Reklama

PolSKI Turniej już wystartował. Jak będzie wyglądać rywalizacja skoczków?

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

12 stycznia 2024, 20:15 • 4 min czytania 1 komentarz

Kwalifikacjami w Wiśle zaczęła się historyczna dla polskich skoków impreza. Owszem, wielkich wyników po naszych zawodnikach pewnie nie mamy prawa oczekiwać, ale to pierwsza edycja czegoś, co znane ma być pod nazwą PolSKI Turniej. Łącznie osiem dni skakania, w trzech różnych miastach: Wiśle, Szczyrku i Zakopanem. Trzy konkursy indywidualne, jeden duetów i jeden drużynowy. Ale jak to właściwie wszystko ma wyglądać?

PolSKI Turniej już wystartował. Jak będzie wyglądać rywalizacja skoczków?

Długo staraliśmy się o PolSKI Turniej. W końcu się go doczekaliśmy. O frekwencję na trybunach nie ma się co bać. Atmosfera w Wiśle, Szczyrku i Zakopanem na pewno będzie fantastyczna – mówił Dawid Kubacki podczas wczorajszej konferencji prasowej naszej kadry. Faktycznie, o bilety na zawody już trudno, choć ich ceny wcale nie były niskie. Dwa dni skakania w Wiśle, jeden w Szczyrku (dla którego to debiut w Pucharze Świata) i kolejne dwa w Zakopanem powinny więc odbyć się z udziałem kompletów kibiców na trybunach, mimo że nasi skoczkowie w tym sezonie na razie przecież zawodzą oczekiwania.

***

PolSKI Turniej. Kalendarz:

12.01 Wisła: kwalifikacje;
13.01
Wisła: konkurs duetów;
14.01 Wisła: konkurs indywidualny;
16.01 Szczyrk: kwalifikacje;
17.01 Szczyrk: konkurs indywidualny;
19.01 Zakopane: kwalifikacje;
20.01 Zakopane: konkurs drużynowy;
21.01 Zakopane: konkurs indywidualny;

Reklama

***

Nie ma też pewnie co spodziewać się, że będą w stanie osiągnąć sukcesy w klasyfikacji generalnej turnieju. Choć na pewno mają na to większe szanse niż – na przykład – w Turnieju Czterech Skoczni, bo rywali jest po prostu mniej. PolSKI Turniej to bowiem impreza dla reprezentacji, nie pojedynczych skoczków. Na ostateczny wynik w klasyfikacji generalnej składać będą się:

  • punkty (nota) dwóch najlepszych zawodników z każdego kraju w kwalifikacjach (trzy serie);
  • punkty (nota) dwóch najlepszych zawodników z każdego kraju w trzech konkursach indywidualnych;
  • łączna nota reprezentacji w konkursie duetów;
  • łączna nota reprezentacji w konkursie drużynowym.

Jak więc widzicie, tylko w ostatnim przypadku liczyć będą się noty więcej niż dwóch skoczków. A to daje nam pewne nadzieje na to, że Polacy będą w stanie przynajmniej nawiązać walkę.

Oczekujemy dobrego turnieju. Mam nadzieję, że pokażemy się w nim jak najlepiej nie tylko sportowo, ale i pod kątem organizacyjnym. Mieliśmy trochę problemów, bo najpierw dwa tygodnie woziliśmy śnieg na skocznię, a później musieliśmy go z niej wywozić. Najważniejsze jednak, że zeskok jest dobrze przygotowany. Mam nadzieję, że turniej będzie fajny i nasi zawodnicy pokażą się z dobrej strony – mówił wczoraj Adam Małysz, prezes PZN. Z kolei Thomas Thurnbichler, trener kadry A, zapewniał, że forma jego zawodników rośnie, co pokazał Turniej Czterech Skoczni.

Oczywiście, rośnie powoli, co oznacza, że aktualnie kilku naszych skoczków jest w stanie walczyć o miejsce w „30”, a dwóch, może trzech o to, by zakręcić się w okolicach najlepszej „10”, co nadal nie udało się w tym sezonie żadnemu z Polaków! W dzisiejszych kwalifikacjach zresztą też ich tam zabrakło, ale 12. i 13. byli odpowiednio Piotr Żyła i Dawid Kubacki, a dwa miejsca niżej Aleksander Zniszczoł. Do niedzielnego konkursu weszli jeszcze Kamil Stoch (22.), Klemens Murańka (38.), Paweł Wąsek (47.) i Jakub Wolny (50.). Tuż za ostatnim z nich uplasowali się z kolei Maciej Kot i Andrzej Stękała, którzy tym samym przepadli w kwalifikacjach.

Już wiadomo również, że w jutrzejszym konkursie duetów o triumf i punkty powalczą Żyła i Kubacki, dwaj najlepsi Polacy z kwalifikacji. To zresztą historyczny konkurs, po raz pierwszy bowiem rywalizacja dwójek będzie miała miejsce w Polsce. Biało-Czerwoni z tego typu konkursami mają zresztą dobre wspomnienia – gdy rozgrywano go po raz pierwszy w Pucharze Świata, w lutym ubiegłego roku w Lake Placid, to właśnie Kubacki i Żyła wygrali. Teraz na taki wynik nie ma co liczyć (w kwalifikacjach ich łączna nota dała Polsce na ten moment szóste miejsce w klasyfikacji PolSKIego Turnieju), ale przy dobrych wiatrach realne wydaje się piąte, może nawet czwarte miejsce.

Reklama

O ile Polakom spodoba się nowa skocznia w Wiśle.

Nowa, bo po remoncie, który zmienił też jej parametry. I to tak bardzo, że wykasowano stare rekordy (Stefan Kraft dzierżył tytuł rekordzisty obiektu po skoku na 139 metrów), a w ich miejsce pojawią się nowe. Pierwszym oficjalnym rekordzistą po kwalifikacjach został zresztą Anze Lanisek, który wygrał dzisiejsze kwalifikacje, skacząc 134.5 metra. A jak właściwie zmienił się obiekt?

W skrócie: zmieniono nachylenie progu skoczni (na 11 stopni, zwiększono je o pół stopnia), co oznacza, że ten jest teraz bardziej stromy i trudniejszy. Jest też dłuższy niż wcześniej (o 11 centymetrów, ale dla zawodników to spora zmiana). Oprócz tego o kilkadziesiąt centymetrów podniesiono zeskok, co z kolei oznacza, że skoczkowie latają niżej. Efekt? Skocznia jeszcze trudniejsza do opanowania, niż wcześniej. A już przedtem nie był to obiekt najłatwiejszy w kalendarzu Pucharu Świata. Łagodnie rzecz ujmując. Inne zmiany – choć istotne dla zawodników – to już bardziej techniczny zestaw, chodzi o rzeczy takie jak wypłaszczenie zeskoku w stosunku do poprzedniej „wersji”.

SPRAWDŹ: PROMOCJA W FUKSIARZ.PL DLA NOWYCH GRACZY. 100% BEZ RYZYKA DO 300 ZŁ

Dla fanów ważne jest jedno: nie zmienił się ani punkt K (120 metrów), ani HS (134). A to oznacza, że pod tym względem rywalizację można śledzić jak i wcześniej: z nadzieją na skoki za czerwoną linię. Tę drugą.

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Skoki

Polecane

Safety first? Nie tym razem, panie Pertile. Ryoyu Kobayashi skoczył 291 metrów!

Sebastian Warzecha
1
Safety first? Nie tym razem, panie Pertile. Ryoyu Kobayashi skoczył 291 metrów!

Komentarze

1 komentarz

Loading...