Reklama

Mocni Granerud i Kraft, podrażniona ambicja Kubackiego. Kto tym razem zdobędzie Kryształową Kulę?

Szymon Szczepanik

Autor:Szymon Szczepanik

24 listopada 2023, 13:36 • 14 min czytania 0 komentarzy

Już jutro w Ruce odbędzie się pierwszy konkurs zimowego sezonu Pucharu Świata w skokach 2023/2024. Kandydatów do zdobycia Kryształowej Kuli jest kilku. Jednak w przeciwieństwie do poprzednich lat, tym razem żaden skoczek zdaje się nie wyrastać na wielkiego faworyta, który zdominuje resztę stawki. W końcu Halvora Egnera Graneruda czeka trudne zadanie obrony tytułu, czego od czasów Janne Ahonena nie dokonał żaden skoczek. Forma Ryoyu Kobayashiego to wielka niewiadoma. Z obozu Austriaków dochodzą słuchy, że ten rok może należeć do Stefana Krafta. Kryzys przechodzą za to Słoweńcy. Wreszcie, w walce o Puchar Świata nie można zapomnieć o Dawidzie Kubackim, który ze względu na przedwczesne zakończenie poprzedniego sezonu, ma sporo do udowodnienia. Kto tym razem okaże się najlepszy?

Mocni Granerud i Kraft, podrażniona ambicja Kubackiego. Kto tym razem zdobędzie Kryształową Kulę?

HALVOR, CZYLI PÓJŚĆ W ŚLADY AHONENA

Halvor Egner Granerud na swoim koncie ma już dwie Kryształowe Kule – w tym za ubiegłoroczną edycję Pucharu Świata. Wówczas na początku sezonu jako jedyny był w stanie dotrzymać kroku fenomenalnemu Dawidowi Kubackiemu. Ale począwszy od Turnieju Czterech Skoczni, sezon 2022/2023 to był jego popis. Norweg triumfował w aż 11 konkursach. W dodatku od Oberstdorfu aż do Willingen ani razu nie schodził z podium zawodów.

To była dominacja i wielki sezon Halvora. Ostatecznie drugi Stefan Kraft stracił do niego 338 oczek. Norweski mistrz nawiązał tym samym do sezonu 20/21, kiedy w równie efektowny sposób potrafił zawładnąć rozgrywkami Pucharu Świata.

A jednak ubiegły rok nie był idealny w wykonaniu Graneruda. W końcu główną imprezą sezonu były mistrzostwa świata w Planicy. Tam Norweg zawiódł w występach indywidualnych, bowiem zarówno na normalnej jak i dużej skoczni nie uplasował się na podium. Choć dodajmy, że szczególnie na mniejszym obiekcie o przebiegu konkursu decydowały warunki pogodowe. Piotrowi Żyle, który po pierwszej serii zajmował 13. miejsce, wiatr dopisał, dzięki czemu Polak przeprowadził fenomenalny atak na złoto. Halvor, który na półmetku zawodów był dziesiąty, ostatecznie spadł o jeszcze jedną pozycję.

-To parodia skoków narciarskich. Naprawdę szkoda, że takie rzeczy przydarzają się na mistrzostwach świata – nie gryzł się w język Norweg w rozmowie z NRK.

Reklama

Granerudowi nie udało się także wskoczyć na podium na dużej skoczni. Z kolei w drużynie męskiej i mieszanej Norwegowie uznawali wyższość kolejno Słowenii i Niemiec.

Jednak nawet pomimo niepowodzeń na głównej imprezie, Granerud wciąż imponuje regularnością, dzięki której wielu ekspertów właśnie w jego osobie upatruje głównego kandydata do zwycięstwa. Do tego grona zalicza się także nasza rozmówczyni, Natalia Żaczek – dziennikarka „Przeglądu Sportowego”, która o skokach wie prawie wszystko.

