nim grasz w reprezentacji Finlandii, a to jej największa gwiazda od wielu lat.

Teemu ma niesamowitą wizję i naturalny dar do strzelania goli. Widzisz to, kiedy znajduje się sytuacjach strzeleckich. Ma w sobie dużo spokoju, potrafi znajdować odpowiednie przestrzenie. Dla mnie to wręcz fascynujące, kiedy obserwuję, jak znajduje sposób na pokonanie bramkarza w ułamku sekund. Często nie wygląda, jakby robił coś wyjątkowego, ale po fakcie zdajesz sobie sprawę, że jest szybki w myśleniu i podejmowaniu decyzji. Nadrabia tym braki w sile fizycznej.

Co Pukki mógłby wziąć od ciebie?

Mógłby czerpać z mojej siły i starć z obrońcami, z innego sposobu używania ciała, ale z drugiej strony dobrze mu idzie uciekanie przed nimi, więc niech zostanie tak jak jest (śmiech). Bądźmy różnymi napastnikami z korzyścią dla reprezentacji.

W Cracovii poczułeś, że wcześniej straciłeś jednak trochę czasu?

Wierzę, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Pewne rzeczy prawdopodobnie musiały się wydarzyć, kilka razy musiałem się odbić od realizacji marzeń, ale teraz jestem dzięki temu silniejszy. I szczęśliwy, bo Cracovia ma duży wpływ na mój rozwój. Tutaj dostałem swój pierwszy kontrakt poza Finlandią, za co jestem bardzo wdzięczny. Mam zapewnioną stabilność i wreszcie czuję, że to wszystko jest realne i nie zniknie w ciągu kilku miesięcy. To dla mnie nowy start i tak naprawdę dopiero początek rzeczywistej przygody w europejskiej piłce.

Lubisz grać z Patrykiem Makuchem? W poprzednim sezonie wyglądało to tak, jakbyście często zabierali sobie miejsce na boisku.

To może tak wyglądać, ale nie zgadzam się. Grudzień pokazał, że dobrze współpracujemy. Zwłaszcza że miałem bardzo udany miesiąc i czułem, że na boisku porozumiewamy się z Patrykiem bez słów. Lubię z nim grać, bo czasami mogę wchodzić w pojedynki z obrońcami, a czasami robi to on, co w tym samym czasie daje mi chwilę na przewidywanie zdarzeń na boisku. W niektórych meczach bardzo potrzebujemy dwóch takich gości, którzy rozbijają defensywę i kreują miejsce dla reszty zespołu. Na pewno sobie nie przeszkadzamy.

Trafiliście do klubu w tym samym okienku, więc pewnie kluczowe było, żeby wbić wam do głowy, że wcale nie musicie ze sobą rywalizować.

To prawda. Trenerzy nam to powtarzali i też sami z Patrykiem o tym rozmawialiśmy. Oczywiście czasami zyska bardziej on, czasami ja. Ale myślę, że przez rok nauczyliśmy się własnych zachowań na tyle, że w tym sezonie są z tego efekty.

Cracovii brakowało kogoś takiego jak Kamil Glik?

Wydaje mi się, że tak. Widzę różnicę w atmosferze. Taki zawodnik z takim bagażem doświadczeń to rzadkość, więc pewnie wszyscy czują jego wpływ. Nawet jeśli nic nie robi, wiesz, że z nim obok pewne standardy muszą być zachowane. Podoba mi się taka mentalność, wiedza i umiejętności, jakie Kamil wniósł do Cracovii. Nie mam wątpliwości, że każda szatnia na świecie odnotowałaby jego obecność.

Skąd u ciebie ta różnica na plus w skuteczności? Dalej marnujecie z Patrykiem dobre okazje, ale liczbowo rundę jesienną miałeś lepszą niż cały poprzedni sezon.

To dobre pytanie. Możliwe, że po prostu nauczyłem się grania w Ekstraklasie. Albo może zrobiłem krok naprzód, który wynika z regularnej gry. Teraz czuję, że mam najlepszy okres w karierze. Dobrze znam ligę, kolegów z zespołu i trenera. W takich warunkach mogę pokazać, na co mnie stać.

Trudniej jest grać na obrońców w Szkocji czy Polsce?

W Szkocji jest ciężko, naprawdę, ale w Polsce trudniej wygrywać te pojedynki. Poziom obrońców jest bardziej wyrównany.

Co się stało z Cracovią w rundzie jesiennej? Rok temu powiedziałeś, że „Pasy” mogą grać nawet o bycie w czołówce, ale ostatnio jesteście bliżej innej czołówki, tej z 1. ligi.

To kolejne dobre pytanie i… nie mam pojęcia. Na pewno w pierwszej połowie rundy zagraliśmy mocno poniżej oczekiwań i nie czuję, że pasujemy do dolnych rejonów tabeli. To nie jest nasze miejsce. Jesteśmy lepsi od kilku drużyn za nami i kilku przed nami. Uważam jednak, że na wiosnę naprostujemy naszą sytuację. Jesień traktowałbym bardziej jako wypadek przy pracy.

Swoją drogą masz bardzo dobry język angielski.

Dziękuję. Wydaje mi się, że to dzięki temu, że grałem w gry komputerowe. Kiedyś spędzałem dużo czasu w świecie World of Warcraft i tam rozmawiałem z ludźmi z całego świata. Lubiłem RPG online, często grałem w nich paladynem z dużą ilością życia, ale są bardzo czasochłonne, więc już nie gram. No i dzisiaj te wszystkie mikropłatności – szkoda gadać!

***

Dogrywka w ramach „Pomidora” z Benjaminem Kallmanem:

 

Wyświetl ten post na Instagramie

 

Post udostępniony przez Weszło (@weszlocom)

WIĘCEJ MATERIAŁÓW ZE ZGRUPOWANIA W TURCJI:

Fot. Newspix

W Weszło od początku 2021 roku. Filolog z licencjatem i magister dziennikarstwa z rocznika 98’. Niespełniony piłkarz i kibic FC Barcelony, który wzorował się na Lionelu Messim. Gracz komputerowy (Fifa i Counter Strike on the top) oraz stały bywalec na siłowni. W przyszłości napisze książkę fabularną i nakręci film krótkometrażowy. Lubi podróżować i znajdować nowe zajawki, na przykład: teatr komedii, gra na gitarze, planszówki. W pracy najbardziej stawia na wywiady, felietony i historie, które wychodzą poza ramy weekendowej piłkarskiej łupanki. Ogląda przede wszystkim Ekstraklasę, a że mieszka we Wrocławiu (choć pochodzi z Chojnowa), najbliżej mu do dolnośląskiego futbolu. Regularnie pojawia się przed kamerami w programach “Liga Minus” i "Weszlopolscy".

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

JAROSŁAW MROCZEK I JAROSŁAW KRÓLEWSKI U NAS W STUDIU PRZED PUCHAREM POLSKI!

Paweł Paczul
0
JAROSŁAW MROCZEK I JAROSŁAW KRÓLEWSKI U NAS W STUDIU PRZED PUCHAREM POLSKI!

Ekstraklasa

Komentarze

6 komentarzy

Loading...