Reklama

To jest sezon Stefana Krafta, a my w nim tylko skaczemy

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

27 stycznia 2024, 17:34 • 4 min czytania 0 komentarzy

Po pierwszym dniu mistrzostw świata w lotach byliśmy całkiem zadowoleni. A to – jak na ten sezon – nowość. Na półmetku zawodów Piotr Żyła zajmował bowiem szóste, a Aleksander Zniszczoł dziewiąte miejsce. Dalej byli Dawid Kubacki i Paweł Wąsek, ale sama perspektywa walki o medale jedynej mistrzowskiej imprezy w sezonie, to było coś niespodziewanego. I walkę faktycznie podjęliśmy. Ale do najlepszych zabrakło. W tym do fenomenalnego Stefana Krafta, który zadowolił miejscowych kibiców, zgromadzonych pod Kulm. Austriak został mistrzem świata w lotach i potwierdził, że to jego sezon. 

To jest sezon Stefana Krafta, a my w nim tylko skaczemy

Polacy tej zimy? Nie bójmy się tego powiedzieć: słabi. Gdybyśmy ten tekst pisali miesiąc temu napisalibyśmy wręcz, że przeraźliwie słabi, ale od tego czasu coś się w polskich szeregach faktycznie ruszyło i Biało-Czerwoni zaczęli skakać nieco lepiej. Nie był to ani trochę poziom, jakiego oczekiwaliśmy, ale fakt, że Olek Zniszczoł walczył w Zakopanem o indywidualne podium, a w drużynie też przez moment mogliśmy wierzyć w pudło, to już było coś, czego tej zimy w pewnym momencie przestaliśmy się spodziewać. Pytaniem pozostawało, czy to tylko efekt skoków na własnym terenie (świetnie mogło być przecież też w Szczyrku, ale tam loteryjnego konkursu nie udało się dokończyć), czy może pociągniemy tę formę na kolejne konkursy.

Choćby na mistrzostwa świata w lotach.

Nie jest to, rzecz jasna, najbardziej polska impreza w dziejach. W całej historii jej historii mamy na koncie cztery medale: srebro Kamila Stoch, brąz Piotra Fijasa i dwa kolejne takie z drużyny. Nawet Adam Małysz nie stał tam nigdy na podium, bo choć latać potrafił, to do najlepszych w tym fachu nieco mu brakowało – podobnie jest z większością Polaków, choć wspomniany Stoch (który wczoraj i dziś nie występował) czy Piotr Żyła potrafili na mamucich obiektach zaszaleć. I przed dzisiejszym skakaniem najwięcej mogliśmy sobie oczekiwać po tym ostatnim.

Reklama

Żyła był szósty po dwóch wczorajszych seriach. Dwie kolejne z dobrymi skokami mogłyby przynieść mu nawet atak na podium, a do trzeciego Johanna Andre Forfanga tracił 8,5 punktu. Mogłyby, ale szybko się przekonaliśmy, że dwóch na pewno nie dostaniemy, a wątpliwa była nawet jedna. Zawody miały rozpocząć się o 14, a w końcu wystartowały o 16 – ostatnim możliwym terminie – z planem na jedną serię. Gdyby wiatr dalej szalał, uznano by wyniki z wczoraj, a mistrzem zostałby wtedy Timi Zajc, przed Stefanem Kraftem i wspomnianym Forfangiem. My z kolei mielibyśmy poczucie niedosytu.

Trzecia seria jednak ruszyła, choć widać było, że sporo może zależeć od wiatru. Przekonał się o tym Paweł Wąsek, który klapnął na 161. metrze. Nie poszło też Dawidowi Kubackiemu, który osiągnął 183,5 metra. Obaj skończyli odpowiednio na 29. i 24. miejscu. A w międzyczasie Gregor Deschwanden – któremu wczoraj po prostu nie szło – trafił na dobre podmuchy i odpalił życiowkę, 235,5 metra. Później… nikt już nie skoczył dalej.

Co nie znaczy, że dalekiego skakania nie było. Kilku zawodników przekroczyło 220 metrów, stosunkowo wielu 210. Nie było wśród nich, niestety, Olka Zniszczoła. On z progu odbijał się w momencie, gdy wiało w plecy i wszyscy lądowali bliżej. Wyciągnął niezłe jak na tamten moment 198 metrów, ale ostatecznie i tak spadł o trzy miejsca – z 9., które zajmował po dwóch seriach, na 12. Dla debiutanta w konkursie indywidualnym tej imprezy to i tak jednak naprawdę solidny wynik. Szczególnie, że wyżej z Polaków zawody ukończył tylko Piotr Żyła. I tu trzeba przyznać, że Piotrek oczekiwań nie zawiódł.

Owszem, w porównaniu do wczoraj… nic się nie zmieniło. Żyła został na szóstym miejscu, którego w tym sezonie Pucharu Świata jeszcze nie osiągnął żaden z Polaków, a udało się na mistrzowskiej imprezie. Żyła jednak naprawdę zrobił wiele, by skończyć zawody wyżej. Poleciał na 225 metrów, był pierwszy po swoim skoku. Rywale skakali jednak równie dobrze, albo wykorzystywali przewagę, jaką mieli po wczorajszych próbach. Bo Johann Andre Forfang osiągnął na przykład 217 metrów, przez co stracił miejsce na podium, ale nadal był przed Żyłą – ostatecznie czwarty. A prowadzący po wczoraj Timi Zajc w trudnych warunkach skoczył ledwie 209,5 metra i zamiast złota, założył na szyję tylko brąz.

A wygrał znakomity Stefan Kraft.

I trzeba przyznać, że to po prostu sezon Austriaka. W Pucharze Świata jest najlepszy, zdecydowanie lideruje. Pobił już rekord wszech czasów w liczbie miejsc na podium w zawodach Pucharu Świata, który do tej pory należał do Janne Ahonena. Tej zimy stał na nim 11 razy, z czego siedmiokrotnie wygrywał. Nie udało mu się co prawda zgarnąć Złotego Orła za triumf w Turnieju Czterech Skoczni – jego zdobył Ryoyu Kobayashi, który był… drugi we wszystkich konkursach – ale stał na podium tej imprezy. Teraz z kolei uradował wszystkich austriackich fanów, którzy przyszli oglądać loty.

Reklama

SPRAWDŹ: PROMOCJA W FUKSIARZ.PL DLA NOWYCH GRACZY. 100% BEZ RYZYKA DO 300 ZŁ

Triumfował. I to triumfował na własnym terenie. Wygrał mistrzostwa świata w lotach jako pierwszy Austriak od Gregora Schlierenzauera w 2008 roku i jako piąty w dziejach, co – jak na możliwości tej kadry – nie jest przesadnie imponującym wynikiem. Wcześniej dwukrotnie stał już na podium tej imprezy, w obu przypadkach na trzecim miejscu. Teraz jest najlepszy. Teraz potwierdził, że to po prostu jego zima.

A Polacy? Choć coraz lepiej, to na razie tylko skaczą i z zazdrością przyglądają się Kraftowi.

SEBASTIAN WARZECHA

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Skoki

Polecane

Safety first? Nie tym razem, panie Pertile. Ryoyu Kobayashi skoczył 291 metrów!

Sebastian Warzecha
1
Safety first? Nie tym razem, panie Pertile. Ryoyu Kobayashi skoczył 291 metrów!

Komentarze

0 komentarzy

Loading...