– Jeżeli chodzi o mojego faworyta, to wskazałabym na Halvora Egnera Graneruda. Wprawdzie sporo minęło od czasu, kiedy któryś zawodnik obronił Kryształową Kulę – ostatnim takim przypadkiem był Janne Ahonen osiemnaście lat temu. Ale Halvor ma wszystko, by tego dokonać. O ile zdarzały mu się wpadki w dużych pojedynczych konkursach, jak mistrzostwa świata, to jednak przez cały sezon potrafił pokazywać stabilność. On sam także mówi, że jest mocny mentalnie. Kiedy ostatnio z nim rozmawiałam, to miałam wrażenie, że brzmi jak sportowiec nasycony. Ale powiedział mi wtedy, że jemu wciąż chce się skakać. Tylko po prostu już nie czuje presji – mówi nam Żaczek.

Sam Granerud w rozmowie ze Skijumping.pl także nie krył się z celami na ten sezon: – Chcę ponownie zdobyć Kryształową Kulę. Już wiem, że obrona tego trofeum wcale nie jest taka prosta. Poprzednim razem mi się to nie udało. Bardzo chciałbym pójść w ślady Janne Ahonena, który jako ostatni zdołał zdobyć Puchar Świata dwa razy z rzędu.

Czy Norwegowi uda się ta sztuka? Nie jest to wykluczone, aczkolwiek reszta stawki z pewnością nie ułatwi mu tego zadania.

Reklama

Halvor Egner Granerud.

RYOYU WRACA DO KORZENI

Ryoyu Kobayashi jest jednym z głównych nazwisk, które nasuwają się w kontekście walki o Kryształową Kulę. W końcu podobnie jak Granerud, Japończyk także dwa razy triumfował w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. A za pierwszym razem – w sezonie 2018/2019 – skala jego dominacji była nawet bardziej okazała, niż w przypadku Norwega. Wówczas Kobayashi zakończył sezon z przewagą grubo ponad 700 punktów nad drugim Stefanem Kraftem. Ponadto jako trzeci zawodnik w historii – po Svenie Hannawaldzie i Kamilu Stochu – wygrał wszystkie konkursy Turnieju Czterech Skoczni w sezonie.

Ale podobnie jak Norweg, Kobayashi cztery lata temu zawiódł na głównej imprezie – mistrzostwach świata. Stąd zapewne sam zainteresowany lepiej wspomina sezon 2021/2022. Może skala jego dominacji nie była aż tak wielka, ale wówczas spełnił marzenie każdego sportowca. W Pekinie zdobył indywidualne złoto olimpijskie. A parę dni później dołożył do tego srebrny medal.

Poprzedni rok startów także nie był zły w wykonaniu Ryoyu, choć oczywiście daleko było mu do monstrualnej formy, którą potrafił prezentować w zeszłych latach. Ale należy docenić, że Japończyk przez piąty rok z rzędu nie wypadł z czołowej piątki klasyfikacji generalnej Pucharu Świata.

Dlaczego zatem do kwestii jego walki o Kryształową Kulę należy podchodzić ostrożnie? Ano dlatego, że forma Kobayashiego przed sezonem zwykle jest jedną wielką niewiadomą. Japończyk to bardzo wyluzowany gość, który do swoich obowiązków nie podchodzi zgodnie z etosem pracy stosowanym przez wielu jego rodaków. Czasami ten luz pomagał w zbudowaniu genialnej dyspozycji. A czasami czegoś brakowało.

Poza tym Kobayashi lubi eksperymentować i zmieniać swój proces treningowy. Może zdarzyć się tak, że w pewnym momencie po prostu przestrzeli ze zmianami. Uwagę na ten fakt zwraca Michał Chmielewski, dziennikarz TVP Sport, którego poprosiliśmy o opinię na temat postawy japońskiego skoczka w tym sezonie.

– Ryoyu będzie mocny, ale nie aż tak, by wywalczyć Kryształową Kulę. Japończyk ponownie rozpoczął współpracę z Janne Vaatainenem, który go zbudował jako skoczka. To poskutkowało zupełną reorganizacją pracy w jego obozie – twierdzi Chmielewski.

Ryoyu Kobayashi.

AUSTRIA, CZYLI JEDNAK STARA GWARDIA

Kiedy pytamy Chmielewskiego o faworytów do zwycięstwa w Pucharze Świata, ten zgodnie z przewidywaniami wymienia w tym gronie Halvora Egnera Graneruda. Ale największego konkurenta dla obrońcy tytułu szuka nie w osobie Kobayashiego, lecz wśród kadry Austrii.

– Mam przeczucie, że losy tytułu rozstrzygną się pomiędzy Granerudem – jeżeli Norweg ponownie będzie w stanie tak długo utrzymywać wysoką formę – a Stefanem Kraftem. Jeżeli sam Austriak mówi, że go nic nie boli, wyczekuje początku sezonu i nakręca się na rywalizację, to sygnał, że może być mocny. Sezon jest długi, ale zawodnika w wieku trzydziestu lat stać na to, by utrzymać dobrą dyspozycję. Zresztą już to pokazywał, gdyż goni Janne Ahonena w liczbie podiów Pucharu Świata, jest kapitalnie równy. Z obozu Austriaków dochodzą słuchy, że pomimo iż Kraft zaczął przygotowania później, to może być ponownie jego sezon.

Zatem z przewidywań ekspertów wynika, że status quo z zeszłego sezon może zostać zachowane. W końcu austriacki specjalista od lotów w ubiegłorocznej edycji Pucharu Świata zajął drugie miejsce. Ale istotnie, jeżeli Kraft podczas przygotowań nie narzekał na zdrowie (a to często krzyżowało mu plany), to jest w stanie pokonać każdego. Zresztą podobnie jak Halvor i Ryoyu, on także dwa razy w karierze zgarniał Kryształową Kulę.

Natalia Żaczek: – Liderem Austriaków pozostanie Stefan Kraft. W tym roku okres przygotowawczy obył się u niego bez problemów. Podobnie jak Granerud, on także posiada dużą pewność siebie. Świadczy o tym chociażby fakt, że nieco później zaczął przygotowania, ważniejszy dla niego był luz psychiczny. Co istotne, Austriak nie posiada w kolekcji złotego medalu z mistrzostw świata w lotach, a w tym roku odbędą się one na Kulm. To będzie dla niego najważniejsza impreza.

SPRAWDŹ: PROMOCJA W FUKSIARZ.PL DLA NOWYCH GRACZY. 100% BEZ RYZYKA DO 300 ZŁ

W kadrze Austriaków jeszcze jedno nazwisko wzbudza emocje. Daniel Tschofenig ma dopiero 21 lat, ale już w zeszłym sezonie był uznawany za potencjalnego czarnego konia Pucharu Świata. I w dużej mierze spełnił pokładane w nim nadzieje, bowiem w klasyfikacji generalnej uplasował się na 9. miejscu. Daniel przez cały sezon skakał bardzo solidnie co poskutkowało tym, że trzy razy znalazł się na podium zawodów.

Czy jednak właśnie rozpoczynający się sezon będzie tym, w którym Tschofenig utrze nosa faworytom? Nasi rozmówcy są w tej kwestii zgodni.

Żaczek: – Wiele osób wskazuje na Daniela Tschofeniga jako czarnego konia do triumfu w Pucharze Świata. Tylko pamiętajmy, że mówimy o zawodniku, który na swoim koncie nie ma ani jednego zwycięstwa w elicie. W tamtym sezonie miał przebłyski w postaci wygranych kwalifikacji – na przykład w Zakopanem – jednak w samych zawodach zaliczał pojedyncze podia. Wydaje mi się, że Daniel posiada jeszcze za mało doświadczenia, by liczyć się w walce o Kryształową Kulę. Skończy sezon wysoko, ale jednak nie w trójce najlepszych.

Chmielewski: – Uważam, że Tschofenig, który niekiedy już skacze na poziomie Krafta, może namieszać w stawce. Pytanie, czy w tak młodym wieku Daniela stać na to, by utrzymać formę przez całą zimę? To złote dziecko austriackich skoków, fajnie się rozwija. Warto zauważyć, że to wychowanek Thomasa Thurnbichlera, który trenował go bezpośrednio przed tym, jak objął stery kadry Polski. Jednak czy już teraz może wszystkich pokonać? Sądzę, że może wygrać jakiś konkurs, ale w ścisłej czołówce klasyfikacji generalnej będzie rządzić stara gwardia.

Stefan Kraft i Daniel Tschofenig.

SŁOWENIA W KRYZYSIE?

A gdzie w tym wszystkim jest Słowenia? Najtrafniejszym określeniem byłoby powiedzenie, że w lesie. I bynajmniej nie chodzi o to, że podopieczni Roberta Hrgoty zaszyli się gdzieś w jednej z licznych puszczy na terenie swojego kraju, by w tajemnicy przed wszystkimi doprowadzić się do znakomitej formy. Okres przygotowawczy w wykonaniu Słoweńców to było jedno wielkie pasmo rozczarowań. Przez całe lato Anze Lanisek i spółka prezentowali się znacznie poniżej oczekiwań. I owszem, czasami bywa tak, że przygotowania zakładają przyjście formy w późniejszym momencie. Ale równie dobrze może być tak, że Słoweńcy po ostatnich świetnych sezonach tym razem gdzieś popełnili błąd.

– Kiedy we wrześniu byłem na wakacjach w Słowenii, to podjechałem do Planicy i widziałem zgrupowanie Słoweńców. Timi Zajc na dużej skoczni jeździł z szalenie niskich progów, a za każdym razem lądował pod HS. Z kolei Anże Lanisek męczył się z wyższych belek, więc różnica pomiędzy nimi była zauważalna. Ale potem przyszły konkursy Letniego Grand Prix w Hinzenbach i Klingenthal, podczas których Słoweńcy nic wielkiego nie pokazali – analizuje Chmielewski.

Natalia Żaczek dodaje: – Jeżeli chodzi o Słoweńców to obawiałabym się, czy nadal będą potrafili pokazać tę solidność. Lato było dla nich trudne, a wyniki na skoczni nie napawały optymizmem. Wypadli słabo także w końcówce sezonu letniego w Klingenthal. Jak się okazuje, to nie był przypadek. Robert Hrgota w jednym z wywiadów wspominał, że na początku mieli bardzo duże problemy sprzętowe ze względu na kolejną zmianę przepisów przez FIS. Niektórym łatwiej było się zaadaptować do nowych regulacji, a innym trudniej. Słoweńcom zostało niewiele czasu, by zniwelować wszystkie mankamenty.

Ostatni raz Słoweniec zdobył Kryształową Kulę w sezonie 2015/2016. Dokonał tego Peter Prevc… który w październiku wywalczył tytuł mistrza kraju. Jednak wyczyn doświadczonego skoczka słoweńskiej kadry bardziej niż o sile Pero, świadczyć może o słabości reszty kadry i tym, że słoweńscy skoczkowie wciąż szukają formy.

Czy to oznacza, że żaden Słoweniec nie włączy się do rywalizacji o Kryształową Kulę?

– Jeżeli miałabym wskazać kandydata, który może włączyć się do walki o Puchar Świata, to wybrałabym Anze Laniska. Tylko jeżeli sprzętowo będzie odstawał od Polaków, Austriaków czy Niemców, to wiele nie zwojuje – mówi Natalia Żaczek.

Chmielewski: – Laniska stać na to, by skakał przez całą zimę równo i na wysokim poziomie. Jednak pomimo, iż uważam go za genialnego sportowca – i chciałbym, aby to wybrzmiało – to równocześnie sądzę, że do zdobycia Kryształowej Kuli trochę mu brakuje. W stawce po prostu są więksi zawodnicy.

W ubiegłym sezonie Słoweńcy w składzie Lovro Kos, Ziga Jelar, Timi Zajc i Anze Lanisek, cieszyli się z drużynowego złota mistrzostw świata. Początek obecnego sezonu zwiastuje, że cała kadra Słowenii ma spore problemy. Co przełoży się także na występy indywidualne.

GDZIE W TYM WSZYSTKIM SĄ POLACY?

Skoro mowa o potencjalnych kandydatach do wygrania Pucharu Świata, to oczywiście w naszych rozważaniach nie może zabraknąć Biało-Czerwonych. W końcu w szeregach kadry prowadzonej przez Thomasa Thurnbichlera znajduje się mistrz świata ze skoczni normalnej – Piotr Żyła, który sam wygłasza deklaracje o ambitnych celach na ten sezon.

Chmielewski: – Ciekawe są te zapowiedzi Piotra Żyły o chęci walki o podium Pucharu Świata. Jeżeli przez cztery miesiące byłby tak zmotywowany, jak potrafi to robić na najważniejsze zawody w karierze, to wtedy możliwa do zdobycia jest nawet Kryształowa Kula, lecz w przypadku Piotrka to będzie trudne. Ale kiedy trafi się równy konkurs i fajne warunki, na przykład podczas mistrzostw świata w lotach na Kulm, to Żyła może powalczyć nawet o medal.

Mamy Kamila Stocha, który może nie prezentuje już dyspozycji jak z najlepszych lat, ale nasza legenda skoków wciąż liczy się w szerokiej stawce. W pojedynczych konkursach może zaskoczyć, a sam z pewnością ostrzy sobie zęby na rywalizację w Turnieju Czterech Skoczni.

Żaczek: – Kamil Stoch w zeszłym sezonie sygnalizował, że jego forma była naprawdę blisko czołówki, ale później gdzieś brakowało mu cierpliwości co sprawiało, że podia zawodów się od niego oddalały. Obserwując zachowanie Kamila przed obecnym sezonem uważam, że bije z niego spokój, co w jego przypadku może być bardzo pomocne.

Wreszcie, jest Dawid Kubacki, który w ubiegłym roku pełnił rolę lidera Polaków. Pierwsze konkursy sezonu 2022/2023 to był jego popis. Później forma skoczka z Nowego Targu nieco osłabła, ale Dawid i tak wywalczył brązowy medal mistrzostw świata na dużej skoczni w Planicy. Ostatecznie Polak w Pucharze Świata uplasował się na czwartym miejscu, jednak los odebrał mu możliwość walki o podium. Przypomnijmy, że Kubacki opuścił ostatnie cztery konkursy sezonu z powodu problemów kardiologicznych żony Marty, która w ciężkim stanie trafiła do szpitala. Na szczęście lekarze uratowali jej życie.

Państwo Kubaccy otrzymali masę wsparcia ze strony całego środowiska skoków. Wprawdzie w tamtych chwilach sport dla Dawida nie miał znaczenia (i trudno się temu dziwić), ale sam Anze Lanisek, który ostatecznie wyprzedził Polaka w wyścigu o podium, doceniał klasę i trudną sytuację rodzinną swojego rywala. Słoweniec podczas ceremonii dekoracyjnej pojawił się na pudle z podobizną Kubackiego. Przekaz był jasny – Dawid, to ty powinieneś tutaj stać.

Michał Chmielewski nie ma wątpliwości, że ta historia tylko wzmocni Kubackiego: – Po tym, co stało się w zeszłym roku, ambicja sportowa Dawida znajduje się na tak wysokim poziomie, że Polak zrobi wszystko by ponownie powalczyć o triumf w Pucharze Świata. Z pewnością ma na to potencjał. Po zeszłorocznej obniżce formy, która nastąpiła u Polaków pod koniec stycznia, trener Thurnbichler także jest mądrzejszy w kwestii przygotowania naszej kadry.

Właśnie – obniżka formy. Jak dobrze wiemy, Dawid Kubacki w poprzednich sezonach był skoczkiem, który błyszczał podczas konkursów Letniego Grand Prix. Nazywano go przecież królem lata. Czy też – może nieco prześmiewczo – cesarzem igelitu, wskazując, że Polak skacze wybitnie, ale poza sezonem zimowym. Spoglądając na to, jak skoki Dawida wyglądały tego lata, można było mieć pewne obawy co do jego dyspozycji. Jednak taki jest zamysł Thomasa Thurnbichlera, by to co najlepsze, polski skoczek pokazał w późniejszej części sezonu. Austriak po prostu wyciągnął wnioski z ubiegłego roku.

– Jeżeli chodzi o postać polskiego lidera, wskazałabym Dawida Kubackiego – mówi Natalia Żaczek: – Jak pamiętamy, w ubiegłym sezonie był bardzo blisko podium, a i w poprzednich latach udowadniał, że stać go na równe występy. W ubiegłym roku Dawid miał znakomity początek rozgrywek, ale jak wiemy, później tego paliwa zabrakło. Tym razem trener Thurnbichler zmienił system przygotowań. Najwyższa forma ma przyjść później, ale za to utrzymać się do końca sezonu.

Kamil Stoch, Piotr Żyła i Dawid Kubacki.

KTOŚ JESZCZE ZASKOCZY?

Oczywiście możemy wymienić więcej nazwisk, które w tym roku mogą pozytywnie zaskoczyć w Pucharze Świata. Przy czym wyraźnie zaznaczamy, że w przypadku poniżej wymienionych raczej należy nastawiać się na niespodzianki w pojedynczych konkursach, niż walkę o Kryształową Kulę.

Do takich skoczków należy na przykład grupa niemiecka. Andreas Wellinger, dwukrotny mistrz olimpijski, po latach ogromnych problemów w zeszłym sezonie zaliczył wielki powrót. W klasyfikacji generalnej PŚ zajął 7. miejsce. Przy tym powrócił z Planicy ze srebrnym medalem ze skoczni normalnej oraz złotym wywalczonym w drużynie mieszanej.

Jednak w listopadzie tego roku ani Wellinger, ani Karl Geiger, więc drugi najlepszy Niemiec w zeszłym sezonie, nie znaleźli się na podium krajowego czempionatu. Pierwszą trójkę obsadzili Philipp Raimund, Stephan Leyhe oraz zwycięzca – Martin Hamann. 26-latek, który przez ostatnie dwa lata nawet nie zdobył punktu w zawodach Pucharu Świata. Mało tego, podczas ostatnich dwóch konkursów Letniego Grand Prix to właśnie Hamann był najlepszym niemieckim skoczkiem. Wnioski nasuwają się dwa. Albo Martin uwielbia obiekt w Klingenthal gdzie rozgrywano wspomniane rundy LGP i krajowe mistrzostwa, albo nasi zachodni sąsiedzi doczekali się kolejnego solidnego skoczka.

Chmielewski: – Andreas Wellinger odrodził się w zeszłym roku, stąd nasuwa się pytanie, czy można uważać go za czarnego konia? Tym bardziej, że podczas odbywających się na początku listopada mistrzostw Niemiec nie był najmocniejszym zawodnikiem. Za to ciekawi mnie Martin Hamann. Z jednej strony to fajna historia – postać pojawiająca się znikąd, urodzona pod skrzydłami Horngachera. Ale pytanie, czy to jest skoczek na cały sezon. Bo na podia pojedynczych zawodów – pewnie tak.

Oczywiście, lista potencjalnych zaskoczeń na plus nie zamyka się na Niemcach. Jest mocna grupa z Norwegii, która może ukraść kilka miejsc na podiach zawodów. Po cichu w pojedynczych konkursach liczymy na Polaków spoza naszej Wielkiej Trójki. W kadrze Austrii napisaliśmy już trochę o Tschofenigu, którego status wciąż waha się pomiędzy mocnym kandydatem do czołowej dziesiątki, a zawodnikiem, który jeszcze nie ma na koncie zwycięstwa w Pucharze Świata. Ale warto zwrócić uwagę także na Jana Hoerla, który miewał już przebłyski formy, jednak na dłuższą metę w jego skokach brakowało stabilizacji. Jeżeli tym razem uda mu się utrzymać na dobrą dyspozycję na dłużej, to w kilku konkursach może sprawić niespodziankę. Tak, jak dwa lata temu w Wiśle, kiedy udało mu się zwyciężyć.

SZYMON SZCZEPANIK

Fot. Newspix

Czytaj więcej o skokach narciarskich:

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

Skoki

Polecane

Safety first? Nie tym razem, panie Pertile. Ryoyu Kobayashi skoczył 291 metrów!

Sebastian Warzecha
1
Safety first? Nie tym razem, panie Pertile. Ryoyu Kobayashi skoczył 291 metrów!

Komentarze

0 komentarzy

Loading...